Poprzednie częściUpadły-Rozdział 1

Upadły-Rozdział 4

— A wiesz mistrzu, że ostatnio wyrzucili mnie ze świątyni bogini Sofii? — spytał Hipokrates. Godziny marszu wlokły się niesamowicie, a starzec nie był osobą milczącą.

— Czyżbyś mówił jakieś głupoty u bogini mądrości? Ciesz się, że nie ukamienowali. Z tego, co pamiętam to ulubiony zwyczaj wśród zdenerwowanych kapłanów. No, chyba że się coś pozmieniało przez te tysiąclecia.

— Już jeden z drugim podnosili skały, ale jak im powiedziałem, gdzie sobie je mogą wsadzić... W końcu zamiast głupca uznali mnie za szaleńca. Idioci bez krzty rozumu, nawet wiejskie kundle są mądrzejsze od nich. — Staruszek cały trząsł się z ekscytacji. Nero stwierdził, że to pora na zmianę tematu. I tak nudził się, a dawniej irytująca paplanina przyjaciela teraz sprawiała mu radość.

— Tylko nie mów, że pouczałeś kapłanów Sofii, jak mają leczyć.

— A żeby mistrz wiedział. Widzę, że jakiś biedak cierpi z powodu nadmiernego wypróżniania się, to podchodzę, chwile poobserwuje i stwierdzam, że to nic takiego. Odrobina ziół i odpoczynku na słońcu wystarczy. Już schylam się do mojej torby i jak nie przyleci jedne z tych ich bieluśkich kapłanów. Wrzeszczy na mnie, że jakim prawem wtrącam się, to nie zadanie dla takich jak ja. Zignorowałem jego krzyki i spokojnie zacząłem tłumaczyć. A ten znowu wrzeszczy, że nie powinienem się wtrącać w wolę bogów, ten człowiek sprowadził na siebie ich złą wolę. I tu nie wytrzymałem... — Hipokrates uśmiechnął się spomiędzy bujnej brody.

— Niech zgadnę, wyśmiałeś go? — Nero doskonale znał przyjaciela i wiedział, jak reaguje na ogromną głupotę innych.

— A jakże! W przeszłości przebywałem między bogami i troszkę ich poznałem. Śmiem wątpić, by mieli czas, ba! Chciało im się rzucać klątwy na lewo i prawo. Szczególnie w dzisiejszym świecie, gdzie, zamiast przebywać wśród ludzi, oddalili się do swoich głównych świątyń, czy też posiadłości. Kolejny krzyk, ja naprawdę nie wiem, skąd ci ludzie biorą tyle siły, by się tak drzeć. Przecież wyglądają niczym gałęzie lichych drzew. Bluźnierca! Bluźnierca! Jak dziecko, które nauczyło się jednego słowa, na wszelkie morza tego świata, jest tyle pięknych słów, a ten bluźnierca i bluźnierca.

Nero uśmiechnął się, dobrze wiedzieć, że pomimo tak długiego czasu Hipokrates wciąż pozostawał taki sam. Niosący pomoc każdemu, gadatliwy i ostry dla wszelakiej głupoty ludzkiej.

— Zebrała się sporo grupka ludzi, jak na przemówieniach wspaniałych oratorów w mieści dyplomacji. Mój „koleżka” zaczął tłumaczyć towarzyszom, że zwątpiłem w bogów i chce nakarmić biedaka jakimiś zielskami, niczym najzwyklejsze zwierzę. Podniosło się wielkie larum, zaczęli targać mnie za świeżo wyprawne szaty. Nie chcieli mojej pomocy, to miałem to gdzieś, trzasnąłem po łapach paru nadgorliwców i spróbowałem odejść. Zrobiłem parę kroków i koło mojego ucha usłyszałem takie ziuuut. — Machnął dłonią koło głowy. — Odwracam się, a tam banda szykuje jakieś brudne skały, więc im wygarnąłem, gdzie im zaraz je wsadzę, jeśli się nie uspokoją i już mnie nie było. Ot cała historyja.

— Ty, stary przyjacielu kiedyś stracisz głowę dla swych ideałów. Ludziom nie przetłumaczysz, jeśli nie masz władzy i potęgi, a nawet wtedy znajdą się oporni. Bóstwa, czy ludzie prawie niczym się nie różnią, póki znajdą innych głupców, póty trwać będą w swej głupocie. Tak działa i działać będzie świat. — Błękitno włosy spoglądał w bezkresne niebo, zastanawiając się, czy gdzieś tam daleko poza nieboskłonem istnieję coś więcej.

— Nie mogę ci odmówić racji, mistrzu. Ale według mnie ludzie powinni kierować się jedną zasadą, jeśli chcą zmniejszyć karę "boską". Higiena to podstawa, mycie się, pranie ubrań i sprzątanie. Bez tego równowaga płynów w organizmie zostaje zachwiana i stąd późniejsze nieszczęśliwe efekty.

— Płynów? Jakoś nie mówiłeś nic o tym. — zdziwił się Nero, spoglądają na towarzysza.

— Rozwinąłem się mistrzu, poczyniłem wiele badań, a moja głowa otrzymała wiele przydatnych informacji. Nasze ciało składa się z czterech rodzajów cieczy. Krwi, śluzu, żółci i czarnej żółci. Jeśli nie ma wśród nich równowagi, pojawiają się różnie choroby. Brud może być największym sprawcą tego.

— To, co mówisz, jest interesujące, ale muszę na chwilę się oddalić. — przerwał Hipokratesowi upadły.

— Tylko pamiętaj mistrzu, by po „grubszej” sprawie dobrze się wytrzeć. Wszelkie zło uwielbia brud.

Nero skinął głową i skierował się w krzaki, lecz nie była to, o czym myślał jego towarzysz. Od jakiegoś czasu, odkąd opuścili miasto, czuł, jak znajoma siła kieruje się za nimi. Musiał to sprawdzić.

Po paru minutach oczekiwania, na trakcie pojawił się zakapturzony mężczyzna, niespuszczający wzroku z karawany daleko od niego.

— Więc tak Helios załatwia sprawy — rzekł Nero, wychodząc z zarośli.

— Ty?? Przecież powiedziano mi, że nie żyjesz! —Złote ślepia zaczęły świecić się spod kaptura. — Bardzo dobrze będziesz idealną przystawką, zanim zmasakruje tamtych. Dawno nie jadłem świeżego mięsa z człowieka, a z kobietami pewnie się zabawię, nim je pożre. — Jego postać urosła i nabrała mięśni, zamiast głowy ludzkiej miał czarny pysk psa, z których skapywała gęsta ślina. Jego tors był nagi, a dolna cześć przepasana była obszerną, białą tkaniną, przewiązana mieniącym się pasem z sierpowatym mieczem tego samego koloru.

— Helios nie źle sobie pogrywa, gdy myśli, że mnie nie ma. Nabrałeś pewności siebie, co Skylosie? Lecz to cię zgubi. — powiedział dawny bóg, rzucając mu twarde spojrzenie.

— A co mi taki cherlak może zrobić? Jesteś przeszłością Nero! Zostałeś pokonany, jak nieudacznik, wzbudzasz tylko śmiech. — zaśmiał się głośno Skylos.

— Ty za to jesteś reliktem przeszłości, podobnie jak ja. Nasza sława już przeminęła, powinieneś znaleźć towarzyszkę, by przedłużyć swoją rasę. W końcu jesteś ostatni z niej. Daję ci szansę, odejdź, albo giń.

Ponad dwumetrowy olbrzym roześmiał się tylko i wyciągnąwszy broń, skierował ją w stronę wroga.

— Przestań, zaraz mnie rozboli brzuch od tego śmiechu. Cóż może z tamtej gromadki oszczędzę parę dziewek, by mi powiły parę bachorów. Oj poród wielkiego miotu nie należy do przyjemnych, a ja nie ulżę im w cierpieniu, tylko będę się przyglądał im męczarniom. Ha ha.

— Usłyszałem dość. Trochę żal mi uśmiercać ostatniego z rasy, ale czas łaski się skończył. — Jego oczy zapłonęły błękitnym blaskiem, a na twarzy pojawił się sadystyczny uśmiech. — Pora na zabawę piesku. Ciekawe, ile wytrzymasz? — Machnął dłonią, a ogromne cielsko wbiło się w ziemię. Skylos próbował wstać, ale na próżno. Głuchy trzask oznajmił złamanie kości, a głośne wycie wypełniło całą okolicę.

— Zapłacisz za to. — syknął, trzymając się za ranne ramię.

— Popatrz, popatrz. Miałem nadzieję, że to zaklęcie połamie ci żebra. Masz większą odporność, niż myślałem. Fantastycznie. — Tym razem zacisnął dłoń, bestia już chciała się roześmiać z powodu braku efektu, gdy z jego ust wypłynęła strużka krwi. — Co do cholery?

— Właśnie zniszczyłem ci płuco, chyba trochę się trudniej oddycha, czyż nie? — Kolejny raz zacisnął dłoń i ponownie Skylos zakaszlał krwią, z trudem oddychając.

— Nie masz czym oddychać, a nadal klęczysz. Wspaniale, dostarcz mi jeszcze więcej zabawy.

Olbrzym z głośnym krzykiem i ogromnym wysiłkiem rzucił się na Nero. Nie zdążył dobiec, gdy został uwieziony w kuli wody.

— Nie chcę, by mój przyjaciel idący z przodu cię usłyszał, bez twoich krzyków będzie mniej zabawnie, ale cóż, tak musi być. — Pstryknął palcami, a uszkodzone ramię zostało przebite strumieniem wody. Skylos chciał krzyknąć, ale nie mógł, jego zasoby tlenu były ograniczone.

Przez kolejne dziesięć minut ciało ostatniego z rasy psowaty było przebijane, w taki sposób, by powodować jak największy ból bez ostatecznego uśmiercania. Wreszcie anulował zaklęcie, a jego ofiara ledwo dysząc spadła na grunt.

— Jes... Jesteś... potworem. — wyjęczał, wpatrując się wściekle.

— I to mówi ten, kto dla zabawy zabija innych. Śmieszy mnie takie gadanie, wpierw jesteś butny i pewny siebie, a teraz obrażasz mnie tylko dlatego, że to ja jestem w roli oprawcy, a nie ty. Znudziłeś mnie. — Wykonał okrężny ruch ręką, a ogromna głowa potoczyła się po trakcie. — Więc Helios nie wie, że ja żyje... Muszę dokładnie przemyśleć, jak chronić moją grupę baranków, takie działanie jak teraz jest niebezpieczne, szczególnie gdy jest więcej przeciwników. Może wyszkolę paru akolitów? Ale czy wśród tych owieczek znajdę odpowiedniego psa? Hm... Pomyśle o tym później, z drugiej strony to niezły absurd, by wilk chronił tak niewinne stado — powiedział do siebie Nero. Ruszył w stronę dalekiej karawany, zostawiając za sobą bezgłowe, wielkie cielsko z masą krwi wypływającą z niego. Słońce grzało nad wspaniałymi, zielonymi równinami. Walka, grzejące promienie, wprost idealny dzień.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania