Opowieści z Petros - Rozdział 6 - Rozwój

Rozdział VI

„Rozwój”

 

- Twój ojciec oszalał na starość, więc umieściłem na dworze w Białej Skale kilku agentów. Twój naiwny braciszek zaufał im, zabierał ze sobą na polowania i tak dalej. Pewnego słonecznego dnia, gdy wybrali się do lasu Edmund dostał po głowie i razem ze swoimi towarzyszami udał się przymusowo do Nedram. Pierwotnie chcieliśmy go użyć ,by wymusić od władcy Północy kawałek ziemi. Nieduży, ale Orhiel miałby dostęp do morza. W końcu zrezygnowaliśmy z tego planu i przygotowaliśmy się do inwazji na Międzygórze. Nasz król ,jego grubość August wymyślił też plan wzięcia zachodniego Gauros. Co ciekawe bez użycia armii. Zapytasz pewnie : ale jak? – zrobił przerwę, ale Wiland nie zadał pytania. – No zapytaj!

- Ale jak?

- Wiedziałem ,że cię to zainteresuje. Odbyłem rozmowy z kilkoma baronami na tych terenach i wiesz co się okazało? Że każdy z nich chcę złożyć hołd lenny Orhielowi, ale boją się wojny domowej z Wielkim Księciem Gauros. Sami nie dalibyśmy rady wspomóc ich w wojnie, więc… - przerwał – Cholera! Jeszcze chwila i powiedziałbym ci wszystko. Zapomniałem odpowiedzieć na pytanie numer jeden. Jak odkryłem twoją tożsamość? Rozmawiałem przed atakiem na Bowanię z ambasadorem Otthalu. Gadaliśmy o pierdołach ale w końcu powiedział mi o tym ,że podczas wojny o Rodor dziedzic tronu zdradził i został wygnany. Siedzieliśmy wtedy w moim domu w Nedram i oglądaliśmy moją kolekcję mieczy i wiesz co? Ambasador rozpoznał miecz, który ci zabrałem w więzieniu w Songford. Powiedział, że to miecz księcia Północy! Twój! Ha! Spytałem wtedy jak wyglądałeś? Odpowiedział mi. No wypisz ,wymaluj ty! Skojarzyłem fakty a ty byłeś łaskawy i potwierdziłeś moją teorię. Gdybyś nie rozpoznał brata to kto wie? Może i bym cię wypuścił. Niestety teraz jesteś mój… - na twarzy hrabiego pojawił się uśmiech. – Wróćmy do planu jego tłustości Augusta. Ale najpierw mała lekcja geografii. Oskar! Bądź tak dobry i przynieś mapę Petros.

- Oczywiście, panie. – podniósł się z krzesła i wyszedł z jadalni. Wrócił po chwili trzymając duży zwój.

- Teraz trzeba posprzątać. – powiedział hrabia i przewrócił stół. Na podłodze leżało teraz kilka talerzy i resztki jedzenia. Robin Dorvan podniósł mebel i ustawił się za Niedźwiedziem a Oskar rozwinął mapę tak by Wiland mógł bez problemu przeczytać napisy. – Spójrz niedźwiadku! Oto całe Petros! A przynajmniej to co zostało odkryte. Tutaj masz niezbadane Kelsiss, wyżej usiane wyspami morze Yp’Si oddzielające kontynenty. Jeszcze wyżej jest Ometh- nasz kontynent. Gdzieś na środku jest Orhiel, a na wschodzie Gauros. Dobra! Koniec lekcji geografii! Wracając do planu króla. Wielki Książe Gauros jak wiesz nie ma syna. Z legalnego związku oczywiście. Bękartów ma chyba z pięćdziesiąt. Gdyby hipotetycznie ktoś no nie wiem… Może zabił starucha to kraj pogrążył by się w chaosie. Dogadałem się jeszcze z samym Cesarzem, który swoją drogą trochę cię nawet przypomina, tylko jest starszy. Cesarskie legiony wkroczą do wschodniego Gauros i zabiorą dla siebie Międzyrzecze. My weźmiemy tylko zachodnią część państwa. Oczywiście jeśli Wielki Książe zginąłby.

- Niech zgadnę. Ja mam go zabić.

- Zabójcą baronów już jesteś. Teraz masz niepowtarzalną okazję by zabić księcia. Daję ci jedynie okazję do rozwoju. Albo to albo twój brat już nigdy nie zobaczy śniegu Otthalu.

- Zgoda.

- Bystry z ciebie chłopak. Jutro dostaniesz konia, trochę pieniędzy i jedzenia i oczywiście twój magiczny mieczyk. Tak właściwie to skąd go wziąłeś?

- I tak byś nie uwierzył.

- Pewnie nie. Pojedziesz do Gauros do … do… Oskar?

- Miasteczko zwie się Aelerinas.

- Gdzie to jest?

- Zaraz ci pokaże – odpowiedział hrabia. – Gdzieś tutaj… - mruczał pod nosem przesuwając palcem po mapie. – No proszę. Takie zadupie ,że nie zaznaczyli, no trudno. Miasto leży nad jeziorem Aritraskim. Znajdziesz tam naszego agenta, który wprowadzi cię w resztę szczegółów.

- Jak poznam tego agenta?

- Spytasz się w miasteczku kto ostatnio przyjechał. To pewnie będzie nasz agent. Ma na imię Iris. Podczas spotkania powiesz : „W zeszłym roku o tej porze śnieg padał nad przełęczami Otthalu” . Odpowie ci : „ O co ci chodzi? Zawracaj głowę komu innemu świrze”.

- Rozumiem.

- Świetnie. – hrabia poklepał Wilanda po policzku.- Rozwiążcie go i zaprowadźcie do komnaty. – Nie będziesz robił problemów, prawda?

Nie odpowiedział. Dwóch gwardzistów hrabiego skrzypiąc zbrojami rozwiązało Niedźwiedzia. Szli pięć minut. Kilka razy przechodzili obok obrazu byłego markiza, co oznaczało ,że wystrój zamku był monotematyczny, albo ,że ,co bardziej prawdopodobne ludzie hrabiego zgubili się. Znaleźli w końcu drzwi do pokoju Wilanda. Nieduże pomieszczenie wyposażone było jedynie w łóżko i stolik, na którym Niedźwiedź położył swoje ubranie .Położył się i zasnął myśląc o swoim życiu.

Rano do pokoju wszedł Oskar budząc Wilanda.

- Pan hrabia Robin Dorvan prosi na dziedziniec. –oznajmił.

- Cholera. Człowieku, wiesz która jest godzina?

- Pan hrabia prosi na dziedziniec. – zignorował pytanie.

- Zadałem ci pytanie Oskar.

- Eh… Godzinę temu było południe. A tak właściwie to mam na imię Eryk.

- Eryk? – zdziwił się – Dlaczego hrabia inaczej cię nazywa?

- Jego poprzedni skryba tak się nazywał, a hrabiemu nie chciało się zapamiętywać mojego imienia.

- Co się stało z poprzednikiem?

- Okazało się, że szpiegował dla cesarstwa. Był pierwszą osobą przesłuchiwaną w mojej obecności. Stare czasy. Hrabia prosi na dziedziniec.

Wiland ubrał się i ruszył na dziedziniec. Wychodząc przez główne, jeszcze nie naprawione drzwi zauważył hrabiego jedzącego jabłko w towarzystwie Oskara i kilku zbrojnych. Obok nich stał objuczony koń niezadowolony z dodatkowego obciążenia. Robin Dorvan trzymał miecz Wilanda.

- Jesteś wreszcie niedźwiadku! Poznaj twojego towarzysza. Jak mu tam…

- Jej panie. To klacz. Wabi się Echo. – odpowiedział Oskar.

- Poznaj więc Echo. Wskakuj na nią i jedź do Gauros. W torbie masz sto novasów. Starczy na dojazd do granicy. Dostałeś też tysiąc gauroskich orbów na jedzenie i łapówki. Jeszcze mapa. Pojedź na północ do Czarnego Mostu. Następnie na wschód Srebrnym Szlakiem aż do Gauros. Później kieruj się w stronę Aelerinas. Powodzenia niedźwiadku! I oczywiście zapomniałbym o najważniejszym. Twój miecz. Sztylet wywaliłem bo był do dupy. Trzymaj! –podał Wilandowi pas ,do którego przyczepione były trzy noże do rzucania i miecz.

Niedźwiedź wspiął się na swoją nową ,gniadą klacz i usiadł na kulbace. Koń zrobił kilka kroków w stronę bramy do miasta jakby chciał jak najszybciej opuścić Trent. Wiland podzielał opinię wierzchowca i pojechał do dzielnicy północnej. Przejeżdżając przez plac Bernarda Halkera oglądał długą szubienice ,na której powieszono niedawno oddział dziesiętnika Nathana Neila. Próbowali powtrzymać swoich kolegów przed otwarciem bramy dla najeźdźcy. Nie zgodzili się na sprzedanie swojego rodzinnego miasta. Zapłacili na nieposłuszeństwo życiem. Zdrajca kazał powiesić zdrajców – pomyślał Niedźwiedź i przyspieszył. Omijając stosy ,na których palono poległych podczas oblężenia dojechał do ulicy prowadzącej do bramy północnej. Patrząc na budynki po lewej stronie zauważył dwóch żołnierzy Orhielu kopiących leżącego karczmarza Berta. Zatrzymał konia.

- E! Wy dwaj! Zostawcie go! - powiedział.

- Patrz Gustaw! Bohater się znalazł! Spieprzaj dziadu bo aresztuję cię za … eee… Za cokolwiek! O! – odpowiedział jeden z żołnierzy.

- Powiedziałem zostawcie go. Głuchy? – sięgnął po jeden z noży.

- Jak ja cię zaraz… - wziął opartą o ścianę gizarmę. – Jesteś aresztowany za obrazę żołnierza Orhielu! Słyszysz?!

Wiland siedząc na koniu rzucił nożem. Trafił w odsłoniętą szyję. Gustaw nie próbował sięgnąć po swoją broń. Pobiegł tak szybko jak potrafił w głąb miasta potykając się o ciało kolegi.

- Poradziłbym sobie sam.

- Oczywiście, że tak. Co chcieli?

- Skurwysyny zaśpiewały sobie pół tysiąca koron. Nazwali to odszkodowaniem za śmierć żołnierzy Orhielu.

- Zwycięzcy dyktują warunki.

- Dokładnie. Powiedziałem im ,że mogę im dać co najwyżej kopa w dupę. No to wyciągnęli mnie na zewnątrz. Resztę historii znasz. – zrobił przerwę. – Wiland?

- Hm?

- Wiesz co się stało z moim bratem? Nie powiesili go razem z innymi oficerami.

- Nie żyje.

- Wiedziałem. Kurwa wiedziałem. Jak zginał?

- Strzał w głowę.

- Skurwiele. – ponownie zrobił przerwę. Po chwili dodał - Dzięki za szczerość Wiland. Jak będziesz kiedyś w Trent to odwiedź moją karczmę. Może zdążę ją odbudować.

- Na pewno odwiedzę. Żegnaj, Bert.

- Żegnaj Wiland.

Niedźwiedź odjechał zostawiając karczmarza na ulicy. Po policzku Berta spłynęła łza.

Jechał tą samą drogą, którą przyjechał jesienią do miasta ale zamiast udać się w lewo do wioski przy ujściu Coth skręcił w prawo w stronę Czarnego Mostu. Przejechał nad rzeką i wieczorem dotarł do miasta leżącego na Srebrnym Szlaku. Za pieniądze od hrabiego kupił trochę jedzenia dla siebie i Echo. Kilka dni podróży sprawiło ,że Wiland poznał dobrze swojego wierzchowca. Jeszcze nigdy nie jeździł na tak spokojnej klaczy.

Jadąc Srebrnym szlakiem zauważył liczne konne patrole. Wojsko królewskie pilnowało Srebrnego Szlaku. Transportowano tędy srebro z kopalni w Międzygórzu za wschód do Gauros i dalej do Cesarstwa. Drogi w całym Orhielu były bezpieczne. Ale od niedawna. Ojciec obecnego króla nie przejmował się krajem. Jego syn też nie, ale wybrał sobie kilku doradców ,którzy rządzili w jego imieniu. August Czwarty jedynie jadł i spał w swoim pałacu. Dobrej jakości , bezpieczne drogi skończyły się gdy Wiland wjechał do Wielkiego Księstwa Gauros. Dojazd do celu zajął mu jeszcze dwa dni. Po drodze musiał powstrzymać kilku rabusiów przed sprawdzeniem zawartości jego mieszka. Ucieszył się, gdy jego oczom ukazał się drogowskaz na Aelerinas.

Niewielkie ,leżące nad jeziorem miasteczko przywitało go zamkniętą bramą.

- Ej! Coś ty za jeden?! – krzyknął strażnik stojący nad bramą.

- Podróżny.

- Rozkaz jest: nie wpuszczać nikogo. Więc idź i podróżuj gdzie indziej!

- Nie mam na to czasu. Ile?!

- Rozsądny. Sto orbów.

- Łap. – powiedział rzucając monetą.

Stojący na drewnianej platformie stróż prawa prawie spadł łapiąc pieniądze. Zszedł i otworzył ciężkie drzwi. Wiland wszedł do miasta.

- Co tu się wyprawia?!- usłyszał krzyk.

- O kurwa… Dziesiętnik. – wyszeptał.

- Chyba rozkaz był, mam rację?

- A- ale…

- Ile ci dał?

- Pięćdziesiąt panie…

- Łżesz.

- Sto.

- No właśnie. Dawaj. – odebrał monetę od strażnika.- Może pan wejść. Konia zostawcie panie u Cassio. Zajmie się nim jak własnym. Jak się pospieszycie to może na egzekucję zdążycie.

- Egzekucję? – zdziwił się.

- Ano egzekucję. Wiedźmę palić będą.

- Taką z Akademii?

- A gdzie. Przyjechała, klątwy porzucała to palić będziemy. Takiej z akademii ruszyć nie wolno bo taką wolę Książe ma. Nawet dziecko to wie. Ta nasza medalionu nie ma. Zwykła wiedźma to palić możemy. Jedźcie już panie.

WIland zostawił konia u Cassia i poszedł na rynek. Magowie nie znaleźli i nie zabrali jej na Taumorth kiedy była młoda. Sama nie mogła nauczyć się kontrolować magii. To magia kontroluje ją.- pomyślał.

Wszedł na plac i zobaczył dwóch mężczyzn układających drewno obok wysokiego słupa. Ustawił się wśród mieszczan i obserwował. Z budynku wyszli strażnicy prowadzący związaną młodą dziewczynę. Wiland przyjrzał jej się. Jedno oko nie zasłonięte grzywką nie było białe, tylko brązowe. Oznaczało to ,że nie była wiedźmą tylko zwykłą niewinną dziewczyną. U osób zniewolonych przez magię oczy traciły kolor. Zanim zaprowadzili ją na stos Niedźwiedź wyszedł z tłumu i stanął na drodze eskorty skazanej.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 13.03.2015
    ciągle rzuca mi się w oczy Srebny szlak :) opowiadanie przyjemne, dobrze się czytało 5:)
  • mathias136 18.03.2015
    Bardzo przyjemnie mi się czytalo, ode mnie 5 :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania