LBnP nr 41_ Jestem kobietą a moje ciało to komnata tortur
Temat Bitwy: Zyskać tak wiele... lecz stracić jeszcze więcej
Zofia Zajdel lat trzydzieści siedem, oskarżona o zabójstwo męża Lucjana Zajdel lat czterdzieści dwa, w obronie własnej, zostaje skazana na pół roku bezwzględnego więzienia, a w poczet kary zostaje wliczony czas czterech miesięcy spędzony na obserwacji w oddziale psychiatrycznym. Wyrok jest prawomocny. Dzieci: Jakub Zajdel lat jedenaście z porażeniem mózgowo – rdzeniowym i Joanna Zajdel lat pięć pozostaną pod opieką Karoliny Pająk lat czterdzieści trzy, siostry skazanej, do momentu odbycia kary przez ich matkę.
To był zwykły, kolejny wieczór, dzieci spały już w swoich pokojach. Mimo zmęczenia musiałam czekać na męża. Sara, znaleziona suczka rasy mieszanej jakby coś przeczuwała. Zachowywała się niespokojnie.
Usiadłam w fotelu i przymknęłam powieki.
Lucjana poznałam dwa lata po maturze. Byłam tuż po ukończeniu dwuletniego Studium Dziennikarstwa. Podjęłam staż w redakcji Dziennika Polskiego i równocześnie zaoczne studia. Chciałam zostać dziennikarką śledczą. Lucjan pracował tam jako informatyk. Oczarował mnie od pierwszego spojrzenia. Pięć lat starszy ode mnie, z własną kawalerką i samochodem. Ja, dziewczyna ze wsi, z biednej rodziny chciałam jak najprędzej usamodzielnić się i jeszcze pomóc rodzicom. Wiosna szalała, a ja razem z nią. Miałam obok kochającego mężczyznę i dość mocny start w życie. Po niecałym roku zaszłam w ciążę . Lucek nawet nie był zszokowany, wręcz przeciwnie cieszył się i planował kupno większego mieszkania i ślub. Dwa tygodnie potem złożyliśmy przysięgę w obecności urzędnika Stanu Cywilnego i naszych świadków. Rodziców nie poinformowałam o ślubie. Stanowili patriarchat bardzo wierzącej rodziny, natomiast mój wybranek nie chciał stanąć przed ołtarzem. Niestety w trzecim miesiącu poroniłam. Straciłam dziecko i po części miłość. Mąż oddalił się ode mnie. Znikał po pracy, do domu przychodził późno. Czuć było od niego alkohol. W niedługim czasie utraciłam pracę w redakcji – myślę, że redukcja etatów była zamierzona. Pracowałam w domu, pisząc artykuły do różnych czasopism. Jednak moje studia zaoczne stanęły pod znakiem zapytania. Z braku funduszy wzięłam dziekankę na rok. Byliśmy razem, a tak jakby osobno. Po długiej rozmowie podjęliśmy terapię w celu ratowania związku. Ponownie zaszłam w ciążę, która rozwijała się prawidłowo. Zamieniliśmy mieszkanie na większe. Byliśmy szczęśliwi. Wróciłam na studia. Aż do tego feralnego dnia porodu. Lucek cały czas był przy mnie, kiedy urodził się nasz synek. Pierwszy krzyk i łzy na jego twarzy. Potem cisza. Zabrano mi dziecko na… nie wiem na jak długo. Zniknął też mąż i nie pojawił się już więcej w szpitalu. Diagnoza brzmiała: Pani syn ma porażenie mózgowo… rdze… nio… we… dudniło echo w mojej głowie. Jednak, kiedy zobaczyłam malutką istotkę wiedziałam, że muszę żyć i być silna dla niego.
— Nie oddam cię nikomu – szepnęłam.
Wróciłam do pustego domu. Podjęłam walkę z życiem. Porzuciłam dziennikarstwo. Rozpoczęłam naukę na fizjoterapii by pomoc Kubusiowi. Lucjan wracał do domu po to, aby się przespać. Jakuba nigdy nie wziął na ręce. Gdyby nie moja siostra i sąsiadka, chyba bym nie dała rady ukończyć wydziału i zająć się rehabilitacją syna. Nagłe powroty męża do rodziny i szczęśliwe chwile powodowały u mnie nadzieję. Znowu zaszłam w nieplanowaną ciążę, a szczęśliwe rozwiązanie dało ogromną radość. Mieliśmy zdrową dziewczynkę. Kubuś i Joasia znakomicie się dogadywali. Ich ojciec powoli przyzwyczajał się do swojej roli. Jednak na krótko. To, co otrzymałam, powróciło ze zdwojoną mocą zabierając wszystko. Mąż zaczął pić, stracił pracę i znikał na wiele tygodni. Kiedy powracał, potrafił być nieobliczalny. Często uciekałam z dziećmi do sąsiadki. Mieliśmy założoną niebieską kartę, lecz tak naprawdę ten „kolor” nie chronił ofiary. Moim całym życiem zawładnęły dzieci i pragnienie zapewnienia synowi normalnego funkcjonowania – szkoły i ciągłej rehabilitacji.
Nagle wybudzono mnie ze wspomnień. Z wielkim hukiem otworzyły się drzwi i do środka wszedł gospodarz z trzema koleżkami. Wszyscy byli już dobrze wstawieni. Wyszłam do kuchni, tam gdzie moje miejsce. Czekałam na rozkazy pana i władcy. Po chwili ze skowytem przybiegła suczka – pewnie dostała kopniaka.
– No gdzie jest moja żoneczka? – Głos brzmiał coraz bliżej i donośniej. – Nie siedź jak krowa, tylko zrób coś na zagrychę – warknął. – Za pięć minut ma być gotowy półmisek!
– Lucjan, pokaż ten swój skarb – odezwał się jeden z kompanów.
– Mietek, daj spokój – odpowiedział. – Stara dupa już. A teraz idziemy na jednego – zaśpiewał i oddalił się.
Zrobiłam szybko kanapki, oczy zachodziły mi łzami i modliłam się w duchu, żeby nie pobudzić dzieci. W pokoju impreza rozkręcała się na całego. Jak zwykle głośne rozmowy, śpiewy i śmiech. Brzękało szkło.
– Zośka! – rozległo się wołanie. – Zapierdalaj do nocnego, bo się płyny skończyły. Raz, dwa, trzy – zaczął odliczanie.
Szybko się uwinęłam i zajęłam ponownie swoje miejsce w kuchni. Nagle w drzwiach stanął mąż, a za nim jeden z koleżków.
– Zośka. To jest Marek – oznajmił. – I on chce ciebie puknąć.
– Lucek, co ty – wydusiłam z siebie i wcisnęłam się w kąt pomiędzy lodówką a ścianą.
Zostałam wyciągnięta za włosy i zgwałcona przez jednego, drugiego i trzeciego. Mój mąż trzymał mnie cały czas za ręce i dopingował.
– Co się tak bronisz, głupia – powtarzał. – Rozkładacie te nogi, jak tylko poczujecie chcicę – bełkotał.
Ocknęłam się cała obolała na posadzce w kuchni.
– Gdzie są moje dzieci? – zapytałam głośno.
Wstałam i poszłam do nich. Spały aniołki, a ja ucałowałam je na pożegnanie. Wróciłam do kuchni, wzięłam nóż i poszłam do salonu. Leżał na sofie i pochrapywał głośno. Wyjęłam z szafy garnitur w grafitowym kolorze, ładnie mu w nim było i błękitną koszulę oraz skarpety, podkoszulek i spodenki. Czarne buty wypolerowałam i postawiłam obok, wybrałam też granatowy krawat. Chyba wszystko, jeszcze włożyłam do kieszeni marynarki różaniec, ten z Rzymu. Niech ma na pamiątkę.
Z całą siłą uderzyłam nożem w klatkę piersiową, nawet z rany nie wyciekła ani jedna kropla krwi. Otworzył oczy i zastygł w niemym krzyku. Tętnica szyjna przestała pulsować. Potem już tylko widziałam jego bladą twarz i wciąż otwarte oczy. Zamknęłam je dłonią. Byłam jak głaz, bezduszna i wreszcie wolna. Zyskałam wiele, ale przede wszystkim spokój. Czy w tamtej chwili mogłam stracić jeszcze więcej? Wybrałam numer alarmowy.
– Słucham! Starszy aspirant Robert Myszkowski – usłyszałam. – W czym mogę pomóc?
– Zabiłam męża – oznajmiłam nadzwyczaj spokojnym głosem.
Komentarze (68)
Dobrze napisane, ale nic nowego, historia jakich wiele. Może ciut bardziej dramatyczna, przez ten gwałt w wykonaniu kolegów. Już dziś w innym komentarzu to pisałem - taka znieczulica panuje, taki zalew patologicznych historii, że po prostu tego typu wydarzenia przyjmuje się jako zwyczajne, normalne. Chory świat.
Mimo to dziękuję bardzo za przeczytanie bylejakości i zanudzenie siebie.
Miłego dnia
Zmieniają się tylko artefakty.
Natura ludzka się nie zmienia i w tym kontekście zawsze będziemy pisać o tym samym.
Nihil novi, ale warto tłuc pewne sprawy na okrągło.
Tak jak pisanie o miłości.
Tyle już na ten temat wypisano, więc już temat nie poruszy?
Narzekam, że znów jakaś tragedia się dzieje, ale czy jest sposób by to jeszcze zatrzymać? Czy juz tylko raportować?
A jeśli ktoś jest w stanie przyzwyczaić się do odgłosów po raz setnego maltretowania żony, to musi się też przygotować, że za sto siódmym razem sam może być ofiarą tego sąsiada, bo w porę nie ustąpi mu na schodach klatki lub najzwyczajniej w świecie nieodpowiednio spojrzy na gostka.
Sami kręcimy sobie bat na cztery litery.
Pozdrawiam
Miłego
Tak całkiem nie do końca zgadzam się z tobą, że "Nieszczęśliwe życie córek i synów alkoholików, brutali, prymitywów, nieszczęśliwe życie partnerek życiowych - żon" To często zdarza się u ludzi wykształconych i z dobrych rodzin. Tutaj nie pisałam o tym jakie korzenie ma oprawca, a tylko o niej, że pochodziła z biednej rodziny. Jednak nie patologicznej. Bieda nie jest złem.
"Życie mamy jedno. Trzeba tak żyć, żeby bilans nie był ujemny" - dobrze jest tak z automatu napisać. Czasem ktoś nie może, nie potrafi, nie umie, nie ma odwagi i w ogóle przyzwyczaja się do czegoś i uważa, że tak jest dobrze, Mówią często, że jest nieudacznikiem życiowym. A on może jest zagubiony w życiu.
Pozdrawiam i dziękuję
Nie zastanawiałam się nad korzeniami oprawcy, ani nad ewentualną biedą. Może napisałam niezbyt jasno.
Też pozdrawiam.
Wydaje nam się, że łapiemy pana Boga za nogi, że to, co do tej pory takie smutne, żałosne, a teraz będą cuda i fajerwerki.
I nagle twarde lądowanie.
Są po drodze sygnały ostrzegawcze, które widzimy i których nie chcemy widzieć. Bo przecież będzie dobrze, wszystko się ułoży.
Wcześniej komentujący marudzą, że było, że nic odkrywczego.
Czyli nie pisać?
A trzeba, bo tak było, jest i niestety będzie, jeśli nie ma kary, pomocy. A nawet gdy ta przychodzi, to ofiara ma już tak wyprany mózg, że jest bezwolna.
Przyznam, że po pierwszym akapicie spodziewałam się reportażu. A tu opowiadanie.
Nie napiszę, że mi się spodobało, bo lektura o krzywdzie przyjemna nie jest.
Napiszę, że treściwie temat ujęty.
Trzy Cztery „Trzeba tak żyć, żeby bilans nie był ujemny.”
Nie zawsze się da.
W zupełności się z tobą zgadzam.
"A trzeba, bo tak było, jest i niestety będzie, jeśli nie ma kary, pomocy. A nawet gdy ta przychodzi, to ofiara ma już tak wyprany mózg, że jest bezwolna"- Tak, dopóki nie zmieni się system pomocy takim ludziom. Dopóki nie zareagujemy na płacz dziecka za ścianą. Kobieta ofiara i mężczyzna kat. Cóż z tego, że założono im niebieską kartę, jeśli nie było żadnej pomocy dla niej i jej niepełnosprawnego dziecka. Sama dawała radę w rehabilitacji syna i nie oczekiwała od nikogo cudów. O bilansie napisałam wyżej.
Pozdrawiam
Pierwsza - kwestia namnażania bólu i nieszczęścia.
Każde opowiadanie o gwałcie, bijatyce, mordowaniu powiększa świat bólu i nieszczęścia, a każde opowiadanie o zwykłym życiu - świat zwykłości. Natomiast opowiadanie groteskowe i absurdalne, fantastyczne, czy śmieszne - powiększa świat groteski, absurdu, itd.
Możliwe, że ktoś, kto żyje w bólu i cierpieniu szuka w literaturze innego świata niż ten, w którym żyje.
Możliwe, że bardziej można pomóc komuś nieszczęśliwemu nie namnażając pisaniem świata bólu.
Kiedyś czytałam wiersz o biedaku, który kupił los na loterii. Nic nie wygrał, ale pierwszy raz w życiu widział słonie. Były to słonie narysowane na kartoniku.
Druga kwestia to zawsze jest jakość tekstu. Bajkopisarz wyraźnie podpowiedział innej autorce próbującej pisać o przemocy, jak budować tekst. Poza dbałością o gramatykę, ortografię i styl, można się postarać o formę, sięgnąć po pomysł. Napisał tak:
"- albo wypierzesz to całkiem z emocji,
- albo tych emocji nawsadzasz to więcej, ażby się czytelnik nimi zrzygał.
Wtedy to ruszy. W innym przypadku to jak wspomniałem - cholerna znieczulica zabija opowieść, po prostu takich historii jest multum we wszystkich mediach".
Tu, u Pasji nie jest źle z tą jakością. Dodatkowo wartością tekstu jest zamyślenie, które przychodzi po lekturze. Ale Pasja się postarała.
Jest dla tych (co fajnie to ujął Wodniak) dla tych, co setny raz słyszą krzyki za ścianą i nic nie robią.
Gdyby tekst został wyprany z emocji byłby reportażem.
Gdyby było ich nadmiar stałby się nachalny i odrzucał.
Tu jest w sam raz.
A że temat nienowy?
No nie, ale chyba jednak warto go poruszać.
Tam Baju ma całkowitą rację w komentach.
Dzięki Wodniaku
Tło takie widzę i niekoniecznie z innej beczki.
Wydaje nam się, że tragedie i nieszczęścia spotykają tylko innych.
Kwestia przemocy choćby.
Jakże łatwo mówić: "Ja bym na to czy owamto nie pozwolił/a, zrobiłbym/zrobiłabym to."
Jeszcze łatwiej dawać dobre rady i okalać wstrętem usta na widok bezdomnych, pijaków, upadłych.
Nie wiedząc nic o ich życiu.
Bo przecież można zawsze się podnieść, założyć firmę, mieć mieszkanie od dewelopera.
Tylko trzeba chcieć, czyż nie?
Widocznie chcą tak żyć.
Nie, nie chcą.
Bohaterka opowiadania pasji sama sobie winna.
Mogła to, mogła tamto, mogła pierdziamto.
Niech idzie teraz siedzieć, mężobójczyni!
Ojca dzieciom zabrała.
Literkowa
Bohaterka tego opowiadania uciekała do sąsiadki, która pomagała i na pewno doradzała odejście od męża. Przecież on się niczym nie interesował, to ona miała za zadanie utrzymać rodzinę, on robił, co chciał.
Bohaterka opowiadania pogodziła się z takim stanem rzeczy i była gotowa znosić wszystko nadal. Dlaczego? Nie było to dobre ani da niej, ani dla dzieci.
Trzeba było dopiero gwałtu, żeby jakiś sprzeciw w niej się obudził, a i wtedy wybrała najgorsze rozwiązanie. Zabiła go.
No i teraz co z dziećmi? Kto się nimi zajmie? Czy Sąd uwierzy, że działała w afekcie? Jeśli nawet, to jakąś karę będzie musiała ponieść. To nie była obrona konieczna.
Ktoś wymyślił ''Domy Samotnych Matek'' właśnie po to, żeby pomagać w takich sytuacjach, wystarczy poszukać, choć myślę że w Ośrodkach Pomocy Społecznej też kierują do takich ośrodków, trzeba tylko tam pójść i przedstawić sytuację. Rozwiązań jest dużo, trzeba tylko pozwolić sobie z nich skorzystać.
Teraz wyszła ustawa, która sprawcę przemocy od razu odsuwa od ofiar, może to coś zmieni, choćby myślenie i to dwóch
stron.
Bardzo dobry tekst, potrzebny. 5
Jeżeli kobiecie przez dłuższy czas wmawia się, że bez "Władcy" nie da sobie rady, po pewnym czasie
zaczyna w to wierzyć. Poczucie własnej wartości łatwo jest zniszczyć, z odbudową już nie jest tak łatwo.
Dochodzi też strach o dzieci, bo taka kobieta wielokrotnie jest straszona, że potomstwo zostanie
jej odebrane. System pomocy społecznej niestety w takich przypadkach funkcjonuje dosyć kulawo i
ofiara nierzadko musi się porządnie natrudzić, żeby uzyskać jakąś pomoc.
Co do tekstu, bardzo dobry.
wystarczy poszukać,
trzeba tylko tam pójść i przedstawić sytuację.
Rozwiązań jest dużo, trzeba tylko pozwolić sobie z nich skorzystać.
Teraz wyszła ustawa, która sprawcę przemocy od razu odsuwa od ofiar, może to coś zmieni, choćby myślenie i to dwóch
stron.”
A teraz całkowicie neutralnie proponuję, żebyś zabawia się w reporterkę.
Zadzwoń do wymienionych przez ciebie instytucji i dowiedz się jaką pomoc oferują one dla maltretowanych kobiet.
To nie jest z mojej strony prowokacja wobec ciebie.
Chcę tylko, żebyś się przekonała, że pleciesz trzy po trzy.
Daleko też od prowokowania będąc zdumiewa mnie, że nie wymieniłaś żadnej instytucji kościelnej.
Czekam na twój reportaż.
Ja też swój wywiad zrobię. Na jaką pomoc mogą liczyć maltretowani w mojej miejscowości.
Pozdrawiam
Poza tym tekst jakby żywcem wyjęty z czasopisma nastawionego na sensację i poruszanie tematów chwytliwych i takich, obok których nie przystoi przejść obojętnie.
Bo to raczej nie to samo, kiedy słyszymy, że gdzieś zginęło 100 tys. ludzi,
i jakoś to nas "mało obchodzi" bo to już "tylko liczby"
To sprawy "bliższe" I bardzo skomplikowane.
A zabójstwo, to chyba mimo wszystko, nie jest dobrym rozwiązaniem.
No ale... łatwo tak mówić... o innych, gdy się w takiej sytuacji nie było.
Emocje ludzkie są nie do przewidzenia, a nie zawsze sytuacja, gdzie można wysłuchać dwóch stron.
Takie w skrócie zdanie me.↔Pozdrawiam:)↔5
Pozdrawiam
Autorze czytaj i pozostaw komentarz. Nagradzaj według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Zapraszamy
Głosowanie potrwa do 11 kwietnia /niedziela/ godz. 23:59
Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
A wracając do opowiadania:
„Oczarował mnie od pierwszego spojrzenia.” Czym takim? Symetryczną twarzą, kwadratową szczęką, a może silnie zarysowanymi brwiami? Gdy losowo wytypowanym kobietom pokazano fotografie męskich twarzy, wybrały mężczyzn o najwyższym poziomie testosteronu, bo jest to najbardziej poszukiwany przez panie narkotyk, bez którego podobno nie mogą żyć. Poza tym gwarantuje dobre geny potomstwu. Dlaczego bohaterka nie wybrała kogoś potulnego, zapewniającego bezpieczeństwo? Takiego o trójkątnej twarzyczce, ze spiczastym podbródkiem, szeroko otwartych oczach? Bo miał gorszy DNA? Wybierała partnera trochę jak meble w sklepie, co oczywiście jest rzeczą naturalną.
„Ja, dziewczyna ze wsi, z biednej rodziny chciałam jak najprędzej usamodzielnić się i jeszcze pomóc rodzicom.” A co do tego ma facet? Czy nie mogła zrealizować tych celów nie wychodząc za mąż? Oczywiście wtedy nie mogłaby mieć dzieci, do tego potrzeba partnera, oraz wiążącego się z tym ryzyka.
Jej mąż okazał się być człowiekiem słabego charakteru, załamał się już przy pierwszej ciąży, później wyszedł sadyzm, zwyrodnienie, okrucieństwo graniczące z zachowaniem psychopaty. Ciężko o tym czytać, zwłaszcza, że w życiu nikogo takiego nie spotkałem, moi sąsiedzi to wzorowi mężowie: gotują, sprzątają, zajmują się domem, w soboty zabierają dzieci na zajęcia sportowe, a następnego dnia całą rodziną jadą na piknik gdzieś w góry lub na plażę. Na przykład teraz gdy to piszę, żona sąsiada siedzi sobie na werandzie z kieliszkiem wina w ręku, a on zasuwa kosiarką po trawniku, zdmuchuje liście, już szykuje grilla, a wszystko to dla niej. Oczywiście i tu zdarza się przemoc, ale o tym dowiaduję się jedynie z telewizji (teraz również z Opowi).
Temat poruszany wiele razy, lecz każde podejście uwypukla nieco inne aspekty, dlatego zasługuje na uwagę. Jeśli autorce zależało na włożeniu kija w mrowisko, cel ten osiągnęła. Dowodem są liczne komentarze. Do tego jest to znakomicie napisana historia, za same literackie walory należy się piątka.
Bardzo dziękuję za takie słowa i za zrozumienie jej wyborów. Doskonale wypatroszyłeś tekst i wyciągnąłeś z niego to wszystko na czym mnie zależało.
Pozdrawiam
A w więzieniach, nad czym mało kto się zastanawia, przewaga osadzonych mężczyzn jest olbrzymia. Na ponad 90 tys. więźniów przypada ok. dwa tysiące więźniarek, które siedzą w większości za przestępstwa ekonomiczne.
Rozumiem, że tytuł ma łączyć średniowieczną mentalność ze współczesnością. Niestety, masz rację. Najtrudniej zmienić mentalność, uciec od stereotypów narzucanych przez religie, patriarchalną władzę i sprzyjające im media.
Trudno również obserwatorom (rodzina, sąsiedzi) interweniować w sprawie ofiar przemocy. Stąd nagminne tuszowanie przemocy fizycznej i psychicznej przez ofiary. Zero kampanii medialnych uczących jak postępować i to już od lat paru.
Rodzina rzecz święta, uświęcony mąż i ojciec sadysta.
Nóż się w kieszeni otwiera.
Już w szkołach należy uczuć, co robić w takich sytuacjach, że to żaden wstyd chronić siebie i bliskich przed takim życiem.
Bezkarność rodzi coraz większą agresję. A później dramat, jak ten przez Ciebie przedstawiony w bardzo dobrze skonstruowanym opowiadaniu.
Kat ma świadomość swojej bezkarności w takim społeczeństwie. Najważniejsze, żeby dzieci miały ojca - a agresor ojciec ma wódę i kumpli, i darmowy wikt oraz opierunek oraz żywy worek treningowy zawsze pod ręką. A co, jemu wolno. Jego stara nie zadzwoni na policję, nie założy niebieskiej karty, nie powie rodzinie i sąsiadom... bo wstyd.
Woli cierpieć? Nie, ale ma świadomość, że jest to głośne przyznanie się do... czego? Jej winy? Miała po rysach twarzy zorientować się o 'ilości testosteronu' w wybrańcu? Zapewne postąpiła niegodziwie i cynicznie, wiążąc się z człowiekiem, aby mieć dach nad głową? Zmusiła go do zawarcia małżeństwa, to niech teraz cierpi.
Męski, prymitywny punkt widzenia.
Świetnie to przedstawiłaś.
Pozdrawiam.
Wyrok na pewno był łagodny z punktu prawa, ale dla niej kara nigdy się nie skończyła. Dlatego dokończę finał tej tragicznej historii.
Pozdrawiam i dziękuję
Bardzo prawdziwa i sprawnie napisana historia ?
Historia pokazuje, że po dobremu nic nie ma. Traktatem Wersalskim wschodniej granicy Polsce nie przyznano. O wszystko trzeba walczyć, czasem pięściami, jak trzeba to i nożem. Gdyby każda zgwałcona zabiła sprawcę, problem byłby już dawno rozwiązany. Bierne oczekiwanie na pomoc państwa to mentalność uformowana przez system PRL.
PRL wcale nie był państwem opiekuńczym, zapomogi żebrackie, mieszkań brak, czas oczekiwania na mieszkanie trzydzieści lat, ukryte bezrobocie, na jedno miejsce pracy zatrudniano trzy osoby, przynajmniej w biurach, a biuralistów jak "mrówków", no i kacyków, stąd pensje tylko na podstawowe potrzeby, żadnych szaleństw.
W normalnym ekonomicznie kraju finansuje się ofiary do momentu usamodzielnienia, baaaaaaaa, wiele samotych matek otrzymuje wsparcie w różnej formie /np. opieka nad dziećmi dwa razy w tygodniu, żeby mama mogła się odstresować/ przez wiele lat ?
Napisałeś, że bierne oczekiwanie na pomoc państwa to mentalność socjalistyczna, państwo miało w doopie obywatela, co może zmaltretowana kobieta z małymi dziećmi? Podusić dzieci i iść do pracy, a zamieszkać na dworcu?
Normalny ekonomicznie kraj to taki, w którym z pracy rąk możesz się utrzymać, wynająć mieszkanie, czyli samodzielnie żyć, w Polsce to niemożliwe jak na razie.
Amerykanie od małego są uczeni walki o byt, nikt się nie łamie po utracie pracy w systemie hire and fire, tylko szuka nowej, my mamy inny system, odprawy i czas wypowiedzenia, i inną mentalność. Cudzoziemcy zawsze mają pod górkę, niewykształceni bez znajomości języka tubylców, lądują na ulicy.
Dziękuję za szczerość
Pozdrawiam
A jeśli chodzi o przemoc wobec kobiet, to Polska jest na szarym końcu niechlubnego rankingu, Holandia za to jest wysoko, ale może przez, że tam dużo Polaków... xD
Jakaś gorycz przez Ciebie przemawia, na Kubie się nie dba o pieniądze, ale jakoś tam nikt nie emigruje ?
Bo tam najwięcej milionerów ? Ano, bieda jest okrutnie niewygodna, szczególnie gdy człek przestaje być młodzieniaszkiem. Smutne to, ale pieniądz rządzi światem, i tyle.
Czy kobiety mają los w swoich rękach? (Nawiązuję do jednego z komentarzy), powiem tak – nawet te najzaradniejsze przy zetknięciu z przemocą fizyczyną i psychiczną – chorują. Same zaczynają myśleć, że zawiniły, że gdyby nie to czy tamto, byłoby normalnie. Że są bezwartościowym dnem. Że będą próbować się zmienić, że zupa szybciej, dzieci ciszej, że ciało gotowe w każdej chwili.
W końcu, że same nie utrzymają siebie, dzieci. A jak jeszcze dziecko chore? Często wspiera rodzina – niech dzieci mają całą rodzinę, bez ojca mają się wychowywać? A nie przesadzasz ty trochę?
Domy samotnej matki... Tak są. Ale podzwońcie i popytajcie jak jest z miejscami i ile można tam przebywać. Jest też pomoc z funduszu sprawiedliwości. Do niedawna działająca prężnie (teraz już nie). Pomoc psychologa, policji, wreszcie materialna, łącznie z przetrzymaniem gdzieś, by oprawca nie znalazł. Ale trzeba uwierzyć, że ktoś pomóc może. I zdecydować się na cięcie ostrym nożem (niekoniecznie dosłownie), bo inaczej taka chwilowa pomoc oprawcę tylko rozwścieczy. To trudne i często ponad siły.
Kobiet jak w opowiadaniu jest mało. Większości trzeba pomóc. Ale jak tu pomóc, skoro: "jakby chciała to by mogła, skoro nic nie robi, to jej pasuje"; "przecież ustawa chroni teraz ofiary, widocznie nie ma tak źle", "one zawsze wybierają takich, a nie widziała jaki jest?"
Pozdrawiam serdecznie
Literkowa
bo „to nie moja sprawa”. I to jest największa tragedia kiedy „niechroniona niebieskim kolorem” rodzina pozostaje sama ze swoim potworem. Mocny tekst!
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania