Łowczyni: Zmierzch wilka ✦ Rozdział 18
Sewel wyszedł z sali obrad, jak zwykle, jako szósty. Choć sam nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tradycji czy etykiety, twarde zasady rządzące Hael musiał uznawać. W tym, niestety, także te głupie, chociażby takie jak nakaz milczenia podczas wypowiedzi Przewodniczącego czy opuszczanie sali obrad zgodnie z hierarchiczną kolejnością – od Pierwszego Opiekuna po Dziesiątego.
Argal Riffen, Trzeci Opiekun, czekał na niego za drzwiami. Riss nie zdziwił się, Riffen zawsze oczekiwał go po zebraniach, by podyskutować na poruszane w trakcie posiedzeń tematy, podjęte przez Radę kroki czy po to, by zwyczajnie ponarzekać.
– Jak się bawiłeś? – zadrwił Trzeci, gdy Sewel zbliżył się, ukazując znużoną do granic możliwości twarz.
– Zapomniałem, że zebrania są tak cholernie nudne.
– W końcu nie siedzimy tam dla przyjemności.
– To na pewno.
Ruszyli korytarzem w stronę schodów. Riffen poprawił wyeksponowany na tle amarantowych szat łańcuch ze złota, z wybitą nań cyfrą trzy. Riss, jako jeden z Opiekunów, również posiadał podobne świecidełko, ale nosił je jedynie, gdy musiał i to zwykle ukryte za kołnierzem.
– Mógłbyś wyciągać go chociaż na posiedzenia – mruknął Argal, nie patrząc na towarzysza. – Wygląda, jakbyś wstydził się tego, kim jesteś.
– Wiesz, że nie o to idzie. Nie przepadam za ostentacją, a za obnoszeniem się jeszcze bardziej. I tak wystarczy, że muszę chodzić na zebrania w tych kretyńskich sukien...
– Dobrze, już dobrze. – Riffen machnął ręką, zupełnie, jakby odgonić chciał natrętną muchę. – Dopiero co żeś wrócił, a już powoli mam cię dość.
Riss uśmiechnął się.
Wyszli z korytarza i wkroczyli na schody. Hael miało piętnaście pięter. Na pierwszym mieściła się kuchnia i kwatery dla służby, na drugim i trzecim pokoje gościnne, na czwartym zaś – sala audiencyjna. Wyżej, aż do dziewiątego piętra włącznie, mieściły się kwatery dla Braci, wraz z biblioteką, archiwum i gabinetami. Na dziesiątym piętrze, będącym nieprzekraczalną dla zwykłych Braci granicą, znajdowała się sala obrad. Resztę zajmowały prywatne komnaty Opiekunów, gdzie każdy Opiekun, miał swoje własne piętro.
Całym szczęściem prócz przepięknych, aczkolwiek prawdziwie morderczych schodów, znajdował się tu również istny cud techniki, ochrzczony dźwignicą. Z dźwignicy jednak, jako grupa uprzywilejowana, korzystać mogli tylko Opiekunowie. Tym bardziej, że ich komnaty znajdowały się najwyżej. Gdy człowiek wchodził do dość ciasnej, ale mieszczącej dwie dorosłe osoby skrzyni, pięciu parobków, stale czuwający przy machinie, kręciło wielkim kołowrotem, wciągając dźwignicę na wybrany poziom. Hael było jedynym miejscem na świecie, w którym można było znaleźć podobne cudo.
Tym razem obaj Opiekunowie zdecydowali się na mały spacer. Zbyt wiele mieli do przedyskutowania, by aż tak skracać drogę do kuluaru.
– Czyli na brak wrażeń nie narzekałeś – stwierdził Riffen, gdy Sewel skończył relacjonować pokrótce przebieg podróży.
– Ba! To była najlepsza wyprawa, jaką dane mi było przeżyć. No i poznałem wreszcie przedstawiciela słynnego cechu łowców.
– Przedstawicielkę – poprawił mężczyzna od niechcenia, przytrzymując się poręczy. – Mówiłeś, że to była kobieta.
– I to jeszcze jaka! Ładniuśka, inteligentna, bystra, niebezpieczna. A jak mieczami wywijała! Żebyś ty to widział! Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś tak... tak... – Riss zmarszczył czoło, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
– Innego?
– Tak! Czekaj... Nie. Nie innego, co w ogóle znaczy "innego"? Bardziej, no nie wiem... Niezwykłego?
Argal zerknął przelotnie na przyjaciela – na szeroki uśmiech i błyszczące oczy.
– Ciesz się tedy, że żyjesz. Łowcy niebezpieczni są, wścibskich nie lubią, a swoje sekrety cenią bardziej, niż życie. Nieroztropnie postąpiłeś leząc takiej pod nogi. Mogła cię zabić.
– Mogła. – Wzruszył ramionami Riss. – Ale nie zabiła, a uratowała.
– I teraz masz u niej dług. – Argal pokręcił głową z dezaprobatą. – Jesteś Szóstym Opiekunem Hael, masz duże wpływy, władzę i pieniądze. I wygląda na to, że Kharren będzie mógł z nich skorzystać.
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam, i dobrze o tym...
Riffen urwał, wybity nagłym, świdrującym hałasem, który echem poniósł się w dół. Obaj równocześnie unieśli głowy, gdy tuż obok, za barierą, przeleciał człowiek. Przerażający wrzask ciągnął się za nim, niczym żałobny całun. Ale cisza po mokrym, obrzydliwym plaśnięciu była jeszcze gorsza.
Gdy dotarli do kuluaru, dookoła kłębiło się od Braci i służby. Riss wraz z Riffenem przepchnęli się przez tłum, nie szczędząc przekleństw i szturchnięć łokciami.
– Adlen – szepnął Argal, blady jak płótno.
Adlen Muis, piąty Opiekun, leżał w powiększającej się kałuży czerwieni, wytrzeszczonymi, martwymi oczyma patrząc ku górze. Z nosa i ust ciekła krew, tak samo jak z korpusu, przebitego wyłamanymi impetem żebrami, które sterczały z przesiąkniętej szaty, świecąc bielą kości.
Sewel przełknął ślinę. Raz jeszcze spojrzał w rozwarte od niemego już krzyku usta i oczy Opiekuna wpatrujące się w nieokreślony punkt . Riss czując, że powoli zbiera mu się na mdłości, zmusił się do oderwania wzroku od zwłok. Uniósł głowę, w nadziei, że właśnie tam znajdzie odpowiedź na kłębiące się w umysłach zebranych pytanie.
Co się właściwie wydarzyło?
Komentarze (8)
Mimo wszystko dzięki za uwagę i pół dziesiątki :)
Dzięki i do następnego, wgl mam dla Ciebie propozycję małą, odezwę się na mailu.
"Na dziesiątym piętrze, będącym nieprzekraczalną dla zwykłych Braci granicą, znajdowała się sala obrad. Resztę zajmowały prywatne komnaty Opiekunów, gdzie każdy Opiekun, miał swoje własne piętro." - policzyłam sobie... dziesiąte piętro - sala obrad - powyżej mamy pięć pięter a Opiekunów było 10 i każdy miał do dyspozycji swoje piętro (?) To by 5 pięter brakowało (?)
Sorki, że tak dopytuję, ale lubię sobie wyobrażać otoczenie, w którym dzieje się akcja, a tutaj mam problem...
Poza tym super :)) Czekam na kolejną część :)
Pozdrowionka :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania