Opowieści z Petros - Rozdział 5 - Nie Kłamałem

Rozdział V

„Nie kłamałem”

 

Wiland znalazł w mieście pracę. Miasto rozmiarów Trent było pełne zleceniodawców, a Niedźwiedź znany wśród mieszkańców z rozbicia Zakonu nie narzekał na brak kontraktów. Ktoś potrzebował dokumentów będących w posiadaniu innego mieszczanina , ktoś inny potrzebował odebrać pieniądze od opornego dłużnika. Najemnik w tym mieście miał pełne ręce roboty. Spędził w Trent ponad pół roku. Mieszkał cały czas w karczmie „Tańczący Lis”. Nie rozumiał dlaczego, ale polubił karczmarza Berta. Minęła druga połowa jesieni, zima i zaczęła się wiosna. Wraz z nadejściem cieplejszego powietrza z północy do Bowanii wkroczyła armia Orhielu. Doskonale wyszkolone wojsko koronne króla Augusta dowodzone przez marszałka Markusa Valka i hrabiego Robina Dorvana swoimi ciężkimi butami zdeptały pospolite ruszenie w bitwach nad Soth i na polach w pobliżu wsi Becca. Niedobitki armii bowańskiej zmuszone do odwrotu wycofały się do Trent i Trory – największych miast Międzygórza. Najeźdźca niezatrzymany przez nikogo zdobył wszystkie zamki, twierdze i miasteczka po drodze. Jeleń w złotej koronie na fioletowym tle powiewał nad większością północnej Bowanii. Marszałek Valk ruszył na Trory a hrabia Dorvan w ciągu tygodnia od rozdzielenia armii rozbił już obóz na północ od Trent. Sześć tysięcy ludzi siedząc w swoich namiotach czekało jedynie na rozkaz do ataku.

Dowódca siedział w obozie. Myślał. Do środka wszedł jego adiutant Oskar.

- Panie.

- O! Jesteś w końcu. Jak tam żołnierze w obozie?

- Nie mogą się doczekać bitwy. Wiedzą, że zgnieciemy resztki Bowańczyków.

- Wspaniale. – odpowiedział gryząc swój ulubiony owoc. – Za ile będziemy mogli uderzyć?

- Trebusze będą gotowe za dzień , góra dwa. Balisty są gotowe do użycia.

- Świetnie. Gość specjalny z Otthalu przybył? – spytał wyrzucając ogryzek jabłka na zewnątrz swojego namiotu.

- Jeszcze nie. Spodziewamy się go jutro.

- Doskonale. Ilu ich siedzi w mieście?

- Szpiedzy donoszą, że tysiąc żołnierzy z południowej Bowanii. Do tego dwie setki najemników. Strażników w służbie tego kupca Dunnela. On też tam jest. Nie wyjechał.

- Pięciu na jednego. Nieźle. Dolej mi cydru. – Oskar wykonał polecenie. – Kto dowodzi obroną?

- Markiz Huntull we własnej osobie.

- Jakieś wieści od marszałka?

- Za dwa dni powinien dotrzeć do miasta. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to za tydzień będziemy negocjować pokój z królem Bowanii.

- Doskonale. Poza całym Międzygórzem weźmiemy od niego jeszcze trochę pieniędzy w ramach odszkodowania za straty wojenne.

- Zwycięzcy dyktują warunki, panie.

- W rzeczy samej. Szkoda ,że nie wypalił ten plan z zakonem. Gdyby nie nasz stary znajomy Niedźwiedź może udałoby się zająć miasto wcześniej. Chaos w Międzygórzu sprzyja podbojowi. Trudno. Możesz odejść. – po chwili dodał – Albo nie! Poczekaj. Przyślij mi dwie panienki z obozowego burdelu. Nawet nie wiesz jak brakuje mi teraz żony a one są godnymi zastępczyniami. Ha ha ha!

Oskar ukłonił się i wyszedł z ustawionego na wzgórzu namiotu hrabiego. Przyjrzał się obozowi. Bowańczycy nie mają szans – pomyślał.

Wiland siedział w karczmie „Tańczący Lis”. Była pełna żołnierzy Bowanii. Oni też byli pewni zwycięstwa. Mamy wysokie mury – mówili. Nie uda im się przejść rzeki – mówili. Już raz pokonaliśmy najeźdźcę – mówili. Wojsko stacjonujące w mieście rozłożyło swoje namioty na placach i ulicach miasta. Ważniejszy dowódcy i oficerowie mieszkali w twierdzy markiza a dziesiętnicy i niektórzy zwykli żołnierze znaleźli wolne pokoje w karczmach. Bert nie był jednak zadowolony z przypływu gości. Miał rozkaz karmić mieszkających u niego wojowników za darmo. Obywatelski obowiązek – tak to nazwali. Dlatego polubił Wilanda. On przynajmniej płacił za jedzenie, pobyt i przede wszystkim nie niszczył co wieczór wyposażenia gospody. Jak zwykle od kilku dni o tej porze wojsko próbowało pokonać najemnika w grze w kości lub siłowaniu się na rękę. Zadowolony z łatwych do pokonania oficerów Niedźwiedź każdej nocy wracał do swojego pokoju bogatszy o kilkadziesiąt koron.

Ale nie dzisiaj. Dzisiaj do karczmy wkroczył znany Wilandowi markiz Duncan Huntull. Żołnierze na widok szlachcica wstali i pozostali w tej pozycji do czasu gdy dał im znak ręką. Jedynymi ,którzy nie przejęli się obecnością markiza byli karczmarz Bert i Niedźwiedź. Niezadowolony brakiem szacunku ,do którego był przyzwyczajony zbliżył się do Wilanda.

- Ty! Mam do ciebie sprawę. Możemy gdzieś porozmawiać na osobności?

- Możemy. – odwrócił się w stronę Berta. – Otwórz drzwi do kuchni.

- Tylko mi wszystkiego nie wyjedzcie!

- Jak się odzywasz do szlachcica prostaku!

- Co ci za różnica jak się odzywam. Po oblężeniu i tak będziesz martwy, albo trafisz do niewoli. A zwykłego prostaka nie tkną bo potrzebują ludzi pracujących.

- Masz szczęście, że… że… Argh! – odwrócił się i wszedł do kuchni. Poczekał aż Wiland zamknie drzwi. W powietrzu czuł zapach gotowanej kapusty. – Na bogów! Gdyba nie to ,że ten prostak jest moim bratem już dawno wisiałby na placu Halkera.

- Bert jest bratem markiza Trent?

- Bertholomius Huntull jest starszym synem naszego ojca. Był pierwszy w kolejce do tytułu, ale zrezygnował. Bogowie tylko wiedzą dlaczego. Nieważne. – wrócił do tematu. - Gdy to wszystko się zacznie chcę żebyś chronił mnie w twierdzy. Te orhielskie kundle mogą zdobyć miasto. Jeśli wejdą do dzielnicy południowej ja i trochę pieniędzy ze skarbca miejskiego uciekamy do stolicy. Będziesz mnie eskortować. I to nie jest prośba. Oczywiście możesz liczyć na trochę srebra w zamian.

- Rozumiem. Jeśli miasto padnie to markiz zechce się okryć hańbą i uciec jak zwykły szczur. Sądzę ,że…

- Gówno mnie obchodzi co sądzisz! – przerwał. – Wolę żyć długo i w hańbie niż umrzeć młodo w bitwie o jakieś miasto na zadupiu! Jak oblężenie się zacznie to chcę cię widzieć w twierdzy. Żegnam.

Wyszedł zostawiając WIlanda w kuchni. Zgodnie z prośbą karczmarza Niedźwiedź poczęstował się jedynie kawałkiem mięsa.

Dzień przed bitwą wszyscy zdolni do walki mieszkańcy miasta otrzymali broń. Wielu z nich po raz pierwszy trzymało topór czy włócznie w rękach. Budowali zapory na ulicach, umacniali fortyfikacje. Wielu z obrońców wierzyło w zwycięstwo.

Następnego dnia Niedźwiedzia obudziły krzyki żołnierzy. Wyszedł na ulicę by zobaczyć oddziały biegnące na mury. Słyszał dźwięki rogów bojowych. Zabrawszy ze sobą miecz poszedł do twierdzy. Obserwował zwiększony ruch w okolicach Świątyni Dwunastki. Kapłani starali się uspokoić wierzących a niewierzących przekonać do swojej religii. Po drugiej stronie obozowi kapelani modlili się o zwycięstwo Orhielczyków. Kogo wysłuchają bogowie? – zastanawiał się Wiland.

Most i Bramę Wschodnią mieli bronić strażnicy miejscy- najemnicy Dunnela. Przeszedł do południowej dzielnicy. Wkroczył przez bramę do twierdzy. Wspiął się po stromych schodach wewnątrz baszty na wyższe piętra domu markiza. Na krótkim korytarzu spotkał gwardzistów szlachcica, którzy pokierowali go sali narad. Za grubymi, solidnymi drzwiami znalazł Duncana Huntulla w towarzystwie dwunastu ciężkozbrojnych tarczowników i sługi. Markiz pijąc w dużych ilościach wino próbował się uspokoić. Przeczuwał, że miasto zostanie zdobyte. Zauważył obecność Niedźwiedzia. Nie odezwał się. Pokazał jedynie palcem wolne krzesło. Wiland zauważył stojącą pod małym oknem skrzynię. Mimo ,że była zamknięta najemnik wiedział co było w środku. Wielkość kufra sugerowała ,że wewnątrz znajdowało się co najmniej sto tysięcy koron w srebrnych monetach. Czekali.

Trzy godziny przed południem mury północnej dzielnicy zostały zaatakowane gradem pocisków z trebuszy. Balisty strzelały w dalsze budynki zapalonymi wielkimi bełtami. Hrabia nie przejmował się zniszczeniami. Chaos pomaga w podboju – mówił. Mury kruszone miotanymi głazami puściły. Robin Dorvan dał znak do ataku. Strzelcy ustawieni na nienaruszonych fragmentach fortyfikacji zasypywali zbliżających się do Trent strzałami i bełtami. Nieskutecznie. Najeźdźców było zwyczajnie za dużo. Armia Orhielu wlała się do miasta zajmując dzielnicę północno- zachodnią. Powoli, ale skutecznie przebijali się przez ustawione barykady. Zatrzymali się. Obrońcy ustawieni w okolicach środka dzielnicy rzemieślników zabijali atakujących z taką samą szybkością z jaką pojawiali się nowi. Zza barykady utrzymywali się. Żołnierze bowańscy uwierzyli w zwycięstwo. Pod prowizorycznymi umocnieniami ludzie hrabiego padali jak muchy. Nad ich głowami świstały bełty z balisty zmierzające ku bogatszej dzielnicy Trent. Utrzymaliby się gdyby nie zwycięstwo armii Dorvana przy wschodnim fragmencie umocnień.

Straż miejska, najemnicy kupca Dunnela otworzyli bramę dla nadchodzących pikinierów i kuszników i przyłączyła się do atakujących. Chroniący most – jedyną drogę do twierdzy wpuścili orhielczyków do miasta. Obrońcy nie mieli szans utrzymać pozycji. Atakowani z dwóch stron zmuszeni do wycofania się w stronę dzielnicy południowej zostali zabici przez szturmujących albo przez zdradziecką straż miejską, która strzelała do zbliżających się niedobitków. Północ miasta padła w samo południe.

Do sali narad w twierdzy wpadł posłaniec.

- Panie! Dzielnica północna padła. – oznajmił robiąc przerwę na oddech po każdym słowie. - Orhielczycy przekraczają właśnie rzekę. Nasi ludzie bronią się jeszcze w okolicy placu Halkera. Nie uda nam się wygrać.

- Co? – zapytał cicho. Drżącymi rękami próbował utrzymać puchar z winem, ale ten upadł na ziemię. – Jak to?

- Ludzie Dunnela zdradzili. Wpuścili orhielskie kundle do miasta. Panie jakie rozkazy?

Markiz zasłonił usta dłonią i spojrzał nerwowo na Niedźwiedzia. Wiland siedział spokojnie. Słuchał raportu posłańca.

- Jakie rozkazy, panie?

Wstał z tronu i spojrzał na kufer.

- Weźcie skrzynię. Idziemy.

Markiz, Wiland i oddział tarczowników przeszli do najwyższej wieży pałacu. Mieszkał tam Arcymistrz Ernemonar. Najwyższy punkt w całym mieście. Z okien Wiland obserwował jak atakujący zdobyli plac i zawiesili na maszcie swoją flagę. Koronowane jelenie na fioletowym tle powiewały nad wszystkimi ważnymi budynkami miasta. Zbliżali się do twierdzy szybciej niż markiz przypuszczał.

Arcymistrz chwycił swój długi drewniany kostur zakończony błękitnym kryształem przytwierdzonym do reszty złotym ozdobnym kawałkiem metalu. Starzec machnął różdżką kilka razu w powietrzu i otworzył na płaskiej, równej ścianie obok półki na stare książki portal taki sam jak mag zakonu.

- Potrzebuje jeszcze trochę czasu na ustabilizowanie portalu. Za kilka minut powinniście… - przerwał. Bełt z balisty wleciał do wierzy rozbijając okno. Przebił mistrza i dwóch zbrojnych po czym zatrzymał się wbijając się w biblioteczkę. Czary zabitego maga przestały działać. Portal zamknął się zostawiając w wieży przerażonego markiza.

- Co robimy ,panie? – zapytał tarczownik.

- Wracamy do sali narad.

Wrócili do pomieszczenia powoli. Markiz nie spieszył się. Pogodził się z myślą, że dzisiejszy dzień będzie jego ostatnim. Usiadł na swoim tronie i opróżnił dzban. Nie przejmował się dworską etykietą i pił prosto z naczynia. Wyrzucił pusty dzban na podłogę. W tym samym czasie jego ludzie budowali z mebli barykadę na zamkniętych drzwiach.

Żołnierze Orhielu prowadzeni przez hrabiego zdobyli w ciągu czterech godzin dziedziniec twierdzy. Ręcznym taranem zniszczyli drzwi wejściowe. Zabili resztę żywych obrońców miasta w środku. Ruszyli na górę po schodach i zatrzymali się na korytarzu obok sali narad.

- Na co czekacie, miśki? Rozwalić mi te drzwi! Raz dwa na jednej nodze! – krzyknął hrabia.

Jego ludzie chwycili ponownie za taran. Uderzali silnie w regularnych odstępach czasu. Z każdą kolejną szarżą barykada z krzeseł i stołów rozsypywała się. W końcu drzwi puściły. Ostatnia blokująca dostęp drewniana belka pękła a do środka weszli ubrani w czarne zbroje ludzie hrabiego. Wiland wyjął miecz i ustawił się przed markizem, którego ludzie bez namysłu rzucili się na Orhielczyków. Popełnili ostatni w swoim życiu błąd. Tarczownicy nie mieli szans w starciu z liczniejszymi ,lepiej uzbrojonymi i wyszkolonymi oddziałami specjalnymi hrabiego osłanianymi przed kuszników. Tam ,gdzie jeszcze przed chwilą stało dziesięciu wojowników leżało dziesięć trupów. Ich ostatnia walka trwała niecałe pół minuty. Wiland nie rzucił się bez sensu na przeciwników, ale nie opuścił też miecza. Dwunastu ludzi wymierzyło w markiza i najemnika broń. Do sali wkroczył hrabia w towarzystwie kupca Jeremiasza Dunnela. Wiland przyjrzał się hrabiemu. W miejscu gdzie uciął mu ponad pół roku temu dłoń zauważył rękawice. Podejrzewał ,że wypchał ją czymś by zachować pozory kompletnego ciała. Markiz spojrzał na kogoś ,kogo jeszcze wczoraj uważał za przyjaciela i zapytał:

- Tak z ciekawości, ile kosztuje twoja ojczyzna ,Dunnel?! Pieprzony gad!

- Tytuł markiza , twoje stanowisko i wszystkie ziemie od Trent do Gór Srebrnych z kopalniami i miastem włącznie. – odpowiedział za kupca hrabia. – Tanio. Ale nie przyszedłem tu po to by rozmawiać z tobą, Huntull. Cześć Niedźwiadku! Proszę za mną.

- Nigdzie z tobą nie pójdę. Chronię markiza.

- Poczekaj chwilkę. – odwrócił się w stronę Oskara, który wszedł do pomieszczenia. – Oskar? Jakie straty?

- Straciliśmy w bitwie około osiem setek żołnierzy i niecałe pięćdziesiąt rycerzy.

- Nieźle, a oni?

- Ponad tysiąc.

- Podobają mi się te proporcje. A co do ciebie niedźwiadku. Dlaczego nie chcesz iść? – zapytał zirytowany nieposłuszeństwem.

- Moim obowiązkiem jest chronić pana Huntulla.

- Ja pierdolę… Naprawdę? – zabrał stojącemu obok kusznikowi broń i trafił siedzącego na tronie markiza prosto między oczy. – Teraz nie masz kogo chronić. Możemy iść?

- Zabiłeś go!

- Spostrzegawczy jesteś jak na swój wiek. Pamiętasz naszą rozmowę w więzieniu, prawda? Uprzedzałem ,że wyśmienity ze mnie kusznik. Nie kłamałem. Zauważyłeś, że podczas naszych następnych spotkań muszę udowadniać ci to co mówiłem podczas przesłuchania. Ha! Następnym razem wezmę ze sobą rodzinę żeby pokazać ci ,że jestem mężem i ojcem. – zrobił krok w prawo i pokazał obiema rękami drzwi. – Zapraszam.

Nie mając większego wyboru Wiland poszedł za hrabią. Idąc nie zdążył zareagować na gwardzistę ,który chwycił go i przyłożył chustę nasączoną wywarem z suszonych płatków kwiatu znanego śpiącym olbrzymem. Zasnął. Zanieśli go do prostokątnego pomieszczenia. Na środku pokoju stał duży, drewniany , kwadratowy stół z czterema krzesłami ,po jednym przy każdym boku. Posadzili go na jednym z miejsc i zabrali broń. Nogi i tułów przypięli do krzesła skórzanymi pasami. Co dziwne ręce zostawili wolne. Robin Dorvan usiadł po drugiej stronie. Niedźwiedź obudził się dopiero wieczorem. Spojrzał na siedzącego hrabiego i chciał go zapytać :

- Mogę wiedzieć po …

- Ciii… Na wszystkie pytania odpowiem później. – uśmiechnął się. – A właśnie! Zapomniałbym! Nie zdążyłem się pochwalić. – pokazał Wilandowi rękę i zdjął skórzaną rękawice. Nie była wypchana. Zamiast uciętej nad brzegiem rzeki dłoni do nadgarstka przyczepiona była dłoń wykonana z srebrnego ,błyszczącego metalu. Najdziwniejsze było to ,że palcami i nadgarstkiem hrabia mógł bez problemu ruszać. – Zacne ,co nie?

- Jakim cudem?

- Długa historia, ale mamy jeszcze dużo czasu. Kiedy sklepałeś mnie nad rzeką jak małą dziwkę wróciłem jak najszybciej do stolicy. Trafiłem do wieży tego starego dziada mistrza Tydryka. Okazało się ,że pracował nad metalem zachowującym się jak żywe ciało. – tłumaczył. – Kupiłem sztabkę za pięćdziesiąt tysięcy novasów. Wyrzeźbił mi z niej całkiem niezłą rąsię.

- Przepłaciłeś.

- Nie ja. Za wszystko zapłacili podatnicy. Wracając do tematu. Później pojechałem do pałacu króla na naradę. Ja, ten grubas jego wysokość August i kilku baronów uradziliśmy, że weźmiemy w końcu Międzygórze. Rok przygotowywaliśmy się do wojny. Wysłaliśmy wcześniej tu nawet jednego maga, żeby zbuntował przeciwko markizowi szlachtę i bogatszych kupców. Niestety cały plan poszedł w pizdu bo wyciąłeś wszystkich wtedy pod świątynią. Ale spokojnie, nie gniewam się. Obiecaliśmy kawałek południowego Międzygórza temu kupcowi i bez problemu wzięliśmy całe miasto tracąc jedynie niecały tysiąc ludzi. Marszałek Valk za kilka dni zdobędzie ostatnią twierdzę Bowańczyków. Ah! Jak ja lubię moją pracę. Teraz musimy jedynie trochę poczekać.

- Na co?

- Cii…

Nie czekali długo. Po kilku minutach do pokoju weszli słudzy i położyli na stole cztery porcje kaczki z jabłkami na srebrnych talerzach i dzban z cydrem. Za nimi wszedł Oskar, który zajął jedno miejsce i czterech żołnierzy. Dwóch niosło rzucającego się , związanego człowieka z workiem na głowie. Posadzili go na wolnym miejscu po lewej stronie Wilanda i ustawili się obok drzwi.

- Świetnie! Jedzmy! Nie bój się niedźwiadku. Jedzenie nie jest zatrute. – powiedział żując kawałek mięsa. – Mam nadzieję.

Najemnik zrozumiał dlaczego miał wolne ręce. Hrabia chciał go po prostu nakarmić. Jadł kolację nie odzywając się i zastanawiając kim jest związany człowiek. Słudzy postawili przed nim talerz, ale nie rozwiązali go , ani nie zdjęli mu worka z głowy. Gdy skończyli jeść hrabia dolał sobie cydru.

- Niedźwiedziu, nurtuje mnie pewne pytanie. Masz czas wolny?

Zdziwiony Wiland nie odpowiedział.

- Bo wiesz , tak się zastanawiam. Jak mam cię nazywać? Tytus Marcus Sarrius , hrabina Alina, czy może skorzystać z twojego prawdziwego nazwiska. Wilandzie Rutwar. – na twarzy hrabiego pojawił się uśmiech. – Teraz przejdźmy do następnego punktu programu. – wstał i podszedł do związanego. Jednym szybkim ruchem ręki ściągnął mu worek z głowy.

Wiland przyjrzał się młodemu mężczyźnie o krótkich czarnych kręconych włosach. Spojrzał w jego duże niebieskie oczy. Nie miał wątpliwości. Zakneblowany gość był jego bratem.

- Edmund… - wyszeptał.

Edmund próbował odpowiedzieć ,ale nie mógł.

- Ooo… Jakie to urocze. Chyba się popłaczę. Wystarzy! Koniec tego dobrego. Zabrać go do więzienia. – wydał rozkaz. Ci sami gwardziści podnieśli go i zabrali za drzwi. Wiland spojrzał wściekły na rozbawionego sytuacją hrabiego. – Musisz sobie zadawać teraz wiele pytań. Jak odkryłem twoją tożsamość? Jak złapałem twojego brata? I dlaczego ta kaczka z jabłkami była taka dobra?! Pozwolisz, że odpowiem na twoje pytania w odwrotnej kolejności. Dzisiejsza kolacja jest zasługą mistrza kulinarnego ,czyli obecnego tutaj Oskara. Serio, ten człowiek gotuje lepiej niż moja żona! Co w sumie nie jest dobrą rekomendacją. No cóż, trudno. Przejdźmy do drugiego pytania. – dodał patrząc na wściekłego Wilanda.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • mathias136 08.03.2015
    Po raz kolejny się nie zawiodłem - mam nadzieję że szybko wstawisz kolejną część - ode mnie dostajesz 5 :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania