LBnP nr 58 _ Ślady przejść słowa
patrzy wciąż patrzy
i w konsumpcyjnej rozkoszy
odbija się blaskiem
dlaczego drwisz ze mnie wmilcząco wzrok wbijasz
kiedyś cię odbliżę i odtwarzę maski
tak różne na inną chwilę wykrojone
odziany w nagość na pół wybudzony przechodzień
pomiędzy ścianami znika
ten sam od lat przystaje rozmawia z ciszą…
Znowu listopad. Wypił szklankę jednym haustem. Robił tak, twierdząc, że rozcieńczenie, to najlepsza metoda w przypadku zatrucia. Ty, tam! Bez przypisywania sobie roli zdrajcy, nie zaprzestałeś poszukiwań, bo na odległość nic nie jest łatwe i oczywiste. Szukałeś czegoś, co dałoby mnie oparcie odłamków cudzych egzystencji. Szukałeś i tylko krzywe odbicie we mnie, powstrzymywało cię przed unicestwieniem się w ciemności.
Nie patrząc w przyszłość, zatapiając się w usta innych kobiet, kosztowałeś nowych obietnic. Trwał sen o wiecznym rozpoczynaniu jutra, sen, za który płacisz poczuciem wewnętrznego rozkładu. Nie nazywasz siebie zdrajcą, tylko poszukiwaczem innych doznań.
Jednak, to nazywa się zdradą wobec ciebie, wobec niej, wobec wszystkich innych zwodzonych nadziei… Ucieczką do momentu, gdzie już znałeś smak, a którego nie było można odnaleźć przy przewijaniu życia. W listopadzie dojrzewałeś do powrotów wiosny.
w nurcie siebie zimnego zwierciadła
odbijasz mnie w mijaniu nas
zastanawiasz gdzie na jakimś strychu poszperałem
kiedy podnosząc pokrywę skrzyni nie dostrzegłem
jadowitego pająka
który zatruł krew idącą do serca
osaczono nas już na wejściu
do życia
Za późno. Czasami wydawało się, że tracąc ją, straciłeś całą przyszłość i wiedzę. Straciłeś urzeczywistnienie wspólnych pragnień lub przynajmniej zachowania wiary, bo jak wierzyć w ogień w zimną noc? Nie znalazłeś innej, lepszej i dojrzalszej. Bo tylko ona stanowiła świątynię minimalizmu. Była szarością w ciemnobrązowym drewnie bez drobiny złota i mosiądzu, ani też śladów tamtorocznej dziewczyny. Dzisiaj już nie kobietą i bardziej bogatszą w sobie. Zniknęła w listopadowym zaśnieniu.
Stał w oknie, gdy tamten w lustrze szukał ujścia do prawdy. Trwała niekończąca się walka o przetrwanie. Raz jeszcze pustkę opukuje zmatowione szkło i wypatruje studni, nad którą staną zawalone schody. Wejście w zejście w grudniowy chłód ozłocony tysiącem sztucznych gwiazd. Symbolika odrodzenia miłości.
bicie serca jak trucizna osaczająca ból
zanikaniem
wspomnieniem umożliwiającym wgląd w głębszą
ludzką nieskazitelność
która zawsze prowadzi do zaprzyjaźnienia się ze śmiercią
rozpadające organy strzelające aorty pod wpływem
przepływającej posoki
usychanie wiszących zaśniadów skóry
są już tylko stasia przebraniem obumarłego systemu
zwanego ciałem
ostatnie etapy życia genialnego planu Stwórcy
przypadek czy darowanie człowiekowi wolnej mocy
w procesie ewolucji prowadzącej go do źródła miłości
w listopadowej jesieni która
wciąż stacza się powoli acz w parze z nieobliczalną fizjologią
Komentarze (7)
Literkowa
A święta niekoniecznie muszą być przyczyną choinkowej radości.
cul8r
Grudzień, to styczna pomiędzy końcem, a początkiem czegoś niewiadomego. Czy ten stan pod albo nad kreską jest fakturą wystawioną nam przez życie? Czy tylko kolejnym niedokończeniem wczoraj.
Starsi na pewno, ale czy madrzejsi?
Dobrej nocy
Miłego dzionka
Zapraszamy na Forum:https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Czytamy, komentujemy i nagradzamy.
Głosowanie potrwa do 27 grudnia /sobota/ do godz. 23:59
Literkowa
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania