LBnP 37 - Drzwi (projekt η)
W całym swoim dotychczasowym życiu widział tylko jedne drzwi. Ciężkie, ponure, dębowe skrzydło otwierające się z przeciągłym, mrożącym krew w żyłach skrzypnięciem. Nigdy jednak nie pociągnął za klamkę. Nie dałby rady pewnie nawet się do niej zbliżyć. Może, gdyby się przemógł, gdyby zebrał w sobie te wszystkie resztki człowieczeństwa, które zaszyły się gdzieś głęboko w umyśle, gdyby uwierzył, że po tych wszystkich latach da radę cokolwiek zmienić, może właśnie wtedy dałby radę podejść, wyciągnąć chudą, bladą rękę i musnąć zimnego metalu, przy odrobinie szczęścia może dałby radę nawet oplątać palce wokół, pociągnąć, otworzyć, wyjść, zobaczyć co jeszcze istnieje poza tym pustym, ciemnym, wilgotnym pokojem. Jednak to tylko gdybanie. Jest szczurem. Śmierdzącym, bojącym się światła szkodnikiem, który w jednym kącie sra, a w drugim oddaje mocz.
Drzwi otwiera ktoś inny, ktoś godny tej funkcji, ktoś kto z całą pewnością jest człowiekiem, choć ten brudny, szary gryzoń widuje tylko i wyłącznie rękę, tak samo bladą jak swoją, lecz dużo masywniejszą. Kończyna ta, niewyraźne światełko, bóg, który karmi, to jedyna rzecz, które rozświetla ciemność nędznego życia mieszkańca pokoju. Co dwa dni, o równej, nieznanej godzinie wychyla się zza uchylonych drzwi, zwinnym, pewnym ruchem zostawia miskę z żarciem, znika na chwilę, potem tak samo zostawia na podłodze, brudnym, pościeranym parkiecie, butelkę wody i po tym drzwi się zamykają, pokój ogarnia samotność, a miska i butelka pozostają na łasce szczura, czyli po opróżnieniu również zostają zjadane, bo dwa dni to dużo, a żołądek czymś zapchać trzeba.
Pora karmienia to właściwie cały świat szczura. Nic więcej prócz tego nie zna. Nic więcej prócz tego nie widzi. Pokój jest ciemnością. Nie ma okna, nie ma światła, tam na zewnątrz chyba też nie, ale rękę widzi – ona musi być światłem, ten człowiek musi być światłem.
Szczur za często nie myśli. Owszem, zdarza mu się, ale nie są to słowa, nie są to zdania, bo nigdy czegoś takiego nie poznał. Obrazy. Dupa – chce mi się srać. Pisior – pora się odlać. Ręka – kiedy przyjdzie bóg? Drzwi – boję się otworzyć. Ciemność – to, co zwykle. Karma – jestem głodny. Woda – chcę się napić. Butelka – nie ma karmy, trzeba jeść plastik. Miska – nie ma wody, trzeba jeść, bo nic innego nie pozostaje. Czasem w tej zatęchłej głowie, która należała przecież kiedyś do człowieka (na pewno musiało tak być) pojawiają się dźwięki. Skrzypienie drzwi, woda kapiąca z sufitu, trzask butelki, pierdnięcie, sapanie, echo, gdy wykrzyczy jakiś niezrozumiały bełkot, głuchy dźwięk uderzenia o ścianę, gdy pewnego dnia pomyślał, że może się przebije. Nic szczególnego. To wszystko odbija się w jego głowie bez większego znaczenia — tylko obrazy, o ironio, są w stanie wzbudzić w nim jakąś reakcję. Jest jednak jeden dźwięk, który szczura pobudza, ale pojawia się on bardzo, bardzo rzadko. Całkowicie o nim zapomina, nim nie powróci, ale zawsze, gdzieś tam głęboko z tyłu głowy ma świadomość, że coś takiego jest. Rechot. Jakiś stłumiony, niewyraźny śmiech ciągnący się długie minuty. Mieszkańca pokoju ten dźwięk-wspomnienie pobudza, rozwesela, uspokaja. Nie wie, co to jest, nigdy nie słyszał człowieka, ale jakoś podświadomie zdaje sobie sprawę, że jest to dobre. Tak jak ręka. Rechot dobry, ręka dobra – w jego świecie są aż dwa bóstwa, choć to pierwsze jest bardzo kapryśne i na długo pozostawia go samego.
Zdarzyło się jednak pewnego dnia, że dwa zjawiska, które definiowały życie szczura zjawiły się jednocześnie. Wtedy właśnie zdarzył się cud.
— Wyłaź — zadudnił ponury głos, odbijając się od wszystkich ścian śmierdzącego odchodami pokoju.
Gryzoń wystraszył się. Jego głową od paru minut rządził śmiech, a tu nagle, ni stąd ni zowąd, huknęło coś strasznego, nieznanego. Drzwi, choć ledwie to widział, były całkowicie otwarte. Nigdzie nie było ręki, a przed pojawiła się wyrwa, wnęka w zamkniętej rzeczywistości. Nie wiedział, co robić. Wspomnienie nakazywało mu spokój, radość, lecz przed nim rozciągało się nieznane. Brama do krainy boga się otworzyła, lecz nigdzie nie było ręki. Tylko ten głos, tylko ten głos, który przeraził go do szpiku kości.
— Wyłaź — powtórzyło się.
Zaryzykował. Wylazł. Zaufał, że jeżeli za tymi drzwiami jest bóg, to może pójść, posłuchać głosu, którego przecież nie mógł świadomie zrozumieć.
Jego wąskie, niewykształcone do końca oczy oślepił blask. Padł na ziemię, zaczął w przestrachu wymachiwać kończynami. Widział coraz więcej, powoli przyzwyczajał głos, lecz przerażenie nie ustępowała. Powoli dostrzegał wokół siebie grupkę ludzi, grupkę bogów, co oznaczało, że został zdradzony, bo bogów było więcej.
— Jezusie Najświętszy, co to jest!?
— Święćcie mu po oczach, to nie wstanie.
— Ja pierdolę, jakie paskudztwo…
— Zajebmy skurwysyna. Przecież to coś nas pozabija, jak przywyknie to światła. Wygląda jak jebany alien.
— Żadnego zabijania. Zwiążcie go, ale porządnie, już, już. Doktor chce go zbadać. To ostatni obiekt.
Widział już wszystko. Nim jednak zdążył się podnieść, zrobić cokolwiek, lina spętała jego kończyny. Wił się, syczał, skrzeczał, lecz nie mógł się uwolnić. Po chwili zakneblowano go. Dwóch mężczyzn podniosło szczura, władowało go na jakiś dziwny wózek.
Ruszyli w głąb korytarza. Wzdłuż ścian co jakiś czas migały takie same drzwi, jakie widział przez całe swoje życie – wszystkie zamknięte.
— I chcecie mi powiedzieć, że cały czas drzwi były otwarte?
— No jasne. Mógł wyjść w każdej chwili.
— Czemu więc tego nie zrobił?
— Dobrze mu tam było. Ręka Thomasa stała się dla niego czymś w rodzaju bóstwa.
— Chore to. Zajebałbym biedaka na miejscu… To czego chce od niego doktor?
— Tego nie wiem. Nikomu nie mówił.
— Okaże się na miejscu.
Komentarze (16)
Obrazy. Dupa – chce mi się srać. Pisior – pora się odlać. Ręka – kiedy przyjdzie bóg? Drzwi – boję się otworzyć. Ciemność – to, co zwykle. Karma – jestem głodny. Woda – chcę się napić. Butelka – nie ma karmy, trzeba jeść plastik. Miska – nie ma wody, trzeba jeść, bo nic innego nie pozostaje. — Ten fragment jest dla mnie niespójny jeśli chodzi o cel, który ma osiągnąć.
Widział coraz więcej, powoli przyzwyczajał głos, lecz przerażenie nie ustępował — literówka.
Pozdrawiam.
po namyśle tekst ten jednak mi się w jakiś sposób podoba, choć do pełni szczęścia jest o jedno, powtarzające się słowo za dużo, to słowo to "bóg". A tak jest po prostu tendencyjny, modny i na fali. Daj w tytule piorunek, tęczę i będzie git!
?
Naprawdę dobre. Można różnie zinterpretować. Czym jest zniewolenie?
Moje przemyślenia zostawię jednak dla siebie.
Piątka
W drugiej kolejności pomyślałam o "1984" i całkowitym podporządkowaniu społeczeństwa, tych nędznych szczurów, którzy będą zapitalać za miskę ryżu i błogosławić bogów za 500+
Jak się okazuje na każdym można przeprowadzić tresurę <psa Pawłowa> wystarczy posiłek o jedej porze i danemu bytowi to wystarczy.
A przecież wystarczy otworzyć metaforyczne drzwi i wydostać się z niewoli.
Z niewoli własnego umysłu.
Małe umysły idą nakreśloną ścieżką, wielkie umysły sami tę ścieżkę nakreślają.
Podoba mi się niejednoznaczność. Dobrze napisane.
Pozdrawiam
Pozdrawia Literkowa
To, że drzwi można otworzyć od wewnątrz, lepiej wyrzucić z umysłu. Wiadomo co tam jest.
Oczywiście tekst można zrozumieć o wiele szerzej:)↔Pozdrawiam:)↔5
Jedynie co mi przeszkadzało w czytaniu, to brak odstępów, między akapitami.
I 36xsię:D→ale to już tak moja odchyłka:)
Zapraszamy na Forum: https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Autorzy czytają i pozostawiają komentarze i nagradzają według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Literkowa życzy ciekawej lektury
Pięć.
Za studium ludzkiego umysłu ( tu, w danym aspekcie )
Aczkolwiek umysł nigdy do końca nie zgłębi, swojej tajemnicy.
Musiałby spojrzeć, ''obiektywnie od zewnątrz" A to niemożliwe→zdaniem mym:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania