Poprzednie częściKrólewska Obrończyni - Rozdział 1

Królewska Obrończyni - Rozdział 2

Nie wierzę, że ojciec pragnie zniszczyć ponad trzystuletnią tradycję, mówiąc tym dobrym ludziom, że tylko te salonowe pieski z wyższych rodów będą miały możliwość wziąć udział w Zawodach Królewskiego Orderu! I jeszcze, gdy zaprotestowałem, to ojciec kazał mi zamilknąć! Czy oni mają pojęcie co się stanie, gdy zabronią udziału ludzi z ludu w zawodach? Przecież wybuchnie bunt! To jest pewne! Banda idiotów!

Wiedziałem, że coś złego się dziś wydarzy. Nawet pogoda jest równie okropna co ta obrada!

- Cole! Szukałam cię po całym zamku! – krzyczy swoim słodkim, piskliwym głosikiem Eliza wpadając do biblioteki, w której aktualnie przesiadywałem z moją ulubioną książką w ręce starając uspokoić swoje wariujące myśli. – Wszystko dobrze?

- Skąd to przypuszczenie, droga siostro, że coś mogłoby być źle? – odparłem zdobywając się na uśmiech, którego lata nauki etykiety dworskiej wyryły w moim zachowaniu.

"Uśmiech dobrego władcy" – jak powiadała moja nauczycielka, madame Warlett. Ja bym bardziej użył słów: Uśmiech dobrotliwej żmii. Bardziej pasuje.

- Wypadłeś z sali obrad wściekły niemalże do czerwoności! Myślałam, że możesz zrobić sobie lub komuś krzywdę.

- Uwierz, jedyną osobą, którą bym był w stanie skrzywdzić jest Edrin i reszta tych głupców, którzy głosowali za. – powiedziałem przestając się uśmiechać i powróciłem wzrokiem do wcześniej czytanej książki.

To jedna z nielicznych rzeczy, która w tym zamku mnie odpręża. Czytanie książek. Można na chwilę odejść od politycznych wojen, przesłodzonego wdzięczenia się do mnie dam i słuchania mojego przemądrzałego braciszka do innego świata. Miejsca, gdzie nie jestem księciem tylko normalnym chłopakiem. I nie mam wkurzającego brata.

- Nie wiń go. On tylko chce, mieć takie same przywileje jak ty – odpowiada.

- Tylko czemu w taki sposób chce to osiągnąć? – odpieram zamykając z hukiem księgę.

- Tego niestety nie wiem.

- A podobno to ty jesteś tą Rudą Wiedźmą. I jak na wiedźmę przystało powinnaś ze swojej szklanej kuli wyczytać wszystko co chcesz wiedzieć – dogaduję ironiczne.

- Ja nie jestem wiedźmą! – wrzeszczy wprost do mojego ucha.

- I do tego nie tylko „rudą”, ale również „skrzeczącą”. Niezły dodatek, siostra.

- Przestań! Nie jestem wiedźmą! – mówi tym razem bijąc swoimi pięściami w moje ramię.

- Może masz rację… Jak ktoś taki uroczy może być zły?

- Nie jestem urocza! – wykrzyczała jeszcze głośniej rumieniąc się na policzkach jak dorodny pomidorek. – I nie rób tych szczenięcych oczu, bo Biszkopt i tak umie zrobić lepsze!

- Cisza!!! – prychnęła postać bibliotekarza wychylająca się zza regału. – Wystarczy, że ta kupa kłaków i pcheł Waszych Wysokości biega po mojej bibliotece i niszczy wiekowe zbiory!

- Przepraszamy, panie Garett – szepnęła Eliza w swoim charakterystycznym dziewczęcym tonie.

- Nic się nie stało, Panienko. – powiedział cicho z uśmiechem w stronę mojej siostry.

Nagle jego uśmiech zastąpił ohydny grymas, po czym spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Powoli podniósł swojego starego, pomarszczonego palca w moim kierunku grożącym gestem.

- Jeszcze jakiś jeden dźwięk, młodzieńcze, a przez następny tydzień będziesz miał zakaz przekroczyć próg tej izby!

I zniknął ponownie za półkami wypełnionymi po brzegi starymi księgami.

- Czemu ten elf mnie tak bardzo nie lubi? – spytałem rozżalonym głosem Elizy.

- Pomyślmy… Co takiego mogłeś mu zrobić…

- Coś sugerujesz?

- No nie wiem… Przypominasz sobie, kto wpuścił Biszkopta do biblioteki?

- To było rok temu!

- Ale sprzątania na kolejne pół.

- Trudno! Na dodatek, dlaczego u licha nazwałaś psa wielkiego jak cielak Biszkoptem?

- Bo jest słodki?

- Chyba tylko dla ciebie Elizo. Przypomnieć ci jak krzyczała gospodyni jak się na nią po raz pierwszy rzucił, gdy miała pieczeń w rękach? Albo gdy wytarzał się w świeżo wypranej pościeli, którą pokojówka miała zamiar wysuszyć? A może kiedy podczas jednej z obrad wpadł do sali i rzucił się na Edrina, co z praktycznego punktu widzenia nie jest takie złe?

- Widać jaki z ciebie kochany brat, Cole. Doprawdy.

- Owszem. – mówię dźwigając się z fotela. – W szczególności, jeśli chodzi o naszego kochaniutkiego brata.

- Gdzie idziesz? – spytała się Eliza odprowadzając mnie wzrokiem do drzwi biblioteki.

- Do swoich pokoi. – odpowiadam kładąc rękę na ozdobnej klamce drzwi.

- Znowu będziesz siedział do późna nad swoimi obrazami? – zapytała z irytacją.

Kolejna rzecz, która może wyciszyć moje uczucie frustracji po całym dniu przebywania wśród krzykliwych dworzan. Rysowanie i malowanie. W ciszy. Nikt z osób na dworze tego nie rozumie, a najbardziej to ojciec. Mógłbym spędzić wieczność wyliczając ilość nauczycieli malarstwa, których ojciec błagał, żeby wybili mi te „fanaberie” z głowy. W szczególności w kwestii pory dnia, podczas której wykonuje moje prace.

Albo kolejną, aby wymienić osoby, próbujące mnie przekonać do zaprzestania mojej praktyki. Ale jak bowiem mam skończyć moje obrazy, jeśli od rana do późnego wieczora mam zaplanowany dzień?

Od ósmej rano do dziesiątej – nauka strategii wojennej. Od dziesiątej do południa - walka bronią. Od dwunastej do trzeciej po południu – obrady. Od trzeciej po południu do szóstej wieczorem - nauka etykiety, a od zmierzchu do kwadransa przed ósmą wieczorem nauka tańca, po której zastanawiam się jak mam dotaszczyć się do swojej komnaty, bo nie czuje swoich stóp. I to wszystko z półgodzinnymi przerwami na posiłek. I tak dzień w dzień przez cały rok.

Jedyne odstępstwa od mojego harmonogramu są wtedy, gdy są jakieś święta, ważne wydarzenia, bądź tak jak dzisiaj przez fakt, że obrady trwały dłużej jestem zwolniony z nauki tańca i etykiety. Czy tak trudno mi się dziwić, że chcę chwili oddechu, bez brzęczenia mi nad uchem, że muszę się streszczać, bo za moment nie zdążę na jakieś zajęcia zaplanowane mi przez ojca? Gdy matka żyła było inaczej.

- Wiesz, że to nie jest dobre dla twojego zdrowia, Cole – kontynuuje Elizabeth. – Rozumiem, że podczas dnia nie masz na to czasu, ale nie możesz nie spać całymi nocami, żeby malować.

Wzdycham ciężko. Eliza jest moją małą siostrzyczką, dlatego się o mnie martwi. A ja o nią. Nie wyobrażam sobie, żeby coś jej się stało. Od dziecka wszyscy traktują ją jak małą księżniczkę, lecz ku wszystkich zdziwieniu nie stała się przez to jakimś rozwydrzonym bachorem jak co poniektóre znane mi szlachcianki.

Może jej uwielbienie przez innych jest też spowodowane faktem, że ona jaki i jej brat bliźniak, Edrin, są istnymi kopiami matki. Oboje są nie wysocy, mają płomiennie rude włosy oraz mnóstwo piegów na twarzy. Jedyne co ich odróżnia od mamy to oczy, a raczej ich kolor. Oboje odziedziczyli go po ojcu – błękitny jak morska toń, powodując, że Eliza jest najpiękniejszą damą na wydaniu w całym królestwie i ręka, noga, mózg na ścianie tego, kto myśli inaczej.

Ja z kolei jestem istnym odwzorowaniem ojca z wyglądu. Tylko z wyjątkiem oczu – zielonych oczu, które odziedziczyłem po matce.

Z charakteru jednak bardziej przypominam mamę. Nieważne kogo byście nie spytali to i tak wam powie, że osobą, która najbardziej lubi przebywać wśród „zwykłych” ludzi to odpowiedź byłaby taka sama: Jego Wysokość, Cole von Riordan. I jako jedyny z rady umiem elficki, oczywiście nie wliczając w to elfów zasiadających w niej oraz Elizabeth, którą dopiero go uczę. Oraz tłumacza, który wziął sobie wolne, bo dostał duszkli.

- Eliza, ja to robię, bo to lubię i żadna istniejąca na świecie siła mnie nie powstrzyma przed siedzeniem nad moimi malunkami. – odpowiadam po czym uchylam drzwi.

- Tylko nie siedź za długo – mówi.

Tylko kiwam porozumiewawczo i znikam za zamykającymi się drzwiami biblioteki.

Nim się zorientowałem nastała noc na zamku i większość dworu poszła na spoczynek. Jedynie co jakiś czas w drodze do swojej komnaty widziałem przechodzące służki zmierzające do kwater dla służby, aby też oddać się słodkiemu snu. Ja również powinienem, ale na myśl o dniu jutrzejszym mam ochotę zacząć krzyczeć. Kolejny dzień zaprawiony tym okropnym harmonogramem.

Przysięgam jutro jadę na polowanie albo idę do miasta - cokolwiek byle jak najdalej od tego zamku i jego pokręconych politycznych gierek! Tak – to chyba dobry pomysł. Od miesiąca nie byłem na zewnątrz bez obstawy. Może odwiedzę dzieci w sierocińcu w slumsach. One zawsze cieszą się na mój widok. A najbardziej ta mała elfka - Aveline.

Czyli postanowione.

Tylko jest jeden problem. Muszę wstać na tyle wcześnie, żeby ojciec nie wysłał ze mną żołnierzy. Cóż… Chyba muszę zastosować się do zalecenia Elizy.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Gregory Heyno 16.03.2022
    "Nie wieżę" tutaj wierzę bo wiara, ;),
    "ludzi z ludu" trochę masło maślane,
    "którego lata nauki etykiety dworskiej wyryły w moim zachowaniu." Wyryły się....
    Czasami w dialogach po kropce zaczynasz z małej litery, powinno być z dużej, łatwo znajdziesz kilka artykułów na google o zapisie dialogów.
    Tekst, hmmm taki rzut w inne miejsce niż poprzednio, ale akcja powiązana, więc powoli do przodu, powodzenia w kolejnych częściach.
  • Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy logiczne oraz ortograficzne. Jeśli chodzi o dialogi - kropki są dla mnie czasami zbyt przebiegłe... Postaram się na to zwrócić uwagę, gdy będę publikować następne rozdziały mojej powieści.
  • Rafał Łoboda 16.03.2022
    Nie wieżę, że ojciec pragnie - ortograf na zachętę?
    udziału ludzi z ludu w zawodach - lud z ludu brzmi tragicznie.
    ręce starając uspokoić swoje wariujące myśli. - zbędny zaimek. Czy mógł uspokoić cudze myśli?
    Ja bym bardziej użył słów: Uśmiech dobrotliwej żmii. Bardziej pasuje. - powtórzenie. Zamień pierwsze zdanie na: Powiedziałbym raczej:
    i słuchania mojego przemądrzałego braciszka do innego świata. - Że co? Nie rozumiem
    - Skąd to przypuszczenie, droga siostro, że coś mogłoby być źle? – odparłem - skąd zmiana czasu?

    Interpunkcja narwała sobie chryzantem, weszła do świeżo wykopanego grobu, po czym dokładnie się zasypała. Złóżmy pokłon jej mogile.
    A tak serio, to radzę korzystać przynajmniej z darmowych narzędzi do sprawdzania tekstu, bo przecinki aż kłują w oczy. Do tego zwracaj uwagę na czasy. Piszesz w przeszłym czy teraźniejszym?
    Powodzenia
  • Dziękuję za wytknięcie błędów i podsumowanie ich w dosyć... zobrazowany sposób. Jeśli chodzi o zdanie "Można na chwilę odejść od politycznych wojen, przesłodzonego wdzięczenia się do mnie dam i słuchania mojego przemądrzałego braciszka do innego świata." - to jest wyliczenie. Jeśli chodzi o zmianę czasu to, szczerze mówiąc, mam problem z wyłapywaniem takich nieścisłości. W szczególności, że nie znam żadnego magicznego sposobu ani programu, który by to sprawdzał. Mimo to mogę obiecać przynajmniej, że postaram się zwracać na tego rodzaju odciągnięcia jeszcze większą uwagę.
  • Rafał Łoboda 17.03.2022
    Samantha_Blackwood
    Osobiście korzystam z languagetool - jest darmowy (choć istnieje i wersja płatna). Nie wyłapie wszystkiego, ale całkiem sporo.
    Najlepiej po napisaniu dać tekstowi poleżeć parę dni, potem odczytać go sobie na głos. Z czasem zauważysz błędy. No i, oczywiście, dużo czytać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania