LBnP nr 36 _ Ogniem i maczetą
W marcu tysiąc… (popiśnik nie pamięta już którego roku). Wraz z pozimkiem wyłonił się od strony lasu dziwny pojazd. Wyglądał niczym ogromny grobowiec na kółkach. Główną bramą wjechał do miasta Stare Kuny. Turkocząc po bruku, kierował się ku północy. Strażnik Jupiter z wieży bacznie obserwował, dokąd zmierza. Kiedy wyjechał Czarcim Duktem z miasta i zatrzymał się przed budynkami dawnej garbarni, wypuścił w miasto wici o powrocie dawnego pieniężnika Constantina Lupusa.
Od dawna przeciąg był pomarliskiem. Mówiono, że tam latawce straszą, więc każdy omijał to miejsce z daleka. Niejednokrotnie też słyszano płacz dziecięcia i rzewne śpiewy lulanek.
Jako wtedy przed dekadami dochodziły słuchy, jakoby na strychu opuszczonego budynku, gdzie farbowano skóry, znaleziono niemówiątko płci nie wiadomej. Macierz jego, zaraz po porodzie poćpała w rwący nurt rzeki. Łożysko, błony i pępowinę wilcy ponieśli do jaru. Gdzie się niemówiątko podziało? O tym wiedzmyż.
Za chwilę garbarnię spowiła ćma. Jupiter zszedł z wieży. W mieście pogasły latarnie. W niektórych chyczach jeszcze migotały przyciemki. Mieścina powoli zapadała w sen. Gdzieś w oddali słychać było ujadanie psa i śpiewanie gorzałkosia, a gdzie nie gdzie przeciągały się cienie nocowników i nocników, którzy zasadzali się popaskudować. Ten, kto musiał, rozpoczynał ponocnicę.
Z nastaniem świtu w mieście zawrzało. Wszędzie porozwieszane zapiski zawiadamiały o przejęciu władzy bez kresek przez Czarnobrewą Rumunkę Gorretę. Powiadano, że Constantin przywiózł ją z Transylwanii, prosto z gniazda wampirów. Belweder na Wzgórzu Laczczynowym zamienił się w posiadłość rodu Lupusów.
Tereny garbarni z dnia na dzień zmieniały się w krajobraz pustynny. Ogromne kopary i wycinaki karczowały olbrzymie połacie lasów. Ptaki i zwierzęta, które przeżyły, uciekały daleko za otoczyświat.
Kiedy wycięto ostatnie drzewo, ukazało się ogromne pomarlisko, jakiego oczy nie widziały. Wtedy też, Gorreta przeproszkała wszystkich mieszkańców na rynek i ogłosiła co następuje. Po raz pierwszy ludzie ujrzeli jej oblicze.
Piękność spod dalekiego nieba, egzotyczna, zakwefiona, ognista i powłócząca spoza welonów spojrzeniem, po którym niejednemu Kunowi w portkach robiło się ciasno. A niewiasty jak obłąkane, przegryzały wargi z wielkiej ćwiokowatości. Odzianka jej była uszyta z jedwabiu krwistej barwy.
— Wszyscy żonaci, chłopcy i pojedynaki od jedenastego do sześćdziesiątego ósmego roku, i niewiasty z dziewkami od dziesiątego do pięćdziesiątego roku, jutro mają się stawić na polu przed garbarnią. Zapamiętajcie jedno! — wrzeszczała. — Barszczyków i melepetów nie potrzebujemy. Pozostali zaś: matrony, dzieci i starcy pozostaną w mieście — podała do wiadomości i odebrała się na belweder.
Zgromadzeni dumali o tym, jakie wampirzyca ma zapędy i gdzie jest Constantin? Bo do tej pory nikt go jeszcze nie ujrzał. Pieluchy zaczęły międlić jęzorami na prawo i lewo.
Gorreta długo nie mogła zasnąć w swojej alkowie. Karzeł, z którym psociła się, został pogryziony przez trzmiele i wyzionął ducha. Za dwa dni mieli jej dostarczyć nowego. Do tego czasu skazana była na męczarnie.
Nazajutrz wszyscy poranili się na umówionym miejscu jak jeden mąż.
Bramy otworzyły ciężkie podwoje, w których ukazała się Goretta, obok niej na wózku inwalidzkim siedział Constantin, a przy nim stała ponętna karlica. Straż Konna otoczyła zgromadzenie. Pan Mroku, kiedyś rosły władca garbarni nad Czerwoną rzeką, dzisiaj siwiuteńki, bezduszny staruszek bez nóg patrzył mętnym wzrokiem. Jego lewy pogębek wyglądał jak sine gronie.
— Wraz z ćmą — mówiła — przybędzie transport sadzonek trzciny cukrowej. Tratwy lgną od morza już trzeci dzień. Kiedy dotrą, musicie je wyładować na brzeg i rozpocząć zasadzanie tego wielkiego przeciągu — krzyczała dumnie. — Stworzymy tutaj Zagłębie Trzcinowe. Największe w Europie — grzmiała wyniośle. — Od teraz jesteście niewolnikami i dzień i noc będziecie przywiązani do tego miejsca.
— O, Pani! — Nagle gdzieś z tyłu zadudnił donośny głos.
Ludzie rozsunęli się, robiąc miejsce. Za nimi ukazał się prawie dwumetrowy mężczyzna o rysach drapieżnego ptaka i włosach złotych jak bursztyn, z oczami w kolorze indygo, osadzonymi głęboko w poświacie ciemnej oliwkowej skóry. Białogłowom stawało się gorąco w podbrzuszu.
Właśnie jego ostre, orle i nieprzeniknione spojrzenie, spotkało się ze wzrokiem ognistej Goretty.
— Kim jesteś? — zapytała.
— Jestem Dragan, układacz trzciny — odpowiedział. — Nauki pobierałem u samego mistrza Valdiego u stóp Karpat w Siedmiogrodzie.
— Podejdź bliżej — zawołała. — Jeśli jest tak jak prawisz, to mianuję cię zarządcą plantacji. — oznajmiła. — Pozostali mogą odebrać się do baraków, gdzie przygotowano leże. Idźcie i wznoście pochwalnie, wypoczywajcie przed piekłem, jakie was czeka. Sarina! Odwieź opleśniaka do domu! — rozkazała karlicy. — A ty, fatygancie, chodź za mną. Pokażę ci twoje miejsce, gdzie będziesz mógł pobydlić oraz przekażę klucze do Kopalni Cudów. Jeśli będziesz uległy dla mnie, to czeka cię wspaniałe życie — zakończyła.
Podążyła w kierunku przeciwka, gdzie na poddaszu znajdował się ogromny strych. Szedł za nią, jej smrodnik falował, a on jedną miał myśl – „tej nocy będziesz moja”. Kiedy przestąpili próg i zamknęły się drzwi, ona cała kipiała feromonami, emanował od niej specyficzny zapach, czymś między piżmem, a wonią dzikiego królika. On zerwał z niej odziankę. Nie wytrzymała tego, złapała go za włosy i pociągnęła w stronę łóżka. Utonął w pościałce; niczym ogiera dopadła jego i rozpoczął się taniec zmysłów, gwałtu i tortury.
Kiedy tratwy dopłynęły do brzegu i rozpoczął się wyładunek sadzonek, rozległ się przeraźliwy gardłowy krzyk. To Goretta szczytowała.
Wraz ze świtem wszystkie balsy zostały rozładowane. Rozpoczęła się wędrówka dnia i nocy i pełnienie obietny. Gdy ostatnią sadzonkę osadzono w ziemi, to pierwsze już wypuszczały kwiatostany. Rosły w mgnieniu oka, osiągając niebotyczną wysokość. Maczetami ścinano pędy trzciny i układano na balach płynących do morza. Obłamy porywały drapieżne szulaki.
Rozkwitało zagłębie, a ludziom żyło się coraz lepiej. Wraz z mrokiem zdawało się słyszeć nocznic wycie. Wyrobnikom, cztery razy na dzień, dowożono kosze stawinogów i kukiełek. Karmiono surowym mięsiwem i pojono agrestem. Jednak zdarzało się, że sczezły przy pracy. Bezgłośnym oddechem wybierali miejsce pochówku, tam gdzie stali, padali z wycieńczenia. Na oczodoły kładziono im dwie monety dla przewoźnika i zagrzebywano w rędzinie. Dlatego pędy były takie dorodne.
Dragan kniażył i trzymał wszystko w ryzach, a imienie lokował pod ziemią.
Constantin po roku zniknął bez śladu. Mówiono, że położnik został otruty. Strych przeistaczał się w komnaty, gdzie ściany, sufity i podłogi pokrywano trzciną, tworząc mozaikę. Goretta przeprowadziła się na stałe na poddasze i stamtąd nie wychodziła. Świronek pęczniał z każdym dniem, a Dragan coraz więcej czasu spędzał w Kopalni. Na strychu pojawiał się rzadziej. Czarnobrewa była brzemienna, więc oszczędzał ukochaną. Kiedy termin rozwiązania się zbliżał, Goretta zeszła pod ziemię. Wezwano akuszerkę. Rozpoczął się poród.
Nadbaba mruczała grubymi wargami jakieś zaklęcia, przesuwając niespokojnie po podłodze szerokie stopy. Przez cały czas palce jej zręcznie wiązały powrósło z wiotkich ździebeł trzcinowych. Miało posłużyć do zaciśnięcia pępowiny. Komnata odymiona była ziołami, a wszędzie wisiały warkocze czosnku. Stara akuszerka czekała, Pierwiastka wiła się w bólach. Siedem dni i siedem nocy było słychać spod ziemi rozdzierający krzyk. Apogeum nadeszło, kiedy przyszły bóle parte. Po nich nastąpiły jeden po drugim krzyki niemówiątek. Potem zapanowała cisza. Bliźnięta: chłopczyk i dziewczynka ogłoszono wszem. Jednak matka nie była godna ujrzeć swoich dzieci. Dała gardło. Popłody poćpiono na pożarcie basiorom. A nad Starymi Kunami naszła wielka flaga.
— Tak samo jak przed trzydziestoma laty — odezwała się starucha. — Tylko wtedy nie było przy tobie ojczulka.
— Ty pamiętasz, nadbabo, jak to było? — załkał. — Dobrze, że mnie skryłaś. A teraz moje dzieci ukarane za to zło, które uczyniłem. Chcę pokuty, Panie, a potem odprawki — zawołał ku niebiesiech.
Miesiąc był w pełni. Wokoło rozlegało się wycie wilków. Niebo zagrzmiało i rozbłysło błyskawicami.
Na plantacji praca trwała nieprzerwanie. W Kopalni Cudów popukały Dragan opłakiwał śmierć ukochanej. Jego lament niósł się po rwącej rzece.
Nagle ziemia zadrżała, plantacja stanęła w ogniu. Ci, co przeżyli ostali się ślepi i głusi. Dragona i niemówiątek nie odnaleziono. Pozostali na wieki w czeluściach kopalni, tak wieść niosła.
Popiśnik zapisał, że pod ziemią znajduje się osada i tunel, w którym stoi trzcinowy pociąg pełen złota. Już wielu śmiałków próbowało odnaleźć, lecz po zejściu w czarne jaskinie nigdy nie powracali.
W Starych Kunach ćma zapadała niespodzianie, chociaż był ciepły lipcowy wieczór. Zimny powiew i osuwający się w szczeliny ulic purpurowy szal zapowiadał nowe dzieje.
Drzwi Hotelu Sacharum się otworzyły. W holu zapadła cisza. Czarnobrewy młodzieniec i dziewczyna ze złotymi fircyfuszkami wynajęli osobne pokoje. Legenda zatoczyła koło…
___________________________________
Przypisy do słów:
- Agrest – kwaśne wino.
- Barszczyk – człowiek leniwy, gnuśny.
- Belweder – budowla na wzniesieniu z pięknym widokiem.
- Chycza – dom, chata
- Ćma – ciemność, mrok.
- Ćwiokowatość – zazdrość.
- Flaga – szaruga, deszcz, dżdżysta pogoda, słota.
- Fircyfuszki – włosy poskręcane, pukle.
- qardło, garło – życie (dać gardło — oddać życie).
- Gorzałkoś – pijak.
- Imię – majątek.- Imienie – majętność, majątek, mienie.
- kniażyć – rządzić, panować
- Kreski – głosy na wyborach.
- Kukiełka – bułka, niekiedy ze słodkiego ciasta.
- Latawiec – zły duch, diabeł, zmora.
- Macierz – matka.
- Melepeta – ktoś niezdarny, łamaga.
- Nadbaba – prababka.
- Niemówiątko – niemowlak
- Nocnik – włóczęga nocny.
- Nocownik – złodziej nocny
- Nocznica – mara, duch nocny
- Obietna, obiata – ofiara, ślubowanie
- Obłamy – szczątki, kawałki pozostałe po obłamaniu; pozostałości, resztka
- Odebrać się – oddalić się, odejść.
- Odetkać się – oddalić się na chwilę, odłączyć się, odbiec.
- Odprawka – rozgrzeszenie.
- Odzianka – suknia, ubranie.
- Opleśniak – stary skąpiec.
- Otoczyświat – ocean.
- Paskudować – psuć, robić szkodę, przeszkadzać; kraść.
- Pieluch – plotkarz.
- Pieniężnik – 1) człowiek bogaty, 2) wekslarz, bankier.
- Pierwiastka – pierworódka, rodząca pierwszego raz.
- Pobydlić – pobyć, pomieszkać.
- Pochwalnia – modlitwa.
- Poćpać, poćpić – cisnąć, rzucić.
- Pogębek – policzek.
- Pojedynak – nieżonaty, kawaler.
- Położnik – człowiek obłożnie chory.
- Popukały – popękany, potrzaskany.
- Poranić się, poraniać się – zabrać się do czegoś rano, wstać rano, pośpieszyć się zbyt wcześnie
- Przeciąg – przestrzeń, terytorium, teren.
- Pomarlisko – cmentarz, pustkowie.
- Ponocnica – praca nocna, ślęczenie po nocach.
- Popiśnik – spisujący, opisujący.
- Pościałka – pościel.
- Pozimek – wiosna.
- Przeciwek – miejsce, mieszkanie naprzeciw będące, przeciwna strona ulicy.
- Przeproszka – zaprosiny.
- Przyciemka – daszek na lampę.
- Psocić się – oddawać się nierządowi, cudzołożyć.
- Smrodnik – tyłek, zadek.
- Stawinoga – ludowa nazwa chleba, jako posiłku stawiającego człowieka na nogi.
- Sczeznąć – umrzeć, zginąć, zmarnieć
- Szulak – jastrząb
- Świronek – spichlerz na zboże, lamus, spiżarnia
- Wiedzmyż – nie wiadomo.
Komentarze (28)
Doobre!
Pozdrawiam
W obrazach, piśmie i czynach.
No i te wszystkie słowa. Niektóre bardzo ciekawe. Np→wiedzmyż→wiedzy-my-żadnej?
Pozdrawiam:)↔5
P.S.→Też napisałem, ale mało jest i tak:)
Pozdrawiam
Literkowa pozdrawia
Przewrotny los.
Pozdrowienia!
Dziękuję pięknie za przeczytanie i ciekawy komentarz. Gwara staropolska pochodzi z ok. XVI wieku. Początkowy tekst był w normalnej wersji językowej, jednak postanowiłam bo udziwnić.
Pozdrawiam serdecznie
Pozdrawiam. :)
Cieszę się że przypadło do gustu moje pisanie. Trochę odleciałam z myślami w legendę i językiem. Oryginalny staropolski i pewnie powodujący zaburzenie w czytaniu, ale mam nadzieję, że czytelny. Temat ogień i w jakimś stopniu wszechświat jest.
Pozdrawiam ciepło
Bardzo ciekawy fragment, mówiący, że ludziom żyło się coraz lepiej, a jednocześnie umierali przy pracy z wycieńczenia. Pozornie niespójne, ale jakby się zastanowić, to dowodzi tego, że przybysze wnieśli w życie mieszkańców coś więcej, niż tylko zajęcie. Tam się działy prawdziwe czary, zniewalające, oślepiające, ogłupiające.
Miło bardzo za taki odbiór, bo chodziło o to by zapomniane słowa wplątać tak, aby stanowiły realną legendę. Fragment o którym piszesz kłóci się, ale trzeba wiedzieć, że zarobek z pracy dostawali ci którzy pozostali w domu. Sam fakt uprawy trzciny która rosła w oka mgnieniu i rozwój zagłębia była siłą napędową. Może do jedzenia, które dostawali dodawano jakieś środki ogłupiajace.
Pozdrawiam serdecznie
Miłego wieczoru
Pierwsze zdania czytało mi się dość ciężko, potem już płynęłam. I mam wrażenie, że też z pisaniem tak miałaś - bo im dalej, tym lżej, naturalniej tekst się odbiera.
Dobry kawał prozy!
A "niemówiątko" rozczuliło mnie :).
Pozdrawiam ciepło
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Czytamy od deski do deski i zostawiamy komentarze. Wybieramy najlepszy! Nagradzamy punktami i milym slowem dlaczego?
Może ty zwyciężysz?
Przedruk z uzasadnienia głosowania:)
Za wkład by uzyskać taką stylizację w takiej treść i jakby... baśniowy charakter.
o rysach drapieżnego ptaka i włosach złotych jak bursztyn, z oczami w kolorze indygo, - nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że nazwa tego koloru jest znacznie nowsza.
Utonął w pościałce, niczym ogiera dopadła jego i rozpoczął się taniec zmysłów, gwałtu i tortury. - jeśli mogę cos zauważyć, to staraj się rozdzielać treść na osobne zdanie, gdy podmiot sie zmienia. Tu: Utonął w pościałce (on). niczym ogiera dopadła jego (ona). rozpoczął się taniec zmysłów, gwałtu i tortury. (to).
Pozdrawiam
Co do drugiej części sugestii po pościałce zamiast przecinka dodałam średnik. Reszta nie musi być osobnymi zdaniami. Uważam, że teraz jest dobrze.
Pozdrawiam serdecznie
Cóż mogę powiedzieć, z początku miałem pewne problemy, musiałem się "wdrożyć" i przestawić, ale się udało. Po tym czytało się już płynnie i z przyjemnością.
Kawał dobrej roboty z wpleceniem staropolskiego języka. Zbudowany doskonały klimat pod legendę o "złotym pociągu".
No no, winszuję :)
Osobiście, najbardziej do gustu przypadły mi dwa słowa:
Smrodnik - przyznam szczerze, iż nie znałem i zaskoczył mnie pozytywnie i lekko zabawnie ;)
Niemówiątko - no a co tutaj? No po prostu śliczne słowo. I brzmiące i w ogóle takie och, ach... ;)
Ogólnie podoba mi się bardzo. Wielki szacun.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Wybacz, że nie wzięłam udziału w głosowaniu, ale ostatnio podupadłam mocno na zdrowiu, więc nie udzielam się za dużo i nie siedzę przy komputerze. Myślałam, że jeszcze zdążę, ale nie przeczytałam pracy Shoguna, a przez te kilka dni naprawdę nie było opcji, bym mogła. Ale ode mnie dostałabyś zasłużone trzy punkty - cieszę się więc, że wygrałaś, bo naprawdę zrobiłaś tutaj coś niesamowitego.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania