LBnP nr 44 _ Stara jabłoń stargana wichrami wojny i pokoju
„W pokoju synowie grzebią swoich ojców, a na wojnie – ojcowie swoich synów.”
~ Ryszard Kapuściński
Była wiosna, kiedy powróciliśmy do miejsca, gdzie przed wojną był nasz dom. Stał pośród zgliszczy, poraniony tak samo jak my. Jabłoń za domem zakwitła na powitanie. Piętro i poddasze zniknęły, jedynie parter ocalał. Tam, gdzie była spiżarnia widniał duży lej po bombie. Gdy wybuchła wojna, miałem osiem lat. Czas wojenny przemieszczał ludzi w różne zakątki kraju. Ucieczka przed Niemcami później przed banderowcami wypaliła w nas nadzieję na lepsze jutro. A jednak? Dziadek z ojcem od razu wzięli się do pracy. Babcię i mamę pochłonęły porządki w kuchni i innych pomieszczeniach. Co jakiś czas słychać było odgłosy rozminowywania niewypałów. Życie na ziemiach odzyskanych powoli się budziło. Pewnego wieczoru dziadek wraz z ojcem przynieśli skrzynię, po chwili następną oraz duży blaszany garnek. Były to skarby sprzed wojny zakopane w ogrodzie. Oczywiście wszystko odbywało się w konspiracji przed ówczesnymi władzami. Za takie coś groziła nawet kulka w łeb.
Moja siostra urodzona sześć miesięcy po wybuchu wojny pozostała głuchoniemą. Oprócz pojedynczych stęków nic więcej nie wydawała z siebie. Rzadko też płakała. Babcia od razu podjęła decyzję o znalezieniu dobrego specjalisty. Była przekonana, że Marysia będzie mówić.
Pamiętam tamten dzień, kiedy przyszła na świat w ciemnej piwnicy podczas bombardowania miasta. Nawet nie było słychać krzyku, tylko ciche kwilenie. Rano, kiedy opuściliśmy schron, zobaczyłem małe bambolo w chuście przywiązanej do piersi matki. Śmiałem się, kiedy babcia zrobiła gałganek z lnianej ścierki, umoczyła w jasnym soku – gęsta melasa buraczana i włożyła do maleńkiej buźki niemowlaka. Marysia łapczywie przyssała się do „smoczka”.
Dom rósł jak na drożdżach i z każdym dniem piękniał. Stara maszyna znaleziona w piwnicy była jak mała fabryczka włókiennicza, turkotała całymi dniami i wyczarowywała przeróżne cacka. W oknach zawisły zazdrostki i firanki, obrusy na stołach i inne rzeczy. Kwitł handel wymienny. Ja z chłopakami biegałem po okolicy i znosiłem do domu różne klamoty. Kiedy przytargałem szarego kota bez jednej łapki, ujrzałem jak siostra, uśmiechnęła się – chyba po raz pierwszy tak ładnie. Od tamtej pory stała się radośniejsza.
Razem z chłopakami mieliśmy plan. Skórzane sześciokątne łaty, trzydzieści dwie sztuki połączone dratwą i getry połatane przez babcię oraz kilka par korków i jakieś łachy czekały na gwizdek. Sen się ziścił, jak przytargaliśmy dwie bramki z porozrywaną siatką. Kobiety ponaprawiały dziury, a tato z sąsiadem pomalowali metalowe pręty i mocno wbili w murawę. Po obu stronach boiska stanęły żółte łapacze goli. Tydzień trwało doprowadzenie placu do gry. Potem zorganizowanie drużyny i można było zacząć treningi. Pierwszym szkoleniowcem został pan Stefan – przedwojenny napastnik, a pierwszy mecz odbył się niespełna po trzech miesiącach. Wygraliśmy z drużyną z sąsiedniego miasteczka 4:1. Nieopisana radość. Potem już poszło jak po maśle. Staliśmy się sławni. Jeździliśmy po całej Polsce. Z każdym powrotem do domu widziałem, jak zmienia się na lepszy. Babcia częstowała mnie bułką drożdżową i kompotem z jabłek.
Było to latem, kiedy po dwutygodniowym zgrupowaniu wróciłem znad morza. Po ogrodzie biegała Marysia i głośno się śmiała. Podbiegła do mnie i krzyknęła:
— Tomek…! Ja mówię.
Wziąłem ją na ręce i kręciłem się z nią jak na karuzeli. W tamtej chwili zwariowałem ze szczęścia. A siostra zanosiła się od śmiechu. Babcia dopięła swego – pomyślałem.
Czas powoli zabierał przodków. Najpierw dziadek, a dwa lata po jego śmierci odeszła babcia. Najbardziej przeżyła zniknięcie ukochanej osoby Marysia, aż obawialiśmy się ponownego jej zamknięcia w sobie. Odszedł też Kacper, beznogi kot. Pochowaliśmy go w ogrodzie. Tylko zielonej piłeczki nie mogliśmy odnaleźć, aby dać mu na drogę. Ja studiowałem i grałem w piłkę. Siostra poszła do szkoły.
Wojenna pożoga scaliła nas na całe życie. Pozwoliła zrozumieć, co jest najwyższą wartością – właśnie dom i rodzina. Zawsze powracaliśmy do niego i do niej.
***
Dzisiaj nie ma już pradziadków, nie ma dziadka Tomka i babci Anny, nie ma moich rodziców. Jestem ja – ich wnuk, syn i ojciec, i brat. Jest też kuzynka – wnuczka cioci Marysi. Dom stoi jak dawniej. Obydwaj z bratem i rodzinami jeździmy do naszych wspomnień. Ania odgarnia z małego kopczyka zeschnięte liście, wyrywa chwasty i kładzie zieloną piłeczkę dla Kacpra. Dziwne jest to, że za każdym razem ona znika. Kuzynka z dumą spogląda na dom babci. Dbamy o ten skrawek naszej przeszłości. O ten dom naszych przodków. O historię, którą przekazuję swoim dzieciom tak, jak kiedyś przekazywał mi dziadek i ojciec.
Tylko boiska już nie ma, stoi tam pawilon handlowy. Nie ma też starej jabłoni, którą wiatr w ubiegłym roku powalił. Okazał się silniejszy niż wojna.
Komentarze (25)
Ponoć dłuższe tutaj się nie przyjmują. Można pociągnąć temat w następnej części. Dziekuję ci za słowa. To dla mnie jest przyjemność twojej obecności.
Pozdrawiam!
Potrafisz wzruszyć.
Serdeczne pozdrowienia!
Pozdrawiam
Powodzenia! Literkowa
Pozdrawiam serdecznie i deszczowo!
Dzięki za pociechę:)
No i świetne wykorzystanie tematu.
Bardzo dobrze się czytało.
Pozdrawiam serdecznie
Zakończenie też świetne – nawet największa siła, kiedyś się wyczerpuje i na jej miejsce próbuje wejść następna. Wiatr okazał się mocniejszy niż wojna, bo zniszczył jabłoń, ale to tylko dziś. Jutro będzie próbował wyrwać co innego i nie da rady, ucieknie z podkulonym ogonem i będzie musiał czekać lepszej okazji. Chyba, ze to drzewo zetną jacyś drwale i nie będzie już czego wyrywać. To uświadamia, ze nie ma na tym świecie nic pewnego prócz śmierci (i podatków, ale to nie o tym temat). A Ty o tej śmierci napisałaś bardzo wzruszająco.
Pozdrawiam serdecznie
Wszystkie zwierzęta, przynajmniej, te które na to „zasługiwały”, np kury to tylko najlepsze nioski miały imiona i te były zawsze bezpieczne przed niedzielnym obiadem.
Opowiadanie brzmi bardzo prawdziwie, bardzo osobiście.
A byłbym zapomniał, masz tu wspaniałe, zabarwione poetycznych szlifem wysokiej próby, opisy przyrody, zmieniającego, niemal żyjącego domu i jego otoczenia.
Jest moc!
To już drugi znakomity tekst jaki czytam w tej edycji.
Brawo!
Pozdrawiam serdecznie!
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Autorze, czytaj i pozostaw komentarz i nagródź według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Głosowanie potrwa do 26 września /niedziela/ godz. 23:59
Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
Pytanie - Czy w tych 3 ostatnich zdaniach chodzi o to że CZAS jest gorszy od wojny ? W sensie... bardziej wyniszczający ? pewnie tak.
Oceniam na 5 bo serio - krótkie ale jakież treściwe.
Pozdrawiam.
Pytanie filozoficzne - to dla czego mówi sie że czas leczy wszystkie rany ?
Pozdrawiam
Pozrawiam
Szkoda, że nie dłuższy, skoro taki jest:)↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania