Poprzednie częściŁowca - prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Łowca - rozdział 4

― Czy wszystko w porządku?

 

Laura popatrzyła na stojącą przed jej biurkiem Weronikę, patrzącą na nią z niepokojem w oczach. Była to czarnowłosa kobieta po czterdziestce oraz jej najlepsza przyjaciółka. Pracowała w klinice jako sekretarka w recepcji i dobrze dawała sobie radę z papierkową robotą. Laura spojrzała na nią z odchyloną głową do tyłu, ale potem szybko odwróciła wzrok.

 

Moje serce cierpiało, pomyślała lekarka.

 

― Mam problemy, ale nie przejmuj się mną, Weroniko. Wszystko się ułoży. Nie powinnaś dodawać moich problemów do swoich.

 

Kobieta skinęła tylko porozumiewawczo głową i położyła na biurku karty pacjentów, po czym wyszła. Laura pochyliła się niechętnie po dokumenty i zaczęła je przeglądać. Nie miała zupełnie na nic ochoty. Czuła się źle. Gdy wczoraj wyszła od Adama, zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, rezygnując z ich wspólnego wyjazdu na Hawaje. Nie miała innej opcji. Poczuła, że musiała powiedzieć mu prawdę, ale poczuła również to, że go skrzywdziła. Nie widziała się jeszcze z nim dzisiejszego dnia i szczerze powiedziawszy nie chciała tego. Było to jednak niemożliwe, ponieważ razem pracowali w tym samym budynku. To było nieuniknione.

 

Odłożyła papiery z powrotem na biurko i wstała, wychodząc z gabinetu. Musiała się napić mocnej kawy w dobrym towarzystwie. Pomyślała szybko o Robercie, był najlepszym przyjacielem, który słuchał uważnie i doradzał w trudnych sytuacjach. Nawet w sprawach sercowych, które były związane z Wiktorem.

 

Stanęła przed drzwiami jego gabinetu i chciała zapukać, ale zauważyła, że drzwi były lekko uchylone. Zajrzała ostrożnie do środka i otworzyła usta. Roberta całował się z kobietą, która stała przed nim tylko w samej bieliźnie. Od razu rozpoznała kobietę. Była nią Marianna Jarosz. Nie chciała wierzyć własnym oczom, że Robert mógłby zdradzać Tatianę. Był przecież niesamowitym przykładem kochającego męża oraz ojca.

 

Cofnęła się i przeszła szybko korytarzem do głównego holu. Oparła się o pobliską ścianę i przymknęła na moment oczy.

 

Nic nie widziałam. Nic a nic, wmawiała sobie w duchu. Przecież nie wydam przyjaciela, nie powiem Tatianie.

 

Musiała jednak z nim porozmawiać. Powinien się wytłumaczyć, chociaż Laura wiedziała, że to nie była jej sprawa. Wyprostowała się i zauważyła z naprzeciwka idącego Adama. Oddech jej się zatrzymał, chciała zostać niezauważona, ale mężczyzna podniósł na nią wzrok, jakby wyczuł jej obecność i uśmiechnął się delikatnie. Odwróciła szybko oczy i poszła w stronę swojego gabinetu. Chciała zamknąć drzwi, jednak Adam położył już swoją dłoń na klamce i spojrzał na nią. Zmarszczyła brwi, wpuściła go do środka. Adam zamknął za sobą drzwi, a ona usiadła lekko spięta na kanapie. Dostawił sobie do niej krzesło.

 

― Słuchaj, czy masz karty pacjentów, które przyniosła Wera?

 

― Chyba nie przyszedłeś rozmawiać o kartach, Adamie? ― Zmierzyła go wzrokiem.

 

Mężczyzna westchnął.

 

― Chciałem z tobą porozmawiać, jeśli masz chwilę.

 

Ciągle przecież rozmawiamy, pomyślała.

 

― Czy to, co powiedziałaś wczoraj, było prawdą?

 

― Tak, Adam.

 

Charner zacisnął powieki.

 

― Dlaczego mi to robisz? Dlaczego tak nagle rezygnujesz z tego?

 

― Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Sam to przyznaj.

 

― Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś miłości, ale dawano ci przyjaźń? Chciałaś nieba, a dawano ziemię?

 

Laura potarła swoje skronie w zamyśleniu.

 

― O czym ty mówisz?

 

― O swoim dzieciństwie, ale ty zapewne też tak miałaś.

 

― Słuchaj. ― Przysunęła się do niego i spojrzała mu w oczy. ― Nie chcę stracić tej przyjaźni. Znamy się od bardzo dawna i nie chcę, by coś to wielkie uczucie zniszczyło.

 

― Wiesz, jak to jest, gdy ktoś cię odtrąca?

 

― Nie odtrącam cię. Dlaczego tak myślisz?

 

― Ja tobie nigdy bym nie odmówił. ― Spojrzał na nią z bólem w oczach, po czym wstał z krzesła i odstawił je na wcześniejsze miejsce.

 

Zrobiło jej się głupio oraz smutno. Nie chciała, by tak między nimi wyszło. Po chwili usłyszała trzask drzwi. Adam wyszedł.

 

~*~

 

Laura wygładziła swoją czarną, długą suknię bez ramiączek i chwyciła kopertówkę z komody. Lśniła jak miliony pereł. Już dawno tak elegancko się nie ubierała, zwłaszcza na tak duże bankiety, jaki był dzisiaj. Na dekolcie sukienki miała przyszyte kilka perełek, które bardzo polubiła. Umalowała się delikatnie, a włosy spięła w koka, zostawiając kilka pasm włosów przy twarzy. Obejrzała się ostatni raz w lustrze i wyszła z domu, bo czekała już na nią taksówka.

 

Był piątkowy wieczór, w który odbywało się przyjęcie w celach charytatywnych dla chorych dzieci. Wszyscy w okolicy zostali zaproszeni, aby mogli wspomóc organizację stworzoną przez Mariannę Jarosz. Laura nie wiedziała, jak miała nazwać tę kobietę. Na słowo kochanka źle jej się robiło na żołądku. Podziękowała taksówkarzowi i wysiadła przed wielkim budynkiem z pięknym ogrodem wokół. Zobaczyła tłum eleganckich ludzi stojących w kolejce lub rozmawiających między sobą. To oznaczało, że zdążyła na czas. Do budynku prowadził czerwony dywan jak w Hollywood. Uśmiechnęła się i zaczęła iść w stronę głównych drzwi. Chwyciła sukienkę za boki, aby się nie przewrócić. Niedaleko drzwi zauważyła Roberta, Adama oraz... Wiktora.

 

Trzej mężczyźni odwrócili się jednocześnie i spojrzeli na nią, skanując jej strój. Adam i Wiktor uśmiechnęli się na jej widok.

 

― Witaj, Lauro.

 

Podeszła do niej Marianna z wielkim bananem na twarzy, pocałowała ją w policzek. Laura wzdrygnęła się na ten gest.

 

― Czas zacząć imprezę ― powiedziała i chwyciła ją za ramiona, po czym weszły do środka.

 

Laura rozejrzała się po wnętrzu i była naprawdę zaskoczona. Nigdy nie miała okazji być w tym lokalu. W prawym kącie zobaczyła ogromną scenę z orkiestrą oraz czerwoną zasłoną, która zasłaniała ścianę przed nimi, a po lewej były ustawione stoliki dla gości. Było trochę wolnego miejsca przeznaczone na tańce. Marianna poprowadziła lekarzy do ich stolika i posyłając ostatni uśmiech, odeszła. Lekarka usiadła na jednym z krzeseł, uważając na sukienkę. Dołączyli do niej Adam, Robert, Wiktor oraz Patryk z żoną. Odłożyła kopertówkę na stolik i uśmiechnęła się do Liliany, która również patrzyła na nią z uśmiechem na twarzy.

 

― Wiktor Szypulski do nas zawitał! ― odezwał się Patryk, wpatrując się w mężczyznę i witając się z nim uściskiem dłoni.

 

Patryk nie wiedział o jego trudnej przeszłości, ale to było dobre. Adam odchrząknął znacząco.

 

― Szkoda, że nie poznałeś go wcześniej. Był naprawdę świetnym towarzyszem do zabaw.

 

Laura skarciła Adama wzrokiem i zerknęła w stronę Wiktora. Jednak ten nie zdawał się być tym przytłoczony.

 

― Towarzyszem do zabaw, powiadasz? Jakich to zabaw?

 

Kobieta chciała w tej chwili zapaść się głęboko pod ziemię.

 

― Było wybuchowo ― zaśmiał się Adam. ― Nie raz policja go aresztowała.

 

― Mieszał alkohol z narkotykami?

 

― Coś w tym stylu.

 

Na scenę weszła Marianna i zaczęła swoją przemowę. Była to bardzo zgrabna i mająca swoje atuty kobieta, które nadmiernie pokazywała. Laura podziękowała jej w duchu, że przerwała w dobrym momencie rozmowę mężczyzn o Wiktorze. Nie chciała się domyślać, co by się dalej wydarzyło. Wiktor na pewno by tego ot tak nie zostawił. Gdy Marianna skończyła, orkiestra na nowo zaczęła grać i goście powstali ze swoich miejsc, schodząc na parkiet. Laura również wstała, jednak wyszła na zewnątrz. Usiadła na jednej z ławek przed lokalem i wsłuchiwała się w melodię piosenki, która płynęła z zewnątrz. Zamknęła na chwilę oczy i rozkoszowała się tą chwilą.

 

― Można się dosiąść?

 

Otworzyła szybko oczy i spojrzała w bok. Wiktor stał z rękoma w kieszeniach, patrzył na nią, czekając na pozwolenie. Skinęła tylko głową i usiadł obok niej, zostawiając między nimi trochę przestrzeni. Jej serce zabiło szybciej, a motylki w brzuchu dały o sobie znać.

 

― Pamiętasz tę piosenkę? To była nasza ulubiona, odkąd zostaliśmy parą.

 

Uśmiechnęła się znacznie, wspominając dawne dzieje, które były związane z melodią. Pamiętała ją bardzo dobrze i jeszcze jej się nie znudziła.

 

― Tańczyliśmy przy niej na balu, pamiętasz? ― uśmiechnął się Wiktor. ― Pamiętam, że miałaś na sobie długą, różową sukienkę. Wyglądałaś jak księżniczka. Moja księżniczka.

 

Wstrzymała oddech.

 

― Nie powinniśmy tutaj być ― powiedziała, uśmiechając się delikatnie do niego.

 

― Dlaczego? Boisz się, że ktoś nas zobaczy?

 

― Nie. ― Pokręciła głową. ― Po prostu... Wiesz na pewno, co do ciebie czuję. To jest silniejsze ode mnie.

 

― Dlaczego więc znowu nie chcesz być ze mną?

 

― Nie chciałabym znowu przez to samo przechodzić ― westchnęła cicho i spuściła na moment głowę. ― Nie chcę znowu być słaba.

 

― Odzyskam cię. ― Złapał jej małą dłoń, która zadrżała pod jego dotykiem. ― Odzyskam cię całą.

 

Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa, ale była pewna, że nie będzie to łatwe do wykonania. Kilka chwil później usłyszeli huki i krzyki z wnętrza lokalu. Oboje spojrzeli w stronę drzwi wejściowych, skąd zaczęli w popłochu wychodzić ludzie. Wstali razem z ławki i trzymając się za ręce, weszli do budynku. Nie wiedzieli, co się mogło stać. Nikt nic nie mówił, było widać tylko przerażenie i strach na twarzach wszystkich obecnych. Zobaczyli Tatianę, która żwawo rozmawiała przez telefon. Wskazała im dłonią na bok i odwracając głowy, zobaczyli Roberta, Monikę oraz Adama. Dołączyli do nich szybko, chcąc się wszystkiego dowiedzieć. Monika siedziała na krześle i patrzyła przerażona na Adama, kołysząc się na boki. Była okryta marynarką, po jej policzkach leciały łzy. Mówiła coś o akwarium i Mariannie, ale Laura nie mogła zrozumieć.

 

― Co się stało? ― spytała, kiedy odeszli trochę na bok z Robertem. Mężczyzna przetarł twarz dłonią.

 

― Monika zobaczyła Mariannę w dużym akwarium w jednym z pokoi. Jarosz została zamordowana.

 

Laura spojrzała niedowierzająco na Roberta. Kilka minut później na miejsce przyjechała policja i wszyscy goście musieli zostać w budynku. Podeszła do nich Ewa Zawidzka. Spojrzała na Tatianę, kierując się w jej stronę.

 

― Musimy panią przesłuchać.

 

― Czy nie możecie zostawić mojej żony w spokoju? ― zapytał podenerwowany Robert, ale Zawidzka postanowiła go zignorować.

 

― Pani jest organizatorką, prawda? Chcę, aby pani podała mi jedynie listę imion oraz nazwisk i numery do kelnerów, muzykantów i pozostałej części obsługi. Chcę też dostać pełną listę osób, które uczestniczyły na przyjęciu. Muszą państwo pomagać policji. Każdy z gości może być w tej chwili podejrzany.

 

― I świetnie ― wymamrotał Robert, przeczesując palcami włosy.

 

Tatiana odeszła razem z Ewą, a wszyscy usiedli przy stoliku.

 

― Marianna była dobrą osobą. Nie wiem, dlaczego ją to spotkało.

 

Laura spojrzała smutno na Monikę, a potem chwilowo zawiesiła wzrok na Robercie. Siedział jak kołek i nic nie mówił. Był zdenerwowany i za pewne dobity informacją, że Marianna nie żyła.

 

― Nie myślicie, że mógł być to ten same morderca, który zabił te dwie kobiety?

 

― Dlaczego tak myślisz? ― Adam położył dłoń na stoliku, zaciekawiony pytaniem Laury.

 

― Te kobiety są do siebie podobne w jakimś sensie. To dziwne.

 

― Znałaś Mariannę? ― spytał Wiktor, patrząc na nią.

 

Otworzyła oczy i wzruszyła ramionami.

 

― Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale widywaliśmy się kilka razy w klinice. ― Zerknęła w stronę Roberta, który spoglądał na nią spod rzęs, ale nie odezwał się. Zamknęła znowu oczy.

 

― Czy potrzebujesz czegoś? ― Usłyszała głos Adama i spojrzała na niego pytająco.

 

― Słucham?

 

― Czy jest ci coś potrzebne?

 

― Nie. ― Pokręciła szybko głową. ― Przepraszam, ale źle się czuję. Jako lekarz widziałam gorsze rzeczy, ale to jest inne.

 

― Podziwiam cię za to. ― Adam nie odrywał od niej wzroku. ― Nawet w tej chwili nie straciłaś swojej wrażliwości.

 

Uśmiechnęła się ciepło, ale wyczuła wzrok Wiktora. I to wcale nie był przyjazny wzrok.

 

~*~

 

Ewa Zawidzka zaparkowała przed kliniką chirurgii plastycznej i wysiadła z samochodu. Skinęła głową do swoich partnerów i udała się do niewielkiego budynku. Tak bardzo miała już dość tej sprawy z Łowcą, że już nie mogła spać w nocy. Nie znalazła nic do dwóch ofiar, a teraz dołączyła kolejna. Miała mnóstwo papierkowej roboty, która w niczym nie pomagała jej, żeby namierzyć mordercę.

 

Jeśli w końcu go dorwę, to oberwę mu jaja, pomyślała i weszła do kliniki.

 

Rozejrzała się po wnętrzu i wszystkie oczy zebranych w głównym holu skierowały się na jej osobę. Zmierzyła wszystkich wzrokiem z góry do dołu i uśmiechnęła się złośliwie. Chala i Celak dołączyli do niej. Wtem w holu pojawił się Adam Charner i kiedy uniósł głowę, zmarszczył brwi z zaskoczenia. Podszedł szybko do Ewy, a wokół zebrała się już gromadka ludzi gawędząca między sobą.

 

― Czemu przyjechaliście do kliniki?

 

― Nie zajmiemy wam dużo czasu.

 

― Pacjenci się zorientują. Może to nadwyrężyć nasz wizerunek.

 

Ewa przechyliła głowę na bok i zmrużyła oczy. W tej samej chwili pojawiła się Laura Malinowska oraz Patryk Daniłowicz. Oboje nie mieli zadowolonego wyrazu twarzy.

 

― Co tutaj się dzieje? ― Laura zerknęła w stronę Adama, ale ten nic nie mówił.

 

Ewa zabrała zatem głos.

 

― Chcemy przesłuchać was oraz wszystkich pracowników. Marianna Jarosz była waszą pacjentką, prawda?

 

Laura skinęła głową niepewnie.

 

― Nie widzę nigdzie Roberta Majera. Czy jest obecny w klinice?

 

― Jest w swoim gabinecie.

 

Ewa chciała coś powiedzieć, jednak przerwał jej głos lekarki.

 

― Pójdę po niego.

 

Komisarz nie czekając na Majera, udała się w stronę jego gabinetu razem z Chalą, a Celakowi kazała zostać przy wejściu. Tak jak sądziła, Robert Majer na jej widok znieruchomiał i wydawał się być spięty.

 

― Robert Majer ― rzuciła, siadając przy biurku naprzeciwko niego. Jej partnerka stanęła tuż za nią z notesikiem oraz długopisem w dłoni.

 

― Co tu się dzieje?

 

― Chcemy ci zadać kilka pytań. To wszystko.

 

― Mogłyście to zrobić na komisariacie, a nie tutaj, aby odstraszyć nam pacjentów.

 

Ewa odchrząknęła i udała, że tego nie słyszała.

 

― Pytajcie. Moi pacjenci na mnie czekają.

 

― W porządku. Znał pan Mariannę Jarosz?

 

― Tak. ― Skinął głową, siadając wygodnie w fotelu. ― Była moją pacjentką.

 

Julia wsłuchiwała się, jednocześnie notując. Ewa pytała dalej.

 

― Kiedy pan ją ostatni raz widział?

 

― Wczoraj po południu była jej ostatnia wizyta. Trzymaliśmy się procedur po jej operacji.

 

― Tylko pan ją przyjmował?

 

Ponownie skinął głową. Ewa podrapała się po brodzie i zmrużyła oczy.

 

― Marianna Jarosz była atrakcyjną kobietą, prawda?

 

Robert zbladł. Dłonie mu się zaczęły pocić, a komisarz szybko dostrzegła jego zmianę postawy ciała.

 

― Pan również był obecny na przyjęciu. Czy rozmawialiście na nim?

 

― Przez cały ten czas siedziałem przy stoliku razem z moimi współpracownikami. Widziałem ją tylko dwa razy. Nie znałem jej prywatnie.

 

Ewa uniosła głowę na partnerkę. Ta skinęła jej głową i zamknęła notes, gdy Zawidzka podniosła się z krzesła.

 

― Na tę chwilę dziękujemy.

 

Kobiety udały się do gabinetu Laury. Po przesłuchaniu jeszcze Adama Charnera oraz Patryka Daniłowicza, Ewa zaczęła robić się cała zła. Sądziła, że wpadła na jakiś ślad w tej klinice, ale niczego ważnego się nie dowiedziała. Musiała jednak założyć na klinikę czerwoną kartkę, ponieważ była miejscem, które odwiedziła ofiara. Miała nadzieje, że jeszcze coś znajdzie, co doprowadzi ją do szybkiego zakończenia sprawy.

 

Ewa weszła do swojego gabinetu i potarła skronie, czując promieniujący z nich ból. Zerknęła na Chalę i wyprostowała się.

 

― Powiadom Wiktora Szypulskiego, żeby stawił się na zeznania. Teraz.

 

Odnalazła jego akta, które dostała wczoraj wieczorem. Jeszcze raz ponownie je przejrzała i zapamiętała kilka ważnych szczegółów. Miała nadzieję, że przesłuchując Szypulskiego, dowie się prawdy.

 

― Dziękuję, że pan przyszedł ― powiedziała, gdy stawił się w jej gabinecie. Zamknęła za nim drzwi i gestem dłoni zaprosiła go na fotel przed jej biurkiem.

 

Mężczyzna pokręcił głową.

 

― Nie rozumiem, po co to wszystko.

 

― Chcę oszczędzić panu zdenerwowania ― odchrząknęła głośno i usiadła przy biurku. ― Pańscy koledzy byli zdenerwowani.

 

― O co chodzi?

 

― Powiem prosto z mostu. Tylko pan jedyny ma mroczną przeszłość.

 

Mężczyźnie zadrżała dolna warga. Nastała niezręczna cisza, a Zawidzka miała okazję mu się w tym momencie nieco przyjrzeć.

 

― Nawet jeśli, to nie jest powód, aby brać mnie za mordercę.

 

― Proszę się nie denerwować. ― Komisarz poprawiła się na krześle. ― To rutynowe pytania. Znał pan Mariannę Jarosz?

 

― Nie. ― Pokręcił głową. ― Przedstawili mi ją, a ona zaprosiła mnie na swoje przyjęcie. Chcę wrócić do pracy.

 

Ewa westchnęła cicho i spojrzała na dokumenty leżące na biurku.

 

― Co stało się pięć lat temu?

 

Szypulski zamrugał powiekami, wpatrując się w komisarz. Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że trafiła w jego czuły punkt.

 

― Wiem, co się stało.

 

― Nie miałem nic z tym wspólnego. ― Mężczyzna wstał od biurka, ale Zawidzka zgromiła go wzrokiem.

 

― Proszę usiąść i odpowiadać na pytania. Pięć lat temu doprowadził pan do śmierci.

 

― Co chce pani przez to osiągnąć?

 

Wzruszyła ramionami.

 

― Wykonuję swoją pracę.

 

― Wszystko zostało wyjaśnione. ― Chwycił się za włosy i rozejrzał się po gabinecie.

 

― Proszę się uspokoić.

 

― Nie będę spokojny. Czemu wyciągacie tą sprawę, która wydarzyła się dawno temu?

 

― Mam obowiązek zbadać całą sprawę, a do tego wyszukiwać pozostałych szczegółów.

 

― Zrobiłem to w obronie własnej. Proszę sobie poczytać.

 

Do gabinetu zapukała Julia. Zawidzka spojrzała na nią.

 

― Przyszedł adwokat do Szypulskiego. Wpuścić go?

 

Komisarz podrapała się po nosie i zerknęła jeszcze raz na mężczyznę przed sobą. Po chwili pokręciła głową.

 

― Pan Szypulski nie jest o nic oskarżony. Proszę nie wyjeżdżać i być dostępnym.

 

― Znam swoje prawa.

 

Chala zamknęła za nim drzwi. Ewa złożyła papiery na biurku i zmarszczyła brwi, przez moment zastanawiając się nad tym wszystkim.

 

― Jak przesłuchanie?

 

― Nie odkryłam nic nowego. ― Chwyciła długopis z biurka i zaczęła się nim bawić. ― Ten facet jest tajemniczy. Prześwietl go. ― Spojrzała na partnerkę, która wytężyła słuch. ― Dowiedz się o nim wszystkiego. Zrób dogłębnie raport.

 

Zawidzka ponownie zaczęła przeglądać akta ofiar, gdy do jej gabinetu wszedł nie kto jak Michał Chodecki. Zerknęła na niego znad dokumentów i pokręciła głową z irytacją.

 

― Masz dziesięć minut Chodecki i ani minuty dłużej.

 

― Trzy ofiary mają ten same profil ― zaczął, pochylając się nad jej biurkiem i położył papiery, na których znajdowały się informacje o ofiarach. Jednak Zawidzka nawet na nie nie zerknęła. ― Marianna Jarosz, Andżelika Aros i Ewa Redko były młode, atrakcyjne, czynne zawodowo i były matkami.

 

― Gratulacje. ― Klasnęła w dłonie i oblizała wargi. ― Dlatego tutaj przyszedłeś i marnujesz mój czas?

 

― Dlaczego tak plujesz jadem, Ewo? To trzy takie same zbrodnie.

 

Pokręciła szybko głową.

 

― Zbrodnie bywają podobne, ale nie identyczne. Nie wiem, czy to ten sam zabójca.

 

― Potrzebny jest profil ofiar. Musimy ostrzec ludzi.

 

I chyba nie miała innego wyjścia, jak tylko raz się go posłuchać.

 

~*~

 

Monika Rak nie mogła spać całej nocy. Nadal miała przed oczami ciało w akwarium, które ona odkryła. Marianna była wtedy w samej bieliźnie, z szeroko otwartymi oczami, patrzącą wprost na nią. To było potworne uczucie, gdzie żołądek podchodził do gardła, a mózg nie potrafił się skupić na niczym innym. Poprosiła Tatianę o kilka dni wolnego, żeby mogła się na nowo pozbierać. Musiała wysłać syna do swoich rodziców, żeby nie zauważył jej strachu oraz bólu. Bardzo go kochała i nie mogła dopuścić, żeby widział ją w tak strasznym stanie. Nie oglądała wiadomości od dnia wczorajszego, bo wiedziała już, że wszyscy mówili o tym zdarzeniu na przyjęciu. Gdyby tylko Mariannę znalazł kto inny...

 

Monika usłyszała dzwonek do drzwi i wzdrygnęła się. Poprawiła ubranie i poszła otworzyć, mając nadzieję, że będzie stał przed nią Adam. Zobaczyła jednak tego sławnego dziennikarza, którego widziała na przyjęciu Marianny Jarosz. Wydawał się jej być przystojnym i niezłym w tym, co robił. Jednak nie miała teraz ochoty na żadne amory, tym bardziej przyjmować gości do domu.

 

― Monika Rak? ― Przywitał się i uniósł dumnie głowę. ― Mogę wejść?

 

Wahała się przez chwilę, ale wpuściła go do środka. Usiedli razem na kanapie w salonie, przez chwilę była tylko niezręczna cisza.

 

― Nazywam się...

 

― Wiem, kim jesteś ― przerwała mu i odchrząknęła, pozbywając się chrypy w głosie.

 

Mężczyzna skinął głową.

 

― Wiem, że to ty znalazłaś ciało Marianny Jarosz. Twoje zeznania mogą być fundamentem dla sprawy.

 

Kobieta pokręciła głową, żałując od razu, że zgodziła się go wpuścić. Nie chciała na nowo o tym mówić, policja już ją przesłuchała.

 

― Pomyśl, co czuje teraz rodzina Marianny. Wiesz, co przeżywają? Opowiesz o tym tylko mnie. Bez kamer i osób trzecich.

 

Westchnęła cicho, czując zbierające się łzy w oczach. Dobrze, że nie musiała się do tego przyznawać przy kamerach, ale jednak sytuacja i tak ją krępowała, niszczyła od środka. Chodecki wpatrywał się w nią, czekając na jakąś reakcję. Nie wiedziała, od czego miała zacząć.

 

― Ludzie wokół tańczyli. Mieliśmy zrobić loterię z nagrodami, z których pieniądze miały pójść na leczenie tych chorych dzieciaków. Marianna była autorką tego, więc miała rozdawać nagrody za zabawę.

 

― Szukałaś jej?

 

Pokiwała głową i zamrugała powiekami.

 

― Pytałam o nią każdego, ale nikt jej nie widział. Poszłam dalej i zaczęłam szukać po wszystkich pokojach. Otworzyłam drzwi do jednego i zobaczyłam krew. Mnóstwo krwi ― przełknęła ślinę i starała się dokończyć, jednak wyczuwała w gardle ogromną gulę, która jej to utrudniała. ― Zabito ją. Nie potrafię sobie tego wymazać z pamięci. Od wczoraj mam tylko koszmary.

 

― Koszmary teraz będą naturalną sprawą. Twój umysł sobie to przetwarza i wiem, że to nic przyjemnego. Niedługo o tym zapomnisz i przywykniesz.

 

― Jak możesz żyć z morderstwami? ― Skuliła się na kanapie i spojrzała na niego.

 

Michał uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami.

 

― Taka praca. Ktoś musi sobie brudzić tym mózg. ― Wstał z kanapy i wyciągnął w jej stronę dłoń. ― Dziękuję za wszystko. Cieszę się, że mogłem cię poznać, Moniko.

 

Kobieta wstała i uścisnęła delikatnie jego dłoń. Przez jej ciało przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy i nie wiedziała, czym było to spowodowane. Kiedy zobaczyła sylwetkę Adama za Chodeckim, odsunęła się od niego.

 

― Witaj, Moniko. Widzę, że dziennikarze nie dają za wygraną.

 

Chodecki odwrócił się w jego stronę i uniósł głowę.

 

― Dzień dobry.

 

Adam podszedł do Moniki i stanął tuż obok niej. Monika wyczuwała w powietrzu napiętą atmosferę.

 

― Moja żona rozmawiała już z policją.

 

― Uspokój się, Adam ― powiedziała cicho i objęła się ramionami. ― Już z nim rozmawiałam.

 

― I co mu takiego powiedziałaś?

 

― Pójdę już. ― Michał kaszlnął i uśmiechnął się do kobiety. ― Miłego dnia.

 

Patrzyła za nim, gdy kierował się do wyjścia. Adam naskoczył na nią, gdy zostali sami.

 

― Zwariowałaś?! Jak mogłaś go tutaj wpuścić?

 

― Uspokój się ― zwróciła się do niego. ― Nie miał ze sobą kamery. Nic się nie stało.

 

― Co mu powiedziałaś?

 

― Chciałam tylko pomóc. ― Podrapała się po karku. ― Zgodziłam się z nim porozmawiać.

 

― I nie skonsultowałaś tego ze mną? W świetle prawa nadal jesteśmy małżeństwem.

 

― Nadal uważasz się za mojego obrońcę czy właściciela? ― prychnęła i uniosła brew.

 

Adam spojrzał na nią poważnym wzrokiem.

 

― Martwię się. Ty i mój syn nadal jesteście moją rodziną.

 

― Czemu czuję się taka samotna? ― załkała, nie wytrzymując atmosfery.

 

Charner przysunął ją do siebie i mocno przytulił. Jej łzy zaczęły zlatywać na jego koszulę, ale on się tym nie przejmował.

 

― Wybacz, chciałem cię chronić.

 

― Tak bardzo mi ciebie brakuje. ― Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.

 

Kiedy pochylił się i musnął jej usta, rozpłynęła się. Pogłębiła pocałunek, a on chwycił w dłonie jej twarz. Wiedziała, że źle robiła, ale musiała o tym wszystkim zapomnieć jak najszybciej. Właśnie w ten sposób.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania