Poprzednie częściŁowca - prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Łowca - rozdział 6

Ewa przez cały dzień wsłuchiwała się w melodię jak i w słowa piosenki. Zastanawiała się, czy właśnie przez nią mogli chociaż dotrzeć do tożsamości mordercy. Może chciał im coś przekazać poprzez tekst?

 

Komisarz podrapała się po głowie i pokręciła głową. Słowa nic nie mogły znaczyć, a to tylko jej uświadomiło, że morderca chciał się z nimi bawić w kotka i myszkę. To tak jak kot Tom chcący złapać mysz Jeryy'ego, ale za każdym razem mu się nie udawało, ponieważ mysz była sprytniejsza. Ta bajka była świetnym porównaniem do zaistniałej sytuacji.

 

Do jej gabinetu wszedł Celak i wyłączyła odtwarzacz w laptopie. Spojrzała na mężczyznę znacząco, mając nadzieję, że przyszedł tylko z dobrymi wiadomościami.

 

― Mam coś.

 

― Czyli? ― Rozparła się w fotelu i zmrużyła oczy.

 

― Morderca zaczął zabijać, gdy do miasta wrócił Wiktor Szypulski.

 

Spodziewała się tego, że ten facet coś ukrywał. Był tajemniczy, jego przeszłość miała dużo do opowiadania i nie sądziła, że to był czysty zbieg okoliczności. Wszystko zaczęło składać się w dobrą układankę i cieszyła się tym. W pomieszczeniu rozdzwonił się telefon Zawidzkiej, więc Celak przeprosił i zostawił ją samą. Ewa odkaszlnęła i przeciągnęła palcem po zielonej słuchawce.

 

― Chcę rozmawiać z panią komisarz Zawidzką.

 

― Przy telefonie.

 

― Jestem Adam Charner. Jestem lekarzem w klinice...

 

― Pamiętam pana i słucham ― przerwała mu ostro, nie mając czasu na pogawędkę przez telefon.

 

Mężczyzna po drugiej stronie odchrząknął.

 

― Chciałbym porozmawiać o Wiktorze Szypulskim.

 

Kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności, pomyślała.

 

― Zapraszam do mojego gabinetu. Mam nadzieję, że to spotkanie nie zmarnuje mojego czasu.

 

― Prosze się nie martwić. Nie zajmę pani komisarz dużo czasu.

 

Rozłączyła się i zasiadła przy biurku. Czekała na lekarza z niecierpliwością i miała pełno myśli w głowie. Nie wiedziała dużo o Charnerze, ale wyczytała, że razem z Szypulskim tworzyli zgraną paczkę przyjaciół podczas trwania studiów medycznych. Czy Adam Charner mógł przyjść z tak dobrymi wiadomości, jak Celak kilka minut wcześniej?

 

Kiedy mężczyzna dotarł na komisariat, komisarz zaprowadziła go do swojego gabinetu i zamknęła za nimi drzwi. Charner rozejrzał się po małym pomieszczeniu i zaczął wszystko podziwiać. Razem z panią komisarz na pierwszym miejscu.

 

― Co taka młoda i piękna kobieta robi po nocy? Nikt na panią nie czeka w domu?

 

Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i wysoko uniosła głowę, gdy mężczyzna na nią spojrzał.

 

― Co to ma wspólnego z naszym spotkaniem? Co chciałby pan powiedzieć o Wiktorze?

 

Mężczyzna naprzeciwko niej westchnął cicho i przeniósł dłonie na tył swojego ciała.

 

― Wrócił i martwię się o Laurę.

 

― Martwić czym? ― Uniosła pytająco brew. ― Wiktor to pana przyjaciel.

 

― Tak i znam go bardzo dobrze. Bierze narkotyki.

 

― Nie zatrzymałam go. Przyszedł z własnej woli.

 

― Znam jego przeszłość.

 

Wywróciła oczami, mając ochotę wyprowadzić go z tego pomieszczenia i zostać znowu sama.

 

― Co tak pan się martwi? Co Wiktor ma wspólnego z tą sprawą?

 

― Nie twierdzę, że coś ma. Chciałbym wiedzieć, czy ma jakieś problemy?

 

― A co Laurze Malinowskiej może się stać? O coś pan go podejrzewa skoro się martwi.

 

― To było dawno temu. ― Machnął ręką, jakby to było nieważne, ale jednak. ― Był agresywny wobec kobiet. Nadużywał przemocy.

 

Tego Zawidzka nie wyczytała w aktach. Była zaskoczona tymi słowami i nie wiedziała sama, co miała powiedzieć. Skinęła tylko głową.

 

― Dobry jest z pana przyjaciel. Laura ma szczęście.

 

Adam uśmiechnął się nieśmiało i odchrząknął, prostując się.

 

― Już późno. Dziękuję za rozmowę.

 

Udał się do drzwi i mijając ją, poczuła woń jego mocnych perfum. Zakręciło się w jej głowie, ale utrzymała równowagę. Patrzyła za jego osobą, gdy wychodził z jej gabinetu. Prędko chwyciła telefon do dłoni i wybrała numer do Chali.

 

― Potrzebna jest mi zgoda na śledzenie.

 

― Kogo?

 

― Interesuje mnie Wiktor Szypulski.

 

~*~

 

― Jak Leo musi powtarzać klasę?

 

Monika patrzyła na zaskoczonego Adama. Wzruszyła tylko ramionami.

 

― Nie radzi sobie z matmą. Jak się tylko dowiedziałam, przybiegłam z tym do ciebie.

 

― Dzieci zawsze płacą błędy za swoich rodziców ― mruknął pod nosem mężczyzna i wstał z krzesła, udając się w stronę biurka.

 

Monika zmarszczyła brwi i odwróciła się do niego.

 

― Uważasz, że to nasza wina?

 

― A czyja? ― Wzniósł ręce ku górze. ― Jego oceny pogorszyły się po naszym rozstaniu. Potrzeba mu uwagi, a matka powinna mniej pracować.

 

― Nie praw mi kazań ― syknęła przez zaciśnięte zęby.

 

Adam nawet na nią nie spojrzał, tylko chwycił białą teczkę ze swojego biurka.

 

― Zakończmy już tę rozmowę. Mam dużo pracy.

 

Monika fuknęła pod nosem i złapała się za głowę. Adam ją coraz bardziej denerwował i nie rozumiała jego zachowania. Zwalał całą winą na nią, a ona przecież robiła wszystko, aby jej rodzina miała jak najlepiej. Nie myślała tak jak on i musiała przyznać rację Tatianie. Adam wolałby, żeby Monika siedziała w domu, gotowała pyszne obiadki i przez cały dzień pomagała synowi w odrabianiu lekcji.

 

Wyszła zdenerwowana z kliniki i udała się do pracy. Po drodze próbowała zapomnieć o incydencie z Adamem i skupić się na dzisiejszym dniu. Jej były mąż musiał ją zrozumieć i śmiała się na samą myśl, że mężczyzna myślał, iż była wyrodną matką. Opiekowała się Leonem i miała gdzieś słowa byłego męża. Nie dała się pogardzać.

 

― Znowu kłopoty w raju?

 

Spojrzała przelotnie na Tatianę i przewróciła ozami. Rzuciła torebkę na fotel obok i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

 

― Spędziłam noc z Adamem.

 

― Z Adamem?

 

Monika westchnęła i zaczęła się kręcić po pomieszczeniu.

 

― Przecież kocha Laurę.

 

― Nie przypominaj mi nawet o tym.

 

― Więc czemu?

 

―Chyba po prostu czułam się samotna i przestraszona. ― Zagryzła wargi. ― Byłam roztrzęsiona i szukałam pocieszenia.

 

― Musisz spotykać się z innymi facetami. ― Tatiana podeszła do niej i stanęła przed nią, kładąc dłonie na jej ramionach. ― Nadal będziesz żyć złudzeniami? Miałaś się poświęcić pracy. Tego właśnie chciałaś.

 

Tatiana miała rację. Zawsze ją miała. Monika nie mogła się załamać i dostać ponownie depresji. Nie po tym, co się stało.

 

― Gdyby to było proste. Nadal go kocham.

 

― Powinnaś zapomnieć ― westchnęła przyjaciółka i z powrotem przeszła do biurka. ― Znajdź sobie nowe życie. Spójrz na mnie i na Roberta ― uśmiechnęła się szeroko. ― Przestań o tym myśleć i odzyskaj spokój.

 

Monika chciała coś powiedzieć, ale w pomieszczeniu zjawiła się siostra Tatiany, a za nią Michał Chodecki. Obie kobiety spojrzały szybko po sobie pytająco. Chodecki odchrząknął i wpatrywał się w Monikę.

 

— Witaj, Moniko. Przyszedłem cię przeprosić za to, że nie odzywałem się ostatnimi czasy.

 

— Przecież nic się nie stało.

 

— Pozwól zabrać cię na kawę w ramach przeprosin.

 

Kobieta otworzyła usta, ale ubiegł ją głos Tatiany.

 

— Dzisiaj nie mamy nic ciekawego do roboty. Daję ci wolne na cały dzień.

 

Podziękowała przyjaciółce jedynie szerokim uśmiechem i wyszła z Chodeckim z budynku. Z jednej strony nie miała ochoty się z nim widzieć, ale czuła coś między nimi wyjątkowego. Czuła jakąś chemię, odkąd zobaczyła go na przyjęciu u Marianny Jarosz. Nie mogła wymazać sobie go z głowy od dłuższego czasu, a musiała przyznać, że był przystojny i w jej guście.

 

— Też chciałam zostać dziennikarką — powiedziała, gdy siedzieli już w jego samochodzie i jechali w stronę kawiarenki. — Studiowałam dziennikarstwo, ale po ślubie poświęciłam się domu i dziecku. Później razem z Tatianą założyłyśmy firmę.

 

— Każdy z nas ma interesującą historię. — Uśmiechnął się do niej, gapiąc się przez chwilę w lusterko wsteczne.

 

Sięgnął do odtwarzacza CD i włączył go. Z głośników zaczęła lecieć powolna piosenka, ale gdy Monika tylko usłyszała jej pierwsze słowa, zamarła w miejscu.

 

— Co się dzieje?

 

Poczuła, że zaczęły jej drżeć dłonie i całe ciało objęła spazma wspomnień i strachu. Przełknęła gulę rosnącą w jej gardle i pokręciła głową niedowierzająco.

 

— Ona była na przyjęciu. Ta piosenka.

 

Michał przez chwilę się w nią wpatrywał i postanowił zawrócić samochód. Monika nadal siedziała na siedzeniu z dygocącym sercem w środku. Znowu powróciły do niej te nieprzyjemne wspomnienia i złapała się za głowę, usiłując o tym nie myśleć. Mężczyzna zawiózł ją do swojego mieszkania i tam kazał jej siąść na kanapie. Poszedł do kuchni i przyniósł jej szklankę z zimną wodą.

 

— To ta sama piosenka — bąknęła kobieta, chwytając szklankę i upiła niewielki łyk.

 

— To może być zbieg okoliczności.

 

— Słyszałam ją przed znalezieniem ciała Marianny.

 

Michał zamrugał kilkakrotnie i przeprosił ją, odchodząc na bok z telefonem w dłoni. Monika patrzyła w punkt przed siebie, mocno ściskając szklankę z wodą. Bała się, że rozpłynie się ona w jej dłoniach, ale na szczęście tego nie zrobiła. Musiała zachować zimną krew.

 

— Przepraszam, musiałem zadzwonić — odchrząknął dziennikarz, powracając do niej. Usiadł obok niej na kanapie.

 

— Czuję się już lepiej — wzięła głęboki wdech i pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów. — Nie wiem, czemu tak reaguje ciągle.

 

— Przeżyłaś coś strasznego. Jesteś bardzo odważna.

 

— Nie mogę przestać o tym myśleć — szepnęła cicho i zamrugała powiekami. — Jakby to była jakaś obsesja. Co mówi Ewa?

 

— Niewiele. — Podrapał się po głowie. — To jest dla nas istotna informacja.

 

— Oby to się przydało.

 

— Porozmawiajmy o tym. — Dziennikarz zmienił temat i odwrócił do niej przodem. — Tylko tak możesz wyrzucić z siebie wszystko.

 

Skinęła powoli głową, chociaż nie wiedziała, czy to był dobry pomysł. Michał udał się do swojej sypialni i przyniósł po chwili kilka zdjęć z miejsca zbrodni. Wzrok Moniki podłapał zdjęcia i wykręciło jej głowę o sto osiemdziesiąt stopni.

 

— Wiemy, że to może być mężczyzna.

 

— Mężczyzna?

 

— Jestem niemal tego pewien. — Pokazał jej zdjęcie drugiej ofiary. — Wybiera z precyzją kobiety. Wszystkie ofiary są kobietami i są naszym głównym tropem. Jest w nich coś, co go bardzo pociąga.

 

Monika pokręciła głową, nie mając ochoty już więcej oglądać tych zdjęć. Odłożyła szklankę na stolik.

 

— Jak można robić coś takiego?

 

— Nie czuje się winny — westchnął mężczyzna i złożył zdjęcia w jedną kupkę. — Policja go złapie.

 

Monika odblokowała swój telefon i zobaczyła, jak późno już było. Miała pojęcie, że było dopiero południe, a minęła już szesnasta.

 

— Muszę się już zbierać. — Podniosła się pospiesznie z kanapy i chwyciła torbę. — Muszę odebrać jeszcze syna ze szkoły. Dziękuję.

 

Uśmiechnęła się do dziennikarza, po czym wyszła z jego mieszkania. Jej auto nadal pozostało pod budynkiem jej firmy z Tatianą, więc złapała pierwszą taksówkę i podjechała pod firmę, aby zdobyć samochód. Udała się w stronę szkoły, w której uczył się Leo i miała nadzieję, że nadal w niej był. Była już spóźniona dziesięć minut i na śmierć zapomniała o jego odebraniu. Przekroczyła próg bramy szkolnej i pędziła w kierunku synka, który był pod opieką Adama i zmierzali w stronę wyjścia z niej. Podbiegła do Leo i przytuliła go.

 

— Przepraszam. To był pierwszy i ostatni raz.

 

— Gdzie byłaś? — spytał ją ostrym tonem Adam i zwróciła się do niego.

 

— Byłam w pracy.

 

— Dzwonili do twojego biura, a cię tam nie zastali.

 

— Byłam na spotkaniu.

 

Nienawidziła kłamać, ale co miała powiedzieć Adamowi? Że spotkała się z dziennikarzem, z którym omawiała szczegóły śledztwa? Adam kucnął przy synu i uśmiechnął się do niego.

 

— Zaczekaj w samochodzie.

 

— Ty chcesz go odwieźć do domu?

 

— Naturalnie — odchrząknął i podniósł się, gdy malec pobiegł w stronę jego czarnego auta.

 

— Każdemu może zdarzyć się spóźnienie.

 

— Ale nie mnie.

 

— Po raz pierwszy mi się tak stało — mruknęła, wbijając wzrok w byłego męża. — Co jest w tym takiego strasznego?

 

— Przekładasz biuro na naszego syna. Dobre matki tak nie robią.

 

Odszedł od niej i patrzyła na jego plecy przez dłuższą chwilę. Nie mogła pojąć, w co wstąpiło Adama i miała już po dziurki w nosie jego ciągłych awantur.

 

~*~

 

Ewa wyprostowała swoje kości w plecach i jęknęła, gdy jej tam strzyknęło. Siedziała non stop w biurze przy swoim biurku, tylko kilka razy odwiedzała toaletę i na szybko bufet. Nie miała ochoty jeść, ponieważ chciała jak najszybciej ująć sprawcę tego całego ostatniego zamieszania. Wybrała numer do Celaka i czekała na połączenie.

 

— Jak sprawuje nam się Wiktor Szypulski?

 

— Właśnie wrócił do domu, spędził noc poza nim.

 

— Był w innym stanie?

 

— To znaczy?

 

Przewróciła oczami, słysząc pytanie kolegi.

 

— Pił albo coś brał?

 

— Zachowywał się normalnie, jak szczęśliwy człowiek.

 

W to nie wątpiła, ale była z drugiej strony zaskoczona. Nakazała Adamowi śledzić Szypulskiego, bo nie chciała wykluczać tego mężczyzny ze swojego śledztwa. Po wizycie Adama Charnera, była ostrożna i nie było wątpliwości, że to on mógł okazać się mordercą. Jego niejasna przeszłość sugerowała jej, że wcale się nie zmienił i nadal brał narkotyki, pił alkohol i bił kobiety. Musiała mieć na niego czujne oko jak dziki sęp.

 

Do jej biura wtargnęła Julia Chala i spojrzała na nią z zaciekawieniem w oczach. Ułożyła zgrabne dłonie na drewnianej powłoce biurka.

 

— Jak Wiktor?

 

— Zachowuje się jak przykładny obywatel. — Koleżanka przekrzywiła głowę na bok, wpatrując się w komisarz.

 

— Ale nie miał dobrej przeszłości.

 

— Musiał się zmienić. Wszyscy go uwielbiają.

 

Komisarz prychnęła śmiesznie i oparła się wygodnie o fotel.

 

— Wielu przestępców tak się zachowuje. Może jest bardzo ostrożny? Wie dobrze, że policja śledzi go na każdym kroku?

 

— Ale dlaczego Wiktor? Co go czyni podejrzanym?

 

Ewa przyłożyła palec wskazujący do swoich ust i przez chwilę się zastanawiała.

 

— Jego przyjaciel, Adam Charner, ujawnił, że lubi bić kobiety.

 

Chala nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

 

Ewa przez cały następny dzień jeździła i przesłuchiwała każdego członka orkiestry, który był na przyjęciu Marianny Jarosz. Musiała dowiedzieć się czegoś więcej o piosence, którą otrzymała i ona grana była tuż przed popełnieniem morderstwa. Chodecki dzwoniąc do niej z taką informacją, bardzo ją zaskoczył, oczywiście na plus. Była też zaskoczona, że spędzał on więcej czasu z Moniką Rak, ale nie miała przeciwko temu nic a nic. Przecież była z tym dziennikarzem niewiele czasu i to z czystej głupoty. Nie musiała być wcale o niego zazdrosna.

 

Nic szczególnego nie dowiedziała się po przesłuchaniu orkiestry. Miała dość dnia dzisiejszego, ale dyrygent wręczył jej karteczkę od samej Marianny Jarosz i to już był następny krok do rozwikłania śledztwa. Musiała tylko dać do laboratorium białą karteczkę i czekać, aż potwierdzą się jej obawy przed najgorszym.

 

Już wiedziała, że zabójca był na przyjęciu i poprosił o zagranie tej piosenki Marianny. Mężczyzna musiał ją znać i mogli być ze sobą bardzo blisko. Mogli być dobrymi znajomymi czy też kochankami. Ewa nie wykluczała tego drugiego, inaczej kobieta nie uprawiałaby z nim seksu akurat przed zabójstwem. Zabójca wiedział, jak miał dalej postąpić, miał doskonały plan wyryty w tej swojej psychicznej główce. Czy mógł zabijać wszystkie ofiary do tej piosenki, którą otrzymała na płycie? Czy piosenka miała coś znaczyć dla policji, będąc nierozwiązanym tropem? Przecież musiał się kiedyś pomylić i wpaść w jej ręce. Niektórzy zabójcy albo całkowicie się mylili, albo mogli to zrobić tylko celowo. Niech tylko spróbuje z nią zagrać, a na bank wsadzi go do więzienia i utnie jaja.

 

— Dzwonił Adam.

 

— Co powiedział? — Komisarz ziewnęła i spojrzała z przymrużonymi oczami na Chalę, przysłuchując się dokładnie. Ta wzruszyła ramionami.

 

— Pismo należało tylko do Marianny.

 

— Nie było innych odcisków?

 

— Tylko Marianny i dyrygenta.

 

Kurwa.

 

Była świadoma tego, że tylko to odczytają grafolodzy. Miała ochotę spotkać się z mordercą twarzą w twarz i wykrzyczeć mu, to co chciała od samego początku. Był kutasem bez serca i czekał go dożywotni proces odsiadywania w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Było jej przykro, że nie było już prawa kary śmierci w tym państwie.

 

— Są trzy zabite kobiety i nie ma ani żadnych odcisków ani świadków.

 

— Nawet podejrzanego.

 

— Podejrzanego może i mamy. — Ewa wstała od biurka i przystanęła przy oszklonej ścianie, obserwując korytarz pełen policjantów. — Wiktor wrócił do kraju i był agresywny wobec kobiet.

 

— Mam tutaj raport o Wiktorze. — Chala podała jej dokumenty z czerwoną tasiemką na okładce i komisarz wyrwała jej je szybko. Otworzyła, ale spojrzała jeszcze na moment na koleżankę.

 

— Coś wartego? Nie mamy za wiele czasu na głupoty.

 

— Sporo.

 

Komisarz usiadła znowu do biurka i zaczęła czytać pierwszą stronę. Taksowała wzrokiem uważnie każdą literkę i zagryzła wargi z podniecenia.

 

— No proszę. Ten Szypulski jednak kryje w sobie jakieś niespodzianki.

 

Odwróciła się, gdy drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Chodecki. Zamknęła raport i spojrzała na niego wściekła.

 

— Nie nauczono cię pukać?

 

Julia zwinęła się z gabinetu, zanim Ewa to dostrzegła. Michał stanął przed jej biurkiem z poważnym wyrazem twarzy.

 

— Coś się stało?

 

— Czego chcesz?

 

— Ciężko jest być z dala od dzieci, co?

 

Ewa zagryzła nerwowo wargi, pochylając głowę nad raportem. Chodecki trafił w jej czuły punkt i pomyślała o swojej siedmioletniej córce. Nie chciała teraz rozpłakać się przed nim i ukazać swojej słabości.

 

— Jestem zajęta.

 

— Pewnie nic nie jadłaś. Przyniosłem jedzenie.

 

Podniosła głowę i Michał zaprezentował dwie siatki w swoich dłoniach, których wcześniej nie ujrzała. Jej brzuch jak na zawołanie, dał o sobie znać i zarumieniła się delikatnie. Oboje podeszli do małego stolika w kącie pokoju i mężczyzna wyjął z torebek dwa tekturowe pudełka i colę w tekturowym opakowaniu ze słomką. Śmieciowe jedzenie było nie dla niej, ale musiała się nim zadowolić, kiedy zaczęła pracę w policji. Kiedy tylko otworzyła pudełko z frytkami, mięsem i surówką, ślinka pociekła jej i nie mogła się doczekać, kiedy poczuje smak jedzenie w ustach.

 

— Dobrze się sprawujesz — powiedziała i chwyciła plastikowy widelczyk i nadziała na niego frytkę.

 

— Czemu?

 

— Chcesz mnie w sobie rozkochać? — Podniosła brew i spojrzała na niego pytająco.

 

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

 

— Raz już próbowałem. Mówisz, że teraz mam większe szanse?

 

Uśmiechnęła się tylko, wgryzając się w soczysty kawałek mięsa. Nie chciała rozmawiać z nim o ich przeszłości, bo jedynie był to przelotny romans trwający zaledwie kilka tygodni.

 

— Rozmawiałam z asystentką Marianny.

 

— Coś nowego?

 

— Asystentki zazwyczaj wiedzą dużo o swoich pracodawczyniach. Wiedzą również i o kochankach.

 

— Marianna miała kochanka?

 

Ewa skinęła głową i wzięła na szybko łyk gazowanego napoju.

 

— Wielu, a jeden z nich pojawił się na przyjęciu.

 

~*~

 

Laura Malinowska nie zastała rano Wiktora w łóżku. Przeciągnęła się delikatnie i ziewnęła. Rozpoczynał się nowy dzień, ale miała nadzieję, że będzie należał on do tych dobrych. Na blacie w kuchni czekała na nią karteczka podpisana dużą ilością serduszek oraz śniadanie na stole. Uśmiechnęła się, gdy przeczytała treść karteczki. Wiktor pisał, że musiał jechać do swojej kliniki i nie chciał jej budzić, bo słodko spała. Życzył jej również smacznego i miała zjeść wszystko, co przygotował dla niej. Przysiadła przy blacie i zaczęła od smakowitego śniadania. Gofry z dużą dawką owoców oraz konfiturą i jej ulubioną herbatą. Pamiętał nadal, jaką lubiła.

 

Była godzina dziesiąta i po śniadaniu wzięła szybki prysznic, ubrała się i lekko umalowała. Włożyła do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z domu. W klinice była kilka minut później. Weszła do swojego gabinetu, założyła kitel, wcześniej zdejmując beżowy płaszcz. Usiadła przy biurku i otworzyła teczkę z kartami swoich dzisiejszych pacjentów. Nie miała ich dzisiaj dużo. Po skończonej pracy zrobiła sobie małą przerwę. Wyszła z gabinetu i poszła w stronę recepcji. Zauważyła Adama, który stał do niej tyłem przy szafce z papierami. Uśmiechnęła się i zakaszlała. Odwrócił się, zamykając jednocześnie szafkę.

 

— Może chcesz się wybrać na kawę?

 

— Mam dużo pacjentów — powiedział, bawiąc się rąbkiem białej teczki.

 

— Ja stawiam. — Podeszła do niego i poprawiła jego koszulę z uśmiechem. — Może poprawi ci to humor?

 

— Ty wręcz za to promieniejesz.

 

— Nie przesadzaj, Adam — westchnęła i uniosła na niego głowę. — Ty też możesz być szczęśliwy.

 

— Cieszę się, że ty jesteś, ale myślę jednak, że to szczęście nie potrwa długo — mruknął i sobie ot tak odszedł.

 

Laura uniosła brwi zdziwiona jego słowami. Podeszła do niej Weronika.

 

— Dzisiaj doktor Adam nie ma dobrego nastroju.

 

— Przejdzie mu tak szybko, jak przyszło. Mogłabyś podać mi w wolnej chwili listę pacjentów na pojutrze?

 

— Oczywiście. — Uśmiechnęła się kobieta, kiwając głową.

 

Podziękowała jej i wróciła do gabinetu. Podpisała papiery, zdjęła kitel i wyszła znowu. Tym razem była już wolna, więc mogła iść do domu i odpocząć. Skończyła na dzisiaj swój dyżur. Przystając na korytarzu, zobaczyła Roberta z kubkiem kawy w dłoni. Uśmiechnęła się na widok przyjaciela i podeszła do niego, cmokając go szybko w policzek.

 

— Ja już wychodzę. Miłej nocy, Robert. — Poklepała go po ramieniu i wyszła z budynku.

 

Po drodze do domu zrobiła małe zakupy. W domu pochowała je do odpowiednich szafek. Nastawiła czajnik z wodą na herbatę i usłyszała pukanie do drzwi. Zobaczyła Wiktora, który trzymał przed nią opakowanie w kształcie czerwonego serca oraz małą torebkę. Wpuściła go i zamknęła za nim drzwi

 

— Dowiedziałem się od Roberta, że skończyłaś już pracę, więc przyszedłem — zaczął i zerknął na nią ostrożnie. Podał jej pudełeczko z sercem. — Przeszkadzam?

 

— Oczywiście, że nie. — Pokręciła szybko głową i wzięła pudełko z uśmiechem. — Czy tu znajdują się te czekoladki, o jakich myślę?

 

— Twoje ulubione. — Wiktor uśmiechnął się nieśmiało, a Laura zaśmiała się cicho, przyglądając się opakowaniu.

 

— Będę od nich gruba.

 

Zaprowadziła go do salonu, gdzie usiedli wspólnie na kanapie.

 

— Jesteś bardzo piękna i zgrabna. Nadal nie wierzę, że dałaś mi szansę. — Chłopak chwycił ją za policzki i pocałował w usta. — Brakowało mi ciebie, twojego cudownego uśmiechu i chrapania w nocy.

 

Zmarszczyła nagle brwi, spoglądając na niego gniewnie.

 

— Ja nie chrapię. Z kimś musiałeś mnie pomylić.

 

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

 

— Możesz uważać mnie za dziwaka, ale naprawdę jestem w tobie zakochany. Nigdy się tak dobrze nie czułem, jak teraz. — Wstał z kanapy i przeczesał palcami włosy do tyłu. — Wiesz co? Chciałbym urządzić przyjęcie z naszej okazji. Zaprosilibyśmy Roberta z żoną, Patryka z żoną, Adama, Monikę...

 

Kobieta skrzywiła się, słysząc, jak wymienił Charnera.

 

— Nie wiem, czy Adam chciałby w ogóle przyjść. Nie chce ze mną rozmawiać.

 

— Co ty wygadujesz? Zaprosimy go i przyjdzie.

 

Nie była pewna, czy dobrze zrobią, ale zaufała Wiktorowi.

 

— Ja mam zadzwonić, czy ty to zrobisz?

 

Uśmiechnęła się szeroko i wskazała na niego palcem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania