Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bullet: 007 - Część 2.

Rok wcześniej.

 

Bogato zdobiona sala balowa wypełniona była po brzegi gośćmi. Ubywający alkohol miał znaczny wpływ na polepszające się nastroje obecnych; tu i ówdzie dało się usłyszeć donośne śmiechy, kolejne pary decydowały się zatańczyć, kobiety bezczelnie flirtowały z żonatymi, a ci bez walki poddawali się urokom nowo poznanych uwodzicielek.

Wszechobecny przepych sprawiał, że zaproszeni odczuwali coś w rodzaju dumy. Zgromadzony majątek wyznaczał ich pozycję społeczną, i życiową misję – między innymi, uczestnictwo w tego rodzaju przyjęciach. Na sali nie brakowało nikogo z całej śmietanki - doświadczeni malarze, synowie światowych gwiazd filmowych, córki modelek. Wszyscy zgromadzeni w ogromnej posiadłości Fontaine Dorée, w południowo–zachodniej Francji. Wszyscy z imiennym zaproszeniem.

Posiadłość była własnością Clementine Souloix, która odziedziczyła budynek oraz pokaźną sumę pieniędzy po śmierci ojca, Gabriela Souloix. Według oficjalnych źródeł, fortuny dorobił się dzięki mądrym ruchom inwestycyjnym i prowadzeniu firmy produkującej kosmetyki. Nieoficjalne zaś, donosiły o wprowadzaniu w światowy obieg brudnych pieniędzy i byciu częścią zorganizowanej grupy przestępczej, ściganej przez CIA, FBI, a nawet swego czasu - MI6. Gdy zginął w wypadku samochodowym, nikt nie chciał ustalać już, która wersja jest rzeczywista.

Clementine cały swój charakter odziedziczyła po ojcu. Pewna siebie, inteligenta i brutalna, często trafiała na pierwsze strony gazet. Uwielbiała wręcz czytać o kolejnych seks-skandalach z nią w roli głównej, a nawet sama podsyłała gazetom nowe pomysły. Czterdziestolatka znakomicie czuła się w towarzystwie osób żyjących na bardzo wysokim poziomie materialnym. Nie inaczej było tego wieczoru.

Stojąc przy barze, zamówiła martini z lodem i obserwowała zachowania zgromadzonej społeczności. Mimo zewnętrznej oschłości, wewnątrz zależało jej na zadowoleniu wszystkich gości. Próbowała znaleźć choć jedną twarz, która wyrażałaby niezadowolenie czy znudzenie, jednak dosłownie każda była roześmiana i spełniona. Clementine znowu czuła, że jest panią świata.

– Poproszę to samo, co pije ta urocza dama.

Clementine usłyszała obok ciężki głos, który wydał jej się wręcz niepokojący, ale jednocześnie niezwykle męski, przez co kobieta nie obróciła się od razu. Zanim spojrzała na nowo przybyłego, uśmiechnęła się delikatnie i przymrużyła nieco oczy.

Mężczyzna, który usiadł tuż obok Clementine, był wysokim, dobrze zbudowanym czarnoskórym człowiekiem ubranym w biały garnitur. Charakterystycznym elementem jego wyglądu była ciemna maska, zakrywająca połowę twarzy. Clementine poczuła wyraźny niepokój, gdy przypatrzyła się tej tajemniczej twarzy, ale była również bardzo zaintrygowana gościem. Nie wiedziała kim jest, a dobrze znała wszystkich obecnych.

Barman podał zamówionego drinka. Mężczyzna skosztował i uniósł lekko brew.

– Martini zupełnie do pani nie pasuje - powiedział z nutą zaczepki w głosie.

Clementine spojrzała zaciekawiona.

– Jedynie francuski szampan – kontynuował – odzwierciedlałby pani prawdziwą naturę.

– Och, tak szybko zdążył mnie pan poznać? – spytała z przesadzoną ironią, za co sama się zganiła.

– Oczywiście – odparł z pełną powagą. – Wystarczy mi jedno spojrzenie na człowieka i już wiem, z kim mam do czynienia.

– Powie mi pan może zatem coś więcej? Czy może będzie pan tak samo tajemniczy, jak pańska twarz? – dodała niemal szeptem i spojrzała prosto w odsłonięte oko mężczyzny. Liczyła, że się nieco speszy, jednak zachował powagę.

– Opowiem pani rzeczy, których jest pani doskonale świadoma, ale boi się do nich przyznać – odrzekł nachylając się nad jej policzkiem. – Czy jednak… – dodał odsuwając się delikatnie – mogę prosić panią do tańca?

Kobieta odwzajemniła posłany uśmiech i z gracją wstała z miejsca. To samo uczynił jej rozmówca

– Bardzo chętnie, monsieur…?

– Van Dooh – przedstawił się i wykonał subtelny ukłon – Julius Van Dooh. Zatem, proszę bardzo, madame Souloix.

 

Kobieta podała dłoń, i poczuła wyjątkową delikatność, którą uznała za nietypową dla mężczyzn. Gdy znaleźli się na parkiecie, Van Dooh objął ją w talii, zbliżył do siebie, i uniósł lekko usta.

– Zanim zdradzi mi pan, kim tak naprawdę jestem – zaczęła Clementine sarkastycznie, gdy zaczęli już poruszać się w rytm muzyki – miałabym do pana kilka pytań.

– Służę pomocą, miła pani – odparł entuzjastycznie.

– Kim pan jest, panie Van Dooh? – spytała bezpośrednio – Nie przypominam sobie, abym pana zapraszała, a na każdym liście, własnoręcznie złożyłam podpis. Znam, mniej więcej, wszystkich tu zgromadzonych. Pan jednak… jest mi zupełnie obcy.

– Cóż – mruknął, odsłaniając białe zęby – jestem gościem bardzo wyjątkowym, pani Souloix. Nie ma balu, na który nie byłbym zaproszony. Wszystkie drzwi są przede mną otwarte – zakończył zdanie prawie szeptem i przyspieszył taneczny krok.

– A jednak, – podjęła Clementine – sytuacja ta wydaje mi się niecodzienna, – powiedziała łagodnie i nie pozwoliła wytrącić się z równowagi – nie sądzi pan? A ta maska? – zadała drugie pytanie, nie pozwalając mężczyźnie na wyjaśnienie.

– To tylko moja wyobraźnia. – odparł wesoło – Dużo tutaj ludzi bardzo podobnych do siebie, chciałem zostać… zapamiętany. Darzę panią wielkim podziwem, pani Clementine. Musiałem dziś tutaj być.

– Czyżby był pan jednym z masy psychofanów? – spytała zadziornie.

– Niezupełnie – odparł z chłodem w głosie. – Proszę pani… – zaczął i upewnił się, że kobieta na pewno go słucha. – Jest pani kobietą niewątpliwie silną i dążącą do wyznaczonego sobie celu. Lubi pani być w centrum uwagi i czuć się wywyższona. Afery z panią związane dają pani poczucie wyjątkowości.

– Zawodzi mnie pan, panie Van Dooh – przerwała, teatralnie udając znudzenie – Opowiada pan rzeczy, które przeczytać można w co drugim artykule każdej prasy. Musi się pan bardziej postarać – nalegała i spojrzała w twarz mężczyzny, oczekując na kolejny ruch.

– Zatem… – zaczął i odchrząknął – Skoro lubi pani bezpośredniości. Jest pani wdową, zgadza się?

Clementine zwolniła nieco i poluzowała dłoń położoną na ramieniu Van Dooha. Poczuła, jak blednie, i natychmiast się opamiętała.

– Zgadza się – odparła niepewnym głosem – Ale to dla mnie traumatyczny temat, panie Van Dooh. Nie sądzę, aby…

– Nieszczęśliwy wypadek nad jeziorem Windermere, w sierpniu 2013. To rzeczywiście bardzo przykra sprawa – powiedział niskim głosem i pokiwał głową współczująco.

Souloix przełknęła ślinę i spróbowała wyswobodzić się z objęć mężczyzny. Ten jednak zwinnie przeszedł do następnego etapu powolnego tańca.

– Wcześniej ojciec, potem mąż… ma pani wielkie nieszczęście. Być może to dzięki tym przykrym wydarzeniom, sprawia pani wrażenie silnej, wręcz niezniszczalnej kobiety. Jednak… jest to tylko wrażenie – dodał z opiekuńczym uśmiechem.

– Doprawdy? – spytała i zaczerwieniła się lekko.

– Sprawianie wrażenia wychodzi pani wyjątkowo dobrze, muszę przyznać. Nikt nie śmiałby wykorzystać załamanej wdowy, to bardzo nieetyczne. Jednocześnie, odwodząca od myśli wszelkiego działania przeciwko pani, jest pani zewnętrzna twarz i potęga. Niech pani mi powie… czy to przez taką pozycję, zdobyła się pani na ten haniebny czyn?

 

Clementine zakręciło się w głowie. Przez moment miała nawet wrażenie, że upadnie, jednak silne dłonie Van Dooha ją utrzymywały. Zakasłała cicho.

– Przepraszam, nie bardzo rozumiem, o czym pan mówi. Chyba nie czuję się najlepiej… – powiedziała, zbliżając dłoń do skroni.

– O morderstwie, którego pani dokonała – wypalił Van Dooh i bacznie obserwował twarz kobiety – Drzemiąca w pani siła jest doprawdy godna podziwu. Sami na łodzi, oddaleni od brzegu, bez świadków… Niech mi pani powie: co pani czuła, wypychając męża za burtę?

 

Clementine błądziła wzrokiem po sali. Chciała znaleźć jakąś pomoc, jednak szybko zdała sobie sprawę, że nie może na nią liczyć. Jej uwagę przykuło coś dziwnego - rozglądając się wśród towarzystwa, zaczęła dostrzegać kolejnych mężczyzn w białych garniturach, i maskach. Kilku było w honorowych lożach, inni przechadzali się wśród tłumu.

Krople potu pojawiły się na czole Souloix.

– Och, chyba pani zauważyła moich przyjaciół – powiedział Van Dooh – Myślę, że nie będzie kłopotu z miejscami? Sala jest przecież taka duża… Pozwoli pani, że udam się ponownie do baru. Na pewno znajdzie pani za chwilę innego partnera – Van Dooh puścił oszołomioną Clementine, zrobił krok do tyłu i ponownie się skłonił – madame – po czym udał się w stronę zostawionego drinka.

 

– Nie ma go. – usłyszał Van Dooh w słuchawce, gdy usiadł przy barze. Westchnął ciężko i pokręcił głową.

– Wystrzelać. Zostawić ją – wydał rozkaz i przepłukał gardło zimnym drinkiem.

Muzyka ucichła, a jej miejsce zastąpił szalony, nieposkromiony dźwięk wystrzałów przemieszany z rozpaczliwym krzykiem tłumu. Kule karabinów przeszywały bezwładne ciała kolejnych gości, podłoga zalała się krwią. Mężczyźni, kobiety - wszyscy, z wyjątkiem stojącej na środku parkietu Clementine Souloix, umierali na jej oczach. Zdawało jej się, że dźwięk wystrzałów trwa całą wieczność. W rzeczywistości, wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt sekund, aby zamordować rzeszę gości.

Gdy opadła ostatnia łuska, mężczyźni w białych garniturach przebiegli szybko po sali i upewnili się, że wszyscy są martwi. Jeśli ktoś wykazywał jakiekolwiek oznaki życia, natychmiast dostawał kulkę.

– Nędzne, małostkowe, nic nie warte życia. W ten sposób oczyszczasz świat, Juliusie. Dzięki eliminacji tych pcheł, popychasz go do przodu – powiedział szeptem siedzący za barem Van Dooh. Gdy usłyszał, że zadanie zostało wykonane, wstał, wyjął pistolet i zbliżył się do Clementine.

– Gdzie on jest? – spytał natychmiast.

– Nie… nie wiem – powiedziała przerażona i zdezorientowana. Mimo tych uczuć, nadal starała się zachować kamienną twarz, jednak na nic się to nie zdało.

– Gdzie?! – krzyknął Van Dooh i przyłożył broń do czoła kobiety.

– Nie mam pojęcia, nie odpowiedział na zaproszenie! – odparła krzykiem Souloix.

 

Van Dooh westchnął cicho i rozejrzał się po sali. Stosy trupów nie robiły na nim najmniejszego wrażenia.

– Nie uda ci się… nie zabijesz go – powiedziała niesamowicie drżącym głosem Clementine.

Van Dooh spojrzał na nią.

– Wkrótce… zakończę to raz na zawsze.

 

Pociągnął za spust.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pan Buczybór 25.10.2021
    "jej się wręcz niepokojący ale jednocześnie niezwykle męski" - przecinek przed "ale"
    "dobrze zbudowanym, czarnoskórym człowiekiem, ubranym w biały garnitur. " - oba przecinki zbędne
    "kim tak naprawdę jestem," - zbędny przecinek
    "Cóż," - zbędny przecinek
    ^powyższy błąd parę razy się powtarza, lecz każdego z osobna nie wypisuję...
    "Afery z panią związane, dają pani poczucie wyjątkowości." - zbędny przecinek
    "To rzeczywiście, bardzo przykra sprawa" - zbędny przecinek
    "Jednocześnie, odwodząca od myśli wszelkiego działania przeciwko pani, jest pani zewnętrzna twarz i potęga." - dziwnie brzmi to zdanie. Chyba musisz je nieco przebudować
    "Jednocześnie, odwodząca od myśli wszelkiego działania przeciwko pani, jest pani zewnętrzna twarz i potęga." - zbędny przecinek

    Bardzo mrocznie. Ogólnie udany rozdział. Dobry dialog, równie dobrze zbudowane napięcie. I pan Julius jest równie tajemniczy i bezwzględny. A w następnej części pewnie pojawi się Bond, gdyż taka masakra nie przechodzi bez echa...
  • Raven18 25.10.2021
    Dziękuję bardzo za obecność, fajnie wiedzieć, że ktoś to czyta. Co do przecinków - niestety, ja się chyba już tego nie nauczę. Próbowałem wiele razy ale nigdy nie wiem dokładnie kiedy ich używać. Później poprawię wskazane błędy. Dzięki za pochwałę rozdziału, a co do następnego, cóż, 007 jest gotowy
  • Cicho_sza 26.10.2021
    Bardzo sprawne pisanie. Nie mówię o technicznych sprawach, bo ja też radzę sobie z tym różnie, ale o ogólnym odbiorze przez czytelnika. Jestem zdeklarowaną antyfanką Bondów wszelakich, a Twoje pisanie przeczytałam z zaciekawieniem. Tekst jest spójny, logiczny, naturale dialogi sprawiają, że nic nie zgrzyta i nie wytrąca z uwagi po drodze. Mam nadzieję, że historie dociągniesz do końca, bo systematycznie pisanie to ciężka robota. Jak w kopalni, haha. Pozdrawiam
  • Raven18 26.10.2021
    Dziękuję bardzo, takie opinie tylko mnie motywują. Cieszę się, że mimo antypatii do Bonda, opowiadanie się podoba. Również mam nadzieję, że dociągnę do końca, ale nic nie chcę deklarować xD pozdrawiam również

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania