Spotkania w mroku cz.10
Schwyciła Filipa za ramię i przytrzymała. - Ależ jest już za pięć dwunasta. Sądzicie, że mogłybyśmy was stąd tak łatwo wypuścić? Julia będzie w siódmym niebie; to z pewnością ją ucieszy.
W drodze na górę Kacper ostrzegł go - Proszę wziąć się w garść. Jest pan za bardzo podenerwowany. Jeżeli nie chce pan, aby zaczęła coś podejrzewać...
- Proszę mi pomóc - rzucił tamten żałosnym tonem. - Niech mi pan pomoże.
Kacper już miał objąć Filipa ramieniem, ale zmitygował się. Było mu żal tego człowieka. W swoim życiu nie zaznał wiele miłości. Słyszał o niej, ale dotąd prawie jej nie doświadczył.
Filip zapukał do drzwi. Wiedział, do których ma zapukać.
Cudowny, melodyjny głos, pełen ekscytacji, albowiem domyśliła się po pukaniu, kto ją odwiedził, powiedział: - Proszę.
Otworzył drzwi, a Kacper ujrzał ją.
Była skąpana we wpływających przez frontowe okno promieniach słońca. Siedziała przy oknie. Złocisty blask tworzył wokół niej coś w rodzaju aureoli. A może to nie słońce, może ten blask bił z jej wnętrza.
Odwróciła głowę w ich stronę. Była piękna. Przepiękna. Nic dziwnego, że Filip tak się w niej zadurzył, pomyślał Kacper. Jej piękno wynikało z nieskalanej czystości. Nie odznaczała się nadzwyczajną dojrzałością czy egzotyczną urodą, biła z niej urzekająca prostota, ufność i szczerość wiecznego dziecka zaklętego w ciele kobiety.
Patrzyła na Filipa. Kacper stał tuż obok niego. A mimo to patrzyła tylko na Filipa.
- Nie jesteś sam - rzekła.
Była niewidoma.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania