Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 100 *KONIEC*

Czarnowłosa dziewczyna chodziła od jednego końca komnaty do drugiego. Cały czas czuła gniew, lecz tym razem inne uczucie również starało się wgryźć do jej serca - była to miłość i tęsknota. Ale jakże przełamać lód po tak wielu burzach? Wyszła ze swojej komnaty, trzaskając drzwiami. Nie mogła dłużej tam usiedzieć. Wszystko, wszystko co się tam znajdowało przypominało jej Murada - mężczyznę którego kochała nad życie i jednocześnie nienawidziła. Chciała jak najszybciej wyjść z tego miejsca i uwolnić się od najpodlejszego uczucia.

- Muradowi należało się to - powtórzyła na głos Huma - Zdradził moją matkę i oddał Nuriye moich braci. Nigdy mu nie wybaczę. Przez niego nie ma już nadzieji.

Te słowa sprawiły, że jej pokruszone serce rozpadło się jeszcze bardziej.

Miała wrażenie, że ktoś wbił w nie igłę nasączoną trucizną. Czuła jak pomału opuszczają ją siły, a życiodajne powietrze zaczyna dusić. Jej oczom ukazały się uchylone drzwi do ogrodu. Ten widok na chwilę ukoił jej nerwy, i niewiele myśląc ruszyła w tym kierunku. Wiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma.

Ciepły, letni wiatr delikatnie unosił jej ciemne włosy, a biała suknia tańczyła na wietrze razem z nimi. Dziewczyna rozejrzała się, patrząc na piękne, zielone drzewa i kwiaty, które rozwitły milionami barw. Tylko... Jakoś wszystko wydawało jej się bardziej blade. Jak można zachwycać się pięknem lata, gdy serce jest niespokojne?

Przymrużyła oczy, czując jak łzy zbierają się pod jej powiekami. Brakowało jej Murada, brakowało jej ich maleńkiego synka. Wiedziała, że nigdy nie poczuje już pełnego spokoju, wiedząc, że jej syn i bracia nie żyją, jednak gdyby miała teraz przy sobie Murada czułaby się lepiej. Myśl, że mogło coś mu się stać doprowadzała ją do szału. Otworzyła oczy, spoglądając przed siebię. Dostrzegła, że nie jest sama. W jej kierunku zbliżała się wysoka, dobrze zbudowana postać. Przez chwilę miała wrażenie, że to Murad, lecz gdy ów mężczyzna stanął obok niej rozpoznała w nim kogoś innego...

- Yavuz? - powiedziała, spoglądając na niego, a jej serce zaczęło bić szybciej - Co ty tu robisz? Przysłał cię Murad?

Wypowiadając jego imię mimowolnie uśmiechnęła się. Chwilę potem jej umysł zajęła jednak inna myśl. A jeśli Yavuz przyszedł, aby przekazać jej jakąś smutną wieść? Jeśli Muradowi coś się stało, albo co gorsza, że Sułtanka Faize wydała na niego wyrok?

- Co się stało? Co z Muradem! Mów! - wycedziła, patrząc na niego wściekle.

- Bez obaw, pani - mężczyzna wykrzywił swe usta na kształt uśmiechu - Murad wyjechał. Za zdradę Sułtanka Faize odebrała mu pieczęć i wygnała do Bursy.

Murad martwił się o ciebie, pani. Chciał, abym pozostał przy tobie i ci służył.

Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Słowa Yavuza trochę ją uspokoiły, jednak cały czas miała pewne przeczucia. Znała Murada zbyt dobrze. Wiedziała, że był on waleczny i z pewnością nie pisałby się na taki los.

Huma podeszła do szatyna, spoglądając mu w oczy.

- Powiedz mi prawdę, Yavuz - szepnęła - Murad nigdy by się na to nie zgodził! Popełnił wiele błędów, ale czy na dobre przestałby kochać mnie i szanować tą od której pochodzę?

Mów co chce zrobić Murad! - warknęła uderzając dłońmi w jego tors.

Szatyn milczał, patrząc w ziemię. Zastanawiał się nad tym co powinien zrobić. Przysięgał swemu przyjacielowi, że nigdy nie wyda jego planów. Że nie zasmuci jego ukochanej.

Huma odsunęła się od Yavuza, oddychając głośno. Miała wrażenie, że za chwilę się przewróci.

- Powiedz mi... On - jąkała - On chce sobie coś zrobić?

Szatyn spojrzał na nią. Widząc jej przerażone spojrzenie, poczuł ukłucie w sercu. Poczuł, że robi to czego zabraniał mu Murad.

- Nie, Sułtanko - dodał, a dziewczyna trochę się uspokoiła - To co planuje Murad jest zupełnie inne... Obiecaj mi, Pani, że temu nie zapobiegniesz, a nasza rozmowa nie wyjdzie po za ten pałac.

Czarnowłosa popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Czuła jak wszystko wokół zaczyna wirować, a uszy rozdziera przeraźliwy pisk.

- Co chce zrobić Murad? - spytała, z trudem nabierając powietrza.

- Chce napaść na wieżę. Nic nie jest pewne, ale według niego tam znajdują się ostatni synowie Sułtanki Faize. Jeśli rzeczywiście książęta tam będą, Murad chce ich uwolnić.

Dziewczyna zamarła. Spoglądała przed siebie zamyślona. Nigdy nie spodziewałaby się tak szalonej rzeczy ze strony swego męża. Wiedziała, że może to mieć tragiczne konsekwencje.

- Chodź Yavuz. Nie dbam już o nic. Mogę zginąć, ale muszę go zobaczyć.

Jeśli teraz tego nie zrobię, mogę nie zobaczyć go już nigdy...

 

***********

- Mehmed Pasza! - wysoka brunetka zerwała się gwałtownie z kanapy - Co ty wygadujesz? Skąd masz tą wiadomość! - zawołała z trudem utrzymując się na nogach.

- Przybyła z Bursy. Murad kazał ją wysłać, gdy przy murach wieży zacznie wrzeć - tłumaczył Mehmed Pasza - Jeden ze strażników przyniósł ją mi.

Faize popatrzyła przed siebie ze zdziwieniem. Westchnęła, czując jak jej serce bije coraz szybciej.

- To potwierdzone? Skąd Murad wiedział, że tam ukryto moich synów? - wyszeptała ze łzami w oczach.

- To potwierdzone, pani - dodał z uśmiechem - początkowo również nie wierzyłem, ale wtedy przyszła druga wiadomość. Rzeczywiście widziano tam książęta. Podobno jeszcze dzisiaj mieli zostać wysłani do Timura i straceni. Murad jednak w porę temu zapobiegł.

Kobieta uśmiechnęła się, a po jej policzkach spłynęło kilka łez.

- Dzięki Ci Boże - zawołała, śmiejąc się.

Spojrzała na blondyna z radością. Cały czas czuła zdziwienie, lecz tym razem czuła też nadzieję. Nadzieję, którą już dawno pożegnała.

- Wyślij moich ludzi na pomoc Muradowi. Jeśli mu się uda, każ moim ludziom odesłać ich do dwóch najbliższych prowincji. Stamtąd zbiorą wojsko i od dwóch stron zaatakują Pałac. Nuriye nie wyjdzie z tego cała, za jej winy odpowie jej syn! To będzie dla niej najcięższa kara.

To na niego spadnie cała odpowiedzialność za zdradę Sułtana Bayezyda, zawarcie paktu z Timurem, i porwanie moich synów! Lud od dawna skarży się na Sulejmana, państwo upada, a gdy wyjdzie na jaw cała ta prawda, rozniosą go w pył! To będzie jego koniec! Koniec jego i Nuriye! Ponadto Sulejman wypłaca dzisiaj żołd. Żołnierze od dawna na to czekają. Sulejman zaniedbał ich. Trzeba zrobić wszystko, aby pieniądze nie dotarły na czas - mówiła, czując coraz większą złość. Czekała na tę chwilę latami. Wiedziała, że musi dać z siebie wszystko, aby raz na zawsze zakończyć tę wojnę i uratować swe dzieci. Po tym co zrobiła jej Nuriye była już gotowa na wszystko.

To była jej ostatnia szansa.

***********

Drobna, filigranowa postać szła powoli wąską, leśną ścieżką. Odgarniała co chwilę zasłaniające jej drogę krzewy i liście, rozglądała się wokół. Mimo iż wyglądała na spokojną i skupioną jej serce biło coraz szybciej, jakby wiedziało, że niebawem nastąpi to najważniejsze spotkanie. Jej umysł wariował, tworząc najdziwniejsze, straszne historie. Bała się. Bała się tego, co może zobaczyć. Bała się, że zastanie go martwego.

Cały czas coś jej podpowiadało, że spóźniła się. Myśl, że choć mimo tego, że tak bardzo go kochała, poniekąd zawiodła go, ponieważ nie było jej przy nim. Nie było jej gdy umierał. Nie trzymała go za rękę, ani nie powiedziała mu nic. Co jeśli ostatnimi słowami, które do niego skierowała były obelgi?

- To tutaj, pani - powiedział stojący za nią mężczyzna, a dziewczyna widząc ogromną budowlę, schowała się za drzewem. Naciągnęła na głowę kaptur, oglądając dokładnie potężną wieżę. Dawno nie widziała tak ogromnej konstrukcji. Zdawało jej się, że jest ona dłuższa od pałacu o conajmniej całą swoją długość. Czuła dreszcz na plecach, przyglądając się temu.

- Oni... oni są tam jeszcze? - pisnęła cicho, cały czas przyglądając się okazałej budowli.

- Niektórzy tak, pani - dodał - Wieża jest tak ogromna, że nie wiadomo kto jeszcze się tam znajduje.

Huma pokiwała głową, spoglądając na niego.

- Kiedy wyjdą? - zapytała, lecz jej wypowiedź przerwały głosy jakichś ludzi. Yavuz przykucnął, kryjąc się za wysoką trawą. Oboje patrzyli przed siebie, wyczekując nadchodzących ludzi. Krótko potem na zewnątrz wyszło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn. Szatyn przyglądał im się.

- Macie ich zawrócić! - wrzasnął jeden z mężczyzn, krępej budowy o kręconych włosach i długiej brodzie - Zawrócić i udusić!

Strażnicy pobiegli w głąb lasu a Yavuz i Huma popatrzyli na siebie. Dziewczyna zaczynała się niepokoić.

Te słowa sprawiły, że każdy włos na jej ciele stanął dęba.

- A więc Muradowi udało się - zaczęła dziewczyna - Uratował moich braci. Skoro udało się, większość ludzi Nuriye została pokonana. W wieży nie ma już nikogo prócz naszych. Chcę tam iść...

Huma wstała, idąc dumnie przed siebie. Czuła zbyt wielką determinację, aby odpuścić. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Chwilę potem zatrzymała się przed twarzą Yavuza.

- Puszczaj! - wycedziła, zaciskając zęby.

- Pani, to niebezpieczne. Murad z pewnością poszedł z książętami. Obiecałem mu...

- Oboje dobrze wiemy, że z taką liczbą ludzi nie da się walczyć. Murad jest tutaj - uśmiechnęła się - Nie obchodzi mnie też co mu obiecałeś - warknęła - Jeśli Murad przybył tu z garstką swoich ludzi, przeciw całej świcie Nuriye, to było niebezpieczeństwem. Jeśli przyszło mu za to zapłacić, chcę go zobaczyć! Teraz! Nie obchodzi mnie czy wyjdę z tego cało! - mówiła - On był gotów oddać życie za mnie, więc ja mogę zrobić to dla niego. Czy ty nie przysięgałeś mu tego samego?

Mężczyzna popatrzył na nią z uznaniem.

Pokiwał głową, zaciskając usta.

- Przysięgałem - powiedział dumnie - Przysięgałem mu też, że nie pozwolę, abyś cierpiała, jeśli on zginie. Prawda jest taka, że i tak dowiedziałabyś się, pani.

Czarnowłosa uśmiechnęła się do niego.

Ścisnęła jego dłoń, cały czas patrząc mu w oczy.

- Jesteś dobrym przyjacielem - ścisnęła mocniej jego dłoń - Chciałeś jego dobra, i dlatego zdradziłeś mi jego plany. Wiesz, czasami pozorna zdrada jest tak naprawdę dla naszego dobra.

Cieszę się, że mój mąż miał przy sobie takiego człowieka. Skoro oboje jesteśmy w stanie oddać za niego życie, chodźmy.

Mężczyzna uśmiechnął się do niej, po czym oboje ruszyli w kierunku drzwi.

Już z daleka można było wyczuć odór krwi i martwych ciał. Zapach ten dusił Humę w gardle, jednak ona pozostawała nieugięta. Musiała to zrobić. Musiała zobaczyć go martwego, czy żywego. Musiała. Wchodziła na drugie piętro, a wszystkie dni spędzone z Muradem zaczęły ukazywać się przed jej oczami.

Wszystko co było dobre i złe. Wszystko to za co kochała go i nienawidziła.

Wszystko to przez co przechodziła swój własny koniec świata i narodziła się ponownie.

Drugie piętro było jeszcze gorsze. Tam nie było już tylko zapachu, ale i to co ten zapach spowodowało. Dziewczyna odwracała co chwilę wzrok, aby nie patrzeć na leżących wszędzie martwych strażników i krew rozmazaną po podłodze i ścianach. Najgorsze było dla niej to, że znała wielu z tych mężczyzn - byli to ludzie Murada. Popatrzyła jeszcze raz, na przekór samej sobie, szukając między tymi twarzami, twarzy swego męża, lecz ku jej uciesze i jednocześnie smutkowi nie było go. Przeszła jeszcze kilka schodów a cała ta atmosfera nie zmieniała się ani trochę. Gdzie tylko postawiała swe stopy, wszędzie rozpościerał się mrożący krew w żyłach widok. Widok, który sam za siebie mówił jak zacięta walka tu trwała. Dziewczyna wspięła się po kolejnej serii schodów.

Wchodzili coraz wyżej ale w żadnym z tych miejsc nie było widać Murada.

Pasma pięter jednak nie kończyły się, tak samo jak nieugiętość Humy. Pokonali kolejne kilka stopni, gdy w oczy czarnowłosej rzucił się widok, którego tak bardzo się obawiała. Zacisnęła usta. Na ziemi leżało kilku ludzi. Czterech nieznanych Humie strażników i on...

Dziewczyna była pewna, że rozpoznałaby tę osobę nawet z bardzo daleka.

Zacisnęła usta i z trudem tłumiąc łzy podbiegła do niego. Przykucnęła, spoglądając na jego twarz. Ten widok sprawił, że poczuła się jeszcze gorzej, niż sądziła. Miała wrażenie, że jej serce pęka z bólu. Wyciągnęła w jego stronę swe drżące dłonie, delikatnie gładząc jego pocięte, zakrwawione policzki. Odgarniała jego czarne jak smoła gęste włosy, zupełnie zlepione potem i krwią.

W tej chwili nawet to ją nie obchodziło.

Zbliżyła swoje drżące usta, całując czule jego blade czoło. Wraz z tym z jej oczu spłynęło kilka łez, naznaczając twarz mężczyzny. Czarnowłosa zamknęła oczy, cały czas gładząc jego włosy. Nagle poczuła jak czyjaś dłoń delikatnie ociera jej łzę. Zamarła.

Otworzyła oczy. Czuła się tak, jakby czas zupełnie się zatrzymał. Jakby utknęła tylko w tej jednej chwili, gdy czuła na sobie ten niezapomniany dotyk. Chciała tak trwać. Chciała tak trwać na wieki.

Również ścisnęła tą dłoń, równocześnie otwierając oczy. Spojrzała na leżącego na ziemi mężczyznę. Jego oczy były otwarte, a ręka cały czas zaciskała się na jej ręce.

- Murad - wyszeptała, gładząc go po włosach. Mężczyzna spojrzał na nią swymi załzawionymi oczami, a spierzchnięte kąciki ust delikatnie uniosły się do góry.

- Huma - szepnął z trudem - Co ty tu robisz... Wybacz... Wybacz mi... Chciałem cię chronić. Zbyt mocno cię kochałem. Zbyt mocno.

Dziewczyna ucałowała go w czoło, kładąc go na swych nogach.

- Jesteś szalony, Murad - uśmiechnęła się lekko, ocierając z jego twarzy ściekającą krew - Ale za to cię kocham. Kocham cię i wybaczam ci wszystko. Jesteś bohaterem i zwycięzcą. Udowodniłeś to.

Zacisnęła powieki a mężczyzna pogładził ją delikatnie po policzku. Huma kątem oka obserwowała jak z każdym jego oddechem z jego ciała wylewa się krew. Całe litry krwi. Zamknęła oczy przytulając do swego policzka jego dłoń. Czuła, że uścisk ten zaczyna słabnąć, a jego ciało zaczyna się robić ciężkie i bezwładne. Pociągnęła nosem, a całe jej ciało zaczęło drżeć. Otarła swą twarz, zostawiając na niej całe smugi ciemnej krwi. Spojrzała na Murada a wszystko wokół zaczynało jej się rozmazywać. Ucałowała jego dłoń i jeszcze raz pogładziła go po twarzy.

- Walczył do ostatniej chwili - szepnęła, zaciskając usta, by na dobre się nie rozpłakać - Nazywałam go zdrajcą, a on poświęcił dla mnie swoje życie. Był moim pierwszym mężem i ostatnim. Nikogo nie pokocham już tak jak Murada. Nigdy go nie zapomnę.

***********

Sułtanka Faize szła długim korytarzem.

Z daleka dało się już słyszeć głosy zebranych na dziedzińcu.

Faize podeszła do okna i stojącej obok Sułtanki Rany.

- Co tu się dzieje, Rana? - zapytała brunetka, podchodząc do swej przybranej córki. Młoda sułtanka ukłoniła się przed nią.

- Jest bardzo źle, Valide - zwróciła się do niej dziewczyna - Janczarzy niebawem wtargną do pałacu. Skarbiec świeci pustkami. Sulejman podobno nie wypłacił żołdu, chociaż miał to dzisiaj zrobić!

Boję się, że zrobią coś mojemu bratu.

Faize uniosła brwi, a jej usta zacisnęły się, tak jakby hamowała śmiech. Na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech.

- Sulejman dostanie to co mu się należy. Ambicja jego matki spycha go na dno. Wszyscy wiedzą, jakie straty ponieśliśmy z powodu ostatniej wojny. Tym razem zapłaci głową za swoje błędy - uśmiechnęła się, patrząc przed siebie z dumą.

- Narazie to co widzę to tylko twoje ambicje, matko. Te potyczki powinnaś załatwiać z Sułtanką Nuriye i to jej się pozbyć! - warknęła blondynka - Sulejman jest niewinny, a ty chcesz go tak poprostu zabić, bo stoi ci na drodze do tronu! - wrzasnęła Rana.

Brunetka patrzyła przed siebie, zaciskając zęby. Przymrużyła oczy, cały czas przyglądając się temu co działo się na placu.

- Skoro jest tak jak twierdzisz niewinny - wycedziła, akcentując ironicznie ostatnie słowo - To wytłumacz mi czemu zgodził się na coś tak podłego jak oddanie swoich braci w ręce naszego wroga! Gdyby nie Murad jeszcze dziś zostaliby odesłani do tego psa Timura! Bóg tylko jeden wie co by z nimi zrobili! - wrzasnęła - Ale twój ukochany braciszek odpowie za wszystko co zrobił wraz ze swą mamusią, kiedy bracia, których pogrzebał odpowiedzą mu tym samym - uśmiechnęła się szyderczo.

Blondynka odsunęła się od niej przerażona. Oddychała głośno.

- Matko... - wyjąkała - Przecież gdy książęta tutaj przyjadą wybuchnie burza. Jeśli lud dowie się o tym, że są jeszcze dwaj pretendenci do tronu, mogą sami wkroczyć do pałacu - mówiła ledwo łapiąc oddech.

- Nuriye odpowie za swe grzechy w najgorszy sposób. Spotka ją najcięższa kara. Będzie cierpieć i gnić z bólu. Jej syn zginie z rąk poddanych, czy może być gorsza śmierć? - zaśmiała się brunetka.

Rana patrzyła na nią wściekle.

- Kiedy zmarły sułtan Bayezyd nazwał cię Faize myślałam, że nosząc tak dostojne imię, które oznacza zwycięstwo i po tym co przeszłaś, staniesz się mądrą kobietą, która znając cierpienie, będzie wznosić się coraz wyżej, ale uczciwie - odparła Rana - Że ta sama piękna Sułtanka Anbare, którą znałam będzie szybować nad innymi, bo posiada już mądrość, cierpilwość i doświadczenie, ale także serce. Od kąd stałaś się Sułtanką Faize, wszystko stało się inne. Mordowałaś każdego, kto stanął ci na drodze - mówiła dziewczyna, czując coraz większą frustrację - Okłamywałaś ojca, a najcięższym twoim kłamstwem było to, że perfidnie mówiłaś mu, że nie masz nic wspólnego ze śmiercią jego matki Sułtanki Gizem! I on ci wierzył... wierzył, bo cały czas twierdził tak jak ja, że przed nim stoi ta sama osoba - niewinna Sara, w której się zakochał, i dobra matka, która przygarnęła sierotę - dodała ze łzami w oczach - Byłam na siebie zła, gdy lata temu posądziłam Cię o to, że przyczyniłaś się do śmierci mojej matki i brata. Wiedziałam, że ty nie mogłabyś tego zrobić. Teraz wiem, że to była tylko przykrywka. Jesteś taka sama jak inne. Podła i żądna władzy. Czasami przypominasz mi tą z którą walczyłaś latami! Przypominasz mi Gizem!

Faize odskoczyła od okna, podbiegając do jasnowłosej.

- Jak śmiesz Rana! Jak śmiesz porównywać mnie do niej! To ona zniszczyła mi życie! Zniszczyła życie mi i mojej matce! Zabiła mojego maleńkiego brata, więc ja zabiłam ją! - wrzasnęła Sułtanka - Sulejman jest winny i nigdy mnie nie zatrzyma! Ty też mnie nie zatrzymasz!

- Dobrze, matko... A raczej Sułtanko Faize - szepnęła - Może i nie zdołam cię zatrzymać... ale jeśli zrobisz coś mojemu bratu, stracisz mnie, swoją córkę. Nigdy nie będę córką morderczyni.

Anbare popatrzyła na nią pełnym bólu i żalu wzrokiem. Czuła się tak, jakby ponownie rozerwano jej zabliźnione rany. Rozdarła je jej własna córka. Córka może i nie biologiczna, ale dziewczyna, którą wychowała.

- Pamiętaj, że robię to poniekąd dla ciebie, Rana - dodała, tym razem spokojniej - Robię to dla ciebie i twoich prawdziwych braci. Jeśli nie zginie Sulejman, zginie Mehmed i Mustafa. Nie mogę na to pozwolić.

Czy tego chcesz czy nie będziesz musiała to zaakceptować.

Blondynka zacisnęła usta, a jej oczy błysnęły łzami. Chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nie mogła dłużej tego znieść. Wyszła, nie kłaniając się i nie mówiąc już ani słowa.

Gdy tylko to zrobiła, stojąca przy oknie brunetka znowu spojrzała na plac.

Słyszała z daleka głośny odgłos kroków. Kroków tysiąca ludzi, i nie tylko armii.

Uśmiechnęła się, widząc otwierającą się bramę i setki żołnierzy, kroczących równym tępem. Armia ta budziła respekt, była bowiem ogromna. Wiedziała, że janczarzy stojący na placu, gdy tylko zobaczą jej synów, ruszą prosto na władcę, i zdejmą go z tronu.

Nagle tłum rozstąpił się, a wąską ścieżką z dwóch stron kroczyli dwaj wysocy młodzieńcy. Faize uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Moi książęta. Moja nadzieja - dodała z dumą. Ruszyła przed siebie, schodząc po schodach. Wiedziała, że właśnie teraz nastąpił jej czas. Moment na który czekała latami. Chwila w której stanie się najważniejszą - matką padyszacha.

************

Faize wyszła z komnaty i w jednej chwili stanęła między wejściem na plac a salą obrad. Już miała wyjść, gdy jej oczom ukazało się, kilku mężczyzn, niosących czarną trumnę. Patrzyła na nich ze zdziwieniem, gdy nagle poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Wzdrygnęła się, spoglądając na stojącą obok, drobniutką osóbkę.

- Valide - ukłoniła się czarnowłosa Sułtanka, spoglądając na matkę.

- Huma... Co tu się dzieje? Kogo oni niosą? - zapytała.

Dziewczyna spojrzała na nią swymi zapłakanymi oczami, a jej matka od razu rozpoznała, dlaczego jest w takim stanie.

Wiedziała, że jej córka może być tak smutna tylko z jednego powodu.

- Mojego męża, matko - powiedziała, z trudem ukrywając łzy - Murada, którego skreśliłaś i potraktowałaś jak psa. Zrobił okropną rzecz, ale mimo wszystko należy mu się szacunek. Uratował moich braci, pisząc się na pewną śmierć.

Faize przytuliła ją, całując z czułością jej czoło. Takiego człowieka nigdy nie znała. Zdawało jej się, że nie ma drugiego tak nieprzewidywalnego i sprytnego człowieka.

- To co Murad zrobił jest nieodwracalne. Skazałam go na wieczne cierpienie i wygnałam, ale on zaskoczył mnie. Był przebieglejszy nawet od samej Nuriye. Odkupił swoje winy - dodała, gładząc swą córkę po głowie. Złapała ją za rękę, prowadząc w stronę drzwi.

Wrota otworzyły się, a Faize zaśmiała się, spoglądając na swą córkę.

- Zobacz, co rozpętał twój mąż - powiedziała - Spójrz co rozpętał Murad. Murad Pasza.

Huma aż otworzyła oczy ze zdziwienia i również się uśmiechnęła. Cały plac i duży obszar po za pałacową bramą zapełniały tysiące ludzi. Wszystko wręcz wrzało, a cały pałac trząsł się w posadach od głośnego krzyku zebranych. Wszyscy z nich byli uzbrojeni po zęby, a wszyscy tam zebrani wołali tylko jedno imię - Książę Mehmed.

Anbare uśmiechnęła się, spoglądając na stojącego na czele, wysokiego, młodego mężczyznę. Młodzieniec o kasztanowych włosach podszedł do niej, z szacunkiem całując jej dłoń. Faize popatrzyła na niego, gładząc go po ramieniu.

- Witaj mój lwie - uśmiechnęła się.

- Witaj ponownie, matko - odparł, również się uśmiechając.

Młodzieniec stanął obok niej. Chwilę potem miejsce przy jej lewym boku zajął jej drugi syn, odrobinę niższy, lecz równie dostojny młodzieniec.

Brunetka położyła dłonie na ramionach swych dzieci.

- Oto moi synowie! - zawołała - Wasza przyszłość i moja przyszłość. Jedyna przyszłość dynastii. Synowie Potężnego Sułtana Bayezyda i jego prawowitej małżonki. To do nich należą losy tego państwa! - zawołała donośnie - Do nich i ich Valide Sultan!

- Niech żyje Książe Mehmed! Niech żyje Sułtanka Faize! Niech żyje Haseki Faize Anbare Sultan! - krzyczeli głośno, przez co kobieta zaczęła czuć jeszcze większą dumę.

Wszyscy pokłonili się przed nią, a Faize wraz z Sułtanką Humą weszła po schodach, stając na długim balkonie. Patrzyły jak wszyscy tam zebrani znikają w głębi pałacu, a od strony morza napływają statki.

- Jak ci się to udało, Valide? - spytała Huma - Jak udało ci się uzbierać tylu ludzi?

Anbare uśmiechnęła się, opierając dłonie na poręczy balkonu.

- Z dnia na dzień to by się nie udało, Huma. Trzeba codziennie dokładać drewna, aby ogień się utrzymał. Trzeba zaufanych ludzi i czekać, czekać na dogodny moment - mówiła, patrząc przed siebie - Wystarczy tylko trochę oliwy, aby nastąpił wybuch. Planowałam to od dawna, Huma. Przez te wszystkie lata pracowałam, na swoje zwycięstwo.

Murad dał znak. To on był tą oliwą. Wszystko idealnie się złożyło. Teraz nastąpią nowe czasy. Moje czasy...

Nagle na balkonie pojawił się Mehmed Pasza, posyłając spojrzenie Sułtance Faize. Kobieta spojrzała na niego z uśmiechem.

- Pani... Sułtan... Şehzade Sulejman został schwytany - powiedział lekko przerażony.

- Idealnie - odpowiedziała mu Faize - Moi synowie wiedzą co z nim zrobić - dodała.

- Jest jeszcze jedna sprawa, pani - powiedział mężczyzna - Co z Sułtanką Nuriye?

- Niech janczarzy zostawią ją w spokoju. Mam do niej zupełnie inne plany - odpowiedziała, szczerząc swe śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.

*********

Wysoka brunetka szła haremowymi korytarzami. Na jej głowie spoczywała ogromna korona, w którą wprawiono najszlachetniejsze kamienie - korona, którą miała na sobie w najpiękniejszy dzień swego życia. Ta korona przypominała jej o miłości, którą przeżyła, ale i o osobie, która zakończyła jej piękne życie, rujnując wszystko co posiadała. Czuła wściekłość, myśląc o tym. Gniew, który przyćmiewał jej wszystko. Zacisnęła pięści, idąc przed siebie. Przeszła większą część korytarza, gdy nagle usłyszała odgłos kroków za swoimi plecami. Stanęła jak wryta, wsłuchując się w ten dźwięk.

- Anbare Sultan! - głośny krzyk rozniósł się po korytarzu. Brunetka odwróciła się, spoglądając na postać stojącą kilka centymetrów od niej. Obok stała piękna szatynka o lekko kręconych włosach i zielonych oczach. Jej idealna fryzura byłs rozczochrana, a piękna suknia poszarpana. Spoglądała na nią, spod szklanych kropli - łez.

Za nią stało dwóch strażników. Faize posłała spojrzenie niewysokiej kobiecie i strażnikom, po czym skinęła dłonią w stronę mężczyzn.

Szatynka podeszła do niej, mierząc ją lodowatym spojrzeniem.

- Jesteś z siebie zadowolona, Faize? - zapytała - Jesteś zadowolona z tego, że lud rozszarpał syna na oczach matki? - spytała ze łzami w oczach.

- Ty też nie znałaś litości, Nuriye - warknęła Faize - Zabiłaś moją miłość, mojego Osmana, Ahmeda i Musę. Zniszczyłaś życie mojej córce i zabiłaś jej synka. Ponadto zdradziłaś dynastię, zawierając pakt z Timurem. Myślałaś, że za to nie odpowiesz? - wrzasnęła brunetka.

- Ty również odpowiesz za wszystko Faize. Nie zostawiłaś mi nic na tym świecie nie oszczędziłaś nawet mojej córki! - zawołała, a kilka łez spłynęło po jej twarzy - Kazałaś ją udusić razem z moim synem, i to na moich oczach. Jesteś okrutna, Anbare, okrutna i bezduszna! - wrzeszczała, prawie zdzierając sobie gardło - Teraz chcesz mnie odesłać i codziennie pilnować przez twoje służące, abym nadal żyła i wdychała tą truciznę? - spytała wściekle.

Faize popatrzyła na nią, przyciągając ją do siebie za ubranie.

- Sama na to zapracowałaś, Nuriye - mówiła patrząc na nią wściekle - Tak kończą ludzie, którzy zabijają ludzkie szczęście i zatruwają życie.

Przez chwilę patrzyły na siebie z wściekłością. Obie czuły ból i urazę. Najchętniej obie skoczyłyby sobie do gardeł.

Nuriye wyrwała się jej, otrzepując swe ubranie.

- Miałaś rację, Anbare - powiedziała - Miałaś rację, mówiąc lata temu, że nie ma już w tobie tej dawnej Anbare. To Faize ją zabiła i to ona zabije też ciebie - wycedziła - Wybacz, ale nie dam ci takiej satysfakcji, jak przetrzymywanie w jakiejś norze i codzienne torturowanie w postaci świadomości braku jakiejkolwiek przyszłości... Faize.

Brunetka otworzyła z przerażenia oczy, widząc jak jej rywalka w jednej chwili przykłada do swej szyi nóż.

- Zapamiętaj moje słowa. Faize, którą stworzyłaś pewnego dnia cię zabije - szepnęła. Brunetka popatrzyła przed siebie zamyślona.

Zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc zgrzyt metalu. Chwilę później świeża krew spłynęła tuż pod jej stopy. Mimo to czuła się tak, jakby wszystkie emocje zamilkły. Jakby wyłączyła swe myśli i sumienie. Miała wrażenie, że nawet krew i martwy człowiek nie robi już na niej żadnego wrażenia. Czy przez te wszystkie lata wyzbyła się uczuć?

Ciemnowłosa zawróciła w stronę sali głównej, idąc przed siebie prosto, z uniesioną głową, mimo tego co się stało.

Weszła po schodach na piętro, rozglądając się wokół. Wszystkie dziewczęta pokłoniły się przed nią z szacunkiem. Dopiero widząc cały harem, miała pewność, że zwyciężyła. Przezwyciężyła wszystkich swoich wrogów.

- Oto wasza Sułtanka Matka. Baş Haseki Faize Anbare Valide Sultan. Matka Sułtana Mehmeda. Zwycięska Sułtanka.

***********

KONIEC

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • katharina182 29.06.2017
    Tyle trupów w jednym rozdziale. Będę sadysta i powiem że mi się bardzo podobało;) ha...
    Zaskakujące zakończenie. Chyba się nie spodziewałam że tak akcją pokierujesz.
    Długo kazałaś czekać ale rozdział był super za to.
    Oczywiście zostawiam mocną 5
  • Ha, też jestem sadysta, bo lubię ukatrupiać swoje postacie :D
    Chciałam trochę zaskoczyć i ukazać Murada w lepszym świetle. No trochę się przedłużyło. Chciałam zrobić takie bum i jakoś mocno się postarać na ostatni rozdział no i się tak przeciągało xD Ale i tak "bum" mi nie do końca wyszło, bo się jakoś szczególnie mocno nie rozpisałam :/ Mam nadzieję, że wytrzymam do jesieni bo już zacieram ręce na II część Falcona :)
    Cieszę się, że moja opowieść Ci się spodobała i pozdrawiam ;)
  • katharina182 29.06.2017
    Faize Anbare Sultan mam nadzieję, że będziesz pisać kolejne, bo lubię twój styl. Zakończenie bardzo fajnie ci wyszło. teraz tylko czekać, aż wymyślisz kolejne opowiadanie.
    Co do drugiej części Falconu to jeszcze mi trzy rozdziały do końca zostały, później poprawa błędów (to chyba najwięcej zajmie) i będzie gotowe.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Tina12 29.06.2017
    Łał chyba limit nieboszczyków za całe opowiadanie. Jak mi jest żal, że to już koniec. Napisz coś jeszcze w tym stylu.
  • Kto wie co zrodzi się jeszcze w mojej głowie. Myślę, że napiszę kiedyś coś jeszcze, gdzie będzie przewijał się motyw władców, bo muszę przyznać, że dobrze mi się pisze w tych tematach. Wiem, nazabijałam się ich w tym rozdziale xd
  • Margerita 29.06.2017
    pięć
  • Alesta 01.07.2017
    szkoda ze to koniec 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania