Nigdy więcej - Wstęp
Zainspirowane prawdziwymi zdarzeniami.
Imiona zostały zmienione.
- Ty cholerny draniu – ledwo weszła do niego do mieszkania, od razu przeszła do ataku – jak mogłeś mi to zrobić?
Widziała, jak mężczyzna przeciąga się leniwie na łóżku, nie robiąc sobie kompletnie nic z jej krzyku.
-Uspokój się – odpowiedział z uśmiechem – nie bardzo wiem, o co ci chodzi.
Doskonale wiedział, tylko jak zwykle usiłował zrobić z niej rozhisteryzowaną wariatkę. Miała go serdecznie dość.
-Nie wiesz, o co chodzi? - wciąż krzycząc, nie ustępowała – to ja ci zaraz powiem.
Mężczyzna spojrzał na nią w oczekiwaniu. Z chęcią uderzyłaby go teraz w twarz, ale nie miała gwarancji, że jej nie odda. Właśnie taki był cholernie nieprzewidywalny, bezczelny, arogancki. Co ona w ogóle nim kiedyś widziała?
-Czekam skarbie – wciąż leżał na łóżku i śmiał się, doprowadzając ją tym do jeszcze większego szału.
-Zdradzasz mnie, z kim popadnie – wykrzyczała – nawet nie próbuj zaprzeczać.
Wyraz jego twarzy zmienił się, podniósł się z łóżka i stał teraz naprzeciwko niej.
-No i co z tego? - zapytał z niebezpiecznym błyskiem w oku – przestań wszystko wyolbrzymiać.
Przez moment miała nadzieję, że tylko się przesłyszała. Wyolbrzymiała? Dla niej był wszystkim i nigdy w życiu nie zrobiłaby mu czegoś takiego.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia, po prawie dwóch latach razem? - miała cichą nadzieję, że żartował.
-A czego się spodziewałaś? - nadzieja prysła jak bańka mydlana – nie obiecywałem ci ślubu, domu ani wspólnych dzieci mała.
Jego słowa przelały falę goryczy. Tego dla niej było zbyt wiele.
-Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. To koniec – znów podniosła głos – zrozumiałeś?
Nie czekając na jego reakcję, wybiegła z jego mieszkania. Dopiero będąc na klatce schodowej, do jej uszu dobiegł jego szyderczy śmiech. Nie odwracając się za siebie, zbiegała po dwa stopnie w dół.
-Mów sobie co chcesz, ty i tak do mnie wrócisz — krzyczał.
Ani myśli wracać, nie po tym, co zrobił. Jak bardzo go kiedyś kochała, tak bardzo go teraz nienawidziła. Gdyby mogła tylko cofać czas, nigdy by ich nie było.
Siedząc w samochodzie, dała upust emocjom. Nie próbowała walczyć ze łzami skapującymi na kierownicę i nie chciała już łudzić się, że on kiedyś się zmieni. To, co najbardziej ją uderzyło, to świadomość, że on tak naprawdę nigdy nie był z nią z miłości tylko z braku alternatyw. Bawił się nią, a ona nie chciała wierzyć innym, gdy starali się otworzyć jej oczy. Jak można być tak głupią i zaślepioną z miłości?
Drżącą ręką z nerwów, przekręciła kluczyk w stacyjce i odjechała z piskiem opon.
Komentarze (4)
A tak na serio fajnie się czyta.
Żadnego wypadku nie będzie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania