Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Milicjant (7)
Dom rodziny von Mittstach stanął w płomieniach. Sąsiedzi natychmiast wezwali straż pożarną, przed małym domkiem zebrała się duża grupa przerażonych ludzi.
Milicjant Hans cieszył się w Wiedniu ogromnym szacunkiem, wszyscy go lubili. Nic dziwnego. Był bardzo miłym, sympatycznym, wesołym panem. Zawsze znajdował chwilę, żeby z kimś porozmawiać, dla każdego miał dobre słowo. Nie wliczając w to większości przestępców, z którymi miał do czynienia.
- Tato, stąd się nie da wyjść - wydyszał Gabriel, zatrzaskując drzwi sypialni - Wszystkie przejścia są zablokowane, wszędzie jest ogień!
Hans na początku został sparaliżowany przez strach, nie mógł się ruszyć ani wykrztusić z siebie ani słowa. Wreszcie jednak odzyskał zimną krew i zaczął intensywnie myśleć.
- Spokojnie, zawsze jest jakieś wyjście - poklepał Gabriela po ramieniu - Nawet stąd.
- Hej!
Hans podbiegł do okna i otworzył je na oścież. Na zewnątrz stał jego sąsiad i najlepszy przyjaciel, Karl. Staruszek zawzięcie wymachiwał rękoma.
- Wyjdźcie tędy! Tylko musicie wyskoczyć przez okno! - zawołał.
Hans pomachał mu i odwrócił się w stronę synów.
- Dzieci, musimy wyskoczyć przez okno - powiedział.
- Co?! - wrzasnął Gabriel - Ja na pewno stąd nie wyskoczę!
- Nie masz wyjścia, skarbie - Hans pogłaskał go po głowie - Ale jeżeli ty nie skoczysz, to my też nie.
Chłopak popatrzył na ojca, potem na braci. Westchnął.
- Dobra! Tata otwiera okno!
Pierwszy wyskoczył Johan. Był jeszcze trochę osłabiony po zatruciu, ale nagły przypływ adrenaliny ułatwił mu zadanie.
Chłopak złapał małego Friedricha i podał go Karlowi. Gabriel, mimo przerażenia, zszedł na ziemię (z ogromną pomocą taty i starszych braci). Carl zeskoczył z okna szybko i sprawnie, wyglądało to trochę tak, jakby schodził z konia. Uwielbiał na nich jeździć, robił to regularnie.
Największy problem był z Gabrielem, ale on również w końcu wylądował na ziemi. Nieco się poobijał, jednak nie stało się nic poważnego.
Przyszła kolej na Hansa. Mężczyzna był całkowicie pewien, że zeskoczenie z pierwszego piętra domu nie stanowi dla milicjanta żadnego problemu. W końcu - czy dla funkcjonariusza pilnującego porządku publicznego są rzeczy niemożliwe do zrealizowania?
Okazało się, że są.
Hans z trudem wdrapał się na parapet, słysząc przy tym głośne trzaski w kościach. Od dawna nie robił takich rzeczy. Sądził, że dalej pójdzie łatwo.
Ledwo zmieścił się w oknie, po czym z impetem runął na ziemię.
- Wszystko w porządku? - spytał Johan.
- Aaa... - jęknął Hans - Moje plecy...
- Nie martw się - uśmiechnął się Karl - Jesteś jak czołg, nic cię nie zniszczy, nawet upływ czasu.
Johan pomógł tacie wstać. Mężczyzna jęczał, masując obolałe plecy.
- Chryste... Starość nie radość, niestety.
- Nikomu nic się nie stało, Bogu dzięki - Karl poklepał przyjaciela po ramieniu - Chodźcie.
Pożar na szczęście był już prawie ugaszony. Hans rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie widział Elizy ani Elsy.
Podszedł do nich szef straży pożarnej.
- Witam! Milicjancie, pożar już prawie ugaszony, wasz dom w nawet niezłym stanie. Jakoś to przetrzymał! Będzie dobrze.
- Bardzo wam dziękuję - uśmiechnął się Hans - Przepraszam, ale czy nie widzieliście gdzieś w pobliżu dwóch bardzo podobnych do siebie pań? Obie mają długie, proste, bardzo jasne włosy i są wysokie.
Strażak zamyślił się.
- Nie, chyba nie widziałem nikogo takiego - powiedział - Zaraz zapytam resztę, może oni coś widzieli.
Wrócił chwilę później.
- Nie, nikt ich nie widział. Nie ma ich też w domu. A kto to był?
- Żona i córka. Ale skoro ich tu nie ma, to raczej nic im nie jest.
- Miejmy nadzieję.
Strażak poszedł do kolegów. Karl odciągnął Hansa na bok.
- Hans! Ale gdzie są te twoje panny?
- Nie mam pojęcia, pewnie uciekły - mężczyzna uśmiechnął się lekko - Kto wie? Może już nigdy ich nie zobaczę?
- Uciekły, czy coś im zrobiłeś? - powoli spytał Karl.
- Co?
- No wiesz...
- Czy ty oszalałeś?! Ja mam dzieci! Zresztą, morderstwo to potworny grzech.
- Racja! To jest najgorsza rzecz, którą może człowiek zrobić swojemu bratu. Oprócz radości z jego cierpienia.
- Prawda?
Karl spojrzał na dymiący dom przyjaciela. Podrapał się po brodzie.
- Wiesz co? Może byś razem z dziećmi zatrzymał się na kilka dni u mnie, co? U was trzeba będzie zrobić mały remont po tym wypadku.
- Nie będziemy ci przeszkadzać? - spytał zdumiony Hans - Nie obraź się, ale masz swoje lata, a ja mam małe dziecko...
- Takie to nasze życie jest - stwierdził Karl - Ja mam swoje lata, a sam mieszkam. Synowie już dorośli, swoje rodziny zakładają. Ty masz swoje lata, a czwórkę dzieci wychowujesz, i jeszcze teraz sam najwyraźniej zostałeś z tym wszystkim na głowie. Tu dzieci, tam praca. Ja twój najlepszy przyjaciel, od dziecka się znamy. Pomóc ci w kłopotach - obowiązek!
- Nie wiem, jak mam ci dziękować - powiedział wzruszony Hans.
- Nie dziękuj mi, bo to moje braterskie zobowiązanie. Pamiętasz, jak w zeszłym roku zmogło mnie ciężkie przeziębienie? Kto się mną opiekował?
- No, ale przecież nie zostawiłbym przyjaciela w potrzebie...
- A no właśnie! Jak ty komu, tak on tobie. Na mnie możesz liczyć.
- Dziękuję!
Hans uściskał przyjaciela. Obaj wrócili do dzieci, śmiejąc się i przypominając dawne czasy.
Pożar został ugaszony. Strażacy ciepło pożegnali się z von Mittstachem i odjechali. Rodzina weszła do domu, żeby się spakować.
Niektóre części domu zostały niemal kompletnie zniszczone. Najbardziej ucierpiały pomieszczenia na parterze.
Milicjanta coś tknęło. Ostrożnie wszedł do pokoju Elizy i Elsy.
Dziewczyn tam nie było. Von Mittstach usłyszał słodką, przerażającą melodię, wydobywającą się z pozytywki córki. Mała, biała tancerka obracała się. Hansa przeszły dreszcze.
Do pokoju weszły dzieci. Każde, oprócz małego Friedricha, coś sobie przypomniało.
Komentarze (13)
Znowu za krótki rozdział! Ale następny powinien być dłuższy, postaram się
Dzięki, że wpadłeś
Szczęśliwego Nowego Roku!
Kolejny raz, urwałaś ciekawie.... A to bardzo istotne:)→Pozdrawiam:)→5
Lubię urywać w takich miejscach, tworzyć tajemniczą atmosferę
Wszystkiego dobrego w nowym roku.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania