Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Bullet: 007 - Część 4.

– Zawsze byłem miłośnikiem klasyki – powiedział z lekką goryczą w głosie Bond, gdy wsiadał do stojącego przed posiadłością Lexusa SF na miejsce pasażera. – M postanowił jednak iść z duchem czasu, jak widzę.

– W Anglii czeka na pana dokładnie taki Aston Martin, jaki stoi w pańskim garażu – odparła z ledwo widocznym uśmiechem Cruz i zapaliła silnik.

Bond spojrzał w jej kierunku. Pewność siebie, którą roztaczała wokół własnej osoby była dla mężczyzny niezwykle pociągająca. Poczuł, że od dawna nie był tak zafascynowany żadną kobietą, mimo że zna Marię od kilkudziesięciu minut. Uznał to za znak, że rzeczywiście była bardzo wyjątkowa.

– James – powiedział patrząc w twarz kobiety. Lekko zdezorientowana odwróciła twarz w jego kierunku i spojrzała mu prosto w oczy.

– Maria – odparła, uśmiechnęła się szeroko i ruszyła. – Nasz samolot startuje za dwie godziny, do lotniska mamy półtorej godziny.

– W takim razie mamy pół godziny, które możemy spożytkować w interesujący sposób – dodał intrygująco.

– Faceci… – westchnęła i przyspieszyła.

 

Podczas jazdy wiele ze sobą rozmawiali. Bond dowiedział się sporo z przeszłości kobiety, chętnie opowiadała o swojej młodości, ojcu-emigrancie z Hiszpanii, jego morderstwie i złożonej przez Marię obietnicy zemsty. Wyjątkowa otwartość kazała mu poddawać wszelkie jej słowa w wątpliwość; nie był bowiem pewny, czy nie jest to wymyślona, oficjalna historia ułożona przez M, aby zdobyła dodatkowe zaufanie agenta 007.

– Mój ojciec nie był święty, – mówiła oschłym głosem – ale na pewno nie zasłużył na taki los. Gdybym mogła go wtedy uchronić…

– Ale nie mogłaś – wtrącił pokrzepiająco – Miałaś dziesięć lat, byłaś dzieckiem. Jaki mogłaś mieć wpływ na to co się stało?

– Widziałam jego śmierć, James. Powinnam była coś zrobić, ale… czułam jak paraliżuje mnie strach. Dałam radę już tylko uciekać. Nigdy nie zapomnę tych ludzi… te blade, złowrogie twarze, martwe oczy. Będzie mnie to prześladowało, póki nie znajdę winowajców.

– Trafiłaś już na jakiś trop? – pytał zaciekawiony.

– Niewiele, ale coś udało mi się znaleźć. Teraz jednak mamy ważniejsze sprawy.

– Gdy już dorwiemy tego Van Dooha… może będę mógł ci pomóc? – zaoferował troskliwie.

Maria zerknęła na niego.

– Poradzę sobie, James. To moje demony.

 

Mijając kolejne rozciągłe krajobrazy Italii, Bond czuł niemałą ekscytację. Włochy już na zawsze będą kojarzyły mu się z bezczynnością i zwyczajną nudą, podczas gdy Anglia, siedziba MI6 wzbudzały w nim poczucie misji, celu. Dużo myślał o Van Doohu, i rozważał kim może być człowiek, który najprawdopodobniej poluje na jego życie. Sięgał pamięcią w przeszłość, jednak nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek spotkał go na swojej drodze.

 

Z biegiem czasu, Bond zauważył coś dziwnego. Podejrzliwie patrzył w boczne lusterko, spojrzał w końcu do tyłu. Maria zauważając jego zachowanie, uniosła lekko brew.

– Nikt cię nie śledził, gdy do mnie jechałaś? – spytał z powagą.

Kobieta przełknęła ślinę i spojrzała w lusterko.

– Nie… niczego takiego nie zauważyłam, ja…

– Skręć w prawo – nakazał ostro. – Teraz.

 

Maria posłusznie wykonała manewr i zboczyła z głównej drogi. Dwa Range Rovery jadące w odległości dziesięciu metrów od nich, również skręciły w tę stronę.

– Cholera, jak mogłam to przegapić – mówiła niespokojnie, a w jej głosie dało się usłyszeć poczucie winy.

– Przyspiesz – polecił znowu, nie zważając na słowa Marii.

Wyglądało na to, że samochody jadące za Lexusem, nie pozwalały mu zbytnio się oddalić.

Bond użył przycisku znajdującego się obok radia, i momentalnie ich oczom ukazał się specjalistyczny panel, na którym znajdowały się kolejne przyciski, odpowiadające za różne funkcje obronne samochodu. Maria nie była szczególnie zdziwiona wiedzą mężczyzny na ten temat.

Range Rovery podjechały jeszcze bliżej i wydawało się, że napastnicy nie mieli zamiaru dłużej ukrywać swoich zamiarów. Auto znajdujące się bliżej Lexusa, uderzyło w niego nagle z dużą siłą.

– Zachowaj spokój i rób co mówię – powiedział chłodno i patrzył uważnie w lusterko. Na mój znak skręcisz ostro w lewo… Teraz!

Maria przekręciła kierownicę i wjechała w uliczkę pełną ludzi. Przerażeni zaczęli uciekać w popłochu, a kobieta miała tylko nadzieję, że rzeczywiście wszyscy zdołają się oddalić…

W momencie skrętu, Bond nacisnął jeden z przycisków. W miejscu tylnich świateł auta pojawiły się puste przestrzenie, z których na drogę wysypał się rząd metalowych kolców. Opony opancerzonych Range Roverów poradziły sobie jednak z tą blokadą bez problemu. Nieprzyjaciele nie mieli zamiaru ustąpić i bezwzględnie gnali za uciekającymi.

– W lewo! – krzyknął, a samochód momentalnie znalazł się w lewej uliczce.

Bond spojrzał za siebie i zobaczył, jak mężczyzna siedzący na miejscu pasażera ścigającego ich samochodu wychyla się za okno z karabinem w ręku.

– Oby M nie postanowił zaoszczędzić na wytrzymałości – powiedział cicho, niemal sam do siebie.

Maria jęknęła lekko, gdy seria wystrzałów z karabinu zaczęła uderzać w tylną szybę. Kuloodporne szkło dawało im poczucie względnego bezpieczeństwa, jednak nie wiedzieli jak długo wytrzyma szyba. Range Rover ciągle siedział im na ogonie.

– Jedź prosto, nie zatrzymuj się – powiedział niecierpliwie.

Pech chciał, że na ulicy znajdującej się na wprost, miał miejsce swego rodzaju jarmark. Maria nawet przymknęła lekko oczy i posłuchała porady Bonda. Samochód taranował kolejne stragany, kosze z warzywami, wystawy. Mimo hałasu towarzyszącego pościgowi, Cruz zdołała usłyszeć kilka niecenzuralnych włoskich słów. A raczej wrzasków.

– Sprawdźmy na co jeszcze cię stać – rzekł Bond, klikając kolejny przycisk na panelu. Tym razem, otworzył się bagażnik i uległ szybkiemu, mechanicznemu przekształceniu w stacjonarne działo. Rover został wręcz zalany falą pocisków. Kule wgniatały się w maskę, uszkodziły reflektory i próbowały przebić się przez wzmacnianą szybę, również kuloodporną. Kierowca postanowił jechać w sposób nieco zygzakowaty, starał się unikać ognia, jednak na niewiele się to zdało.

W tym momencie, Bond zauważył również, że drugi Rover zniknął i odczuł dziwny niepokój, jakby przeczuwał, co się za chwilę wydarzy.

– Skręcaj! – krzyknął, jednak sam zdawał sobie sprawę, że za późno.

Lexus wyjechał z uliczki na bardziej otwartą przestrzeń. Bond zdążył tylko zerknąć w lewo. Nie był w stanie zareagować, gdy rozpędzony Rover wjechał z ogromną siłą w wypadającego z uliczki Lexusa.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Pan Buczybór 28.10.2021
    Akcja idzie dalej. Tym razem pościg w typowo filmowym stylu. Z błędów to przede wszystkim błędne apostrofy: powinno być "Range Rovery" itd
  • Raven18 28.10.2021
    Dzięki, kurcze, byłem przekonany, że apostrof potrzebny.
  • Cicho_sza 28.10.2021
    Raven18 apostrofy pisze się wtedy kiedy w wymowie końcówka różnie się od pisowni, np: Andy Andy'ego, ale Jim Jima
  • Raven18 28.10.2021
    Cicho_sza Postaram się zapamiętać, dzięki!
  • Cicho_sza 28.10.2021
    Drogi Krukowaty. Mam kilka logicznych pytań:
    Lexus FS to sportowy samochód, dość małych gabarytów. Jadąc wąską uliczką ocierał lusterkami o ściany. Jakim cudem wielki Range Rover zdołał się tam zmieścić, a potem nawet jechać zygzakiem? :)
    Moim zdaniem wyrzuć ten fragment o ocierających się lusterkach, bo reszta opisu pościgu wygląda niespójnie.
    Nie czepiam się, żeby nie było. W ferworze pisania takie szczególiki mogą umknąć.
  • Raven18 28.10.2021
    Oh shit, to faktycznie jest bez sensu xD dzięki wielkie, jakoś nie połączyłem kropek i wyszła głupota. W wolnej chwili to ogarnę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania