Opowieści z Petros - Rozdział 1 - Beczka

„Opowieści z Petros”

 

Rozdział I

„Beczka”

 

-20 novasów dla mnie! Haha! Oj nie masz dzisiaj szczęścia Felix! Przegrałeś dzisiaj chyba już ze 100!

-Wal się Tarvo! Co ja żonie powiem? Że znowu ćwierć żołdu na służbie przegrałem?

-Trzeba było o tym myśleć zanim zaproponowałeś grę. Następnym razem naucz się w kości grać. Hehe. Idziesz się napić jak skończymy?

-Pewnie! Tylko musiałbyś mi postawić , bo ostatnio mam problemy z pieniędzmi.

Rozmowę strażników przerwało stukanie do bramy miejskiej.

-Zamknięta na noc! Przyjdzie jutro!- stukanie nie ustąpiło- Głuchy czy głupi?-dźwięki nie przestały zakłócać spokoju straży- Rufus idź sprawdź co do za dureń nie rozumie po normalnemu.

Rufus podszedł do bramy i otworzyli małe okno w bramie.

-Czego?- spojrzał na wędrowca. Wędrowiec ów miał około dwudziestu pięciu lat, długie czarne włosy ,krótką brodę i mieszek , który wrzucił przez okno do miasta.- Co to?- spojrzał do środka i oszacował że w środku znajdowało się co najmniej 200 novasów.- Pan wybaczy. Felix ! Podajże mi klucz do bramy! Pan poczeka ! Felix, szybko dawaj!

Otworzył bramę a wędrowiec wszedł do miasta. W świetle pochodni Tarvo i jego przyjaciele zobaczyli go całego. Miał sześć stóp wzrostu, lekką skórzaną zbroję, i ciemny długi płaszcz z kapturem. Do pasa przyczepiony miał sztylet z jednej i krótki miecz z drugiej strony. Na szyi nosił ząb zawieszony na cienkim srebrnym łańcuchu. Nie wyglądał na szlachcica, ale włóczęgi też nie przypominał. Zrobił kilka kroków, po czym odwrócił się i zapytał:

-Wiecie panowie gdzie jest karczma „Pod wieżą”?

-Pójdzie pan prosto aż do placu murarzy i skręci w prawo w uliczkę przy warsztacie Magnusa. Później prosto i dojdzie pan do karczmy.

-Dziękuję.- Powiedział rzucając w stronę pomocnego Felixa dwudziestonovasową monetę i ruszył we wskazanym przez niego kierunku.

Straż miejska wróciła do swoich zajęć, a wędrowiec zgodnie z wskazówkami dotarł do karczmy. Już z daleka czuł zapach jedzenia, gdy podszedł bliżej usłyszał muzykę graną przez barda na lutni. Otworzył drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy jednym stole kupcy rozmawiali o interesach, przy innym kilku kowali siłowało się na rękę . Przy jednym nic się nie działo –był wolny. Usiadł na ławce a po chwili żona karczmarza po podaniu zamówienia spragnionym rzemieślnikom z cechu murarzy podeszła i zapytała

-Co podać kochaniutki? Coś do picia, jedzenia czy jedno i drugie? Mąż zrobił dzisiaj baraninę z cebulą .

-Może być baranina. Do picia kufel miodu. A! Można się gdzieś tutaj przespać?

-Mamy kilka pokojów na piętrze kochaniutki. Przygotować jeden?

-Tak.-odpowiedział-ile płacę?

W międzyczasie brygada najlepszych struży prawa wykorzystała zawartość sakiewki i kontynuowała grę w kości. Tym razem to Felix był górą i wygrał od Rufusa prawie połowę łapówki. Gdy skończyli przyszła nocna zmiana posterunku przy północnej bramie, a kompania z pełnymi mieszkami i pustymi brzuchami ruszyła do jednej z lepszych karczm w północnej dzielnicy Nedramu, stolicy królestwa Orhielu. Do „Pod Wieżą”.

Wymyślenie nazwy nie było trudnym zadaniem dla pierwszego właściciela. Karczma zawdzięczała swoją nazwę wieży obok której ją wybudowano. W środku mieszkał i pracował mistrz magii, alchemii i zielarstwa Tydryk. Służył swoją wiedzą i umiejętnościami chorym mieszczanom za drobną opłatą. Mistrz rzadko opuszczał wierzę. Zakupy robił jego uczeń Edgar, absolwent słynnej na cały świat akademii na wyspie Taumorth. Po ukończeniu nauki uczniowie rozsyłani są do Mistrzów na praktyki. Po pięciu latach pracy otrzymują tytuł oraz medalion w kształcie ośmiokąta z wszystkimi przekątnymi potwierdzający ich stopień.

Gdy Rufus, Tarvo i Felix dotarli do celu tajemniczy wędrowiec zaczynał swój posiłek. Po godzinie zmęczony wyszedł z sali i udał się po schodach na górę do swojego pokoju. Zamknął drzwi. I szybko podbiegł do okna otworzył je i wyszedł na zewnętrz. Wyjście na dach pozwoliło mu przejść do jego prawdziwego celu. Wieża alchemika nie była jedynym budynkiem w okolicy wartym uwagi. Wspiął się na dach sąsiedniego domu. Domu barona Ragnara Tedera. Nie wiedział kim był i dlaczego miał go zabić. Nie przejmował się szczegółami. Dostał zlecenie i musiał je wypełnić. Zadanie było proste wejść po dachach do sypialni unikając straży na parterze ,zabić cel we śnie zostawić przy ciele list po czym zabrać z jego gabinetu obok dokumenty. Nic prostszego-pomyślał- nic prostszego.

Wszedł przez okno dachowe. Uchylone. Stałe nawyki celu zaoszczędziły mu trochę cennego czasu. Zawsze zasypiał przy dopływie świeżego powietrza Rozejrzał się po sypialni. Ragnar spał jak zabity. Podszedł do łóżka i przyjrzał się starcowi. Wyjął sztylet z pochwy, zasłonił mu usta dłonią i wbił ostrze prosto w gardło. Wyjął , wytarł nóż o pościel i włożył list od swojego zleceniodawcy w usta. Bez sensu-pomyślał-krew sprawi że list będzie nieczytelny, ale to już nie moja sprawa. Życzenie klienta. Na szyi zauważył mały klucz na łańcuszku. Wziął go na wszelki wypadek i podszedł do wyjścia z sypialni. Czas na trzeci ,ostatni krok . Otworzył drzwi na korytarz. Słyszał rozmowy straży na dole. Kim on był że kapitan straży miejskiej przydzielił mu ochronę?- zastanowił się. Przeszedł na drugą stronę pomieszczenia. Na ścianach wysiały portrety członków jego rodziny. Musiał być bogaty, ale dlaczego mieszkał w północnej dzielnicy?- pytał sam siebie-Coś mi mówi że to nie było zwykłe zlecenie.

Wszedł do gabinetu. Podszedł do biurka. Otworzył wszystkie szuflady, przejrzał wszystkie dokumenty, ale nie znalazł tego czego szukał- listu z królewską pieczęcią. Rozejrzał się. Nie zauważył niczego co zwróciłoby jego uwagę. Spojrzał na ściany. Po lewej stronie od wejścia wisiał obraz mężczyzny bez twarzy trzymającego w rękach zamkniętą na klucz skrzynię. Był to Rutar- bóg tajemnic i sekretów. No tak- pomyślał- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem. Zdjął obraz ze ściany. W miejscu gdzie wcześniej wisiał wizerunek bóstwa znajdował się sejf. Grube stalowe drzwi były nie do zniszczenia. Przynajmniej nie bez robienia hałasu. Zauważył dziurkę od klucza. Otworzył sejf za pomocą klucza znalezionego przy ciele gospodarza i wśród sterty dokumentów zauważył list. Wziął go i cofając się do wyjścia trącił wazę stojącą na stoliku. Spadła i rozbiła się.

-Ktoś jest na górze w gabinecie pana Tedera! Szybko!- usłyszał dźwięki z dołu.

Nie było czasu wracać do sypialni. Wziął rozpęd i wyskoczył przez okno w gabinecie. W tej samej chwili pięciu uzbrojonych w kusze i piki strażników wbiegło do pokoju. Jeden z nich próbował postrzelić włamywacza, ale bełt nie trafił w cel – rozszarpał jedynie płaszcz uciekiniera. Upadek z drugiego piętra skończyłby się dla skoczka boleśnie, gdyby nie to ,że spotkał po drodze drzewo rosnące na dziedzińcu domu Ragnara. Chwycił się gałęzi po czym zszedł na ziemię i zaczął biec. Tuż obok niego wbił się kolejny bełt wystrzelony przez kusznika, który nie był najlepszy w swoim zawodzie, albo razem z kolegami odnaleźli w piwnicy kilka butelek trunku. Brama na plac murarzy przy którym znajdował się dom była zamknięta. Przez okno mógł się przebić , ale nie przez kamienny mur ze stalową bramą. Spojrzał w prawo. W narożniku stało kilka skrzyni. Wspiął się na nie i przeskoczył mur w tym samym momencie straż nieświadoma, że ich szef leży martwy wybiegła z pikami przez główne drzwi do rezydencji rodu Tederów w Nedram. Tutaj szczęście zabójcy i jak się okazało nie najgorszego akrobaty skończyło się, ponieważ po drugiej stronie muru wpadł na trójkę przekupnych, pijanych stróży prawa i przewrócił się. Nieświadomi pościgu złapali go i zaczęli związywać sznurem. Złapany próbował się wyrywać, dlatego Rufus, żeby ułatwić kolegom zadanie ogłuszył go pałką.

Obudził się po kilku godzinach. Nic nie widział. Nie mógł się ruszyć, gdyż był przywiązany do krzesła.

-…i wtedy hrabina Alina mówi :Teraz nie wiem czy jestem ciotką, czy wujkiem! Hahahaa… Patrz, patrz ,patrz. Chyba się obudził. Nie stój tak Oskar! Zdejmij mu ten pieprzony worek z głowy! Za co ci płacę?

-Tak ,panie. –odpowiedział zdejmując więźniowi worek z głowy.

-A kto to taki? Ha. Spodziewałem się że inaczej wyglądasz. Groźniej. Narobiłeś sporo zamieszania ,wiesz? Całe miasto o tobie mówi. Ragnar Teder zamordowany w swoim własnym domu. Nawet cię podziwiam. Gdyby nie ta wpadka z tą trójką głąbów ze straży miejskiej pewnie dawno byłbyś już w drodze po swoją nagrodę, mam rację?- nie odpowiedział, zamiast tego spojrzał się na prowadzącego przesłuchanie. Był wysoki i chudy. Ubiór wyglądał na drogi ,co świadczyło o jego szlacheckim pochodzeniu. Miał łysą głowę i krótką brodę. Nie wyglądał na starego, ale o jego wiek można było zgadnąć po kilku siwych włosach wystających z brązowego zarostu. - Milczący typ. Takich lubię najbardziej. Na początku nic nie mówią ale z czasem się rozkręcają. Wierz mi. Nie musisz nic mówić. Na razie. Oskar!- zwrócił się znowu do człowieka, który wyglądał na skrybę- Zawołaj tych dwóch jełopów, niech się na coś w końcu przydadzą. Zaraz się zabawimy.

Oskar ,zgodnie z poleceniem wyszedł z celi, a po chwili wrócił z dwoma dobrze zbudowanymi mężczyznami odzianymi w czarne zbroje z widocznym herbem Orhielu- złotym jeleniem w koronie na fioletowym tle. Takie zbroje nosili jedynie członkowie gwardii królewskiej. Jeden z nich przyniósł dwa wiadra z wodą , a drugi kawałek materiału.

-Źle zaczęliśmy naszą znajomość. Nazywam się. Robin Dorvan. Mąż ,ojciec, miłośnik cydru ,znakomity szermierz i kusznik, w czasie wolnym hrabia Wrisdamu , doradca króla Orhielu Augusta Eatlursa Czwartego i główny śledczy królewski, miło poznać. Jak się nazywasz młodzieńcze? Oskar zapisuj.

-Cesarz Tytus Marcus Sarrius. W wolnym czasie hrabina Alina.- za tą odpowiedz otrzymał cios od jednego z gwardzistów.

-No proszę… Mamy tutaj błazna!- powiedział popijając napój ze srebrnego pucharu.-Nie brzmisz mi na cesarza, a już na pewno nie na kobietę. Po akcencie wnioskuję że pochodzisz z Pewanny, albo z zachodniego Otthalu, Oskar jak myślisz?

-Myślę że może pochodzić z Rodoru, panie.

-Nie sądzę. Słyszałeś jak wymawiał „Sarrius”? Chociaż może masz rację. Pamiętasz jak kłóciliśmy się o pochodzenie tego gościa z Gauros? Ja mówiłem że był z Bowanii. Ha! Prawie kazałem uciąć ci język za karę! –odwrócił się w stronę więźnia- Imię.

-Pieprz się.

-Jesteś pewien, że nic mi nie powiesz?-zapytał, a gdy po kilku sekundach nie doczekał się odpowiedzi dodał- Jak chcesz.-Powiedział po czym kopnął krzesło na którym siedział przesłuchiwany. Przewróciło się na zimna kamienną podłogę, a jeden z gwardzistów królewskich kawałkiem materiału przykrył całą twarz zabójcy i zawiązał z tyłu.

-Lej.-drugi wykonał polecenie kogoś, kto wydawał się być dowodzącym, lał powoli wodę na twarz. Zaczął się rzucać. Chciał prosić żeby przestał, ale nie mógł.

-Stop. Dajmy chłopcom chwilę prywatności. Oskar, zostało jeszcze trochę cydru w beczce?- zapytał, a po czym wyszedł ze skrybą z pomieszczenia. Dwóch gwardzistów zostało i zaczęło go kopać. Zabawa nie trwała długo. Po chwili wrócili. Łysy trzymał w dłoni pełny puchar cydru i mówił do rozbawionego Oskara trzymającego dzban:

-hehe… i wtedy hrabina Alina mówi do męża słyszysz jak w kuchni cicho? To na pewno złodzieje!

Skryba i jego szef roześmiali się. Jeden z gwardzistów również, musiał przypomnieć sobie inny dowcip o hrabinie Alinie.

-Hehe…Wróciłem. Stęskniłeś się? Nie słyszę odpowiedzi, jakie niewychowanie! Drugie wiadro.

Posłusznie wykonano polecenie Robina. Po drugiej porcji tortur dowódca wydał rozkaz:

-Marko, zdejmij mu tą szmatę z twarzy. Dość się chłopak namęczył. Raul, weź go podnieś. Po wykonaniu rozkazów przesłuchiwany zaczął kaszleć i błagać:

-Proszę nie! Wszystko powiem, wszystko!

-No widzisz? Czy było tak ciężko? Zacznijmy od najważniejszego. Założyłem się z Oskarem kto ma rację co do twojego pochodzenia. Gdybyś był tak miły i powiedział skąd cię przywiało.

-Biała Skała. Pochodzę z Białej Skały.

-Ha! A jednak Otthal! I to z samej stolicy! Oskar chyba wisisz mi 500 novasów. Dobrze a teraz imię.

-Mówią mi Niedźwiedź.

-No proszę, to by tłumaczyło ten ząb na łańcuchu- powiedział pokazując mu naszyjnik , który zabrał ze stołu obok. Leżały na nim wszystkie jego rzeczy.- Nie chcesz się posługiwać swoim prawdziwym imieniem, ale dojdziemy do tego, mamy dużo czasu. Więc, wiesz kogo zabiłeś?

-Ragnara Tedera.

-Dobrze, chcesz ciastko w nagrodę? Teraz kolejne pytanie, kto kazał ci go zabić?

-Nie wiem.-Taka odpowiedź oznaczała kolejny cios, tym razem od Raula.

-Nie lubię takich odpowiedzi. Znaleźliśmy przy tobie.. eee… ile tego było Oskar?

-Sześćset czterdzieści novasów w dużych nominałach.

- Sześćset czterdzieści novasów w dużych nominałach. Trochę za dużo jak na złodzieja, więc odrzucam wersję z pozbyciem się świadka włamania . Obstawiam zatem ,że ktoś zapłacił ci na zabójstwo starego Ragnara, pytanie brzmi kto?

-Nigdy nie widziałem jego twarzy. Dał mi tylko pieniądze i wskazówki. Po resztę miałem się zgłosić po robocie.

-Gdzie, jeśli można wiedzieć niedźwiadku?

-Gillram.

-Gillram, powiadasz? Ciekawe, znaleźliśmy przy tobie list z królewską pieczęcią. Pozwoliłem go sobie otworzyć. Oskar, przeczytaj i dolej mi. W gardle mi zaschło.

Oskar posłusznie wykonał oba polecenia. Napełnił puchar i zaczął czytać.

-Ja z łaski bogów August Eatlurs Czwarty król Orhielu, Wielki Książe Zachodniej Marchii , Protektor Wrisdam, Redram i …

-Do rzeczy Oskar, do Rzeczy…

-…w związku z licznymi nie spłaconymi długami w Królewskim Banku Orhielu przekazuję kontrolę nad prowincją Zachodniej Marchii baronowi Ragnarowi Tederowi. Obecny Wielki Nadzorca Królewski Margrabia Gillram Mattias Padar musi ustąpić ze stanowiska najpóźniej do dnia dwudziestego pierwszego dnia dwunastego miesiąca roku dwieście dwunastego piątej ery.

-Starczy. Więc Mattias dał ci pieniądze i miecz…

-Miecz jest mój.

-Ciekawe. Nie sądziłem że takiego włóczęga stać na tak dobre ostrze. Wracając do tematu, kazał przyjechać do Nedramu, zabić starego Ragnara ,nie żebym to potępiał, ten staruch był jak wrzód na rzyci, gdyby to zależało ode mnie puściłbym cię wolno i jeszcze dorzucił nagrodę, ale nie zależy. Jaśnie król życzy sobie by winni zostali ukarani. Po zabójstwie miałeś wykraść dokumenty ,jakby to zmieniło cokolwiek w sytuacji biednego Mattiasa i zostawić wiadomość o treści …Oskar, mógłbyś?

-Ehh… Tak panie… Po moim eee… to chyba trupie, ale krew sprawiła że napis jest nieczytelny.

-Świetnie. Baron Padar zostanie oskarżony o zdradę , zabrany na tortury i powieszony, albo poćwiartowany, zależy jaki będę miał humor. Ahh… Nie mogę się doczekać aż zasiądzie na tym krzesełku. Lubię tę robotę, wiesz? A! Co do ciebie, jesteś w lepszej sytuacji, niż baron, dlatego ciebie tylko powieszą, chyba że wolisz ścięcie, ja się dostosuję, hehehe… -wziął łyk napoju-Oskar ,każ wysłać kilka beczek tego cydru do mojego domu w Wrisdam. Jest dużo lepszy niż ten na miejscu. Przy okazji twój miecz nie będzie ci już potrzebny, dołączy do mojej kolekcji. Zabrać go do celi i jutro spytać jak chce umrzeć. Oskar ,idziemy. Może wpadłbyś jutro wieczorem z żoną na kolacje do…

Reszty rozmowy nie usłyszał , ponieważ za nimi zamknęły się ciężkie drewniane drzwi prowadzące do pokoi śledczego. Marko i Raul odwiązali go i wyprowadzili prze drugie drzwi. Zeszli po długich schodach na dół i wrzucili go do wspólnej celi. W środku siedział otyły mężczyzna na drewnianej ławce i karmił okruchami chleba szczura. Raul zamknął żelazną kratę na klucz, który następnie odwiesił na hak na ścianie na końcu korytarza i razem z Markiem opuścił pomieszczenie i wrócił do pomieszczeń śledczego.

Więzień przerwał szczurzy obiad i popatrzył na Niedźwiedzia.

-Za co idziesz na szubienice, kolego?

-Co cię to obchodzi?

-Obaj jutro umrzemy, więc równie dobrze możemy spędzić nasz ostatni dzień na rozmowie. Ja na przykład umrę za rozpustę.

-Rozpustę?-zapytał zdziwiony- Od kiedy za to wieszają?

-Od nigdy. Ale wystarczyło ten tego z żoną jakiegoś barona i sędzia wrzucił mnie tu za karę. Mnie! Andrusa Alvera !Setnika armii królewskiej! A co z tobą?

-Zabójstwo barona Rag…

-Ragnara Tedera? Ha! Dobrze mu tak! Chcesz trochę chleba? Nic więcej niestety nie mam.

-Nie trzeba.

-Jak się nazywasz przyjacielu?

-Wiland Rutwar.

-Rutwar? Z tych Rutwarów? Królów Otthalu?

-Tak. Mój ojciec jest z łaski bogów królem Otthalu, lordem wyspy Dunn i tak dalej.

-Co książę Północy w lochu twierdzy Songford?

-Zostałem wygnany za zdradę, ale do długa historia.

-Mamy dużo czasu. Chyba nigdzie się stąd nie wybierasz, mam rację?

-Dobrze. Zacznijmy od początku. Urodziłem się trzynastego dnia siódmego miesiąca sto osiemdziesiątego siódmego roku piątej ery w Pałacu Północy w Białej Skale, jako pierwszy syn króla. Po dwóch córkach w końcu Otthal miał kogoś ,kto zajmie miejsce władcy po jego śmierci. Niewiele pamiętam z mojego dzieciństwa. Gdy miałem cztery lata urodził się mój młodszy brat. Matka zmarła podczas porodu. Zawsze mi jej brakowało. Miałem wrażenie ,że tylko ona mnie kochała. Ojciec widział we mnie tylko dziedzica tronu, a nie syna. Ojciec jakby się tym nie przejął. Znalazł sobie nową żonę. Nie minęły nawet trzy miesiące a on już miał kogoś kto ogrzewał mu łoże. Dwa lata temu w Białej Skale pojawił się mag z Akademii na Taumorth. Miał na imię Abelard i został doradcą mojego ojca. Na początku wydawał się być zwyczajnym czarodziejem. Długa szata, dziwaczny kostur pokryty runami i długa broda. Każdy mag, którego spotkałem miał brodę. Dziwne, prawda? Nawet go lubiłem. Kilka miesięcy później królestwo Orsines przekroczyło rzekę i wkroczyło do księstwa Rodoru. Chcieli obalić księcia Ismaela i posadzić na tronie kogoś, kto sprzyjałby im, a nie nam. Wojska mojego ojca wyruszyły prawie od razu i przegrały tę wojnę. Armia Orsines zawsze była dwa kroki przed nami. Jakby wiedzieli co zrobimy zanim my wysłaliśmy rozkazy na front. Wiesz co jest w tym zabawnego?

-Co?

-Oni wiedzieli. Ktoś dawał im informacje. Mieliśmy w Białej Skale szpiega. Chciałem pomóc znaleźć tego kreta. Zacząłem węszyć. Musiałem dowieść ojcu ile jestem wart. Wojna trwała a w stolicy nowa królowa została otruta. Król oszalał. Ktoś rzucił na mnie oskarżenia, znalazł aptekarza, który potwierdził ,że kupiłem u niego czarne zioło i sługę w pałacu, który widział mnie z kimś ,kto dostawał ode mnie regularnie rozkazy dla wojsk walczących w Rodorze. Bzdury. Ale mój szalony ojciec uwierzył. Nie pozwolił mi nic wyjaśnić i zgodnie z sugestią Abelarda wygnał mnie z Otthalu. Mag jeszcze miał czelność powiedzieć mi, że mam szczęście że nie kazał mnie zabić! Paskudny gad! Wydał rozkaz odeskortowania mnie do granicy z Orhielem. Dali mi tylko konia, miecz i trochę pieniędzy. Tak wylądowałem w Zachodniej Marchii. W lasach na północy prowincji znalazłem wioskę. Tam pracowałem przez kilka miesięcy w tartaku. W wiosce dochodziło do ataków. W pobliżu grasował wielki czarny niedźwiedź. Spory. Sołtys poprosił mnie bym zabił bestię. Wyruszyłem do lasu. Uzbrojony jedynie w łuk dwa tuziny strzał i mój miecz wykuty przez królewskiego kowala Thoralda. Znalazłem leże niedźwiedzia. Jadł. Napiąłem łuk i strzeliłem. Nie spodobało to mu się. Ruszył na mnie. Pędził ze strzałą wystającą z rzyci. Strzeliłem drugi raz. Nie trafiłem. Był szybki. Zdążyłem napiąć łuk po raz trzeci. Ostatnia strzała trafiła go prosto w otwarty pysk i przeszła przez głowę. Padł kilka stóp ode mnie. Zabrałem jeden kieł na pamiątkę. Leży teraz na górze obok innych dowodów. Wdzięczni mieszkańcy wioski w nagrodę ukradli mi konia. Winnych nie odnaleziono. Nawet nie szukano. Koniokrad mam nadzieję że zmarł na dżumę. Bez konia ruszyłem pieszo do Gillram szukać pracy. I znalazłem. Pobicia, odzyskiwanie długów od opornych, czasami morderstwa były moją specjalnością. Przez pół roku żyłem w dostatku. Nie wyobrażasz sobie ile gotowi są zapłacić zazdrośni małżonkowie za nauczenie kochanka ,że cudzych żon się nie tyka.

-Wyobrażam. Cudze żony to moja specjalność.

-Niestety szczęście się skończyło gdy dałem się złapać. Zabrano mnie do domu margrabi. Gdy spytał się jak mnie zwą powiedziałem Niedźwiedź na cześć bestii. Miał dla mnie propozycje nie do odrzucenia. Ja okazało się podczas przesłuchania jakiś baron w stolicy miał zająć jego miejsce. Albo to albo katowski topór. Dał mi wskazówki jak go znaleźć trochę pieniędzy i wysłał do Nedram. Tutaj też zabrakło mi szczęścia. Gdyby nie głupia waza już byłbym w połowie drogi po drugą połowę nagrody. I tak znalazłem się tutaj.

-Świetnie. Będziesz idealny.

-Co masz na my…- nie dokończył. Jego towarzysz w niedoli zaczął się świecić i unosić w powietrzu. Jego oczy zrobiły się białe, a ciało zmieniło kształt. Z otyłego żołnierza stał się uzbrojonym w biały pancerz rycerzem. Twarz zakrył mu równie biały hełm z otworami na świecące oczy. Nosił długą czerwoną pelerynę.

-Nie bój się.

-C-co się właśnie stało?

-Jam jest Ganaos. Możesz mnie znać pod wieloma imionami. Jestem bogiem wojny i walki, a ty będziesz moim sługą. Dobrze się bawiłem obserwując cię. Nie pozwolę byś zgnił w więzieniu. Dane ci było słyszeć o boskich artefaktach? Mów śmiertelniku.

-T-tak panie.

-Każdy z boskiej dwunastki zesłał do tego żałosnego świata, do Petros jeden przedmiot o wielkiej mocy. Wszystkie są dobrze ukryte. Tylko jeden został na razie zdobyty. Księga mojego brata , boga wiedzy i mądrości Maemusa znajduję się w rękach magów z Taumorth. Pilnie jej strzegą. Ja daje ci prezent niezwykły. Miecz Ganaosa. Przebije najtwardszy pancerz. –powiedział podając Wilandowi klingę- Zapomnij o swoim poprzednim ostrzu. Przyjmij mój podarek i wykorzystaj go dobrze. Nie lubię nudy , a ty z pewnością dostarczysz mi rozrywki. Żegnaj śmiertelniku!

Tak jak się pojawił tak i zniknął. Szybko. Zostawiając po sobie jedynie miecz. Wiland spojrzał na miecz i przyjrzał mu się. Ostrze było pokryte runami na całej długości. Ozdobny jelec łączył ostrze z rękojeścią. W głowicy umieszczony był biały kryształ. Był to najlepszy miecz, jaki kiedykolwiek trzymał w dłoni. Doskonale wyważony i ostry. Po setniku zostały jedynie kawałki chleba. Podniósł drewnianą ławkę i podłożył ją pod żelazną kratę. Usiadł na drugim końcu i wyważył wrota do wolności. Krata upadając nie narobiła hałasu. Spadła na worki z żywnością po drugiej stronie korytarza. Opuścił celę i ruszył po swoje rzeczy. Otworzył drzwi na klatkę schodową. Pusto. Marko i Raul musieli pójść do komnat hrabiego Robina. Wszedł na górę do pomieszczenia w którym go przesłuchiwano. Podłoga była mokra. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Widok krzesła sprawiał ,że przypomniało mu się uczucie towarzyszące torturze zwanej żartobliwie przez personel twierdzy topielcem.

Założył swój pancerz, pozbywając się więziennych szmat, założył pas, i wziął resztę swojego dobytku. Mógł iść tylko w jedną stronę. Otworzył drzwi i zobaczył śpiących oprawców. Postanowił przetestować swój nowy miecz. Zasłonił usta i wbił miecz nie w gardło, a w serce. Miecz przebił ciężką pływową zbroje jakby zrobiona była z masła. Gdy umarł kryształ na końcu miecza zaświecił się czerwonym światłem. To samo zrobił z drugim gwardzistą. W komnacie śledczego nie znalazł nic wartego uwagi poza schodami na dół, gdzie znalazł kilka beczek z ulubionym napojem hrabiego- cydrem. Jedna z beczek była prawie pusta. Usłyszał kroki. Nie wiedział kto ,ani dlaczego idzie. Chwycił leżący przy ścinanie łom i otworzył jedną z beczek, po czym schował się w środku. Zamknął beczkę podważonym wiekiem i czekał.

-To te beczki. Pospieszcie się.- rozpoznał głos Oskara- Hrabia życzy sobie, by cydr trafił do Wrisdamu najpóźniej do końca tygodnia.

-Tak, panie.

-Weźcie ten list. Straż powinna was przepuścić bez sprawdzania ładunku. Hrabiemu zależy na czasie. Zostawiam was samych.

Jak powiedział tak zrobił i wyszedł przez bramę do miasta. Na dziedzińcu twierdzy Songford stał wóz na który posłuszni robotnicy zaczęli zanosić ciężkie beczki pełne cydru. Po załadowaniu czterech przyszła pora na kryjówkę Wilanda. Z powodu niewyspania nie zwrócili uwagi na różny od pozostałych ciężar ostatniej beczki. Załadowali ją na wóz i wyjechali z oddalonego od Nedram o kilka minut spaceru więzienia. W twierdzy nie było nigdy wielu więźniów. Przestępców albo zabijano po przesłuchaniu, albo w trakcie, więc straż nie była zbyt czujna.

Wyjechali. Był wolny. Po godzinie jazdy w niewygodnej pozycji zaczęło padać.

-Może wstąpimy do jakiejś wsi po drodze? Powinna tam być karczma, to przeczekamy deszcz.

-Dobry pomysł.

Skręcili z głównej drogi. Gdy po kilku minutach zatrzymali się a dwóch woźniców weszło do środka Wiland kopnął wieko od beczki i wyszedł na zewnątrz. Nikogo nie było. Wszyscy schronili się przed deszczem. Coś się w nim zmieniło. Bał się deszczu. Przypominał mu spotkanie z hrabią Dorvanem. Wszedł do karczmy, znalazł wolne miejsce i zamówił miód.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Majster 27.01.2015
    To moje pierwsze opowiadanie, dlatego proszę o opinie. Co poprawić, co dodać, a co wyrzucić. Wszelkie rady mile widziane. Dzięki!
  • wolfie 27.01.2015
    Twoje pierwsze opowiadanie? To jestem pod wrażeniem :) Bardzo interesująca historia, aczkolwiek w nie moim klimacie. Dobrze idzie Ci opisywanie i podczas czytania miałam wrażenie, jakbym była tuż obok stworzonych przez Ciebie bohaterów. Mam zastrzeżenia do tego, że w kilkunastu miejscach brakuje przecinków. Poza tym nie zauważyłam żadnych innych błędów. Ode mnie mocna czwórka. Pozdrawiam :)
  • Majster 27.01.2015
    Dzięki za opinie wolfie.
  • Daniel 27.01.2015
    Wciągnąłem się. Fajnie napisane i całkiem ciekawe. Po myślnikach, też rób spacje.
  • Akwus 28.01.2015
    Pierwsza rada - dawaj nam krótsze fragmenty, będzie dużo łatwiej podsumowywać. Tu mam tego tag dużo, że nie wiem jak zacząć :)

    Masz niezły zadatek na dobre opisy, na tą chwilę są jeszcze zbyt schematyczne dla mnie - jakbyś wypunktowywał jedną po drugiej elementy danej sceny. Spróbuj pomyśl o opisach jak o filmie, a nie jak o zdjęciu. Pobaw się kamerą, zrób zbliżenia i odjazdy, przystań na chwilę na jednym detalu i przeleć przez kolejne, pokazując w efekcie, że składają się na całość. Cofaj się, zaplataj, nie dopowiadaj :)
    Nie koniecznie wszystko jednocześnie, bo można przegiąć, ale wybierz sobie coś z tego i testuj samodzielnie w kolejnych częściach. Pokaż element przedmiotu w akcji, a nie tylko w jego katalogowej charakterystyce. Nie jest tak ciekawe, że miecz jest długi jak to, że sięgnął serca przeciwnika, choć ten stał o trzy kroki od szermierza.

    Spróbuj zbudować pojedynczą scenę, ale skup się na jej pełniejszym opisie, wyobraź sobie szerszy plan niż tylko to co nam pokazujesz. Może resztę wykorzystasz w kolejnej scenie i wtedy złoży się czytelnikowi w całość :)

    Wybacz jeśli za bardzo pogmatwałem, późna pora, a mi spodobał się nowy autor, więc pomimo niskiej noty jaką Ci dałem, chciałem też dodać coś bardziej konstruktywnego.
  • mathias136 08.03.2015
    Opowiadanie naprawdę dość długie, ale czytało mi się je bardzo przyjemnie :-) w kilku miejscach zapomniałeś o przecinkach, ale jest to błąd który pewnie naprawisz w kolejnych częściach - ode mnie mocna 4 :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania