Poprzednie częściSerce nie sługa cz.1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Serce nie sługa cz.3

Przez kilka sekund trwaliśmy nieruchomo, mierząc się wzrokiem. Dopiero po chwili szybkim ruchem sięgnąłem po ręcznik i niezdarnie się nim owinąłem.

- Co to ma znaczyć? - Starałem się nadać mojemu głosowi groźne brzmienie, ale ponieważ z czubka nosa kapała mi woda, a kolana wciąż miałem miękkie po niespodziewanym najściu, nie bardzo się to udało.

- Zajął pan mój apartament!

Rezerwowałam go już kilka tygodni temu na ten termin, więc proszę się spakować i zmienić pokój. Z hotelem już wszystko załatwiłam.

Wkurzyły mnie nie tyle słowa, co ton głosu, którym zostały wypowiedziane. Arogantka jedna! Wpada mi tu bez pukania i w dodatku każe się przeprowadzać, nie wnikając nawet w to, czy mój pobyt tutaj jest słuszny, czy też nie. Wierzchem dłoni otarłem mokry nos i jeszcze szczelniej otuliwszy się ręcznikiem, hardo uniosłem głowę.

- Nic nie wiem o pani rezerwacji, więc na razie to mój apartament! Jak go opuszczę za siedem dni, to będzie się pani mogła wprowadzić - dokończyłem z mocno wyczuwalną ironią.

- Nie ma mowy! Potrzebuję go już teraz. Zwrócę różnicę w kosztach. - Sięgnęła do kieszeni spódnicy po portfel i spojrzała na mnie wyczekująco. I pewnie bym się zgodził, gdybym z tego samego spojrzenia, nie wyczytał czegoś na kształt rozbawienia pomieszanego z litością. To spowodowało, że wszelka uprzejmość odbiegła ode mnie z nadświetlną prędkością.

W dodatku dopiero teraz do mnie dotarło, że moja rozmówczyni z wyglądu przypomina skrzyżowanie jakiejś wymalowanej brunetki rodem z Hollywoodu. I ta kobieta oglądała mnie przed chwilą całkiem nago! Ja rozumiem, że mogłem nie zrobić na niej jakiegoś oszałamiającego wrażenia, ale litość? Rozbawienie? Ożeż ty!

- Wynocha z MOJEJ łazienki! - wysyczałem, energicznie ruszając w jej kierunku. Musiała się tym poczuć dość zaskoczona, bo posłusznie wycofała się tyłem do sypialni, nie spuszczając ze mnie wzroku. Trzasnąłem za nią drzwiami, dbając, by było to wystarczająco efektowne i przekręciłem klucz w zamku. Podśpiewując pod nosem najnowsze przeboje, powoli i z namaszczeniem zacząłem się ubierać. Niech sobie czeka na ciąg dalszy dyskusji. Poza tym wszelkie przyśpiewki w moim wykonaniu stanowiły dodatkową torturę. Bo choć pień jest stworzeniem głuchym i niemuzykalnym z natury, to i tak z pewnością śpiewałby lepiej niż ja. Jak przypuszczałem - nie wytrzymała. Załomotała pięścią w drzwi i wrzasnęła:

- Skończyłeś wreszcie? Ile mam jeszcze słuchać tego wycia?

Uśmiechnąłem się triumfalnie do swego odbicia w lustrze. Teraz byłem gotowy na rozmowę, choć nie wątpiłem, że będzie ona miała bardzo burzliwy przebieg.

- Skończyłem. - Starannie zamknąłem za sobą drzwi i rozejrzałem się w poszukiwaniu klapek. - Tylko nie wiem, co tutaj jeszcze robisz?

Dostrzegłem je wreszcie, wystające z na wpół rozpakowanej walizki. Kiedy ubrałem buty, odważyłem się spojrzeć jej w twarz.

Niewątpliwie była wściekła. No i z pewnością bogata, skoro stać ją było na ten apartament. I seksowna... Ciemne włosy, gładko zaczesane, otaczały pociągłą twarz o regularnych rysach. Nos był odrobinę za duży, ale oczy, idealnie niebieskie, przyciągnęły moją uwagę niczym magnes. Całość, wraz z tym, co znajdowało się poniżej szyi, składała się na typowy obraz piękności z okładki. No... Takiej po korekcji photoshopem, bo z pewnością miała już dawno rozpoczęty czwarty krzyżyk. Nie wiem dlaczego, ale raczej sprawiła na mnie wrażenie dojrzałej kobiety niż niesfornej panienki.

- Ustaliłam z kierowniczką hotelu, że przeniesie cię do innego pokoju. Jestem tutaj stałą klientką, więc nie łudź się, że stanie po twojej stronie - oznajmiła jadowitym tonem.

Przelotnie zastanowiłem się nad tym, jak łatwo udało nam się przejść na "ty", a potem wzruszyłem ramionami i podszedłem do barku.

- Chcesz wody? A może coś mocniejszego? Na ukojenie nerwów...

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi do naszego apartamentu otwarły się i na progu ukazała się wyraźnie zmieszana siwawa kobieta, w eleganckiej sukni, z pewnością kierowniczka albo i sama dyrektorka.

- Dzień dobry państwu. Chciałabym przeprosić za tą niemiłą sytuację...

- Niech pani mu lepiej powie, żeby się wyniósł z mojego pokoju. Póki chcę jeszcze dopłacić za tą zamianę.

- Ekhm... Pani Maju... Nie wiem jak to powiedzieć. Pan Kacper...

- Nigdzie się nie wyprowadzam! - oznajmiłem radosnym tonem, wygodnie sadowiąc się w fotelu ze szklanką soku i kolejnym opakowaniem orzeszków. Miałem jeszcze ochotę położyć nogi na stole, ale po krótkiej chwili namysłu stwierdziłem, że jednak byłaby to przesada.

- Co?!

- Dzikie ryki tej kobiety są denerwujące. Tak w ogóle, to kto ją wpuścił do mojego pokoju?

Uznałem za słuszne okazać odrobinę oburzenia. Szczytową satysfakcję dał mi wściekły wyraz twarzy piękności i mina zbitej suczki siwej. Takich atrakcji doprawdy się nie spodziewałem...

- Przy pani rezerwacji pracownica popełniła mały błąd, wpisując jako datę przybycia sierpień, nie lipiec. W imieniu kierownictwa muszę za tę pomyłkę bardzo przeprosić. A panu - zwróciła się teraz do mnie - proponujemy dodatkowe trzy doby pobytu, wraz z pakietem oferowanych przez nas różnorakich usług, w zamian za rezygnację z tego apartamentu. Dostanie pan inny, odrobinę mniejszy i leżący w przeciwległym skrzydle. Tak więc?... Tu znacząco zawiesiła głos i spojrzała na mnie.

Trzeba przyznać, że zacząłem się łamać. Dodatkowe trzy dni w tym raju... I pewnie bym się zgodził, gdyby w tej chwili nie odezwała się ta nadęta bufonka.

- Byle szybko. Za dwa dni przyjeżdża mój narzeczony, a on absolutnie nie może zamieszkać w innym apartamencie.

Ach tak! Przed moimi oczami ukazał się obraz przystojnego blondyna siedzącego na werandzie, popijającego szampana i z wyniosłą miną wpatrującego się w tłum kotłujący na plaży. A wśród tych rozkrzyczanych plażowiczów ja - wciśnięty pomiędzy cudze leżaki, obsypywany piaskiem przez rozbrykane dzieciaki, ze znużeniem wypatrujący odrobiny cienia...

Trochę przesadziłem, ale ta barwna scenka dała mi siłę do zwalczenia pokusy pójścia na ugodę.

- Figa z makiem - oznajmiłem pogodnie. - Nigdzie się stąd nie ruszam!

- Tak?! To jeszcze zobaczymy. Proszę przynieść moje bagaże - z wymuszonym spokojem zwróciła się do stojącej z tyły, pokojówki. - I postawić je w sypialni.

Co za bezczelna osoba!

- Łóżko jest duże - powiedziałem jadowicie. - Nie wiem tylko, co na to twój narzeczony?

Nie zniżyła się do odpowiedzi i bez skrępowania zwinęła moją napoczętą paczkę orzeszków. Potem zdjęła bluzkę i skierowała się do łazienki. W milczeniu wysłuchałem ponownych przeprosin kierowniczki, obejrzałem sobie cały bagaż mojej współlokatorki, po czym energicznie wstałem i przygotowałem dużego, naprawdę mocnego drinka.

Tak jak się tego spodziewałem, z łazienki wyszła owinięta jedynie w wilgotny ręcznik. Nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, podniosła jedną z walizek i położyła na łóżku. Siedziałem cichutko jak mysz pod miotłą, podziwiając widok, który się przede mną roztaczał - idealnego, kobiecego ciała, w apetycznym czekoladowym kolorze.

No tak... Ten hipotetyczny blondyn to ma dobrze.

Z nagłym przypływem masochizmu przypomniałem sobie ostatnią kandydatkę, która do mnie startowała. Nie dość, że miała brzuszek jakby była w zaawansowanej ciąży, to jeszcze cudownie odstające uszy. Było mi jej trochę żal, więc nie zerwałem od razu, stopniowo usiłując ochłodzić stosunki. Mój podstawowy problem polegał na tym, że w takich sytuacjach nie umiałem jasno postawić sprawy.

Czy byłem aż tak nieatrakcyjny?

Zerwałem się z fotela i wbiegłem do łazienki. Potem zapatrzyłem się w lustro, jakbym pierwszy raz w życiu widział własne odbicie.

No więc... Byłem szczupły, ale nie dobrze zbudowany. Raczej niewysoki, o ile metr sześćdziesiąt już na wstępie nie kwalifikował do karzełków. Jasna karnacja, twarz pełna piegów i na początku lata, nieodmiennie strasząca intensywnie buraczkową opalenizną. Kasztanowe włosy. Duże, brązowe oczy z domieszką zieleni. Zadarty nos w okrągłej twarzy i wyraziste usta.

Słowem - tak przeciętnie. Gdzie mi tam do seksownego blondyna...

Wnioski, do których doszedłem, były tak mało zadowalające, że zmarkotniały poczułem nagłą ochotę na kolejnego drinka. Nic w tym dziwnego, że nawet nagi nie wzbudziłem zainteresowania takiej kobiety.

Kiedy wróciłem, sypialnia była pusta. Moja współlokatorka zdążyła już poukładać w szafie zawartość swojej walizki, równiutko i w największym porządku. Spojrzałem na własny bagaż, rozwłóczony po całym pokoju, a w dodatku nader nędzny w porównaniu z jej nieskazitelnie elegancką garderobą, w której na pewno pełno było markowych metek. Potem prychnąłem i celnym kopniakiem posłałem swoją walizkę pod łóżko.

W końcu nie przyjechałem tu, by sprzątać.

Tak jak przypuszczałem, siedziała w salonie, wygodnie rozparta na ogromnej sofie. Przed nią, na stoliku, stał włączony laptop, tuż obok szklanki z drinkiem. Ona sama rozmawiała właśnie przez telefon i prawie perfekcyjnie posługując się językiem włoskim, wyjaśniała komuś, że właśnie została zmuszona do zamieszkania z pewnym wieśniakiem. Oraz, że ma dwa dni na pozbycie się uciążliwego współlokatora, bo w czwartek przyjeżdża Michał.

Może i nie śmierdziałem groszem, ale nie dość, że byłem najlepszym studentem na trzecim roku fotografii, to na dodatek moim prywatnym hobby była nauka języków. Zacząłem od angielskiego i niemieckiego, potem doszedł francuski i rosyjski. Dwa lata temu do kolekcji dorzuciłem włoski, a obecnie pracowałem nad chińskim. Nie robiłem żadnych certyfikatów, nie uzyskiwałem dyplomów, które mógłbym oprawić w ramki, ale rzetelnie uczyłem się słownictwa i gramatyki. Złośliwie pomyślałem, że ma wyjątkowo paskudny akcent. Po wysłuchaniu kilku kolejnych "komplementów" na swój temat, miałem szaloną ochotę włączyć się do rozmowy, lecz opanowałem pokusę i wypiwszy do końca drinka, wyszedłem na taras.

Przez całe życie marzyłem o noclegu w pokoju z widokiem na morze, więc zapatrzyłem się w coraz bardziej kolorowe niebo, malowane złotem oraz czerwienią i zapomniałem na dłuższy czas o kobiecie siedzącej w pokoju obok. Oparłszy się o barierkę, poszybowałem myślami do innej rzeczywistości, w której byłem przystojny oraz bogaty, i właśnie spędzałem długi urlop z cudowną kobietą. Tak byłem pochłonięty rozmyślaniami o romantycznej scenie, w tle z zachodzącym słońcem, że nie zauważyłem, iż zyskałem towarzystwo.

- Masz wyjątkowo durny wyraz twarzy. Nawet nie chcę wiedzieć o czym myślisz...

Zgrzytnąłem zębami, bo właśnie dotarłem do sceny namiętnego pocałunku i te słowa strasznie mnie zirytowały.

- Czego chcesz? Bolą cię zęby od przeżuwania orzeszków i mam to zrobić za ciebie?

Najwyraźniej ucieszył ją ton mego głosu. Oparła się o barierkę tuż obok i zaciekawieniem zapatrzyła w mój profil.

- Wiem dlaczego zostałeś. Pewnie liczysz na pewną korzyści znajomość. Ale uprzedzam, że taki obdartus jak ty, nie miałby u mnie żadnych szans.

- Miło z twojej strony, że mnie uprzedzasz, ale seks z tobą? Chyba wolałbym już jeżozwierza. Tak a propos - odwróciłem się w jej stronę - założę się, że podczas bzykania wyciągasz lusterko, żeby sprawdzić, czy ci się fryzura nie popsuła?

- Tego nigdy nie będziesz miał okazji się dowiedzieć...

- Ależ strata - mruknąłem. - Właśnie wyobrażam sobie idealną kobietę w romantycznej scenie z pocałunkiem, więc nie psuj mi nastroju swoją obecnością i idź straszyć gdzie indziej.

- Ach! Wyobrażasz sobie? - Jej głos, aż ociekał kpiną.

- Nie martw się, ani trochę nie przypomina ciebie. Jesteś tak romantyczna jak zimna zupa pomidorowa, w podły, deszczowy dzień...

- Dlaczego pomidorowa?

- Bo jej nie cierpię. Jest jałowa, prozaiczna i taka... pomidorowa!

Tym razem nie odpowiedziała. Zerknąłem na nią lekko zaniepokojony. Wciąż mnie obserwowała, ale teraz zacisnęła usta w wąską kreskę i zmrużyła oczy. Wyglądała jak kotka, szykująca się do ataku na biedną, niczego nieświadomą myszkę. Pomyślałem, że lepiej będzie wybrać się na spacer po plaży, lecz zanim zdążyłem uczynić choć najmniejszy ruch, chwyciła mnie za łokieć i przyciągnęła do siebie.

- Co?... - Pocałunkiem zdusiła resztę moich słów. W pierwszej sekundzie chciałem się wyrwać. W kolejnych uświadomiłem sobie, że ona rzeczywiście świetnie całuje. A potem po prostu się poddałem.

Nic nie robiła na siłę. Poczułem chłodne wargi, rozchyliłem swoje, a ona delikatnie przesuwała po nich ustami, cały czas przyciskając mnie mocno do siebie. Moje dłonie instynktownie same powędrowały do jej piersi i ten ruch sprawił, że pocałunek pogłębił się, stał się jeszcze bardziej intensywny. To, co czułem, to bynajmniej nie była obojętność, tylko bezradnie rosnące pożądanie.

A potem, zupełnie nagle mnie puściła.

Niemal upadłem. Uratowała mnie barierka, o którą poprzednio się opierałem. Z trudem złapałem oddech, obserwując nieodgadniony wyraz błękitnych oczu. Przez chwilę trwaliśmy nieruchomo, w milczeniu przypatrując się sobie nawzajem. Potem bez słowa odwróciła się i odeszła, zostawiając mnie z potężnym zamętem zarówno w sercu, jak i w umyśle.

Ocknąłem się dopiero po bardzo długiej chwili. Byłem zbyt zdumiony, by czuć złość. Przez chwilę zastanawiałem się nawet czy moja upiorna wyobraźnia nie spłatała mi figla. Jednak smak jej ust wciąż był tak wyraźny, że nie mógł być złudzeniem. No i nigdy dotąd, nie zdarzyło mi się reagować z podobną uległością; czułem się niemal przestraszony łatwością, z jaką odpowiedziałem na ten pocałunek.

- O Boże! - jęknąłem.

Jak widać wymarzone wakacje zaczęły się bardzo burzliwie i dość nietypowo. I miałem przeczucie, że na tym się nie skończy, bo czekają mnie jeszcze bardzo poważne kłopoty

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania