Poprzednie częściWybrana rozdział 1

Wybrana rozdział 8

Podczas mojego płaczu na dole ktoś wszedł do domu, słysząc, że idzie na górę, wytarłam łzy i wstałam. Spakowałam album do plecaka, a pewna pani weszła do mojego pokoju.

- Dobry wieczór Susanne, nazywam się Sara Rue jestem z opieki społecznej, poczekam aż się spakujesz i zawiozę Cię do domu dziecka. – ignorowałam ją dalej się pakując

Po pół godziny skończyłam pakować się i zeszłam na dół z czterema wielkimi torbami, a Sara za mną chodziła. Miała brązowe włosy oraz piwne oczy, była wysoka. Nie pozwoliła mi brać wszystkiego, mówiła że będzie mi niepotrzebne lub nie będzie dozwolone w domu dziecka. Usiadłam przy stole w kuchni, obok Sary.

- Zobaczę ich? Co z nimi?- zaczęłam pytać o rodziców.

- Za trzy dni powinien zostać wyprawiony pogrzeb, pojedziemy tam, jeżeli będziesz chciała.- odpowiedziała spokojnie.

- Niby kto go wyprawi?- zapytałam, podnosząc brew

- Ludzie. – Dziwnie odpowiedziała jak na kogoś dorosłego. Na oko miała 20 parę lat

- Naprawdę? Dziękuje, tego się właśnie chciałam dowiedzieć

- Możemy już jechać? Skończyłaś się pakować? – westchnęła, zarzucając jednocześnie nogę na nogę

- Mam jeszcze jakieś 20 minut, chcę posiedzieć w moim domu. Wrócę tu jeszcze?

- Dom zostanie sprzedany.

Zapadła cisza, wstałam i zaczęłam chodzić po domu w tę i z powrotem, przejeżdżając od czasu do czasu dłońmi po ścianach lub półkach, po jakiś 10 minutach, zapytałam:

- Mogę jeszcze gdzieś wyjść? Na chwilę?

- Jedynie ze mną.

- Niech będzie…

Zamknęłam dom ze łzami w oczach, oddałam klucz Sarze, poczekałam aż odłożyła torby do auta i poszłyśmy, w deszczu, w stronę jeziorka. Chciała mnie ochronić parasolem przed deszczem, jednak odmówiłam. Bo właśnie płakałam. A jeszcze nikt nie potrafił odróżnić moich łez od kropli deszczu…

Znów usiadłam na ławce, znów robiłam to samo co rano. Jednak tym razem byłam smutna, a wierzba nade mną chyba też płakała, bo ławka była cała mokra. Bolało mnie to, że już nigdy nie usiądę na tej ławce, pod tym drzewem, że już nigdy nie będzie jak kilka godzin temu… Zaczęłam myśleć o Sarze, była spokojna, opanowana. Przez moment czułam jakbyśmy znały się od dawna.

- Minęła godzina, czas jechać.- powiedziała i wstała z ławki

Wzięłam głęboki oddech i poszłam za nią do auta. Usiadłam spokojnie na tyły auta. Zapięłam pasy. Niestety, w momencie odjazdu, zaczęłam płakać, nie mogłam przestać, nie tym razem.

- Za jakieś 30 minut powinnyśmy być na miejscu – odezwała się i rzuciła na tylne siedzenia opakowanie chusteczek.

Wzięłam jedną, powoli oddychałam i przestałam płakać. Obróciłam głowę w prawo i zaczęłam obserwować gwiazdy na czystym niebie.

 

W ciągu jednego dnia wszystko się zmieniło, jedno wydarzenie wszystko zniszczyło.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Miło się czytało i dosyć szybko. Smaku na kolejną część mi nie zrobiłaś ale zapewne przeczytam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania