Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Bullet: 007 - Część 8.

– Bond i Cruz przybyli. Oczekują na wejście – powiadomił elektroniczny głos sekretarki, dobiegający z niewielkiego głośnika zamontowanego w biurku.

Mężczyzna siedzący w fotelu przygładził wąsy, poprawił okulary, zbliżył się do mikrofonu, nacisnął odpowiedni przycisk i odparł:

– Wpuścić.

Rozległ się cichy dźwięk komunikujący elektroniczne otwarcie drzwi. Bond pchnął je i pozwolił Marii wejść pierwszej.

– Szefie – powiedziała z niepewnym uśmiechem.

– M – przywitał się pewniejszym głosem Bond – Kopę lat.

– Zgadza się. Całe dwa – odparł z zadziornym uśmiechem, nie powstając z miejsca.

– Nic się nie zmieniłeś. Może tylko trochę… posiwiałeś – dogryzł przyjacielowi przypatrując mu się z udawaną uwagą.

M tylko się uśmiechnął i nie zdecydował się wchodzić w dyskusję.

– Witaj, Mario. Cieszę się, że dzięki tobie agent 007 dotarł do nas w jednym kawałku.

– To raczej…

– Nadal rekrutujesz obiecujące talenty – przerwał jej nagle Bond. Cruz spojrzała na niego momentalnie, a ten skarcił ją wzrokiem. Zrozumiała.

M przenosił wzrok z jednego na drugie.

– Tego się nie zapomina – odrzekł zadowolony z siebie. – Napotkaliście jakieś problemy na drodze?

Cruz wstrzymała oddech i wbiła wzrok w podłogę. Zdawała sobie sprawę, że przez jej nieuwagę znaleźli się w sporym niebezpieczeństwie. Nie śmiała spojrzeć na Bonda ale z całego serca liczyła, że ten ponownie ją wybawi z opresji.

– Drobne, nic szczególnego – odpowiedział ironicznie Bond. – Twoje nowe auto miało okazję sprawdzić się w terenie.

– I jak? – spytał dumnie.

– Nieźle. Ale to nie Aston Martin – odparł z przekornym uśmiechem Bond.

M podrapał się w brodę i spojrzał na Marię z ukosa.

– Przejdźmy do rzeczy. – zaproponował i podniósł się z fotela – Maria na pewno przedstawiła ci już ogólne fakty dotyczące Van Dooha. Wiesz z kim musimy się zmierzyć, prawda?

– Wiem tyle, że to kolejny terrorysta, którego chcemy zlikwidować – odparł.

– Nie do końca – powiedział M z lekkim zawahaniem – Nadrzędnym celem będzie schwytanie go, a nie morderstwo.

– Czyżby moja licencja na zabijanie wygasła? – spytał Bond lekceważąco.

– Odgórna prośba premiera – odparł M z niezadowoleniem w głosie – Pociągam za sznurki, Bond, ale nie za wszystkie – dodał nieco rozweselony.

– To znacznie komplikuje sprawę. – odparł – Ale skoro to rozkaz rządu…

– Wierzę, że ci… że nam się uda, Bond – rzekł pokrzepiająco M.

– To jaki jest właściwie ten plan? – spytał Bond, poprawiając marynarkę.

– Właśnie. – M poprawił okulary i uruchomił elektroniczny panel, na którym wyświetliła się mapa – Za dwa dni w Manchesterze odbędzie się pogrzeb madame Souloix. – M podniósł głowę by zbadać, jaka będzie reakcja Bonda na wspomnienie o znajomej. Nie było żadnej – Sporządziła testament już pięć lat temu i właśnie w nim wymyśliła sobie, że chce być pochowana w Anglii. Masakra jakiej dokonał w jej posiadłości Van Dooh była sygnałem, który miał zwrócić twoją uwagę, James. Spodziewamy się, że jego ludzie, a nawet on sam, mogą pojawić się na ceremonii, ze względu na twoją obecność.

– Oczywiście mogą domyślać się, że tam będę, ale Van Dooh chyba nie jest aż tak głupi, by nie wziąć pod uwagę, że to pułapka – odparł Bond z przekąsem. – Na pewno ma swój własny plan.

– No to sprawdzimy, czyj okaże się skuteczniejszy – powiedział M ironicznie.

– Czyli, krótko mówiąc, chcecie wysłać mnie na śmierć – powiedział Bond patrząc na mapę.

– MI6, mój drogi – odparł M obserwując mimikę Bonda – Kościół św. Anny, do którego się udasz, wypełniony będzie naszymi agentami. Zadbamy, aby nie stała ci się krzywda, a ty dostarczysz nam Van Dooha.

– A jeśli się nie pojawi?

– Schwytamy kilku jego parobków i dowiemy się co nieco – odparł M tonem, który sugerował, że ma odpowiedź na każde pytanie.

– Spotkaliśmy już kilku z nich – odrzekł Bond, rzucając dyskretne spojrzenie Marii – Nie są skorzy do rozmów, delikatnie mówiąc.

– Chyba mnie nie doceniasz, 007 – rzekł M z uśmiechem. Postanowił nie dopytywać o szczegóły – MI6 ma różne metody, by zdobyć to, na czym nam zależy – dodał i ponownie rozsiadł się w fotelu. – Maria będzie ci towarzyszyła, naturalnie – powiedział i spojrzał na kobietę.

Usta Cruz drgnęły delikatnie. Przeniosła wzrok na Bonda i zobaczyła jego pewny wyraz twarzy.

– Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych, Mario? – spytał życzliwie M.

Cruz znowu spojrzała na niego, skłoniła lekko głowę i opuściła gabinet.

Bond usiadł na krześle po drugiej stronie biurka.

– Jest dobra? – spytał M z powagą w głosie.

– Nada się – odparł 007 bez zawahania.

M wstał z fotela i podszedł do niewielkiego sejfu.

– Z lodem? – spytał wyciągając butelkę burbonu.

– Poproszę – odparł Bond.

– Wiele się zmieniło, odkąd odszedłeś – mówił, nalewając alkohol – Niby to tylko dwa lata, ale… Nie udało mi się znaleźć nikogo na twoje miejsce. Wszyscy inni knocili coś po drodze, nie potrafiąc doprowadzić sprawy do końca. Ale uznałem, że zagrożenia z jakimi przyszło nam się mierzyć nie były na tyle poważne, aby prosić cię o pomoc. Aż do teraz.

– Co wiadomo, na temat tego Van Dooha? Informacje Marii były raczej pobieżne.

– Bo tylko tyle mamy! – odparł M ze złością i postawił szklanki na stole – Nie wiem jak to możliwe, że największa agencja wywiadowcza na świecie nie ma danych jakiegoś człowieka. Wiemy tylko o tym zamachu i nic poza tym.

– To sprawia, że jest bardziej nieprzewidywalny – powiedział Bond i wziął łyk burbonu.

– Co ty nie powiesz – odparł szyderczo M i również się napił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Cicho_sza 06.11.2021
    Sporządziła testament już pięć lat i właśnie w nim wymyśliła sobie, że chce być pochowana w Anglii. - pięć lat temu?

    Eee, z tym kościołem to pewnie niewiele wskórają. Mr Van Dooh taki głupi nie jest. A Maria, nich się Bondowi za plecami nie chowa ? Pierś do przodu i do walki, haha.
  • Raven18 06.11.2021
    Dziękuję, jakoś te „temu” mi umknęło.
    Maria to z jednej strony twarda babka, a z drugiej nadal niepewna i płochliwa. No ale ciągle się uczy ?
  • Pan Buczybór 14.11.2021
    ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania