Poprzednie częściKomisar - 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Komisar - 13

Kapitan Milson stał w moim gabinecie w milczeniu. Nadal nosił amerykański mundur, ale tym razem oznaczony czerwoną gwiazdą na czapce oficerskiej i czerwoną opaską na lewym ramieniu. Nie wyglądał na zadowolonego. Czuć było od niego pogardę, wstyd i gorycz.

Typowa reakcja po tak wielkiej porażce.

Westchnąłem cicho. Spodziewałem się, że mój pomysł będzie trudny do zrealizowania, ale teraz, sytuacja stawała się znaczniej bardziej skomplikowana, niż zakładałem.

Odłożyłem na bok trzymane dokumenty i wskazałem na krzesło przed biurkiem.

– Siadajcie, towarzyszu kapitanie – poprosiłem.

Cień przeszedł po twarzy Amerykanina, ale posłusznie usiadł, zdejmując wpierw czapkę.

– Czemu mnie wezwaliście… towarzyszu majorze?

Widać było, że miał trudności z wypowiedzeniem sowieckiego powitania, ale przynajmniej się starał. To mi wystarczało… przynajmniej na razie.

– Kiepsko wyglądacie – stwierdziłem, unikając odpowiedzi. – Czyżby wieści z frontu cię zaniepokoiły, towarzyszu?

Kapitan zacisnął pięści, zazgrzytał zębami i nie wypowiedział słowa. Uśmiechnąłem się lekko.

– Przy mnie, nie musicie aż tak się starać grać dobrego komunistę – oznajmiłem. – Proszę spuścić trochę pary i nie wstydzić się swoich przemyśleń.

Milson spojrzał na mnie ostro.

– Każecie mnie rozstrzelać, jeśli cokolwiek powiem.

Zachichotałem rozbawiony.

– Kapitanie Milson, proszę – pokręciłem głową. – Nie potrzebuję dowodu, by pana rozstrzelać. Gdybym chciał, wyciągnąłbym dowody z kapelusza i skazał na śmierć, w sądzie bez możliwości obrony – tu wskazałem na symbol KGB na ścianie. – Mam takie możliwości – spojrzałem mu spokojnie w oczy. – Ale tego nie zrobię. Nie po tym, kiedy udało mi się Pana przekonać do kooperacji. Nie należę do osób, które niszczą, swoje własne dzieła… mówcie, co myślicie.

Milson zwiesił głowę i odetchnął głęboko. Zastanawiał się, milczał nad tym, jak sformułować dręczące go myśli.

– Nie chce mi się wierzyć raportom – oznajmił w końcu. – W to, żeby moja ojczyzna, poniosła tak wielkie porażki… i to w tak krótkim czasie.

– Zostaliście zaatakowani z zaskoczenia i na wielką skalę. Nie jestem w stanie powiedzieć czy sam mam najlepsze raporty, armia lubi rozdmuchiwać swoje osiągnięcia… – spojrzałem na dokumenty. – Ale kontaktowałem się bezpośrednio z dowództwem i je potwierdzili.

– Siedem dni – kapitan wyszeptał. – Siedem dni od inwazji… stan Washington i Oregon, prawie pod całkowitą kontrolą Armii Czerwonej… Południe Kalifornii zdobytej, a wasze czołgi wjeżdżają do Nevady. Kubańczycy na Florydzie i Panamie – Milson złapał się za głowę. – Moja ojczyzna. Stany Zjednoczone. Supermocarstwo jest spychane na wszystkich frontach w pierwszym tygodniu Ostatniej Wojny.

Zmrużyłem brwi.

– „Ostatniej wojny”?

– Tak niektórzy zaczęli ją nazywać – kapitan wyglądał na zdewastowanego. – Wojna, która ostatecznie zaprowadzi globalny system komunistyczny i zjednoczy glob.

Siedziałem w milczeniu. Spoglądając, na kapitana zaintrygowany. Jakże zaskakująca przemiana, z który kapitana był gotowy bronić posterunku policji do samego końca, do tego wraku. Odchyliłem się w siedzeniu i obróciłem w stronę okna.

– Zwyciężyliście jednak w Korei – oznajmiłem. – Berlin Zachodni również nadal się trzyma. Turcja uderzyła na Ural, a Royal Navy zatopiło grupę lekkich krążowników na Oceanie Indyjskim – Spojrzałem na zaskoczoną twarz Milsona. – Nie brzmi mi to na „Ostatnią Wojnę”, tym bardziej na taką, jaką wygra ZSRR i Układ Warszawski.

Kapitan spoglądał na mnie całkowicie zbity z tropu.

– Czy to jakiś test? – Zapytał w końcu. – Sprawdzian czy jestem wam wierny?

– Proszę nie kpić. Kto jak kto, ale sowieci mają świadomość, że trzeba czegoś więcej niż kilku dni, by zapewnić sobie czyjąś lojalność.

– Więc… czemu mi to mówicie? Czemu dajecie mi nadzieję?

– Nadzieję? – uniosłem brwi zaskoczony. – Stwierdzam zaledwie fakty. Inwazja na Stany Zjednoczone była konieczna, z perspektywy ZSRR, co nie zmienia fakty, że niesamowicie głupia i trudna do zrealizowania – spojrzałem na mapę USA, wiszącą na ścianie. – Nawet trzymając w garści Florydę i całe Zachodnie wybrzeże, ZSRR nie byłoby bliskie zwycięstwa. Przed Armią Czerwoną stoją teraz niekończące się połacie centrum amerykańskiego kontynentu. Słabo zaludnione z kiepską infrastrukturą. Kubańczycy nie zdołają utrzymać Florydy, już są spychani do morza. Wasza stolica i zasoby ropy w Teksasie, nadal są nietknięte – spojrzałem na Milsona spokojnie. – Nie ważne jak na to nie patrzę, Inwazja na USA, nie zakończy się sukcesem.

– Co?

– Nie uda nam się zwyciężyć na Amerykańskim kontynencie – stwierdziłem. – Jeśli nie wasza armia, nie teren i niewielkie połacie ziemi, które trzeba zająć, to ruch oporu i przeciążone linie zaopatrzeniowe tego dokonają – westchnąłem zrezygnowany.

– Skąd wasza pewność.

– Bo tak skończyli Naziści, atakując moją ojczyznę, a ci nie musieli transportować zaopatrzenia przez Pacyfik – spojrzałem na Milsona. – Nie trzeba być geniuszem, by domyślić się, końca tej kampanii.

Twarz Amerykanina lekko pojaśniała. Ach, nadzieja, jakże prosta rzecz, którą można dać i odebrać, jeśli masz odpowiednie umiejętności. Zaskakujące ile mieszanka prawdy i kłamstwa może dać ludziom. Milson spojrzał mi prosto w oczy.

– To dlatego ograniczyliście straty wśród cywili?

– Dokładnie – przytaknąłem. – Nie chcę by była między nami zła krew. Mimo wszystko następnym razem, kiedy się spotkamy, możliwe, że to ja będę obrońcą, a wy agresorami – stwierdziłem z uśmiechem i sięgnąłem po dokumenty.

– Ale, odkładając te sprawy na bok. Mam złe wieści.

– O co chodzi?

Podałem mu dokument z westchnięciem.

– Likow.

Samo wypowiedzenie nazwiska mojego nemezis zmroziło krew w żyłach kapitana. Mieli okazję się już poznać, a Adam Adamowicz nie ukrywał pogardy dla mego pomysłu integracji Amerykańsko-Radzieckiej. W duchu uśmiechałem się szeroko, kiedy nakładałem zaniepokojoną maskę. Wśród kolaborantów już rozeszły się plotki o całkowitej kontroli Likowa i jego pogardy do Amerykanów.

A jeśli jest coś czego, ludzie boją się bardziej od śmierci, to utrata bezpieczeństwa. KGB zapewniło im bezpieczeństwo, my, o ironio, jesteśmy „dobrymi” komuchami. A Likow, wściekły partyjniak, który chce im tę protekcję odebrać, jest „złym” komuchem.

Chwała tobie Likow, skurwysynie jebany, że w dwa dni osiągnąłeś efekt, jaki ja oczekiwałem ustanowić w miesiąc.

– Co tym razem wymyślił ten… – Milson zacinał zęby. – Sekretarz okupowanej strefy Kalifornii?

– Ustanowienie zależnego komunistycznego rządu – oznajmiłem. – Radzieckie Stany Zjednoczone Ameryki.

– CO?! – Kapitan otworzył teczkę.

Szok wymalował się na jego twarzy, kiedy ujrzał przerobioną wersję flagi USA, tym razem, zamiast niebieskiego kwadratu z białymi gwiazdkami, ujrzał czerwony pas z sierpem i młotem.

– Na boga – wyszeptał.

– Nawet w niego nie wierząc, wydaje mi się, że tylko niego można wzywać w tej sytuacji – przytaknąłem. – Wybrał kilku z waszych ex-więźniów. Część osądzona o zdradę stanu. Mają zostać częścią nowego, tymczasowego, regionalnego rządu komunistycznej Kalifornii, aż do czasu zjednoczenia całego państwa pod czerwonym sztandarem.

Milson pokręcił głową.

– Toż to szaleństwo – oznajmił. – Przecież. Przecież minęło zaledwie siedem dni! Armia Czerwona jest jeszcze daleko od jakiegokolwiek prawdziwego zwycięstwa. Do tego… ex-więźniów?

– Towarzysz Likow jest bardzo pewny siebie i pysznie wierzy w niezniszczalność Armii Czerwonej – przyznałem. – A najgorsze jest, że ceremonię zaplanował za tydzień… i siebie samego ustanowił jako lidera tego nowego rządu, a jego pierwszym dekretem, ma być całkowita reorganizacja miejscowych sił porządkowych… opartą o jego własną wizję.

Milson przeglądał dokumenty porażony. Nie wierzył w, to co widzi, a mimo to, wiedział, że do tego dojdzie.

I Bardzo dobrze.

Właśnie taki efekt chciałem osiągnąć.

Sięgnąłem po osobną teczkę i mu ją podałem.

– Kopia dokumentów – oznajmiłem, odbierając „oryginał”. – Proszę przekazać wieści swoim podkomendnym. Niech się przygotują na ceremonię… i „zmiany”.

Milson spojrzał na teczkę, a następnie na mnie.

– Czy jesteście pewni, że chcecie mi to dać?

– Tak jestem pewny. Nasza współpraca była niestety krótka, ale okazaliście się niesamowicie pomocni. Nie ma już zamieszek ani walk, zebranie broni jest na ukończeniu, a populacja jest zadowolona, że strzegą ich znajome twarze, choć, w innych mundurach – podniosłem się z miejsca, sygnalizując, że rozmowa jest na ukończeniu. – Proszę nie mieć mi niczego za złe i jeśli wasza jednostka zostanie rozwiązana… nadal pomagać nam utrzymywać porządek. KGB umie docenić szczerą współpracę.

Kapitan schował dokumenty za pazuchę, wstał i zasalutował.

– Dziękuję, towarzyszu majorze.

– Proszę, towarzyszu kapitanie – kiwnąłem głową. – Odmaszerować.

Milson odwrócił się na pięcie i opuścił mój gabinet.

 

Odetchnąłem głęboko i usiadłem powoli na swoim miejscu.

Siedziałem w ciszy przez dziesięć minut.

W końcu nie byłem w stanie wytrzymać i wybuchłem śmiechem.

Spojrzałem za okno, na ulice San Francisco, nie mogąc powstrzymać rechotu.

– Ach… – złapałem oddech. – Jestem w tym za dobry...

Następne częściKomisar - 14 Komisar - 15 Komisar - 16

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Pontàrú 01.03.2020
    Fajny odcinek. Podoba mi się, że seria w zasadzie skupia się na samych dialogach. Pokazujesz w nich dużo przemyśleń głównego bohatera. Jedynie jakaś jedna literówka wpadła mi w oko mniej więcej na początku tekstu a tak to jest super. Dziwi mnie tylko, że jeżeli atak na USA faktycznie jest tak bez sensu jak został opisany to czemu w ogóle się dzieje? Czy to ja się już gubię i ulegam grom głównego bohatera?
    Tak czy inaczej ode mnie 5
  • Kapelusznik 01.03.2020
    Dlaczego Atak na USA był konieczny?
    Już tłumaczę
    USA to nie tylko naturalna forteca, to również gigantyczna fabryka, pełna zasobów, ludzi i możliwości produkcyjnych
    Japonia, jako wyspa mimo że mniejsze możliwości, miała podobne warunki jak Wielka Brytania, ale upadła - czemu?
    Ponieważ była bombardowana i niszczona bez końca, aż do momentu, kiedy nie była w stanie stawiać oporu - bomby atomowe zadały mniej szkód niż bomby zapalające zrzucane w setkach rajdów bombowych amerykańskiej floty powietrznej.
    ZSRR, chcąc zdobyć coś w Europie i Azji, musi liczyć się z niekończącym się potokiem wsparcia i posiłków z USA
    Rozwiązanie?
    Zaatakować kontynentalne USA i nie tylko zmusić ich do walki o swoje własne terytoria, ale i odciągnięcie sił z innych regionów, zmiana priorytetów, doprowadzenie do szkód, zniszczeń, a co ważniejsze - wystraszyć populację
    W każdym państwie to populacja cywilna ciągnie wysiłek wojenny - uderz w nią, a wszystko się załamie
    Robili to Asyryjczycy, Otomani, Amerykańcy lojaliści w czasie wojny secesyjnej, Naziści i komuniści.
    Tutaj celem inwazji nie jest podbicie USA - jest odciągnięcie uwagi i dokonanie jak największych zniszczeń
  • TheRebelliousOne 01.03.2020
    Dziękuję Ci za rozdział, przez który krew mi się zagotowała, a moje antykomunistyczne ego zostało nadwerężone :D Słowo daję, mogę sobie tylko wyobrazić piekło, jakie czuł w środku ten zdrajca Milson. Ja bym chyba nie wytrzymał i rzucił się na tego parszywego komucha. Gość napada na jego kraj... zabija jego rodaków... i zmusza do upokarzającej współpracy?! Nieeee, to by było za wiele dla mnie. I jeszcze ten kawałek o komunistycznej Ameryce... najczarniejszy z koszmarów... Ok, emocje opadły :P Sam rozdział jest bardzo dobrze napisany, chociaż to wspomnienie o zwycięstwie w Korei jest dosyć... nietrafione. Przecież nikt nie wygrał wojny koreańskiej XD Jest to tylko drobny szczegół, który nie sprawi, że nie dam Ci 5. Pozdrawiam :)
  • Kapelusznik 01.03.2020
    Zdrajca nie zdrajca, współpraca albo całkowite zniszczenie - niewielu jest ludzi którzy by walczyli do samego końca.

    "Zwyciężyliście w Korei" - chodziło mi o aktualną sytuację, względem realnego świata - Siły NATO wygrywają na razie w bitwach w korei

    Cieszę się że ci się podobało.
    Będzie kontynuacja
    Pozdrawiam :)
  • Nefer 26.03.2020
    Ciekawie zarysowana ogólna wizja przebiegu wojny. Pojawia się jednak pytanie, dlaczego nikt nie użył broni atomowej? Podobnie jak Pontaru podoba mi się prowadzenie fabuły przy pomocy dialogów, co bardzo ożywia tekst. Po raz kolejny upominam się jednak o staranną korektę.
    Pozdrawiam
  • Kapelusznik 26.03.2020
    Odpowiedź na to pytanie zostanie za niedługo podana
  • Agnieszka Gu 25.05.2020
    Witaj ponownie,
    Zatem tu skończyłam, ale musiałam się jeszcze cofąć, żeby złapać wątek.
    Świetny finisz tej części...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania