Poprzednie częściSerce nie sługa cz.1

Serce nie sługa cz.2

Komuś takiemu jak ja trudno było się wtopić w elegancki tłum hotelowych gości wypełniających hol. Szczególnie rzucały się w oczy mocno wytarte dżinsy i wysłużone martensy. Już dawno temu straciły pierwotny kolor; nic dziwnego, kupiłem je przecież jeszcze przed zakończeniem liceum. Całości dopełniały: biały podkoszulek i po domowemu połatany plecak.

Muszę przyznać, że po raz pierwszy w życiu poczułem się nieswojo z powodu ubrania. Zazwyczaj wyjeżdżałem na biwak pod namioty, a w leśnej głuszy sarnom i lisom obojętny był mój wygląd. Wystarczyło zabrać ze sobą wygodne buty, kalosze, ciepły sweter i kąpielówki. Tutaj jednak, było to o wiele za mało.

Niespeszony ciekawskimi spojrzeniami, podszedłem do recepcji i znacząco chrząknąłem. Niewysoka blondynka spojrzała na mnie ze zdumieniem i lekkim zgorszeniem.

- Dzień dobry. Ja w sprawie tego wygranego konkursu. No wie pani... - Znacząco spojrzałem na dokumenty, które położyłem przed sobą. - Miałem rezerwację na apartament prezydencki.

Od razu rozjaśniła się niczym słoneczko, jakbym był długo wyczekiwanym arabskim szejkiem lub co najmniej angielskim księciem.

- Ależ oczywiście, pan Kacper jak mniemam? Wszystko jest już przygotowane.

Z powątpiewaniem spojrzałem na pokojówkę, która zręcznie podniosła mój bagaż. "Oby tylko nie odleciała rączka od walizki" - pomodliłem się w duchu. "I przypadkiem nie otworzył się nieco zepsuty zamek" - dodał drwiący głos w mojej głowie.

- Proszę tędy! - Blondynka szerokim gestem wskazała drzwi windy, obdarzając mnie takim uśmiechem, że spokojnie mogłaby konkurować z rekinem ludojadem. Bez protestu podążyłem za nią, nade wszystko pragnąc znaleźć się w końcu, w zacisznym wnętrzu pokoju. Miałem dość taksujących mnie, spojrzeń pełnych politowania. Ludzie, którzy tu przyjeżdżali, prawdopodobnie wydawali więcej na chusteczki do nosa niż ja na całą swoją garderobę. Ale oni nie musieli ciułać każdego zarobionego grosza, na jedno, jedyne marzenie. Chciałem udać się w podróż koleją transsyberyjską i w tym celu odkładałem wszystko, co zarabiałem od dwóch lat. Nie chodziłem na imprezy, nie odwiedzałem kina. Te nieliczne ciuchy, które miałem, dostałem od brata lub kuzynów. Każda niepotrzebnie wydana złotówka przyprawiała mnie o ból głowy i wielogodzinne wyrzuty sumienia.

Dlatego tylko przez chwilę pożałowałem, że nie kupiłem nowych ubrań. Potem weszliśmy do apartamentu i widok z okien na wzburzone morze, wywołał we mnie taki zachwyt, że wszelkie inne myśli natychmiast wyparowały z głowy.

Grzecznie podziękowałem za pomoc. Co prawda gdzieś tam majaczyła myśl o napiwku, ale nie byłem pewien, czy u nas praktykuje się te amerykańskie zwyczaje pokazywane na filmach. No a poza tym nie miałem kasy na głupoty.

Apartament był wspaniały! Podobno jedyny taki w całym hotelu. Z sypialni i salonu roztaczał się widok na morze. Miałem tylko dla siebie wielką elegancką łazienkę z ogromną wanną i suto zaopatrzony barek. Przed wyjazdem dobrze wypytałem, co obejmuje opłacony pobyt, dlatego teraz bez skrępowania poczęstowałem się solonymi orzeszkami i sokiem pomarańczowym. Wciąż pochrupując , zrzuciłem z siebie przepocone ubranie i - owinięty w puszysty hotelowy ręcznik - udałem się do łazienki. Pobyt tutaj postanowiłem rozpocząć od długiej kąpieli. Przez dobry kwadrans leżałem w pachnącej pianie, relaksując się dobiegającym zza otwartego okna szumem fal, kiedy ten spokój zakłóciła rozmowa, a właściwie kłótnia dobiegająca gdzieś z oddali. Oba głosy były kobiece: jeden grzeczny i jakby przepraszający, w drugim najwyraźniej pobrzmiewały nutki wściekłości. Przez chwilę usiłowałem zrozumieć sens tej wymiany zdań, ale choć słyszałem coraz wyraźniej, to wciąż nie mogłem rozróżnić słów. Potem gdzieś blisko rozległo się potężne trzaśnięcie drzwiami. W zasadzie to jakby w okolicach mojego salonu. Zaniepokojony, wstałem i wyszedłem z wanny. Jednak nie zdążyłem nawet sięgnąć po ręcznik, gdy drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie i do środka weszła - nie, raczej wpadła - kompletnie obca mi kobieta ze złością wypisaną na twarzy i groźnie zmarszczonymi brwiami.

Po czym jej spojrzenie padło na mnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania