Pokaż listęUkryj listę

Serce Tajgi - 3: Baśnie Nowych Epok - Rozdział 3

III

 

- Zawsze musisz nabroić. - Żachnął siedzący, na wyścielonym jelenim futrem fotelu Szpicowąs usilnie starający się zawiązać pasek przymocowujący stalowy naramiennik.

 

- Była to przysługa. - Obojętnie powiedziała stojąca przy okrągłym oknie Ewelina, przerzucając przy tym karty dość pokaźnej księgi. - Byłby to kto inny, kto gnębiłby ją już zabójcami, zachowując przy tym dobrą minę.

 

- Tyś głupia, naraziłaś się Barawiczom.

 

- I co z tego? Pan rodu wydawał się dość rozsądnym. Po co iść na samobójczą wojnę pogrążającą całą dynastię, tylko dlatego, że jakaś baba miała niewyparzony jęzor? Za bardzo się tym przejmujesz, kochany Szpicowąsie.

 

- O mojej reputacji nie pomyślisz czyż nie?

 

- Masz jakąś reputację? - Parsknęła szyderczym śmiechem. - Zresztą, kto by cię za to obwiniał.

 

- Eh, czasem mam wrażenie, że mogłaś mi jednak dać się wykrwawić tam pod Kwidzyniem.

 

- Maruda. - Skwitowała cierpko.

 

- Ty mi to zarzucasz? Pal to licho już. -Machnął niedbale ręką. - Coś tam masz w swoich raportach, odnośnie zniknięcia czy duposiedzenia Feldmarszałka?

 

- Nie więcej niż to co już wiemy... Rudogórzanin znikł gdzieś w nocy dwa dni temu. Wysłano w las dwóch tropicieli, którzy do tej pory nie wrócili. Zaś Feldmarszałek okna zasłonięte ma, i wbrew temu co mówił sługus, głównie wpuszcza do siebie tylko żołnierzy. Co do rozmów... - Dodała. - Wszystko wskazuje na to, że twój Feldmarszałek po prostu chce się popisać przed delegacjami.

 

- Tylko tyle?!

 

- Tylko tyle.

 

- Marni ci twoi agenci. - Odparł ponuro oficer.

 

- A czego ty się spodziewasz? Jarogród jest miasteczkiem granicznym, opanowanym przez elfie wieśniactwo. Paru szlachetków, których nie stać na prowadzenie swych interesów w śródlądziu Iwańskim. Chamstwo i zaściankowość. Kto ci tu ma niby wykształcić umiejętności obracania się w wyższych sferach?

 

- No przecież tak się chwalisz efektywnością swojej siatki, elf myślałby, że uwzględnia to wyspecjalizowanych agentów na każdą okazję.

 

- I rzyć cię boli, bo wino ci się słabo sprzedaje? Częścią efektywnego prowadzenia owej siatki nie jest wytracanie Perun wie ile surowców na szkolenie pachołków, które przydadzą się raz na pięćdziesiąt lat, gdy jakiś Feldmarszałek z jakiegoś powodu, postanowi sobie urządzić zgromadzenie śmietanki towarzyskiej kraju na owym zaciszu. A właśnie. – Zamknęła wymownie księgę. - Po cholerę, ktoś miałby tutaj organizować spotkania takiej wagi?

 

- A bo ja wiem. - Wzruszył ramionami Iwańczyk.

 

- Oh, mości pan Szpicowąs, coś przede mną ukrywa. - Zmierzyła go wzrokiem.

 

- Raczej czekam z niespodzianką. - Uśmiechnął się łobuzersko.

 

- Niespodziankę, cóż to... Zaprosiliście sobie szuje, Rusałkę?

 

- Przed tobą jednak wyjątkowo trudno ukryć niespodzianki.

 

- Oczywiście, że trudno. Jakiej innej niby niespodzianki miałabym się domyślać po imprezie urządzanej tuż koło Jeziornego Boru. - Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. - I co, przyjęły wasze zaproszenie?

 

- A tego to ja nie wiem i prawdopodobnie się nie dowiem. Podobnie jak tobie, miano im było zapewnienie pozycji obserwatora.

 

- Obserwatora? Kupy się to kompletnie nie trzyma. Nie zdołam uwierzyć, że ktokolwiek byłby na tyle błyskotliwy, by zorganizować sobie rozmowy w takim miejscu, tylko po to, by ich wróg mógłby sobie swobodnie popatrzeć.

 

Szpicowąs dopiął ostatni guzik swej pancernej tuniki, po czym wstał, wzdychając przy tym ciężko.

 

- To w takim razie kompletnie nie mam pojęcia. Poza ratuszem nie ma tu nawet na co popatrzeć.

 

- Już gotowyś?

 

- Ta jest. – Orzekł, stanowczo kierując się ku drzwiom.

 

- Nie podoba mi się to. Jeszcze te porwanie... Cóż takiego ten twój marszałek sobie wyknuł?

 

- Cóż, dzięki tobie samemu zaczynam się obawiać.

 

W kontraście do poprzedniego dnia, dziedziniec ratusza świecił pustką. Panował jeszcze poranek i większość przyjezdnej arystokracji, kończyła swe poranne posiłki bądź wybierała na spacer po mieście. Poza paroma strażnikami nikt przy ratuszu ni to gawędził, ni wędrował skromnym chodniczkiem. Jakże się potem okazało działało to na korzyść gospodarzy. Gdy zostali bezproblemowo wpuszczeni do środka, im oczom objawił się prawdziwy zamęt. Hol w przeciwieństwie do dworu był wypełniony nerwowo kręcącą się po budynku służbą oraz gwardią.

 

- Co tu się... - Zaczął Szpicowąs, ale reszta słów uwięzła mu w krtani. Paru gwardzistów spoglądnęło na nich nieufnie, mierząc się do dobycia broni. W końcu jeden z nich, z zamkniętą barbutą o doczepionych na czubku czterech fioletowych piórach podszedł do nich.

 

- Przepraszam was pani, ale toczą się obecnie ćwiczenia mające zapewnić naszym gościom bezpieczeństwo i obecność pani Płomiennej jest niewskazana.

 

- Cóż, najwyraźniej ich efektywność zawodzi, skoro i tak już tu zdołałam wejść. - Odparła zimnym tonem. Gwardzista nie zdołał nic powiedzieć, gdyż wnet przerwało mu wołanie dochodzące z prowadzących na piętro schodów.

 

- Pani Ewelino! Tutaj, Niech pani podejdzie!

 

Był to wcześniej poznany przez nich noszący się złotą tuniką służący Danya.

 

- Hejże no panie Oczovicz, dajcie im przejść, iście sprawa nader poważna.

 

Gwardzista spoglądnął z wyrzutem na służącego, lecz po chwili im ustąpił i wyszedł do pomieszczenia obok. Dwoje przyjaciół, bez zbędnych namysłów ruszyło dziarskim krokiem ku służącemu. Oficer, nie czekając aż odezwie się służący, zagadnął pierwszy.

 

- No, to co z tymi ćwiczeniami, na które mnie nikt nie zaprosił?

 

- Żadne ćwiczenia, panie oficer. Sytuacja krytyczna i na wagę ksiąstewka.

 

- Cóż to takiego? - Zapytała się z niepokojem Ewelina.

 

- Marszałka porwali.

 

- Jak to kurwasz jego chędożona mać, porwali!? Kto!? – Wrzasnął błyskawicznie blednący oficer.

 

- Blisko północy. Dwójka jego przybocznych przejechała przez Młyńską bramę. Na jednym z koni podrygiwał zawinięty pakunek, na kształt elfa.

 

- I nikt go nie powstrzymał?!

 

- A kto miał powstrzymać. - Parsknęła Ewelina, kryjąc zmęczoną twarz w dłoni.- Oczekujesz od strażników, by stanęli naprzeciw pędzących przed siebie poplecznych goryli i jeszcze oczernić ich o porwanie marszałka? - Skierowała się ku służebnemu. - Ktoś za nimi wyruszył?

 

- Drużyna czterech tropicieli, pani, spod pułku straży.

 

- Przynajmniej tu choć trochę ruszyliście łbem. Jak z jego pokojem? Znaleźliście coś?

 

- Wszystko było powywracane. Widoczne ślady walki. Papiery ścielące podłogę, dobytek nienaruszony. - Odpowiedział, przybierając jakby bardziej służbowy, poważny ton.

 

- Walka!? - Znów wrzasnął, tym razem czerwieniący ze wściekłości, Szpicowąs. Paru strażników stojących w holu, patrzyło na niego z wyrazem pełnym zmieszania. - Nie zareagował żaden z jego kundli, stojących pod drzwiami?!

 

- Obawiamy się Valentynie, że to właśnie owi strażnicy, oraz elitarny patrolujący korytarz, dopuścili się napadu i porwania.

 

- Kim ty jesteś? - Zwróciła się ku służącemu Ewelina, ostrożnie mrużąc przy tym oczy.

 

- Myślę, że nie ma co się dalej z tym kryć. - Oznajmił Danya. - Agent Koronny Danya. Wysłany na polecenie dworu w Białogrodzie Książęcym, z zadaniem obserwowania działań naszego Feldmarszałka.

 

- No patrz, stary Wasyl stara się wybić na niezależności. - Cmoknęła Ewelina z uznaniem. - Czterysta lat, a jeszcze można się polityką dworną zaskoczyć.

 

- Ewa, czy to naprawdę cholera jego mać, czas na takie trywializmy? - Warknął ponuro Szpicowąs. - Marszałka porwali.

 

- Może po prostu spieprzył z przybocznymi do kochanki. Nadchodzi w końcu wielka bitwa słów, do której sam doprowadził. - Jej twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu.

 

- Zaraz ja ci w końcu pieprznę, jeżeli nie przestaniesz kpić!

 

Ewelina przewróciła wymownie oczyma, po czym znów zwróciła się do książęcego szpiega.

 

- W takim razie trochę powęszę po pokoju. Może znajdę coś, co przeoczyliście.

 

- Tak. Tak! Ewelina węszyć potrafi lepiej niż niejedna suka myśliwska. - Uniósł się entuzjazmem Szpicowąs.

 

- Naprawdę mogłeś to lepiej sformułować. - Skrzywiła się w dezaprobacie. - To gdzie jest jego pokój?

 

- Stoimy przed nim – Dygnął ku zdobionym barwionym na czerwono drzwiom z jesionu, znajdujących się naprzeciw schodów. Ewelina, bez większych wyjaśnień nacisnęła karmazynową klamkę. Drzwi ani drgnęły.

 

- Zamknięte. - Stwierdziła wyczekująco, spoglądając na Danye.

 

- Zamknął je chyba dziesiętnik, zaraz przynio...

 

- Nie kłopocz się. - Przerwała mu Płomienna, po czym bez większych ceregieli kopnęła w drzwi osłoniętą niebieską łuną nogą. Te wystrzeliły z zawiasów i poleciały w głąb pomieszczenia, opadając z głośnym hukiem tuż przed oknem. Nie czekając na reakcje towarzyszy, Płomienna wstąpiła w głąb pomieszczenia. Danya spojrzał z osłupieniem na obojętnie przyglądającego się całemu temu spektaklowi Szpicowąsowi.

 

- Jeżeli ona ma gdzieś wejść, to lepiej następnym razem miej przy sobie klucz. - Burknął ponuro oficer.

 

- Capi gorzej niż u Szpicowąsa w gorzelni. - Doniósł się ze środka głos Makowłosej. Słysząc to, oficer razem ze szpiegiem podążyli za nią do pokoju. Mieszkanie Feldmarszałka na pierwszy rzut oka wydawało się być dość skromne. Pokolorowane, białą farbą, ściany, na których dumnie wisiał żelazny byk razem z ułożonymi na brązowym klimie, długimi mieczami o jelcach przypominających bycze rogi. Pokryta dębowymi deskami podłoga, pośrodku której stało prostokątne biurko z dwoma świecami i kałamarzem oraz porozrzucanymi na nim zwojami i pergaminami. Odstającego od reszty łóżka o szkielecie z hebanowego drewna, ułożonego w kącie, oraz skórzane fotele przy biurku, uświadamiały jednak, iż przed przyjazdem był to pokój wyznaczony jako gabinet jednego z urzędników miejskich. Ewelina stała obok jednego z foteli o który opierały się wcześniej wyważone drzwi, przypatrując się beznamiętnie parze otwartych, szerokich okien zalewających pokój porannym światłem.

 

- Nie musieli się z nim długo zmagać. Zapił się w trupa. - Skrzywiła się z odrazą, spoglądając na puste butelki po winie leżące pod biurkiem. - Okna były otwarte?

 

- Jak najbardziej. - Odpowiedział prędko agent. Ewelina skinęła tylko głową. Lustrowała powoli pomieszczenie. Wzrok skupił się na kancie biurka, na którym widoczna była krew.

 

- Ktoś zarył głową o biurko.

 

- Feldmarszałek? - Wychrypiał pytająco Szpicowąs. Ewelina zaciągnęła nosem powietrze.

 

- Mhm. Przyłożyłbyś się, to i mógłbyś ją podpalić.

 

- O cholera...

 

- Forma biurka jest spójna, a samej krwi niewiele. Stracił tylko przytomność, nie ma czym się zbytnio przejmować. - Potrząsnęła głową na widok przyglądających jej się z wyczekiwaniem dwójki Iwańczyków. - Dokumenty wszystkie oczytaliście?

 

- Nic z nich niestety nie wynika. - Odpowiedział cierpko szpieg. Ewelina nie skomentowała. Zamiast tego skupiła swój wzrok na niewielkim kominku wymurowanym w przeciwległym do łóżka rogu pokoju. Na niewielkim stosie osiwiałych klocków walały się kawałki szkła, niewątpliwie butelki po winie oraz sterta pogniecionych papierów. Danya prędko zorientował się na co spogląda Ewelina i po lekkim zaskoczonym wzdrygnięciu podszedł do paleniska.

 

- Ma ktoś... - Zaczął szpieg, lecz oficer szybko go uprzedził.

 

- Masz. - Wyciągnął z kieszeni szeroką, szarą chustę i podał ją Danyi. Mina szpiega zgorszyła, najpewniej na uzmysłowienie sobie tego, że wąsaty kondotier używał ją do wycierania nosa, lecz przyjął ją bez zbytecznych komentarzy. Rozciągnął chustkę tuż pod kominkiem, wyrównując ją przy tym dłonią. Po czym wyjątkową ostrożnie chwycił od spodu szeroko rozpartymi dłońmi spód przesiąkniętego winem papieru. Wnet ten, nagle się doszczętnie wysuszył, marszcząc się przy tym gwałtownie. Osłupiały szpieg otworzył lekko usta, nie zdając sobie sprawy co zaszło. Po chwili jednak się domyślił iż po prostu zniecierpliwiona Płomienna nie chciała czekać na powodzenie akcji wyratowania papieru.

 

- I co to jest? - Zapytała ponaglająco żerczyni.

 

- Jakiś list i mapa. Pewnie z tego regionu. - Odpowiedział Danya, rozwijając papier. - „Przybądźcie jutrzejszego dnia Starej Zwierzchności, czekać z rytuałem będziemy wszyscy. Nocą Feldmarszałka, bójcie się brać, gdyż pić ten na umór nie potrafi przestać. Elf ten pod wpływem nieobliczalnym i głośnym jest, zaś w naszym interesie jest, by nikt z nim jadących nie widział. Po przechwyceniu celu konieczna jest natychmiastowa kremacja wiadomości. Do tego czasu niech służy jako upamiętniacz wyższych celów.”

 

- Rytuał!? Jaki kurwasz rytuał! - Targnął się ze wściekłości Valentyn. - Kulty zasrane, naszego marszałka będą sobie poświęcać?! I to jeszcze dzisiaj? Daj mi to. - Wyrwał szpiegowi mapę z ręki.

 

- Uspokój się. - Upomniała go z politowaniem w głosie Ewelina. - Może to po prostu zwrot mający określać, nie wiem, zbiorowe kopanie ziemniaków. Sam wiesz jak to z wami Elfami i wiarą je...

 

- Tutaj! - Przerwał jej Szpicowąs, pokazując mapę. - Widzisz ten krzyżyk? - Pokazał palcem czarny „X” na niedbale nakreślonej mapie przedstawiającej budynki ogrodzone murem, na północ od budowli drzewa, przecinane falistą linią, a w górnym prawym rogu, kanciasta szopa, na której widniał owy krzyż. - Ta kreska musi symbolizować rzeczkę Gradońć. Ruszymy ich tropem teraz, to możemy i zdążyć tam dotrzeć przed zachodem słońca.

 

- Jakto ruszymy teraz? - Obruszyła się Ewelina. - Po kiłę nas w to pchasz. Co oni własnych tropicieli nie mają?

 

- Ewa, choć raz byś się zgodziła na coś od tak, z dobrych intencji. - Wycedził przez zaciśnięte zęby Szpicowąs.

 

- Cały czas coś robię z dobrych intencji. Po krwinę mam się pakować w coś, co w dobrych intencjach nie leży. - Uśmiechnęła się chytrze. - Ty chędożony pazerniaku. Wyróżnień ci się zachciało. - Szpicowąs spoglądnął błagalnym wzrokiem na Szpiega. Ten tylko wzdrygnął rękoma. - Ależ ty uwielbiasz marnować mój czas Walenty.

 

- I tak masz go za wiele. – Machnął niedbale ręką. Ewelina już mu nie odpowiedziała. Za to skierowała się ku szpiegowi.

 

- Ktoś ten list musiał im dostarczyć i to całkiem niedawno. Sugeruję zbadać, kto to mógł zrobić i czy jest jeszcze w mieście. Jak coś... - W jej otwartej dłoni rozbłysnął płomyczek niebieskiego ognia, po czym zgasł, a na jego miejscu pojawił się metalowy przedmiot o kształcie trójkąta z doczepionym do jego podstawy byczym porożem. Podała mu ów symbol i dokończyła - Pytaj się w karczmie „Pod Rudym Młotem” o Awinka. On wam w śledztwie pomoże. My ruszymy tlącym się jeszcze tropem.

 

- Skorzystamy. Wy natomiast ruszycie bramą Aleksandra Młota i skręcicie ku kniei na północ. Będzie tam czuwał jeden ze zwiadowców, którzy oryginalnie za porywaczami ruszyli. - Kończąc instrukcję, skinął im głową na pożegnanie. Ci odwzajemnili gest i dwójka przyjaciół wyszła pośpiesznie z pokoju.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania