Pokaż listęUkryj listę

Serce Tajgi - 1: Płomienna Północy - Rozdział 1

"Pisząc to, wiem, że tego nie przeczytasz. Wiem, że szaleństwo, nakazujące Ci zwalczać mnie, moich braci oraz siostry, za którym jeździsz z osady do osady, miasta do miasta, grabiąc, paląc i mordując w imię fałszywej i niemożliwej ambicji, nie pozwoli Ci zauważyć owej skały noszącej na sobie pełnię mojej nienawiści, męki i rozpaczy, za zbrodnie w tamtym dniu mi uczyniwszy. Nie przeczytasz o mych trzech synach, co z wielkim bólem wydałam na ten świat z łona mego. Których chowałam, jako wzór dla pokoleń po nich mających nadejść, dla których nocami szyłam prawowite im ubrania, nie jadłam, by oni rośli na mężów godnych żon swych. Przez których pękało me serce matczyne, po tym, jak w furii swojej cięłaś im nienawistnie karki. O ojcu moim co zawsze przy mnie czuwał, co krwią żywił ziemię, budując wały na cześć Trybuny po to, bym sama mogła zacząć życie wolne od nędzy. Co ubolewał strasznie po odejściu matki, lecz sam bronił mnie od żalu swymi ciepłymi słowami. Ojca, którego mi powiesiłaś na sznurze niczym pospolitego oprycha, mimo że sam wobec nikogo nie zgrzeszył. Czy o sąsiedzie moim, który obdarzał mnie czułością, ukojeniem od wszelkich trudów i złych myśli po ciężkich dniach podczas, gdy to mąż spędzał swe życie w rozkoszach hedonizmu po burdelach i karczmach. Sąsiada, co to wycia musiałam słuchać, gdy płonął we własnym domu, pod którym wznieciłaś ogień... Jednak gdyby, jakimś zrządzeniem wszelkich losów, czas by stanął w tym właśnie miejscu i znalazłabyś choć chwilę na przeczytanie tej wiadomości, to wiedz, że przeżyłam. Wiedz, że będę żyć, że znajdę swoich, że znajdę nowego męża i będę rodzić mu synów i córy, którzy przyszłego to dnia sami znajdą własnych małżonków i będą się chędożyć i mnożyć tak jak ja to będę robiła dzięki płynącej we mnie nienawiści do Ciebie. Podczas gdy twoje, przeklęte przez waszych fałszywych bogów plemię do lasów zostanie wypędzone, skazane na wieczne ukrywanie, wymierając jedno po drugim z chorób, z głodu, z bełtów i mieczy moich synów, wnuków, prawnuków. Aż pewnego dnia, zgnije ostatnia z waszych dzieciodajnych bab i zgaśnie pieśń waszego kurwiego narodu, a twój lud popadnie w niepamięć, na wieki zapisując się jako pośmiewisko dla tych, których już nie poznam, a Ty, Suko, za którą toczy się śmierć, zepsucie i gorycz upadłego ludu, Heraldko i Prorokini umarłych bogów, przystaniesz ze łzami zawisłymi w czasie i przypomnisz sobie słowa me, przypomnisz sobie, że poległaś, że zawiodłaś, że szaleństwo i okrucieństwo twe nie uchowały twego ludu przed nieuniknioną zagładą. Że czas waszej tyranii przeminął. I Świat, Gaja, przez którą toczyła się wiekami wasza zaraza, w końcu zostanie z was oczyszczona, Bo teraz to jest Nasz Świat".

 

~ „O Pogromie Chytińskim", Pieśni i Legendy o Płomieniu Północy.

 

Nikola nie spieszył się. Poruszał się powoli, nawet na to, jak można by się spodziewać po chodzie ciężkozbrojnego piechura kroczącego po kleistej, miękkiej błotnej ziemi. Nie było to jednak zmęczenie ciążące nad nim już od paru godzin, lecz czujność, jaką przymus nakazał zachować. Czujność na wszelkie drganie gruntu, czy też dźwięku odstającego od dalekiej kakofonii wron i kruków, do której zdążył się już przyzwyczaić. Ktoś jeszcze mógł pozostać przy życiu. Bratni dezerter, nie chcący przy życiu zostawić żadnych świadków jego tchórzostwa. Szabrownicy ciągnący się za armiami niczym kundle, przeczekując, zdającą nigdy się nie kończyć jatkę, by zebrać plony świeżej mogiły. Może nawet oddział swoich, co słusznie wzięliby go za dezertera, i poprzez spotęgowane zniesmaczenie, słuszne nawet, nafaszerowaliby go bełtami lub powiesili. Nie przejmował się jednak tak bardzo tym, kto i jak miałby go napaść. Najważniejsze zachować wszelką percepcję względem środowiska, w sytuacji tej się znajdując. W zapadającym się po kolana mokradle i ciężkim pancerzu z ciemnej stali ciążącym mu i ograniczającym jego ruch trudno wszakże o ucieczkę czy walkę. Nosił na głowie ciężką barbutę ograniczającą wizję do niewielkiego paska, z osadzonymi na niej piórami, bo oczywiście jakiś głupiec ze stolicy musiał wetknąć na czubek pozłacane pióra bażanta. Teraz oblepione liśćmi, brudem i gnojem, którego nie dał rady określić, zarzucające się swoim ciężarem przed jego twarz częściej niżby mógł to tolerować. W sytuacji tej kompletnie nie pomagało rażące w jego stronę poranne słońce. Musiał dać sobie jak najwięcej czasu na reakcję, w razie jakby to jakiś justykata pospieszył wepchnąć mu brzytwę prosto pod pachwinę. Wszytko tylko by zrównać się z działaniem napastnika jakiegokolwiek pokroju. Nie dać się zaskoczyć.

 

Jego nadmierny wysiłek wszelkich zmysłów w końcu się jednak opłacił. Doszło do niego ciche echo szeleszczących liści i łamanych gałęzi. Momentalnie obrócił się, choć nie tak prędko jak już od pewnego czasu układał to w myślach. Mało nie tracąc równowagi, zahaczył stopą o niewielki wystający kamień. Zasyczał boleśnie. Skupił swój cienki pasek widoczności na źródle hałasu z daleka wyglądający jak kopiec powoli przesuwający się po ziemi. Po chwili jednak kopiec ten stanął na tylnych nogach i ku jego rozczarowaniu okazało się, że cała ta podnieta i zalanie adrenaliną zostało spowodowane, przez Nutrię. Gryzoń jakby drwiąc z zaszłego spotkania, przeżuwał obojętnie coś swoimi rdzawymi zębiskami, przyglądając się żołnierzowi głupawym, nierozumnym wzrokiem. Nikola odetchnął z ulgą i uczyniwszy wymowny grymas w stronę gryzonia, wstrząsnął tylko ręką, fałszując próbę zamachu mieczem. Nutrii to nie ruszyło i dalej wpatrywała się w niego tym tępym, na wpół lękliwym wzrokiem. Nikola potrząsnął głową z niesmakiem na myśl, że w innych okolicznościach owego gryzonia już preparowałoby się na wieczorny posiłek. Mimo tego poczuł niewielką satysfakcję na myśl, że instynkt nie płata z niego figli i ostrzegł go o potencjalnym niebezpieczeństwie. Uznał iż, jako i ma jeszcze szansę ujść z jego szaleńczego planu cało. Opuścił lekko ramię dzierżące miecz i powrócił do swego nadmiar czujnego przemierzania mokradeł w stronę oddalonego od niego paręset kroków pobojowiska.

 

Nie było jeszcze bezpiecznie. Bitwa, lub raczej rzeźnia, którą obserwował z pobliskiego wzgórza, mogła się skończyć półtora godziny temu, ale dalej istniało ryzyko, że ktoś z ocalałych kombatantów mógł jeszcze przemierzać niemrawo okolice. Mgła powoli ustępowała z pola bitwy, niemalże uciekając przed krokiem żołdaka. Obnażyła przed jego wzrokiem pierwszą widoczną mu ofiarę bitwy. Potężnie zbudowany mężczyzna siedzący w oparciu plecami o drzewo. Prawdopodobnie będącym do niego przybitym wystającym mu z piersi półtorakiem. Opancerzony w pasiastą, żółto-niebieską brygantynę, z herbem na ramieniu ukazującym czerwony świerk opleciony na krzyż złotymi fletami na niebieskim tle. Głowę zakrywała mu podobna do tej, co nosił Nikola, barbuta z jednym złotym piórem, wskazywało to na halabardzistę ryznańskiego wojska. Piąty szereg, „Złoci". Po chwili zobaczył niedaleko położone od ciała halabardzisty, umazane w błocie zwłoki innego żołdaka. Ten miał na sobie rozprutą kolczugę, pod którą widniała biała, przepasana fioletowymi haftami koszula. Karmazynowa posoka spływała jeszcze leniwie po jego boku, wpadając do czerwonej kałuży. Żołnierz armii Igrodzkiej co starła się z chorągwią Nikoli. Widocznie skończył swą udrękę dość niedawno.

 

Tarczownik szedł dalej. W jego nozdrza zaczęło dochodzić powietrze niosące trupi odór setek zabitych żołnierzy. Mgła coraz to bardziej ustępowała, obnażając koniec mokradeł i lasu oraz to kolejne trupy żołnierzy, walające się bez ładu po wydeptanej ziemi. Zauważył poszarpaną chorągiew, wbitą w ziemię, na której szczycie powiewała na wietrze fioletowa flaga przedstawiająca klęczącego na jednej nodze rycerza w białej zbroi i pochylonej głowie, i wystającym z pleców czarny, niczym węgiel, mieczem. Dumaj Biały, godło królestwa Igrodu. Wokół chorągwi leżał okrąg wymieszanych barwami żołdaków, oraz pozbawione głowy ciało, w fioletowych kolorach, opierające się o sztandar. Tulów oplątywała zakrwawiona, fioletowo-biała wstęga, kryjąc pod sobą rzędy odznaczeń. Zakrwawione i wbite w płytową zbroję dyski, nie przypominały żadnej znanej mu broni. „Oficer? A może Rycerz, jeżeli jacyś jeszcze zostali w Igrodzie". Nikola nie miał pewności, zdecydowanie jednak ani on, ani żaden wojak z kręgu ciał, nie byli tym kogo szukał. Ruszył dalej.

 

Mijał kolejno ciała Ryznańczyków i Igrodczyków, każdemu z nich uważnie się przyglądając, szukając czegokolwiek, co wskazywałoby na poszukiwaną przez siebie osobę. Rudzielec cięty głęboko po twarzy, to nie on. Łysy piechur przybity włócznią do ziemi, też nie on. Tarczownik przeszyty bełtami z zamkniętą barbutą? Nie... Pióra niebieskie. Inna dywizja. Nie był na dobrym miejscu. Po chwili ujrzał kogoś, kto zza życia musiał służyć jako włócznik. Groteskowo poszarpany korpus unoszący się na czymś, co z początku wyglądało mu na halabardę, lecz dopiero po zbliżeniu okazało się grubym brązowym pnączem, przebijającym pierś Ryznańskiego żołnierza. Druidzi. Nikola splunął w pogardzie na korzeń. O dziwo nigdzie indziej nie widział podobnej ofiary, a może po prostu nie potrafił z daleka żadnej takiej rozpoznać. Mijał kolejne zwłoki, żadne z nich nie przypominały nawet z twarzy tego, którego szukał. Natknął się jednak na pocieszający go w duchu obraz. Oto zobaczył dwie sylwetki. Pierwszy leżący na ziemi odziany w złoty, opasany spiralnymi czerwono-czarnymi wzorami przeplatającymi się między sobą Habit. Przy jego twarzy leżała drewniana maska przypominająca demona z krótkim pojedynczym rogiem na czole, a przy boku topór z drewnianą głowicą oplatany kolczastymi pnączami. Na jego plecach widniały krwawe plamy po pchnięciach sztyletem, zaciskany jeszcze w dłoni leżącego obok, zmarłego rycerza w złoto-niebieskich kolorach.

 

Po dłuższej chwili patrolowania pobojowiska, Nikola napotkał coś, co naprowadziłoby go na tego, kogo miał znaleźć. Ciężkozbrojny piechur leżał martwy z rozłupaną na miazgę dolną szczęką. Kryjąca jego głowę Barbuta, miała na swym czubku trzy złote bażancie pióra. Był na dobrym miejscu, wśród szeregu tarczowników z jego drużyny. Jego kompanów broni z którymi wczoraj schlał się na umór, a dzisiaj... Opuścił ich. Przyglądał się ich twarzom z wzrastającym żalem i desperacją... „Może żył"? Łudził się. Joko. Belgiun, co po upiciu skomlał o tym jaką dziwką jest jego siostra, Wydro. Michał. Byrko zachwalający godzinami winnice dziadowskie. Zifyń... Rufold. Jednak tu leżał i nie żył. Nikola odetchnął głęboko. Podszedł do ciała swego towarzysza. Blada, smukła twarz Rufolda, ze skórą naderwaną od dziobnięć wron. Stracił jedno z oczu, przez co widniała upiorna krwawa pustka w prawym oczodole. Na ten widok Tarczownikowi podszedł pod gardło żołądek. Odgonił drżącą ręką muchy i przymknął zmarłemu kompanowi powieki, całując go pożegnalnie w czoło. Odchylił lekko na bok ciało i zabrał się za odpinanie pasów trzymających zbroję. Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty, „Co za głupota" stwierdził na wpół zirytowany w myślach, po czym odwrócił kompana na drugi bok i powtórzył czynność. Odlepił klejącą się od krwi płytę pancerza i sięgnął ręką za kolczugę. Namacał zimną, chropowatą powierzchnię kamienia i szarpnął, wydobywając granitowy amulet, z wyrytymi na nim dwoma jaskółkami niosących gałązki laurowe.

 

- Honor tak ci ciąży, że własnych druhów krwi rabujesz? - Dobiegł go jednocześnie surowy i melodyjny kobiecy głos zza pleców. Nikola odwrócił się speszony w jego stronę, znów prawie potykając się o samego siebie. Na przeciw niego stała wysoka, na co najmniej sześć i ćwierć stopy, o szerokich, zgrabnych barkach i bujnych spuszczonych w dół włosach o nienaturalnym kolorze maku, kobieta. Odziana w jedwabny żupan o granatowej barwie, ozdobiony wieloma kanciastymi, złotymi wzorami i haftami, układającymi się w runy, symbole, postacie i stworzenia o których nigdy to nie słyszał. Bladozłote guziki jaśniały swym upiornym pięknem, odwracając uwagę od białych frędzli zwisających wzdłuż rozpiętego kołnierza. Kołnierz zaś ukazywał pod spodem białą koszulę, na tle której widniał srebrny amulet o kształcie koła z ośmioma ramionami z końcówkami, łamiącymi się wzdłuż kierunku zegara. Zgrabną talię otaczał parę razy owinięty szeroki, jasno-złoty pas z długimi frędzlami na końcówkach. Na prawym ramieniu miała zamocowany płytowy naramiennik o ciemnoniebieskim odcieniu udekorowany ciemnozłotymi krawędziami i runami. W dłoni po tej samej stronie trzymała wzdłuż nogi długi smukły miecz, o lekko zakrzywionej do góry głowni, gdzie sztych zaczynał się charakterystycznym młotkiem, nadającym końcowi oręża wygląd pióra.

 

Szabla zaś, podobnie jak strój, nosiła na sobie wszelakie runiczne wygrawerowania krzyży i wzorów. Drugą rękę kobieta chowała za plecami. Stała, wyprostowana. Jej okrągła, smukła i młoda twarz, z szerokimi ustami zakrzywionymi w wątły, ale za to piekielnie wyglądający uśmiech. Skromny nos uwydatniał piękno kobiety, które tylko jakby naturalnie komplementowały dołki w mocno zarysowanych policzkach. Duże oczy o kolorze szafiru, wpatrywały się w niego, nie wiadomo czy to z rozbawieniem, czy z chłodem. Szpiczaste uszy wskazywały na elfkę, choć żołnierz nie mógł się oprzeć wrażeniu, jakoby wyglądała zbyt nienaturalnie, zbyt ładnie jak na przedstawicielkę jego rasy. Wzbudzała swoją postawą wrażenie osoby zarówno nieziemsko pięknej, jak i niesamowicie groźnej i drapieżnej.

 

Nikola zląkł się. Zakradła się i nawet jej nie usłyszał, ona zaś sama sprawiała wrażenie onieśmielająco przerażającego demona wojny, włóczącego się po bitewnych polach, polujących na takich jak on.

 

- No już, naoglądałeś się? - przywiodła go do rzeczywistości swym surowym, ale melodyjnym tonem – Szaleństwo, czy drążące twego ducha poczucie winy kazało ci spotkać zdradzonych twym tchórzostwem druhów? - Zapytała się krwistowłosa nieznajoma, po czym przechyliła głowę lekko na bok i kontynuowała. – I jeszcze w dodatku bezczelnie ich okradasz. Zakładam, iż każda Ryznańska matka uczy swego pomiotu, że honorem co najwyżej można podcierać tyłki.

 

Tarczownik jeszcze raz musiał oprzytomnieć, wstał powoli, unosząc pawęż martwego towarzysza i miecz w bojowej postawie. Odpowiedział, starając się przy tym zachować zimną krew. - A ktoś ty jest kobieto, że skradasz się za mną z wyciągniętym mieczem i oczerniasz mnie pochopnymi zarzutami, a na domiar tego obrażasz matkę mą i honor?

 

- Jestem kapłanką. - Parsknęła półśmiechem – A ty moje drogie dziecko, masz zaledwie swe buty ubrudzone błotem i wodą z mokradeł. Żadnych plam krwi, wgnieceń, rys na pancerzu i tarczy. O sińcach nawet nie wspomnę. Niczym świeżo umalowany rekrut, komu zawiązują oczy, po czym każą mu przejść parę kroków przez bagno jako część szkolenia. Poza tym, wyposażenie twe wskazuje na tarczownika wielkiego Pułku Ryznanńskiego, gdzie to prędzej pozwoliliby księżniczce wybrać męża, niż tobie odejść z szeregu. Ot zdezerterowałeś, prawda?

 

Nikola zmrużył wrogo powieki.

 

- Podczas gdy twoi ziomkowie. - Nie dając mu dojść do słowa kontynuowała. - Tak polegający na twej tarczy, broniącej ich plecy przed orężem niewoli, byli zarzynani niczym psy. Broniąc swej i twej ojczyzny, twoich krewnych, ciebie, osób w których otoczeniu się wychowywałeś. Ty siedziałeś skurczony w krzakach robiąc w gacie. I teraz przychodzisz tu, rabując kosztowności. - dodała złowrogo – No, spowiadaj się, teraz to ja jestem twą świętą Kyrynią. Ślepym aniołem, co to oczodoły wypalą dusze grzeszników łgających przed obliczem sprawiedliwości. – Wyrecytowała, jednocześnie unosząc miecz w stronę żołnierza.

 

Nikola osłupiały już otwierał w odpowiedzi usta, ale nagle zamknął je. Zbladł, wytrzeszczył oczy, a serce stanęło mu w gardle. Połączył ze sobą wszystkie kropki malowidła, czym była tajemnicza kobieta o niepowtarzalnej nieelfickiej urodzie. Oto stała przed nim manifestacja wszelkich baśni, legend i opowieści starców. Temat używany przez pozbawionych zmysłu kapłanów dla postrachu wiernych. Tej, co bał się każdy bandyta, dezerter, ludobójca, zdrajca, straż miejska, a nawet królowie. Płomienna Północy.

 

Wpadł. Oblała go fala panicznego lęku. Stawiając krok w tył, zatoczył się. Kobieta widząc to, powolnym krokiem zaczęła krążyć wokół niego, niczym wilczyca szykująca się do skoku na ofiarę. Na jej twarzy pojawił się upiorny uśmiech. Nikola drżał intensywnie. Starając się opanować, w końcu zdołał wycedzić na wpół załamanym głosem.

 

- Pani... Błagam cię.

 

- O co mnie błagasz, elfie? - zapytała obojętnie.

 

- Marszałek... Marszałek Dowi Gnota, wystawił nas tu jako blef! Mieliśmy ich zwolnić, wystawić Igrodczykom bitwę. Zginąć tu, kiedy to rdzeń armii przegrupowuje się i fortyfikuje swój obóz, czekając na posiłki Pyryjsko-Iwańskich najemników. Mieliśmy tu zginąć, dać się wyrżnąć. - Ciężko odetchnął, Płomienna milczała, dalej krążąc. Kontynuował z trudem powstrzymując łkanie – Nie mogłem zginąć pani, w domu mam żonę z czwartym już dzieckiem w drodze i trzy dziewczynki. N..nie poradzą sobie same, przyrzekam do cholery, że sobie nie poradzą. Nie mają dziadków, braci, ciotek ni wujów. Nikogo nie okradałem, zabrałem tylko amulet bratniego mi przyjaciela i sąsiada. Po to, bym mógł wziąć jego żonę i dzieci pod opiekę. Ostatnia rzecz, którą mogę dla niego i dla nich zrobić.

 

- Nikt ci nie uwierzy. - odpowiedziała z całą powagą, uśmiech kompletnie znikł jej z ust. – Nikomu nie będzie chciało się tobie wierzyć. Nikogo twe powody nie będą obchodzić. Nikogo nie będzie ciebie żal. Zostałeś napiętnowany mianem tchórza, dezertera, nawet może zdrajcy. Cokolwiek byś nie powiedział... Potraktują cię tak samo. Nawet gdybym cię teraz oszczędziła, rozgrzeszyła, powiedziała „Idź odbądź swą pokutę", to i tak cię powieszą...

 

- Uciekłbym. – Wycedził rozpaczliwie Nikola – Ukryję się, byłem szkolony na...-

 

- Nie uciekłbyś. Dolina jest zablokowana z dwóch stron przez wojska Marszałka Gnota od północy, i Margrabiego Irgyna „Pięść Słońca" z południa. Idąc tu, widziałam kawalerską grupę zwiadowczą Ryznania, przeczesującą lasy, i lada chwila będzie na pobojowisku. A widziałam już dwóch wisielców w twych barwach, tam gdzie się pojawili. Więc niezależnie czy od mojej ręki czy od stryczka rodaków, i tak umrzesz.

 

Nikola załamał się. Klęknął na kolana, odrzucając tarczę na bok i łapiąc się ręką za głowę, z trudem powstrzymywał płacz. Spojrzał na Makowłosą.

 

- Pani, błagam cię, miej dla mnie litość, błagam cię pani, daj mi szansę, nie zabijaj mnie, błagam cię. – Wyszlochał, w pełni uwalniając swe łzy.

 

Płomienna pokręciła głową, po czym odetchnęła i po raz pierwszy uśmiechnęła się kompletnie przyjaźnie i ciepło. I ruszyła na niego szybkim kocim ruchem, mieczem trzymanym przy udzie, jej oczy nasączyły się lekką błękitną poświatą.

 

-Pani błagam, nie! - Wrzasnął panicznie Nikola. Nie spuszczając z niej przerażonego wzroku, lewą ręką starał się namacać upuszczoną tarczę, prawą zaś uniósł miecz, desperacko starając się utworzyć gardę. Kobieta była już przy nim. Jej prawa ręka trzymająca szablę, otoczyła lekko widoczna lazurowa łuna energii. Nikoli zdawało się, że słyszy głuche arie. Wykonała cięcie spod boku, uderzając w towarzystwie dźwięków organek, w rękojeść miecza Nikoli z wielką siłą, wybijając oręż daleko w dal, po czym nie tracąc rozpędu, wyprowadziła następne cięcie spod lewego boku, zostawiając za sobą skrzypiące darcie ciętej stali zbroi w rytm brzmiących strun skrzypiec oraz czerwoną smugę wzdłuż tułowia. Nikola ryknął głośno z bólu, po czym poczuł tylko ciężkie smagnięcie pięści w policzek, niemal natychmiastowo tracąc przy tym przytomność.

 

Opadł. Ostatnią rzeczą jaką zdołał ujrzeć przed zaśnięciem, była wpatrująca się w niego martwym wzrokiem twarz zmarłego towarzysza, po czym zapanowała ciemność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Cofftee 15.07.2019
    Oj, obawiam się, że jak na tutejsze standardy tekst jest za długi. Też zaczęłam z taką 'wpadka' tutaj. Polecam podzielić go na części ;-)
  • Canulas 15.07.2019
    Ma rację
  • Artur S 15.07.2019
    Da się to jakoś usunąć? :P
  • Na opowi można edytować teksty. Wchodzisz w publikacje i tam, z prawej strony masz edycję. Podziel na kilka części - wtedy rowniez chętnie podlece poczytać.
    Pozdrawiam
  • Artur S 15.07.2019
    Aga jednostrzały Dzięki. Ogólnie to podoba się?
  • Artur S początek jest zachęcający xd
  • Karawan 16.07.2019
    1/ Prześladuje Autora 'Który to". Rozważyłbym wstawienie kropki przy jednoczesnej drobnej zmianie. Tekst przyspieszy i stanie się lepszy. :)
    2/ Jednak gdyby, jakimś zrządzeniem wszelkich losów, czas by stanął w tym właśnie - po gdyby "by" zbędne, wszak całość zdania uwarunkowana ;)
    3/ Nosił na głowie ciężką barbutę, która ograniczała mu wizję do niewielkiego paska, - błąd logiczny. Autor pomylił średniowieczny hełm z wycięciem w kształcie litery T z hełmem z opuszczaną przyłbicą, gdzie pole widzenia faktycznie było ograniczone do paska. Barbuta miała całkiem spore wycięcie na oczy i widoczność zza niej była całkiem dobra ;)
    4/ wzdrygnął tylko ręką, fałszując próbę zamachu - "wzdrygnąć" to wstrząsnąć, zadrżeć. To nikogo nie poruszyłoby a najmniej zwierzę. :)
    5/ po czym stwierdził w myślach, jako i ma jeszcze szansę ujść z jego szaleńczego planu cało.- niepotrzebne moim zdaniem udziwnienie. pomyślał: mam szansę, albo pomyślał, że ma szansę.

    Tyle uwag z niewielkiej części tekstu. "Który to" poważnie zakłóca czytanie. Długość zamieszczonego odcinka męczy. Sama treść, pomysł wydaje się być ciekawy i zachęca do ciągu dalszego. I to jest chyba dla Autora najważniejsze - pisać czy nie pisać? Pisać!!! Zdecydowanie tak!! Zważając na błędy, powtórzenia. Zachęcam więc do ciągu dalszego. :)
  • Artur S 16.07.2019
    Niestety winą tego jest moja własna amatorszczyzna, z racji tej iż w zasadzie jest to pierwsza opowieść jaką pisałem w ogóle, żadnego przygotowania się i ćwiczeń nie było na wskutek pychy, pośpiechu i możliwie też głupoty (Choć korekta oczywiście była, to tylk pan/pani może sobie wyobrażać, że było oryginalnie O WIELE gorzej). O ile na razie z pierwszym i drugim opowiadaniem(Które opublikuję za tydzień) wiele nie można zrobić, to wezmę te uwagi do serca, przy korekcie trzeciego i czwartego opowiadania, oraz w trakcie pisania piątego i szóstego. Może gdy skończę tom i będę miał czas na ostatczne wyrafinowanie. ;p

    Co do Barbuty to rodzajów jest wiele, w tym i takowe z zasłoną, które rzeczywiście mają ograniczone pole widzenia. :P
  • Artur S 18.07.2019
    Dla tych co jeszcze zaczynają czytać lub są w trakcie czytania, drobne poprawki we wszystkich rozdziałach. Lepszy format, poprawa paru zdań i błędów, ale przede wszystkim krucjata przeciwko słowu "Który", gdzie np. w 6 Rozdziale pojawiło się aż 50 razy w tej czy innej formie, w porównaniu do poprawionej wersji gdzie występuje około ~18.
  • Nefer 03.03.2020
    Lubię fantasy, to wpadłem. Na początek plusy. Historia zapowiada się ciekawie, widać, że masz pomysł na opowieść i ogólnie cały przedstawiany świat. W komentarzach pojawiły sie uwagi odnośnie długości zaprezentowanego odcinka. Nie wiem, czy obecna jego forma jest oryginalna, czy może (zgodnie z sugestiami) podzielileś większą całość i wstawiłeś poszczególne fragmenty na nowo. Tak czy inaczej, obecna długośc wydaje się w sam raz. Zaciekawia i zachęca do dalszej lektury.
    Na Twoim miejscu uważałbym jednak z opisami. Są zbyt długie i stają się nużące. Nie musisz opisywać wszystkiego z detalami (broń, ubiór, rysy twarzy itp.), pozostaw miejsce dla wyobraźni Czytelnika, a i lektura stanie się wtedy płynniejsza. Przykładowo, aby oddać potegę zamku nie trzeba opisywać wszystkich jego murów, wież itp. Wystarczy klika zdań na temat, powiedzmy, bramy. Reszta sama pojawi się w wyobraźni. Mam wrażenie, że starasz się stosować archaizację języka, nie tyle nawet w dialogach, co w samej narracji. Z tym też bym uważał, bo styl staje się przyciężkawy. Wiele tu udziwnień i błędów składniowych oraz gramatycznych, gdy słowa zostały zastosowane w niewłaściwych przypadkach. Ponieważ innego rodzaju błędów nie popełniasz (np. ortografia w porządku), zakładam, że to celowy zabieg (archaizacja?). Nie wypada to jednak zbyt szczęśliwie, bo utrudnia lekturę, czyni ją mniej płynną, wymaga stałej uwagi (co właściwie autor chciał w tym miejscu powiedzieć?) i ostatecznie nuży. Na koniec słownictwo. Zbyt wiele czasownika "być". Pojawia się on raz za razem w całym tekście. To słowo-wytrych, dobre na każdą okazję. Pcha się wszędzie gdzie może, bo czesto używamy go dla ułatwienia w mowie potocznej. W dialogach ujdzie. Ale w narracji wypada o wiele gorzej i świadczy o ubóstwie języka. Warto nad tym pracować i wszędzie, gdzie to możliwe, zastępować uniwersalne "być" czasownikiem właściwym dla danej czynności. Przykład jednego z pierwszych zdań własciwej narracji:

    "Nie było to jednak zmęczenie ciążące nad nim już od paru godzin, lecz czujność jaką był zmuszony obecnie przybrać."

    W tym zdaniu użyłeś czasownika "być" aż dwa razy i wypada to tak sobie. Proponowałbym:

    "Nie wynikało to jednak ze zmęczenia kilkugodzinną wędrówką, ale z potrzeby zachowania czujności."

    Ponieważ widzę, że konsekwentnie kontynuujesz opowieść i masz na nia pomysł oraz wizję przedstawianego świata, zajrze do kolejnych cześci.
    Pozdrawiam
  • Artur S 07.03.2020
    Dzięki, wydaję mi się, że nieco się z tą pisownią poprawiłem w dalszych opowiadaniach, ale daj mi znać jeżeli ten trend dalej u mnie występuję. Płomienna Północy w zasadzie była pierwszym tekstem literackim, który napisałem od skończenia szkoły średniej, więc nawet jak powróciłem po paru miesiącach to popoprawiać na nowo to widziałem tyle syfu, że nawet nie zwróciłem uwagi na powtórzenia. Osobiście jestem najmniej dumny z jedynki I myślę, że będę musiał nieco popracować nad nią jeszcze popracować zwłaszcza z tymi powtórzeniami zanim to będę wydawać.
    I z początku wrzuciłem tu całą opowieść z rodziałami więc połowa komentarzy tutaj dotyczyła tego, niż raczej po tym niż to posiekałem. Całość w zasadzie ma być wydana w formie normalnej książki z 6 opowiadaniami, a tutaj raczej ludzie oczekują krótkich opowiadań, podczas kiedy to ja wrzucam całą cegłę. xD
  • Clariosis 09.03.2020
    Tak jak obiecałam, zabrałam się za lekturę i jestem już po pierwszej części. Zauważyłam nieco błędów technicznych, które bardzo łatwo można skorygować, czy to zmianą szyku, zastępowaniem powtórzeń, czy nawet odpowiednimi znakami interpunkcyjnymi - przeczuwam jednak, że za to się już zabrałeś i to jest po prostu pierwotna forma tekstu, czy mam rację? c:

    Ale dobra, czas przejść do tego, co najważniejsze, czyli do postaci i fabuły. Nie owijając w bawełnę, mówię ze szczerością:
    Podoba mi się. Nawet bardzo. Skłania, bym czytała dalej, by odkryć, kim jest ta Płomienna Północy, ta kobieta o włosach w kolorze maku, którą kapłani straszą swoich wiernych, a gdy atakuje, to gra przepiękna, a jakże upiorna w takich okolicznościach muzyka. Podoba mi się również, że zamiast przedstawiać suche konkrety o świecie w jakim istnieją bohaterowie operujesz opisami, które pozwalają samoistnie wczuć się w klimat opowieści i stworzyć odpowiednie jego wyobrażenie w głowie czytelnika. Wbrew wcześniejszym opiniom długość dla mnie absolutnie nie jest wadą, mi pozwoliło właśnie oswoić się z atmosferą i zbudować sobie w wyobraźni obraz tego pobojowiska po jakim stąpa Nikola, a gdzie potem pojawia się tajemnicza elfka. Momentami czytanie faktycznie było trochę ciężkie przez stylistykę na "dawny język", jednak nie jest to błąd, wystarczy kilka, że tak powiem, kosmetycznych poprawek i będzie grać. Z wielką chęcią więc będę pochłaniać kolejne części i śledzić rozwój książki, gdyż bardzo doceniam pisarzy który wkładają w swoje teksty serce i pasję, starając się uczynić z nich dzieło sztuki - wierzę, że właśnie z tym mam teraz do czynienia, więc absolutnie nie mogę przejść obok tego obojętnie. Życzę dalszych sukcesów w pisaniu i mam nadzieję ujrzeć wkrótce e-booka. c:
    Wystawiam 5/5 mimo uwag!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania