Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bullet: 007 – Część 10.

– James, M prosił przekazać, że przygotowano ci sypialnię, „tę samą, którą zajmowałeś dwa lata temu” – poinformowała Cruz, gdy Bond z Q wrócili z garażu.

Bond skinął głową, podziękował Q i wyszedł wraz z kobietą.

– M chce, żebyśmy już jutro udali się do Manchesteru. Mamy rozeznać się w terenie i przygotować do misji.

– Wierzysz, że nam się uda? – spytał zaskakująco Bond.

Cruz spojrzała na niego badawczo.

– A masz jakieś wątpliwości? – odpowiedziała pytaniem Maria.

– Wiele lat pracowałem dla MI6 i widziałem różne rzeczy. Warto przygotować się na wszystko – odparł Bond, kiedy zmierzali po schodach w stronę sypialni agenta.

– Czyżby słynny agent 007 odczuwał lęk przed zadaniem? – spytała kobieta z wyraźną ironią w głosie.

– Nie mam się już o co bać ani martwić, Cruz. Chcę jedynie ostrzec ciebie – zaakcentował ostatnie słowo.

– Szlachetnie – odparła Cruz.

Przystanęli przed drzwiami miejsca docelowego. Bond spojrzał na Marię z ukosa.

– Wejdziesz? – zaproponował szarmancko.

– Z chęcią. Chciałabym pogadać – odparła Cruz i weszła do środka, gdy Bond otworzył drzwi.

– Pogadać? Miałem co prawda co innego w planach, ale… o czym? – spytał zadziornie i podszedł do niewielkiego stolika przy łóżku, na którym stała butelka wina i dwa kieliszki. Bond uśmiechnął się na myśl, że M zadbał o wszelkie szczegóły. Zabrał się za otwieranie trunku.

– O Moneypenny. – odparła pewnie – Nie słyszałam o niej za wiele, a ponoć miała znaczny wpływ na twoją decyzję o odejściu. Co się z nią stało?

Bond zacisnął dłoń na butelce i przymknął oczy. Poczuł dokładnie to samo gdy Q wspomniał o kobiecie. Został chwilę w bezruchu, jednak zaraz oprzytomniał.

– Cóż… – znalezienie odpowiednich słów w tej sytuacji nie należało do najprostszych – To dość smutna historia. Nie wiem, czy warto zakłócać tak piękną noc dla niepotrzebnych wspomnień – odparł i zaczął nalewać alkohol do szkła.

– Noc jest długa, James. Na tyle długa, by zmieścić w niej zarówno przyjemności i smutki – odrzekła zgrabnie.

007 podał kobiecie kieliszek i wspólnie skosztowali zawartości.

Bond zdawał się odpływać myślami gdzieś daleko. Bardzo daleko…

 

Brazylijskie słońce miało to do siebie, że nawet maksymalnie zaciemnione okulary Bonda nie radziły sobie z nim zbyt skutecznie. Mężczyzna poczuł ulgę gdy wreszcie zajął miejsce w pociągu i mógł schować się przed uciążliwą gwiazdą. Co prawda za chwilę musiał mierzyć się z gorszym przeciwnikiem, ale na razie… odprężył się.

– Stresujesz się? – spytał, gdy Moneypenny usiadła obok.

– Chyba nadal mnie nie doceniasz. Ciągle zadziwia cię, że przeszłam potrzebne szkolenia? Że teraz ja także jestem… agentką? – wypowiedziała ostatnie słowo z zabawnym niedowierzaniem. Dodatkowo wyciszyła głos, co również wydało się Bondowi komiczne.

– Mhm… No wiesz, nawet taki zaprawiony w boju wyga jak ja czasem dygoczę ze strachu. Może już nie tak często, ale…

– Skup się już na misji agencie 007 – przerwała kobieta i spojrzała nań ganiącym wzrokiem.

Zadanie w istocie nie należało do najłatwiejszych. Okazało się, że niejaki Civide Bianco jest odpowiedzialny za podłożenie bomby we wspomnianym pociągu. MI6 w ostatniej chwili przechwyciło informacje o planowanym ataku i zdecydowało się posłać dwojga agentów w celu zdezaktywowania ładunku. Ze względu na niezbyt przychylną tajnym organizacjom międzynarodowym politykę Brazylii, MI6 nie mogło wkroczyć i dokonać oficjalnego zatrzymania pociągu jeszcze na stacji. Terrorysta–samobójca Bianco chciał uśmiercić wszystkich pasażerów, a gest ten miał być początkiem zamachów o zabarwieniu politycznym na władze brazylijskie. Manifest, jaki chciał zaprezentować, wymierzony był bezpośrednio w rządzących, bowiem wśród pasażerów pociągu znajdowali się przedstawiciele opozycji. Wszelkie podejrzenia spadłyby na prezydenta, a Bianco po latach zostałby nazwany bohaterem rewolucyjnym. Znana historia.

 

Trzeba przyznać, że misja wiązała się ze sporym ryzykiem. M nie było w stanie przekazać wysłanym agentom zbyt wielu szczegółów – nie udało się ustalić, gdzie dokładnie znajduje się ładunek. Kluczem zatem stało się znalezienie wśród pasażerów samego Bianco, a następnie zmuszenie go do wyjawienia tajemnicy.

Q w odpowiedni sposób zaopatrzył Bonda. 007 miał do dyspozycji zegarek, który emitował silne pole elektromagnetyczne, zdolne do unieszkodliwienia bomby, jeśli zbliżyłby do niej urządzenie na odległość nie większą niż 50 centymetrów. Nieznany pozostał także dokładny czas wybuchu.

 

– Widzisz go? – spytała Moneypenny rozglądając się dyskretnie.

– Owszem. – odparł Bond – I muszę się pospieszyć, zanim dosiądzie się do niego któryś z jego drabów. Bądź gotowa, Moneypenny – powiedział szybko i energicznie podniósł się z miejsca.

– James! – próbowała jeszcze go zatrzymać, lecz bezskutecznie.

 

Bond przeszedł kilka kroków korytarzem w przedziale.

– Można? – spytał, po czym momentalnie usiadł na pustym miejscu obok brodatego mężczyzny w białym garniturze. Zaskoczył tym samym stojącego obok olbrzyma, z pewnością jednego z pomagierów Bianco.

Civide spojrzał na Bonda z przerażeniem i jednoczesnym obrzydzeniem w oczach.

– Pan Bianco, zgadza się? – dopytał Bond, jednak doskonale wiedział z kim rozmawia.

– Tak, ale… a pan? Pan to…? – mamrotał niedbale.

– Bond. James Bond. Agencja MI6. Nie będę owijał w bawełnę bo nie mamy na to czasu. Gdzie jest ładunek, panie Bianco? – z pogardą wymówił nazwisko przestępcy i spojrzał na niego lodowatym, pełnym gniewu spojrzeniem.

– Brytyjczycy? Tutaj? – Bianco nagle się zmienił. Nie emanował już strachem, a nagle sprawiał wrażenie dominującego w tej rozmowie.

– Zostaw głupie pytania na później. Odpowiedz – nakazał Bond, gotowy do uderzenia mężczyzny.

– Panie Bond, chyba pan się zapomniał.

– Słuchaj, no…

– To pan niech posłucha. – przerwał mu nagle – Będzie pan uczestnikiem walki o wielką sprawę. Ci ludzie są gotowi poświęcić swoje życie, by stawić czoło reżimowi…

– To ty skazujesz ich na śmierć w imię chorych ideałów. – odparł Bond groźnie – Nikt nie chce uczestniczyć w twojej grze. Spytam po raz ostatni, i dla własnego dobra, radziłbym ci odpowiedzieć. Gdzie jest bomba?

– Nie powstrzymacie tego, co nieuchronne. Żadne żałosne podstępy Brytyjczyków nie zmuszą nas, wielkich Brazylijczyków do wyzwolenia się z jarzma niewoli. Panie Bond… naprawdę nie zauważył pan, że lufa Beretty 92 znajduje się trzy milimetry od pana? – spytał nagle Bianco.

Rzeczywiście, drab, którego Bond wcześniej wyminął, od początku rozmowy celował w agenta.

– To wersja 92S. – poprawił Bond – I owszem, zauważyłem. – Dodał, po czym błyskawicznie uderzył łokciem w broń wybijając ją z dłoni olbrzyma i uderzył go lewym sierpowym prosto w żuchwę. Drab jednak był gotowy przyjąć znacznie więcej. Złapał Bonda za marynarkę i rzucił go prosto na ziemię.

W jadącym pociągu zrodził się popłoch. Pasażerowi zaczęli krzyczeć z przerażenia, a Bianco wymknął się i skierował w stronę wagonów początkowych. Moneypenny dostrzegła, jak siedzący przed nią mężczyzna wstaje i wyciąga broń z kieszeni płaszcza w celu zastrzelenia Bonda. Zareagowała momentalnie – zacisnęła dłonie na jego szyi i przekręciła kark. Padł martwy.

Tymczasem Bond toczył nierówną walkę z większym i silniejszym przeciwnikiem. Gdy ten okładał go kolejnymi ciosami na ziemi, do akcji ponownie wkroczyła świeża agentka. Zwinnie doskoczyła do walczących mężczyzn i kopniakiem zaatakowała żebra olbrzyma. Cios ten jednak nie zrobił na nim zbyt wielkiego wrażenia. Momentalnie odwrócił się w stronę kobiety, chwycił ją i rzucił z impetem w okno. Na szczęście było zbyt małe, aby Moneypenny mogła wypaść z pociągu, jednak szkło zostało rozbite.

Doświadczony Bond wykorzystał kilka sekund, które zagwarantowała mu przyjaciółka i w ekspresowym tempie dobył swojego Walthera. Wpakował trzy kule w plecy rywala, i gdy ten już upadł z żałosnym okrzykiem, 007 wstał obolały i zbliżył się do Moneypenny.

– Wszystko gra? – spytał Bond, gdy kobieta wstała i otrzepała się z resztek szkła.

– Tak, chyba tak. Dorwijmy tego gnoja – powiedziała pewnie i skierowała się śladami Bianco.

Gdy Moneypenny zniknęła w kolejnym przedziale, Bond spojrzał w stronę przerażonych pasażerów.

– Proszę zachować spokój. Jestem brytyjskim… ech, chrzanić to – po czym ruszył za agentką.

Następne częściBullet: 007 – Część 11.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Cicho_sza 17.11.2021
    Jest i retrospekcja z Moneypenny. Ciekawe co wydarzyło się w Brazylii. Ciekawy rozdział ?
  • Raven18 17.11.2021
    Jest, jest, obiecana ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania