Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bullet: 007 - Część 7.

Blade światło księżyca wpadało do ciemnej, ponurej sypialni przez uchylone okno. Delikatny chłód, który dochodził do środka wywoływał przyjemne dreszcze na nagim ciele kobiety śpiącej na łóżku. Widok ukochanej, panująca wokół cisza przerywana cichym gwizdem wiatru i nocna pora wzbudziły w Juliusie poczucie spokoju. Prawdę mówiąc, czuł się przez to dość dziwnie. Od pewnego czasu, wszystkie jego myśli skupione były wokół jednego człowieka. Mało spał, nie miał ochoty jeść i bardzo dużo rozmyślał. Wszystko to bardzo negatywnie odbiło się na jego formie fizycznej oraz psychicznej. Jednocześnie, świadomość, że nie zakończył jeszcze swojej misji ciągle go motywowała. Obiecał sobie, że nic nie zmusi go do odpuszczenia. Bond musiał zginąć.

Van Dooh obserwował wolno podnoszącą się klatkę piersiową kobiety. Za każdym razem gdy miał ją przy sobie, czuł, że na nikim innym nie zależy mu tak bardzo. Traktował ją jak skarb, który niegdyś odnalazł. Wiedział, że musi chronić ją za wszelką cenę.

Poruszyła się lekko i zrzuciła z siebie niewielki fragment kołdry, który jeszcze ją przykrywał. Przez chwilę wykonywała ruch, jakby chciała znaleźć coś obok niej. Wreszcie podniosła lekko głowę i spojrzała w kierunku Juliusa. Rozczochrane włosy, mokre wargi i przymrużone oczy kobiety wywołały w Juliusie nieopisaną falę szczęścia. Naturalność, której się przed nim nie wstydziła, sprawiała, że czuł się wyjątkowo.

– Talio… – powiedział półszeptem, siedząc przy stoliku.

– Dlaczego znowu nie śpisz? – spytała z wyraźną pretensją w głosie, jednak dzięki chrypce, która była efektem niespodziewanego przebudzenia, Julius zignorował ten ton.

Mężczyzna nie odpowiedział. Wziął głęboki wdech i spojrzał w stronę okna. Następnie przeniósł wzrok na broń, którą trzymał w dłoni.

– Nie słyszałam jak wróciłeś – dodała Talia, siadając na łóżku i opatulając się kołdrą.

– Pracowałem. Do późna – wyjaśnił Julius zmartwionym głosem. – Nie dostałem wiadomości o śmierci Bonda od moich ludzi. Najpewniej… nie podołali – wypowiedział te słowa bardziej do siebie niż do kobiety, jednak zrobił to na tyle głośno, że ta usłyszała bez trudu.

Przez chwilę obserwowała go w ciszy. Nigdy nie czuła się bardziej bezpieczna i swobodna niż w chwilach kiedy ukochany był obok. Starała się mu odwzajemnić jak tylko mogła - wspierała go we wszystkim co robił, nawet jeśli sama nie do końca wiedziała, czy postępuje właściwie. Nie czuła się jednak w pełni w porządku z tym, że Lucius ma przed nią tajemnice; mężczyzna nie wyjawił bowiem dlaczego tak bardzo pragnie śmierci Bonda. Obiecał, że gdy już będzie po sprawie, wszystko jej wytłumaczy. Talia postanowiła mu zaufać i nie wracać do tego tematu, ale wiedziała, że czułaby się znacznie bardziej komfortowo, gdyby znała prawdziwy cel ukochanego. Czasami, gdy zostawała sama, rozmyślała czy Lucius stoi po właściwej stronie. Szybko jednak karciła się w myślach za wszelkie zwątpienia w słuszność sprawy mężczyzny i obiecała sobie, że będzie trwać przy nim mimo wszystko.

– Musisz być bardzo zmęczony – powiedziała troskliwie i odgarnęła włosy z czoła.

Lucius ścisnął broń.

– Wiedziałem, że nie dadzą rady. Chodziło mi tylko o to, żeby dali mu znak, żeby przestrzegli go, że po niego idę – kontynuował Van Dooh nie zważając na słowa Talii.

Kobieta skrzyżowała ręce i położyła dłonie na ramionach. Lucius spojrzał na nią, zbliżył się i usiadł na łóżku. Delikatnie dotknął policzek Talii i pogłaskał ją subtelnie.

– Jesteś czymś zmartwiona, najmilsza – zaczął smutno – Co się dzieje?

– Boję się o ciebie. – przyznała od razu i pocałowała dłoń spoczywającą na jej twarzy – Zawsze pakujesz się w jakieś niebezpieczeństwo. Znikasz na całe dni i wracasz w środku nocy. To bardzo niezdrowe, Juliusie. Dla ciebie i… dla nas.

 

Van Dooh spojrzał jej prosto w oczy, jednak nie był w stanie przez dłuższą chwilę utrzymać kontaktu wzrokowego. Zatroskany wyraz twarzy Talii był dla niego rzeczywistym utrapieniem i potęgował uczucie pustki. Zabrał dłoń i przetarł nią oczy.

– Talio… Obiecuję, że niebawem to wszystko się skończy – mówił jakby rozweselony – Gdy Bond poniesie karę… Wyjedziemy na jakąś małą wyspę. Kupię nam domek w środku dżungli, będziemy polować, pić wodę deszczową, wygrzewać się na upalnym piasku – roztaczaniu fantastycznych wizji towarzyszył szeroki uśmiech mężczyzny i niepewny wzrok kobiety. Przez chwilę nie rozumiała do końca o czym do niej mówi.

– Polować? – spytała z niedowierzaniem i uśmiechem.

– Ależ tak! – odparł wesoło i przytulił mocno Talię – Będziemy żyli jak ludzie prości. I właśnie wtedy… będziemy szczęśliwi. Z dala od tego zakłamanego, nędznego świata. Ochronię cię przed nim, najdroższa. Obiecuję – zakończył czule.

Talia oparła głowę na ramieniu Juliusa i przymknęła oczy. Wyobrażała sobie beztroskie chwile szczęścia, które jej obiecał. Zdawała sobie sprawę, że nie uda im się w pełni zrealizować sielskiego planu, ale nie chciała wyprowadzać ukochanego z błędu. Kiedy dostrzegła jego uśmiech, nie miała zamiaru odbierać mu szczęścia, być może chwilowego.

Uciekając przed wzrokiem Talii, Van Dooh ponownie skrzywił usta, ściągnął twarz i głęboko się zamyślił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Cicho_sza 02.11.2021
    O czyli nasz antagonista ma czuły punkt. Ciekawe czy Bond go wykorzysta?:)
  • Raven18 02.11.2021
    Się okaże ?
  • Pan Buczybór 04.11.2021
    Julius, czyli szalony idealista? No, ciekawe jaka przeszłość go łączy z Bondem, skoro tak się poświęca w celu zgładzenia go.
    Pozdrawiam
  • Raven18 04.11.2021
    Czasem trzeba zapłacić za błędy przeszłości… nawet te nieświadome.
    Pozdro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania