Może się jeszcze spotkamy (18)
Głosy. A raczej szumy. I pisk. Okropnie wysoki pisk, rozsadzający moje bębenki. Chcę wrzeszczeć, ale nie mogę. Nie, że nie mogę mówić. Nie mogę otworzyć ust. Kiedy próbuję to zrobić, czuję tylko niesamowity ból. Mam ochotę dalej leżeć bez ruchu. Ale gdzie ja jestem? Oczu też nie mogę otworzyć. Nic nie czuję. Nic nie słyszę. Nic nie…
Ponownie się budzę. Chyba. Teraz dźwięki są już wyraźniejsze. Słyszę rozmowę dwóch, nie, trzech osób. Te głosy wydają się znajome…
- Ile to może potrwać?
- W tej chwili nie jesteśmy w stanie podać dokładnego czasu jej wybudzenia. Jest w śpiączce farmakologicznej, ale wybudzić może się w każdej chwili. To zależy od niej. Ale mogą być państwo przy niej, na pewno jej to nie zaszkodzi, a może wręcz pomóc. Chorzy czują obecność bliskich.
- Dobrze… dziękuję. A czy ja mogłabym zobaczyć tę rodzinę? Ja… ja naprawdę muszę z nimi porozmawiać, podziękować im. Gdyby nie oni, nie wie…
Głosy cichną i słyszę odgłos zamykanych drzwi. Wyszli. Mam wrażenie, że głosy tych ludzi należą do moich rodziców, ale nie jestem pewna. Niczego nie jestem pewna. Muszę otworzyć oczy. I dowiedzieć się, o co tu chodzi. Ale teraz tak bardzo chce mi się spać…
Mam wrażenie, że kolejny raz odzyskuje przytomność. Ale tylko ja o tym wiem. Bo nikt z zewnątrz zdaje się nie mieć o tym pojęcia. Inaczej bym o tym wiedziała, prawda? Próbuję dać, chociaż jakikolwiek znak życia osobie, która krząta się po pokoju. Staram się podnieść rękę do góry, ale nic z tego. Palec… Jezu, jak boli. Ból promieniuje przez całe moje ciało. I nagle czuję wszystko. Tak jakby ten jeden ruch uaktywnił wszystkie receptory bólowe. Czuję okropny ból w prawej ręce. Jakby ktoś wielokrotnie uderzał w nią młotkiem. Nie mogę przełknąć śliny, czuję ścisk w gardle, tak jakby ktoś miażdżył mi krtań. Chce mi się krzyczeć z bólu, kiedy nagle mój brzuch zaczyna tak boleć, jakby ktoś przejechał mi po nim walcem. Nie mogę tego znieść. Potrzebuję pomocy. Teraz. Skupiam się na otwarciu oczu. To moje główne zadanie w tej chwili. Dam radę. Spinam wszystkie mięśnie, skupiam się tylko na uniesieniu powiek. Udaje mi się. Ale zaraz je zamykam, po tym, jak biały blask lamp uderza we mnie ze zdwojoną mocą. Powoli unoszę powieki, spoglądając w stronę lewej ściany. Byle daleko od tego światła. Próbuję wychrypieć: „światło”, ale osoba w pokoju zdaje się mnie nie słyszeć. Poddaję się. Zresztą gardło boli mnie tak bardzo, że muszę włożyć naprawdę dużo wysiłku w wydobycie z siebie chociaż jednego słowa. Ogarniam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajduję. Bynajmniej nie jest to moja sypialnia. Ani żadne ze znanych mi pokojów. To chyba pokój szpitalny. Tak, na pewno. Widzę wenflon w mojej lewej ręce i mnóstwo różnych rurek odchodzących od mojego ciała. Boże, co się stało? Powoli zaczynam sobie przypominać niektóre fragmenty. Kłótnia z Ianem. Ian. Gdzie on jest? Muszę go znaleźć. Muszę dowiedzieć się co z nim. Potrzebuję kogoś koło siebie. Kogokolwiek. Chcę mieć przy sobie mamę, tatę, Iana. Nie wiem, jak wyglądają, ale błagam, niech ktoś będzie koło mnie. Wszystko mi jedno kto. Po prostu ich potrzebuję. W tej chwili. Nie chcę być tu sama. Zbyt wiele myśli przewija mi się przez głowę w tej chwili. Próbuję się podnieść, ale przypominam sobie o bólu w momencie, kiedy chcę wstać. Syczę z bólu, a pielęgniarka zdaje się w końcu zauważyć to, że się obudziłam. Brawo. Podchodzi do mnie i zadaje mi pytanie. Czy ją słyszę? Jedno mrugnięcie na tak, dwa – na nie. Mrugam. Czy dobrze się czuję? Co za pytanie. Czuję się świetnie. Pewnie. I dlatego właśnie znajduję się w szpitalu. Dwa mrugnięcia. Czy mogę mówić? Dwa razy. Czy pamiętam co się stało? Jeden raz. Po chwili zmieniam zdanie i mrugam podwójnie. Wiem, że się pokłóciłam z Ianem, a potem pamiętam tylko, że okropnie krzyczałam i przed kimś uciekałam. Przed czymś. Rekinem. A potem nic. Aż do momentu obudzenia się. Tutaj.
Słyszę odgłosy kroków i już po chwili znajduje się koło mnie jakaś kobieta. Mój wzrok się wyostrza, ale wciąż nie mogę skojarzyć tej osoby. Wydaje mi się znajoma. Podświadomość podpowiada mi, że jest to bliska mi osoba. Ale ja nie mogę sobie przypomnieć. Kobieta ma łzy w oczach i ściska pokrzepiająco moją rękę. Już wiem. To moja mama. Nie pamiętam jej, ale wiem, że to ona. Patrzy na mnie i coś mówi. Po chwili powtarza pytanie. A ja tym razem słyszę wszystko wyraźnie. Ma przepiękny, melodyjny głos.
- Hannah, jestem tutaj. Słyszysz mnie? Daj jakiś znak, proszę. Tak bardzo cię kocham, przepraszam za wszystko. Jestem tak wściekła na siebie, że pozwoliłam na to, żeb… - Przerywam jej potok słów mocnym uściskiem jej gładkiej dłoni. A potem wypowiadam jedno słowo.
- Mama.
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania