Opowieści z Petros - Rozdział 10 - Ogień i Woda

Rozdział X

„Ogień i Woda”

 

- Plan jest następujący. – po chwili ciszy Leonido zaczął tłumaczyć szczegóły. – Kilka dni temu dostałem list z Aritras. Statek Księcia przypłynie za dokładnie za dwa tygodnie. Praca w doku zajmie mnie i moim pracownikom trzy, może cztery dni. Wybiorę kilku zaufanych robotników. Spójrzcie tutaj. – wysunął z tuby kawałek pergaminu i rozwinął go. Położył plan na łóżku i pokazał palcem rysunek ładowni. – Schowacie się w tym miejscu. Nie będzie was widać od środka. Zamontujemy drugie dno. W ciągu kilku godzin powinniście dopłynąć do przystani w pałacu nad jeziorem. Poczujecie ,gdy statek się zatrzyma. Zaczekacie do zmierzchu. Wyłamiecie tą deskę i wyjdziecie. Teraz będziecie musieli się rozdzielić. Ty dziewko wespniesz się po… - wyjął spod planu łodzi schemat zamku. – tej ścianie. Dam ci hak do wspinaczki. Powinnaś się przecisnąć przez to okno. W południowej baszcie znajdziesz drzwi. Przejdziesz nimi na mury. Hurdycje osłonią cię przed wzrokiem straży w zamku. Dojdziesz tu. Na miejscu możesz się spodziewać kilku strażników. Musisz ich wyeliminować po cichu. Inaczej nici z planu. Chwycisz za kołowrotek i otworzysz na chwilę śluzę. Teraz twoja kolej. – spojrzał na Wilanda. – W czasie gdy dziewka będzie otwierać ci przejście na dziedziniec ty musisz…

- Dziewka ma imię… - wtrąciła się Iris.

- Nie przerywaj dziewko. W tym czasie musisz przejść wzdłuż muru aż do wspomnianej śluzy. Poczekasz aż się otworzy a woda wyleje i wejdziesz przez uchyloną kratę do stawu Księcia.

- To chyba nie jest dobry pomysł. – powiedział Wiland.

- Nie umiesz pływać, czy co?

- Nie. Ja, ja…

- Ja to zrobię. – powiedziała Iris. – Wiland otworzy śluzę, a ja wejdę na dziedziniec.

- Wszystko jedno. Un hend. Jak mówią w Teyanie. Dalej. Gdy dziewka wejdzie za mur trzeba będzie zamknąć śluzę. Nie może być otwarta zbyt długo, bo cała woda spłynie ze stawu do jeziora. Korzystając z osłony w postaci krzewów i drzew w ogrodzie Księcia dostaniesz się do tego okna. Wejdziesz przez nie do kuchni. Możesz tam trafić na śpiącą służbę. Musisz być ostrożna. Z kuchni wyjdziesz na korytarz. Z korytarza do tego pomieszczenia. To klatka schodowa. – pokazał palcem na planie budynku. Wejdziesz na sam szczyt północnej wieży zamku. Tam prawdopodobnie znajdziesz strzelca. Wiesz co masz z nim zrobić. Rzucisz liną z hakiem i zaczepisz o dach cytadeli Księcia. Teraz będziesz musiała skoczyć i oprzeć się nogami o tę ścianę. Wejdziesz przez okno prosto do książęcej sypialni. Pozbawisz Gauros władcy i połowę planu będziemy mieli za nami. Wyjdziesz tą samą drogą. Spuścisz się po linie, ale tym razem na sam dół. Do podnóży zamku. Musicie jakoś opuścić wyspę na ,której znajduje się pałac. Łódź odpada. Mostem też nie wyjdziecie. A byłbym zapomniał! Ty! Cały czas będziesz w pomieszczeniu kontroli śluzy. Wyjdziesz przez otwór w murze i zejdziesz po ścianie do jeziora. Obejdziesz je i spotkacie się tu. Pod mostem. – Leonido wyciągnął kolejny schemat. – Nie możecie zostawić swoich haków. Wbijecie je w drewniane belki i przejdziecie pod mostem do miasta. Na drugi brzeg. Przejdziecie przez dzielnicę zachodnią. Tam będzie czekał mój zaufany człowiek z końmi. Dalej możecie jechać gdzie tylko dusza zapragnie. Odebrać nagrodę na głowę Wielkiego Księcia jak mniemam. Z mojej strony to tyle. – Wstał i wyszedł zostawiając Wilanda i Iris samych.

Jeszcze kilka dni Niedźwiedź spędził w łóżku. Odpoczynek, okłady na jego rany i zioła przeciwbólowe postawiły go jednak na nogi. Zaczął chodzić. Szczególnie upodobał sobie spacery po budynkach warsztatu Leonida. W ceglanych budynkach wypełnionych zaczętymi i skończonymi wynalazkami roiło się od rzemieślników budujących urządzenia o różnych przeznaczeniach zgodnie z projektami Leonida Tesela.

W końcu nadszedł dzień ,na który czekali wszyscy konspiratorzy. Wiland ustawił się na platformie nad dokiem i obserwował jak do rezydencji wynalazcy zbliża się statek księcia. Na jednym z trzech żagli Niedźwiedź zauważył herb. Pomimo dzieciństwa spędzonego na królewskim dworze w Otthalu nie nauczył się rozpoznawać rodów i państw po ich symbolach. W przeciwieństwie do swojego uwięzionego brata Edmunda nie znał się na heraldyce. Wiland przypomniał sobie jak uczyli się jeździć konno. Uwielbiał spędzać czas z bratem i starszymi siostrami. Przypomniał sobie też dlaczego to robi. Dlaczego planuje zamach na ostatniego przedstawiciela najpotężniejszego rodu w regionie.

Statek wpłynął do doku i zatrzymał się. Załoga unieruchomiła łódź linami. Jeden z pracowników Leonida rozpoczął obracanie kołowrotem co spowodowało otworzenie śluzy. Poziom wody obniżał się powoli aż statek osiadł na belkach na dnie.

- Ładny ,prawda? – usłyszał głos zza pleców. – Przypomina mi o czasach gdy sam pływałem z Wielkim Księciem po wodach tego jeziora.

Wiland odwrócił się i zobaczył kapitana opartego o stos desek.

- Czego chcesz?

- Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiedział wyrywając jabłko przechodzącemu obok cieśli. – Opowiadałem ci jak nasz gospodarz stracił nogę?

- Nie. I nie chcę wiedzieć.

- Ale to całkiem niezła historia. – ugryzł jabłko. – Próbował uciec. Ukrył się na wozie z drewnem, który właśnie wyjeżdżał. – Petra wyrzucił owoc na pokład statku gdy zorientował się, że żucie i mówienie jednocześnie sprawia mu ból nie do wytrzymania. – Zatrzymałem woźnicę. Staruch próbował uciec. Rzucił się do ucieczki. W tym czasie pociągnąłem za dźwignię i spuściłem na niego kratę w bramie. Miał pecha. Krata spadła na niego akurat gdy czołgał się pod spodem i zmiażdżyła mu nogę tuż pod kolanem. Niezła historia, co nie?

- Po co mi to mówisz?

- Chcę żebyś wiedział ,że z tobą też nie będę się pierdolił. Wracaj do zdrowia. – odwrócił się i odszedł. Niedźwiedź patrzył jak idzie na dziedziniec.

Praca w doku trwała. Powoli powstawał też portret Iris. Zdaniem Leonida było to jedno z lepszych jego dzieł jakie namalował odkąd zamknięto go w jego własnym domu. Wiland wrócił do pełni zdrowia na dwa dni przed ukończeniem ulepszeń statku Wielkiego Księcia. Niedźwiedź jak zwykle wyszedł w nocy na zewnątrz rezydencji. Opuścił dom i skierował się w stronę warsztatu. Lubił patrzeć na wynalazki Leonida i zastanawiać się do czego służą.

Popchnął drzwi ,ale te ani drgnęły. Rozejrzał się i gdy upewnił się ,że nikt nie patrzy uklęknął i wyciągnął wytrych. Podczas pracy jako najemny zabójca nauczył się otwierać proste zamki. Usłyszał charakterystyczny trzask i podniósł się. Tym razem drzwi otworzyły się bez problemu.

Wkroczył do środka. Na stole jak zwykle leżały zostawione przez robotników narzędzia tuż obok znanych Wilandowi zwojów z planami nowych urządzeń. Popatrzył na dziwną drewnianą konstrukcję i porównał ją z tym jak ją zapamiętał poprzedniego dnia. Widać było postęp. Odwrócił się i zobaczył coś dziwnego. W piecu palił się ogień a z paleniska wystawał metalowy długi pręt. Zdziwiło go to. Robotnicy nigdy nie zostawiali przedmiotów na noc w piecu.

- Nie powinieneś być w łóżku, ty szpiclu? – usłyszał za plecami głos kapitana. Za późno by zareagować. Petra skoczył na niego i przygniótł do ziemi. Wylądowali tuż obok paleniska. Kapitan siedział Niedźwiedziowi na rękach tak ,że nie mógł nimi ruszyć. Jedną dłonią zasłonił mu usta a drugą sięgnął rozgrzany przedmiot, który okazał się być zakończony symbolem Leonida znacznik do bydła. – Woda na ciebie nie działa, to może ogień?

Przycisnął mocno do policzka Wilanda rozgrzany okrąg z inicjałami Leonida zostawiając na jego twarzy ślad. Niedźwiedź nie mogąc krzyczeć z bólu szybkim ruchem przekręcił głowę tak ,że kapitan poparzył swoją dłoń. Korzystając z chwili obrócił się razem z Petrą. Tym razem to Willand był na górze, Mając wolne ręce uderzył kapitana w twarz. Trzykrotnie. Więcej nie zdążył bo kapitan chwycił go za szyję i zwyczajnie wstał. Dusił go. Niedźwiedź rozglądał się nerwowo za czymś co pozwoliłoby mu przeżyć. Znalazł. Namierzył wzrokiem młotek zostawiony przez jednego z cieśli. Niestety był poza zasięgiem jego rąk. W tej pozycji mógł jedynie kopnąć silniejszego i większego kapitana. Trafił kolanem prosto w krocze Petry. Nie wypuścił go, ale zmusiło to dowódcę straży do zmiany pozycji. Tym razem Wiland chwycił za młotek i z całej siły uderzył kapitana w głowę. Narzędzie wbiło się w drugie ,jeszcze sprawne oko. Tego Petra już nie wytrzymał. Wypuścił Niedźwiedzia ,który padł na ziemię łapiąc oddech. Oślepiony przeciwnik nie dał jednak za wygraną i zaczął machać rękami na oślep niszcząc przy okazji budowaną od tygodni pompę. Wiland złapał za najbliższy przedmiot. Był to topór. Podniósł go nad swoją głowę mając przed sobą kapitana. I uderzył.

Iris siedziała z Leonidem do późna na tarasie nad jeziorem. Malarz słynął z krótkiego czasu jakiego potrzebował na wykonanie obrazu. Zanurzył pędzel w farbie i wychylając się zza płótna nanosił na nie kolejne kolorowe plamy. Usłyszał pukanie do drzwi. Zanim zdążył odpowiedzieć : „ Nie przeszkadzaj mi teraz. Maluję.” , do pokoju artysty wszedł Wiland.

- Potrzebuję pomocy.

- Co ci się stało? – zapytał Leonido gdy zauważył na twarzy Niedźwiedzia świeżą bliznę.

- Kapitan nie żyje. Ale sam nie przeniosę ciała do jeziora.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania