Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 69 "Jestem martwa"

Minęło kilka tygodni. Anbare siedziała w swojej komnacie, pijąc ziołowy napar. Z zaciekawieniem czytała jedną z książek.

- Pani - skłoniła Marina, która weszła do komnaty.

- Odnieś to Marino, przekaż Arefie żeby bardziej uważała przy dobieraniu ziół, chyba przesadziła z czymś, jest strasznie gorzkie - powiedziała, patrząc na napój ze wstrętem.

- Oczywiście, pani - odparła szatynka, wykonując polecenie.

Wyszła z komnaty. Stojąc za drzwiami przyglądała się trzymanej w rękach filiżance. Zmarszczyła brwi, widząc nie wypitą do końca herbatę.

- Nie mogę tak poprostu tego marnować, słono kosztowało mnie zdobycie tej substancji - powiedziała. Przymróżyła delikatnie oczy, rozmyślając nad tym co powiedział mężczyzna, który sprzedał jej tą mieszankę. Była bardzo ciekawa, czy już zaczęła działać. Wiedziała, że od około dwóch miesięcy sułtanka nie najlepiej się czuła. Nie mogła tego lekceważyć. Była pewna, że kolejna ciąża rywalki może przekreślić jej plany. Ta mikstura była jej jedyną szansą. Młoda sułtanka rozsiadła się wygodnie, ponownie wracając do czytania książki. Nie mogła się jednak skupić. Cały czas odczuwała potworną gorzkość. Zmarszczyła brwi, odkładając książkę.

Z małej komnaty obok wyszła Rana.

Brunetka uśmiechnęła się do niej.

- Moje słońce - powiedziała. Jasnowłosa usiadła obok swojej matki. Patrzyła przed siebie. Milczała już od kilku minut. Zdawało się, że zupełnie zapomniała o rzeczywistości. Anbare popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Rana, wszystko w porządku? - zapytała z niepokojem. Rzadko zdarzało się, aby jej córka nie odzywała się przez tak długi czas.

Blondynka popatrzyła na nią z nieco przygnębionym wyrazem twarzy. Młoda sułtanka dobrze znała takie spojrzenie. Przypomniała jej się sułtanka Gulnihal. To jak wielokrotnie prosiła ją o pomoc.

Bardzo brakowało jej matki. Po raz kolejny straciła bliską osobę.

Spojrzała na swą córkę. Teraz to ona pełniła rolę matki. To ona stała się tą mądrą pocieszycielką, która znalazłaby rozwiązanie na każdy problem.

- Powiedz córeczko, co cię trapi? - zapytała.

Blondynka popatrzyła na nią z lekkim zdenerwowaniem. Jej twarz oblał gorący rumieniec. Czuła się trochę speszona.

- Czy coś się stało? - dodała An. Przyjrzała się córce.

Po chwili uśmiechnęła się nieco zawadiacko.

- Aaa, znam to spojrzenie - powiedziała radośnie.

- Ale obiecaj mamo, że nikomu nie powiesz! - odpowiedziała Rana, czując, że Anbare nie odpuści.

- Obiecuję, nic nikomu nie pisnę, nawet tacie - dodała brunetka.

- Zakochałam się - powiedziała jasnowłosa.

Młoda sułtanka zaśmiała się serdecznie.

- No tak, nie jesteś małą dziewczynką, już czas na pierwszą miłość - dodała. Tak naprawdę gryzła się z własnymi myślami. Z jednej strony było to dla niej bardzo szczęśliwe przeżycie. Z drugiej zaś nie mogła uwierzyć, że jej mała Rana tak wyrosła. Kochała ją z całego serca.

- Kim jest mój przyszły zięć? - powiedziała wesoło brunetka.

- Mamo! - prychnęła niebieskooka.

- No co? Przyjdzie czas, że trzeba będzie wydać cię za mąż, chcę abyś była szczęśliwa - stwierdziła, gładząc ją po ramionach.

- I nie chcę abyś skończyła tak jak biedna Gevherhan, niech Bóg to wynagrodzi mojej matce - pomyślała. Przypomniało jej się jak wiele razy widziała stojącą na korytarzu, lub w komnacie sułtanki Gulnihal biedną, zapłakaną Gevher. Jej matka zawsze broniła niebieskookiej przed mężem. W końcu zebrała się na odwagę i pozbyła się tego okrutnego człowieka. Na samą myśl o tym, że z Rana mogłaby tak cierpieć czuła dreszcz. Popatrzyła na blondynkę.

- No słucham, kogo pokochała moja wspaniała Rana? - zapytała. Niebieskooka odwróciła wzrok.

- Nazywa się Tamir - odpowiedziała. Anbare zmarszczyła brwi.

- Jeśli się nie mylę to chodzi ci o Tamira Ossana beya - stwierdziła brunetka.

Blondynka skinęła głową. An uśmiechnęła się szeroko. Jej uwagę również przykuł przystojny, silny, bardzo młody bey.

- To jego nazywają lwim synem - dodała sułtanka.

- Owszem matko - odpowiedziała jej przybrana córka.

- Moja kochana - szepnęła Anbare.

- Wyrosłaś na przepiękną dziewczynę... - dodała. Nagle poczuła silny ból. Jęknęła głośno.

- Mamo - wydusiła z przerażeniem blondynka - Mamo, dobrze się czujesz?.

Brunetka zwinęła się w kłębek.

- Aaa - krzyczała, zamykając oczy. Osunęła się na ziemię.

- Firdus Hatun, wezwij medyczkę! - zawołała Rana, widząc wbiegającą do komnaty służącą. Dziewczyna pospiesznie wykonała rozkaz.

- Mamo, błagam wytrzymaj! - powiedziała. Młoda sułtanka poczuła, że mdleje. Ból wciąż narastał...

***********

Minęło kilka godzin. Pod komnatą młodej sułtanki zebrało się mnóstwo osób. Bajezyd chodził niespokojnie, co chwilę zerkając w stronę drzwi. Cały się trząsł. Nie mógł znieść myśli, że jego ukochanej może się coś stać.

- Synu - powiedziała sułtanka Gizem, kładąc mu rękę na ramieniu.

Mężczyznę przeszył dreszcz. Spojrzał swej matce w oczy. Czuł, że ma z tym coś wspólnego.

- Zrobiłaś coś Anbare, prawda, od zawsze jej nienawidziłaś! - syknął.

- Bajezyd, to prawda, od zawsze niezbyt darzyłyśmy się sympatią, ale to już przeszłość, nie skrzywdzę jej, ona jest dla ciebie najważniejsza, to matka moich wnuków - odparła szczerze. Naprawdę nie planowała nic złego. Osiągnęła swój cel. Nie chciała więcej. Marina wzdrygnęła się słysząc słowa sułtana.

Odwróciła wzrok, spoglądając w stronę drzwi. Z komnaty wyszła jedna z medyczek, Tarih Hatun.

- Panie, sułtanka się obudziła - zawołała kobieta. Władca zerwał się jak szalony, chcąc wejść do pomieszczenia. Wszyscy za jego przykładem również postanowili wejść do komnaty. Tarih zatrzymała ich.

- Wybacz, pani, ale sułtanka nie powinna się przemęczać, przez obecność tylu osób jej stan mógłby się pogorszyć, najlepiej, aby pozostali przy niej tylko sułtan i sułtanka Ismihan - powiedziała.

- Jak to? Co z nią? - zapytał zdenerwowany sułtan. Bardzo się o nią martwił.

Kobieta westchnęła ciężko, zamykając oczy. Po jej twarzy spłynęła łza.

- Jest z nią bardzo żle- szepnęła. Bajezyd nic z tego nie rozumiał. W jego głowie zebrało się mnóstwo myśli. Bez słowa wszedł do komnaty. Anbare patrzyła przed siebie nieprzytomnym spojrzeniem.

Zupełnie nie pamiętała co się stało. Wstała, chcąc podejść do sułtana.

Do komnaty weszła Arefa.

- Pani, nie wstawaj - powiedziała, lekko podniesionym tonem. Młoda sułtanka popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Arefa, co mi się stało? - zapytała. Kobieta spojrzała na nią zdezorientowana. Zbyt wiele ukrywała. Bała się powiedzieć to swojej pani. Wiedziała, że może to się żle skończyć.

- Stwierdzono, że jesteś w ciąży, pani - dodała. Młoda sułtanka uśmiechnęła się szeroko.

- Wiedziałam! - zawołała głośno, i nie zwarzając na ostrzeżenia medyczki rzuciła się w ramiona sułtanowi.

- Pani, to nie wszystko - jęknęła siwowłosa.

Brunetka zamarła. Popatrzyła błagająco w stronę medyczki, tak jakby chciała powiedzieć jej, że chce usłyszeć, iż dziecko ma się dobrze.

- Dziecko nie... żyje, pani - wydusiła płacząc

Brunetka poczuła się tak, jakby dostała cios w samo serce.

- J-j-jak to, przed chwilą mówiłaś, że jestem w ciąży! Proszę powiedz, że to wszystko nie prawda, błagam! - zawyła. Szklącymi się oczami popatrzyła na sułtana.

- Przyrzekam sobie i tobie, że jeszcze dam ci dzieci - wyjąkała, drżąc. Po twarzy stojącej za nią kobiety zaczęło spływać coraz więcej łez.

- Pani, tak mi przykro... proszę nie rób niczego niewłaściwego, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale błagam! zachowaj spokój! - zawołała.

- Mów! - wrzasnęła brunetka.

- Pani, nie możesz mieć już więcej dzieci - wydusiła. Młoda sułtanka poczuła jak robi jej się duszno. Nie była w stanie wydusić ani słowa. Ugięły się pod nią nogi. Upadła na ziemię. Był to cios w samo serce. Wiedziała, że straciła wszystko. Zaczęła głośno płakać. Zacisnęła powieki. Czym zasłużyła sobie na to cierpienie?. Dlaczego ciągle musi tracić bliskie jej, niewinne osoby.

- Nieeeeee! - wrzasnęła płaczliwie

Łkała głośno. Oddychała z trudem.

- An-bare - usłyszała drżący głos.

Przed nią klęczał Bajezyd.

Cały się trząsł. Objął niezgrabnie trzęsące się drobne łopatki. Pocałował ją w czoło. Po jego policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez. Pogładził ją delikatnie po twarzy, ocierając słone krople. Brunetka łkała głośno.

- Moja sułtanko, błagam nie płacz, kocham cię pomimo wszystko, jesteś sensem mojego istnienia, mamy dwójkę wspaniałych dzieci, cóż więcej potrzeba nam do szczęścia? - powiedział. An zacisnęła dłonie na jego ubraniu. Jeszcze bardziej się rozpłakała. Sułtan gładził ją po ramionach.

- Nie wytrzymam tego! To koniec! Jestem zupełnie martwa, nigdy się już nie obudzę, nie mam nic, wszystko tracę, ile cierpienia może znieść człowiek! - zawyła głośno.

Nie potrafiła się uspokoić. To było ponad jej siły. Władca przytulił ją mocno. Tylko ona mu pozostała. Tylko ją kochał. Po raz kolejny cierpiał, nie mniej niż ona. To było ich wspólne cierpienie...

***********

Sułtanka Gizem siedziała w swojej komnacie, rozmyślając.

- Sama już nie wiem co robić, Armin - westchnęła. Kobieta posłała jej pytające spojrzenie.

- Anbare straciła wszystko, nie wiem jak... czy wogóle się po tym pozbiera - dodała, patrząc przed siebie.

- Wiem jednak, że czas się nie zatrzyma, boję się, że to się rozniesie i w haremie wybuchnie bunt - powiedziała, spoglądając na swą towarzyszkę.

- Nie denerwuj się, pani - szepnęła spokojnie Armin.

- Chcę temu zapobiec, wezwij do mnie Marinę - dodała. Kobieta skłoniła się i wyszła. Po chwili wróciła wraz z szatynką.

- Wzywałaś, pani - powiedziała zielonooka.

- Zapewne słyszałaś o tym co przytrafiło się sułtance Anbare - dodała rudowłosa.

- Tak, pani, bardzo mi przykro, współczuję jej z całego serca - odparła dziewczyna, robiąc smutny wyraz twarzy. Gizem spojrzała jej w oczy.

- Masz milczeć! - warknęła. Szatynka spóściła wzrok. Nie takie miała plany.

- Oczywiście, pani - szepnęła.

- Jeśli masz coś wspólnego z tą sytuacją, nie daruję ci, nigdy nie zaznasz spokoju - syknęła rudowłosa.

- Zapamiętaj to sobie - dodała.

Dziewczyna bez słowa wyszła z komnaty. Była wściekła. Połowa jej planu powiodła się.

Trucizna zadziałała jak należy.

Teraz pozostało już tylko zdobycie serca sułtana. Już miała odejść, lecz usłyszała rozmowę sułtanki Gizem i Armin.

- Przyprowadż do mnie Filiz Hatun, i pamiętaj wszystko ma odbyć się po cichu, nie chcę żadnych buntów i awantur, Anbare nie może się o niczym dowiedzieć - szeptała rudowłosa.

Marina uśmiechnęła się szyderczo.

- Widzisz sułtanko Gizem, sama pomagasz mi w wykonaniu mojego planu - zaśmiała się.

- No cóż Marino, czas się przygotować, tej nocy odmienisz swój los - uśmiechnęła się. Ruszyła w stronę hammamu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Tina12 27.08.2016
    Biedna An. A może znajdzie sie jakaś wróżka, która jednak pomoże An. A co do Mariny do jej chyba nie nawidze XD.
    5 i czekam na cd.

    Jak byś miała czas zapraszam na moje opowiadanie.
  • Spokojnie, niebawem odwiedzę twoje opowiadanie. Jestem właśnie w podróży. Jeszcze mam około 2 godzinki, także myślę, że jeszcze dzisiaj możesz spodziewać się moich komentarzy.
    A tak wogóle to przepraszam za chaotyczność w rozdziale i komentarzu, jazda autem nie za dobrze mi służy XD
  • Tina12 27.08.2016
    Faize Anbare Sultan
    To przyjemnej jazdy.
  • Zozole 27.08.2016
    Biedna An. Nie lubię Mariny. Oby wszystko się ułożyło... 5 i
    czekam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania