Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 93

Faize wbiegła do pałacu. Cały czas była zdenerwowana i roztrzęsiona zaistniałą sytuacją. Uporczywie myślała nad tym co powinna zrobić. Nagle na jej drodze stanęła przerażona Firuze.

- Pani, tylko ty możesz temu zaradzić! - zawołała, kłaniając się w pośpiechu.

- Co się znowu dzieje? - zapytała brunetka, starając się uspokoić, choć w tej sytuacji było to praktycznie nie możliwe.

- Ach, pani - jęknęła zdyszana Firuze, przełykając nerwowo ślinę -

Humeyra Hatun uciekła i poinformowała księcia Osmana o wszystkim.

Książe wywrócił do góry nogami cały harem! - mówiła z przejęciem.

- Powiedz, że chociaż zdążyliście zrobić to co kazałam, bo inaczej nie ręczę za siebie! - wrzasnęła.

Firuze popatrzyła na nią zdezorientowana.

- Niestety, pani. Humeyra Hatun... - wyjąkała służąca. Anbare posłała jej piorunujące spojrzenie. Ze złości chwyciła ubranie Firuze, przyciągając ją do siebie.

- Co z ciebie za zarządczyni, skoro nie umiesz poradzić sobie nawet ze zwykłą niewolnicą! Pomyśl, co teraz sądzi o mnie Osman! Jeszcze gorzej, jeśli sułtan dowie się o tym wszystkim - mówiła wściekle.

Przybliżyła się do niej, przymykając przy tym oczy.

- Jeśli jeszcze raz dowiem się o podobnym incydencie, w którym to ty zaniedbujesz obowiązki będę zmuszona odebrać ci stanowisko. Uważaj - syknęła jej do ucha.

Odsunęła od siebie Firuze, co wyglądało tak, jakby rzuciła nią o ścianę, po czym ruszyła w głąb korytarza.

Rudowłosa oddychała głośno.

Nie poznawała swej pani. Rozumiała jednak jej przemianę. Czasami miała wrażenie, że sułtanka popada ze skrajności w skrajność - ze skrajnie dobrej wręcz anielskiej istoty, zmienia się w kobietę, która walczy o to czego pragnie, używając przy tym niedozwolonych środków.

Wiedziała, że jeśli chodzi o przyszłość dzieci, Faize jest w stanie zrobić wszystko, nawet to co pozornie może je krzywdzić i smucić. Firuze doskonale znała jej przeszłość. Była pewna, że jej pani nigdy więcej nie pozwoli na cierpienie rodziny, o którą walczyła latami...

Tymczasem Faize przyspieszyła kroku.

Cały czas czuła złość. Przyspieszyła jeszcze bardziej widząc drzwi prowadzące do komnaty Osmana.

W jej głowie szumiało tysiąc myśli. Miała ochotę wykrzyczeć to wszystko.

Czuła, że to najwyższa pora.

Otworzyła silnie drzwi. Poczuła iskrę, która nakazywała jej jak najszybciej to przerwać.

Zamarła, widząc to czego najbardziej się obawiała.

Humeyra wtulała się w Osmana, cały czas łkając. Nie przypominała już tej samej dziewczyny, którą była jeszcze kilka godzin wcześniej. Jej smutny, delikatny wyraz twarzy wyrażał wielką rozpacz.

Faize wiedziała, że Humeyra chce w ten sposób wzbudzić uczucia Osmana.

Jeszcze bardziej zdziwiła się, widząc wspaniałe ubranie dziewczyny.

Miała na sobie piękny, jedwabny szlafrok w kolorze dojrzałej śliwki, a sama wyglądała jak prawdziwa sułtanka.

Anbare czuła jak wrze w niej krew. Dodatkowo ani jej syn, ani wspaniała "sułtanka" nie zauważali jej obecności.

- Humeyra! - zawołała An, wpatrując się ze złością w rudowłosą postać.

Dziewczyna odwróciła się, ukazując mokrą od łez twarz i podpuchnięte oczy.

Po chwili popatrzyła na obejmującego ją bruneta, zanosząc się płaczem.

Młody mężczyzna przytulił ją do siebie z całej siły. Objął dłońmi jej twarz.

- Nie bój się, moje słońce. Rozmawialiśmy o tym. Nie oddam cię nikomu i nie pozwolę, aby zrobiono wam krzywdę - szepnął jej do ucha. Stojąca obok brunetka przewróciła oczami. Nie podobała jej się cała ta sytuacja.

- Humeyra, wyjdź stąd - syknęła w stronę ognistowłosej. Dziewczyna otarła ręką łzy, po czym ruszyła w stronę drzwi. Posłała jeszcze jedno spojrzenie Osmanowi, tak jakby chciała upewnić się, że zrobi dokładnie to co oboje postanowili. W odpowiedzi brunet posłał jej delikatny uśmiech. To jej wystarczyło.

Gdy tylko opuściła pomieszczenie, Anbare podeszła do swego syna.

Rozejrzała się po komnacie, upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje.

Odwróciła się, jednocześnie spotykając się z wściekłym spojrzeniem Osmana. Przeraziła ją ta reakcja.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał, nie ukrywając swej złości.

Faize wyprostowała się i zacisnęła silnie usta.

- Osman, myślę, że znasz zasady panujące w tym pałacu - powiedziała, upierając się przy swoim - Choćbym broniła Humeyry rękami i nogami zasady wyraźnie zabraniają...

W tym momencie młody mężczyzna przybliżył się. Popatrzył na Anbare ze złością.

- Widzę, że moje zdanie w ogóle cię nie interesuje. Chciałaś pozbyć się i Humeyry i niewinnego dziecka za moimi plecami. Wtrąciłaś ciężarną kobietę do lochu. Czy tak robi prawdziwa matka? - dodał z wyrzutem.

Anbare zamknęła oczy. Oddychała głośno, starając się uspokoić.

- Co masz zamiar zrobić? - zapytała, marszcząc brwi.

- Za dwa miesiące wyjeżdżam. Rozmawiałem z ojcem, to najwyższa pora, a poza tym jedyny sposób, aby ocalić Humeyrę - odparł. Zaczął chodzić po komnacie. Odczuwał strach. Przed chwilą prawie stracił swoją ukochaną.

Co jeśli będzie musiał znowu przeżywać to samo?

Faize podeszła do niego. Rytm jej serca przyspieszył.

- Mam nadzieję, że nie wspomniałeś mu o Humeyrze? - powiedziała z nadzieją.

- Wiemy o niej tylko ty, ja, Selim, Firdus i Firuze. Nikt więcej. Obmyśliłem wszystko dokładnie. Humeyra za kilka tygodni wyjedzie do Saruhanu. Firdus Hatun zadba o nią aż do mojego przyjazdu - wytłumaczył.

Brunetka pokiwała głową. Tak naprawdę nie podobał jej się ten pomysł.

- Rób jak uważasz - dodała, ruszając w stronę drzwi. Wyszła z komnaty, zaciskając pięści z niezadowolenia.

Była wściekła. Dlaczego każdy plan musi kończyć się niepowodzeniem?

Nagle zauważyła zbliżającą się postać. Na jej drodze stanęła Firdus Hatun. Anbare uśmiechnęła się na jej widok.

- Firdus Hatun - powiedziała z radością.

- Pani - szatynka pokłoniła się, po czym zrobiła krok w stronę drzwi.

Faize złapała ją za rękę, przyciągając ją do siebie.

- Niebawem będę miała dla ciebie zadanie. Czekaj na moje rozkazy - szepnęła jej do ucha.

- Spełnię każdą twoją prośbę, pani - odparła.

- Idealnie. Idź już, nie możemy niepokoić księcia.

Firdus pokłoniła się, po czym zniknęła we wnętrzu komnaty.

- Szykuj się na prawdziwą wojnę, Humeyra. Nie będę znała litości - dodała.

Ruszyła przed siebie z uśmiechem i jak gdyby nigdy nic zniknęła w otchłani korytarza...

***************

Tymczasem zapłakana Huma jak burza wpadła do swojej komnaty.

Wypędziła wszystkie służące, nawet Melis.Przerażona blondynka wybiegła prędko z komnaty, upuszczając na ziemię suknię, którą wcześniej kazała jej przygotować sułtanka. Jeszcze nigdy nie widziała swej pani w takim stanie. Wiele razy zdarzało się, że sułtanka była bardzo rozdrażniona, jednak nigdy nie okazywała tego w ten sposób.

Melis bała się o nią. Wlokła się powolnie korytarzem, zastanawiając się nad tym co powinna zrobić.

Nagle zatrzymała się, zauważając stojącą obok osobę. Podniosła wzrok.

Przed nią stała Rana. Młoda, jasnowłosa kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Melis Hatun, co się tutaj dzieje? Co to za krzyki? - zapytała.

Służąca zacisnęła usta. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że sułtanka Rana, to jedyna osoba, która może mieć jakiś wpływ na jej panią.

- To sułtanka Huma tak krzyczy. Wypędziła mnie i resztę dziewcząt.

Obawiam się, że to może mieć związek z Muradem Beyem i Sułtanką Faize - powiedziała, drżąc.

- Z jakim Muradem? Melis, o czym ty mówisz? - odparła zdziwiona Rana.

- Dzisiaj rano Sułtanka Huma wyjechała z pałacu. Z początku nie wiedziałam co tak naprawdę planuje. Później otrzymałam wiadomość od Meryem Hatun.

Okazało się, że Sułtanka Huma planuje ślub z Muradem Beyem. Gdy tylko się o tym dowiedziałam poinformowałam Sułtankę Faize. Sułtanka od razu ruszyła do wskazanego przeze mnie miejsca...

Boję się, że coś poszło nie tak, że Huma powiedziała jej coś, albo odwrotnie... - wydusiła dziewczyna.

- Zejdź mi z drogi, Melis! Mogłaś mi o tym powiedzieć wcześniej, może udałoby mi się jakoś temu zapobiec.

Miejmy nadzieję, że to się nie wyda - powiedziała, ruszając w stronę komnaty swej siostry.

Weszła do pomieszczenia. Na widok małej, zapłakanej postaci poczuła jakieś ukłucie w sercu. Jak mogła niczego nie zauważyć?

Podeszła bliżej, dotykając delikatnie ramion dziewczyny.

- Huma, moja kochana siostrzyczko - szepnęła cicho. Brunetka strząsnęła jej dłoń.

- Czego ode mnie chcesz? Chcesz tak jak matka obwiniać mnie o wszystko?

Co ja poradzę na to, że tak dłużej nie mogę! - załkała.

Blondynka uśmiechnęła się lekko, ponownie przysuwając się do zapłakanej sułtanki.

- Wiem, że nie możesz. Kilka lat temu byłam dokładnie w tej samej sytuacji.

Nie musisz mi ufać, ani niczego opowiadać, chcę ci powiedzieć tylko jedno; co by się nie działo, zawsze będę twoją siostrą, zawsze możesz na mnie liczyć - powiedziała.

Huma odwróciła się. Na chwilę przestała płakać. To co przed chwilą usłyszała zupełnie ją zszokowało.

- Jak to w mojej sytuacji? - zapytała.

Rana uśmiechnęła się krzywo.

- Myślałaś pewnie, że od tak zostałam żoną Tamira Paszy?

Życie sułtanki nie jest takie łatwe, moja droga siostro. Każda z nas, czy to urodzona w tym pałacu, czy siłą wydarta z rodzinnych stron wie, że trzeba wywalczyć sobie własne szczęście.

Tutaj nie ma miejsca na słabość.

Ja, ty, Nilay, Almas podążamy drogą wyznaczoną nam przez innych. Jesteśmy córkami padyszacha.

Pomyśl o innych sułtankach. Pomyśl o naszej matce. Każdy zna jej historię.

Będąc zwykłą niewolnicą wspięła się na szczyt. Walczyła o to wszystko dla nas.

Dla każdego swojego dziecka jest gotowa skoczyć w ogień. To dla nas przeżyła to wszystko. Chce tylko naszego dobra.

Myślisz, że mój ślub jest zasługą sułtana?

Owszem to do niego należy decyzja, ale to nasza matka sprawiła, że ojciec dostrzegł Tamira. To ona nam pomogła.

Zrobiła to dla mnie. Ty natomiast jesteś jej oczkiem w głowie. Dla ciebie jest gotowa zrobić to samo, a nawet więcej.

Kocha cię, mimo tych wszystkich kłótni i wybryków. Kocha cię, mimo, że każdego dnia coraz bardziej się od niej oddalasz. Kocha cię, mimo kłamstw.

Ona tylko czeka, aż w końcu spojrzysz na nią jak na matkę - mówiła Rana, gładząc Humę po ramionach.

Młoda sułtanka przygryzła z całej siły dolną wargę. Czuła jak do oczu napływają jej łzy.

Blondynka wyciągnęła ręce do swej siostry. Huma bez namysłu objęła ją.

Na chwilę przywarła swym policzkiem do sukni Rany, łkając cicho.

Jasnowłosa kobieta ścisnęła mocniej swą siostrę, chcąc dodać jej otuchy.

Pogładziła drobną, mokrą twarz swej młodszej siostry.

- A jeśli ona mi nie wybaczy? - chlipnęła cicho brunetka.

- Już ci wybaczyłam - usłyszała czyjś głos.

Zaskoczona wyrwała się z objęć Rany.

Naprzeciwko niej stała dobrze jej znana, piękna, wyjątkowa kobieta.

Na jej smukłym ciele spoczywała równie śliczna, błyszcząca suknia.

Brązowe włosy, w których można było dostrzec przebłyski jasnych kosmyków, w jednej chwili zaczęły przypominać Humie błysk anielskich skrzydeł.

Czuła jak gardło zaciska się niemiłosiernie, lecz cały czas chce powiedzieć jedno, tak ważne słowo.

Piękna postać przybliżyła się. Swymi ciepłymi rękami ujęła drobną dłoń błękitnookiej dziewczyny.

Młoda brunetka bez namysłu wtuliła się w sułtankę.

- Proszę, wybacz mi - załkała.

Poczuła jak w jednej chwili jej ciało otula przyjemne ciepło. Ciepło, którego tak bardzo jej brakowało. Ciepło matki.

- Wybaczyłam ci już dawno, moja córeczko. Przepraszam. Przepraszam za to, że przez lata nie poświęcałam ci wystarczająco dużo uwagi. Przepraszam - mówiła Anbare, ściskając swą córkę.

Zaśmiała się cicho, jednocześnie uwalniając z oczu kilka słonych kropli, po czym ucałowała młodą dziewczynę w czoło.

- Mam dla ciebie dobrą nowinę, kochanie - szeptała jej do ucha - Niebawem wyprawimy wielkie wesele. Wesele największe w całym kraju. Wesele godne najważniejszej sułtanki, córki padyszacha. Nie będziesz musiała się z niczym kryć. Będziesz u boku tego, którego pokochałaś...

******************

Kto by pomyślał, że kolejnej wiosny, znowu nastanie szczęście?

Szczęście, które pogrzebało dawne kłótnie. Szczęście, które spotkało czworo zakochanych. A nawet sześcioro.

Jednego dnia pałac przywitał troje wspaniałych dzieci. Cały kraj świętował przybycie kolejnego pokolenia.

Kolejnej nadziei dla imperium.

Nadziei, która w każdej chwili może zostać stłumiona...

****************

Faize pędziła przez korytarze. Po drodze poprawiała swą najlepszą, jaśminową suknię, oraz ogromną, srebrną koronę.

Krok w krok podążała za nią Firuze Hatun, która przekazała jej tą wspaniałą wiadomość.

Anbare zatrzymała się, i wybuchnęła śmiechem na widok zdyszanej dziewczyny.

- Pospiesz się trochę. Dzisiaj jest wielki dzień. Muszę odwiedzić moje wnuki - mówiła z radością.

Przyspieszyła ruszając w stronę drzwi do ogrodu. W momencie pokonała odległość dzielącą ogród i bramę.

Za pałacowymi wrotami czekał na nią Sułtan Bajezyd oraz Nilay.

Brunetka posłała uśmiech swemu mężowi, oraz ślicznej piętnastolatce.

Wsiedli do powozu, po czym ruszyli w stronę pałacu Sułtanki Humy.

W tej chwili liczyło się tylko jedno...

Wręcz biegli pałacowymi korytarzami.

Wszyscy napotkani ludzie kłaniali im się z uśmiechem. Uśmiechem, którym chcieli pogratulować im tak ważnego wydarzenia.

W końcu znaleźli się na odpowiednim piętrze. Pod drzwiami stała Arefa Hatun i jedna z ważniejszych medyczek.

One również uśmiechały się, co oznaczało, że wszystko poszło jak należy.

Minęli ich bez zastanowienia i przekroczyli próg komnaty.

Na łóżku leżała piękna, ciemnowłosa kobieta. Obok niej siedział niebieskooki młody mężczyzna.

Wstał, kłaniając się na widok władcy.

- Panie - powiedział z uśmiechem. Wzrok wszystkich tam zebranych padł na maleńkie zawiniątko, które trzymał na rękach. Władca uśmiechnął się, podchodząc do maleństwa.

Wziął swą maleńką wnuczkę na ręce.

- Na imię ci Nuricihan, na imię ci Nuricihan, na imię ci Nuricihan - powtarzał, uśmiechając się do czarnowłosej dziewczynki. Pogładził ją po ciemnych kosmykach.

Mała sułtanka otworzyła swe piękne, ciemnoniebieskie oczy o delikatnie fioletowym błysku.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok drugiego zawiniątka.

Oddał dziewczynkę ojcu, po czym podszedł do dziecka trzymanego przez matkę. Huma podała mu syna, a na jej twarz wstąpił uśmiech.

- Na imię ci Orhan, na imię ci Orhan, na imię ci Orhan - powtarzał.

Uśmiechnął się do chłopca, po czym podszedł do brunetki siedzącej na łóżku.

Ucałował swą córkę w czoło.

- Moja kochana - szepnął, gładząc ją po policzku.

Faize podeszła do swej maleńkiej wnuczki. Murad podał jej dziewczynkę.

- Nuricihan - powtórzyła z uśmiechem - moja śliczna sułtanka...

****************

Tymczasem sułtanka Nuriye czekała na Tayfura paszę w starym pałacu. Zdyszany mężczyzna wpadł do komnaty jak burza.

Szatynka uśmiechnęła się na jego widok.

Wiedziała, co to oznacza.

- Wyglądasz jak duch - stwierdziła - Wszystko idzie zgodnie z planem, prawda?

Mężczyzna przełknął z trudem ślinę, po czym kiwnął głową.

- Jest gorzej niż przypuszczaliśmy. Timur ruszył prosto w stronę Karamanu.

Lada dzień a prowincja zmieni się w popiół. Nie zostanie nic.

- Idealnie. Czekaj na moje rozkazy. Bajezyd nie puści tego płazem...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Zozole 08.01.2017
    Ooo. Bliźniaki ♡A myślałam że będą trojaczki ♡ 5
  • Zozole 08.01.2017
    I zapraszam do mnie dodałam rozdział Świadka :D
  • Zozole Hah, nie zapominajmy o Humeyrze :)
  • Krystian244 08.01.2017
    Fajnie się czyta odemnie 5.
  • Tina12 09.01.2017
    O jak fajnie że An zgidziła się na ślub córki. Coś czuhe że cd będzie bardzo emocjonujący.
    5
  • Nie mylisz się, droga Tino :)
    Dziękuję za wizytę
  • katharina182 09.01.2017
    Znowu dużo się dzieje. Nie pozwalasz się nudzić czytelnikom... i dobrze; )
    5 z czystym sumieniem.
    Pisz dalej; )
  • Przyspieszyłam trochę akcję, (mam nadzieję, że kilkukrotne przeskoki czasowe aż tak bardzo nie przeszkadzają, bo trochę dziwnie się z nimi czuję) jednakże dziać się nadal będzie. Myślę, że do samego końca nie zabraknie emocji.
    Dziękuję za odwiedziny :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania