Poprzednie częściKarmazynowe kły - pilot

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Karmazynowe kły - rozdział 8

!!!!!UWAGA!!!!!

Ten i kolejny rozdział (lub dwa) posiada mocno kontrowersyjny wątek, jeśli ci to przeszkadza i/lub jesteś jebanym gwoździem, który nie rozumiem fikcji literackiej, pomiń sobie wspomniane rozdziały

 

Rozdział 8

Wolność i swoboda

 

Królestwo Yerran to dość specyficzne państwo. Nie jest obszerne i składa się z pięciu ogromnych miast, do których przyłączone są mniejsze miasteczka i wsie. Cztery miasta na zewnątrz i w środku stolica Wuser. Osobne mury, osobny parlament praktycznie osobne państwo, rządzące innym państwem. Działające podobnie co Rawiesk, które jest cholernym osobnym państwem. Wolne miasto Rawiesk, posiadające pod swoją kontrolą jakieś osiemnaście kilometrów kwadratowych wiosek, lasów i innych terenów gówna. Samo miasto też jest duże, w sensie jest prawie równy Wuserowi. Przekroczyłem bramę i przypomniałem sobie jak wielu zasad człowiek tu nie przestrzega. Głównie dlatego, że tu nie ma kurwa zasad. W sensie nie można tu zabić i czy jakoś żyć w sposób skrajnie nie obyczajowy, czy też jak to urzędasy się chwal “nie krzywdź siebie, nie krzywdź innych”. Zgadnijcie ile w tym prawdy. Przejeżdżając przez raj dla przedsiębiorców, na praktycznie każdym rogu można spotkać chłopów pieprzących bardziej lub mniej chętne do tego kobiety. Damy przecierające pot z czoła i jęczące pod nosem od różnego rodzaju, różnymi technikami i elementami ciała masażu chłopców schowanymi pod ich sukniami. Trupy tu i tam też można było spotkać. Państwo bezprawia, będące najlepszym miejscem do życia. Dosłownie zapisy do złożenia wniosku o meldunek posiadają nawet wnuki, wnuków nastolatków. Wszystko przez to, że ograniczono do trzech tysięcy stałych mieszkańców, oczywiście przyjezdni mogą tu być ile chcą i ilu kolwiek być może. Prawa i tak mają te same.

Oddałem wychudzonego, wiejskiego konia dzieciakowi za trzy bochenki skradzionego chleba. Jeden zjadłem, a dwa kolejne przekazałem innemu dzieciakowi, który powiedział mi gdzie mogę znaleźć jakieś zlecenie.

Kamienica, praktycznie w centrum rynku. Zapukałem. Drzwi otworzyła niska kobieta.

 

- Czego chce? - ten akcent patologicznego plebsu, ma w sobie coś ciekawego. - Gada, albo spierdala - i jeszcze to mlaskanie połamanym zębem.

Podobno macie jakieś zlecenie - w międzyczasie oparła się ramę drzwi.

- Ta - odwróciła się i… - Zyrto! Jakiś koleś do ciebie! - zawołała, kogoś wewnątrz mieszkania.

Niech wejdzie! - odpowiedział męski, ciężki głos.

 

Kobieta wpuściła mnie do środka, ogromna kuchnia pokrywała praktycznie cały parter, mam tu także na myśli jadalnie. Do tego pokój dzienny pełny wszystkiego do rozrywki i spędzania czasu na niczym rozwojowym. Na piętro prowadziły proste, drewniane schody z elementami metalowymi, szczególnie w sensie dekoracyjnym. Instynktownie wszedłem na górę, kobieta nawet nie starała się mnie zatrzymać czy zaprowadzić.

 

- Drzwi po prawej - powiedziała.

 

Otworzyłem wskazane drzwi. Też duży, ale mniejszy pokój, na przeciwko drzwi miał ogromne łóżko. Na nim mała kobieta, podobnego wzrostu co tamta.

 

- Dobra - wyrzucił powietrze mężczyzna, którego głos dochodził ze wspomnianego łóżka. Dziewczyna w powolnych ruchach, zeszła z łóżka. Była niższa, niż tamta kobieta i dużo młodsza, młodsza nawet od wspomnianego mężczyzny. - Moje drogie, idźcie pomóc Marni. - Jak wyjdzie to wróćcie. - Zobaczyłem jak dziewczynka, zebrała ubranie i wyszła z pokoju, zrobiłem jej miejsce na przejście prawie, wpadając na inną dziewczynę, ciągnącą za sobą jeszcze jedną, jeszcze młodszą.

- Co to za zlecenie? - odpowiedziałem, gdy wyszły.

- Usiądź - leżąc, wskazał na krzesło po lewej stronie. - Fach? - zapytał, schodząc z łóżka. Wszystko od szyi w dół znikło za wysokim łożem.

- Jestem łowcą wampirów - odpowiedziałem. Nagie, niskie ciało stanęło przede mną. Zmierzyło wzrokiem i usiadło na krześle naprzeciwko.

- Jesteś krasnoludem? - zapytałem, w zasadzie nie wiedząc czemu?

- Ta, jak twój chuj. Słuchaj mam paczkę do odebrania, ogarnij a hojnie cię wynagrodzę.

- O ilu minerach mówimy?

- A chuja tam minery, sram na tą jebaną kasę. Jak wszystko będzie dobrze to ogarnę ci obywatelstwo.

- Masz takie możliwości? - nie ukrywam, że bym nie odmówił.

- Gadasz z jebanym burmistrzem, ja mogę wszystko i jeszcze więcej.

- Co to za przesyłka? - widziałem jak pierwszą odpowiedzią było typowe zmarszczenie brwi w tym wypadku dość krzaczastych, a potem…

- Co cię to kurwa obchodzi?! - uspokoił się - nie wiem, pewnie półtora na metr, a zawartość cię nie interesuje.

- Gdzie mam ją odebrać? - przy wschodniej bramie będzie na ciebie czekać kobieta z paczką. - Idź już, bo czuje, że mi w jaja zimno.

 

Poszedłem. Mam wrażenie, że mu już tak się nie chce, że oddałby obywatelstwo za zrobienie zakupów spożywczych.

Wschodnia brama była dziesięć minut pieszo od kamienicy. Stała tam kobieta przed trzydziestką tuż obok niej faktycznie paczka nieco wyższa od zleceniodawcy. Podeszłem do kobiety, a ta wręcz uciekła bez słowa zostawiając paczkę. Pierdoloną, ogromną paczkę, sięgającą prawie do moich piersi. Drewniany stelaż, owinięty papierem i ważący nie wiem na oko dwadzieścia, może trzydzieści kilo. I jak to kurwa przenieść, jak ta kobieta to przeniosła. Wtedy przypatrzyłem się podstawie przesyłki. Pierdolone! Malutkie! Kółka! Zaparłem się i z kurwami pod nosem, przez kocie łby doprowadziłem paczkę do celu. Bez pukania, weszłem do kamienicy, jak to zanieść na górę? Pierdole.

 

- Przyniosłem paczkę! - zawołałem,, potem zobaczyłem zdziwienie starszej kobiety stojącej w kuchni.

- Super - zszedł po chwili z ubranymi gaciami. Dziwny uśmieszek bogatych gnojów przykleił się i do jego twarzy. - Otwieraj.

- W porządku - rozerwałem papier i już w połowie zrozumiałem co tu się odpierdala. Zobaczyłem dziewczynkę, związaną, brudną i wychudzoną. Płakała… płakała bo teraz nie miała już czym. Poczułem uderzenie z tyłu głowy i chyba upadłem na ziemię, jednocześnie tracąc przytomność.

Następne częściKarmazynowe kły - rozdział 9

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Asheen miesiąc temu
    "Płakała… płakała bo nie miała już czym"
    Co autor miał na myśli?
  • Maksimow miesiąc temu
    "Bo teraz..."
  • Vespera miesiąc temu
    Jebany gwóźdź najśmieszniejszy :D
  • Maksimow miesiąc temu
    Jej
  • Garść miesiąc temu
    Klasyfikuję się do kategorii "jebany gwóźdź" ? xd
    Nie wiem, wchodzę.

    Błędy w zapisie zatrważające. I tyle.
  • Maksimow miesiąc temu
    Nic nowego

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania