Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 75 "Nigdy nie zapomnę!"

Nuriye szła spokojnie korytarzem. Ostatni raz, być może na wiele lat patrzyła na ten pałac. Żal powoli znikał, a narastała chęć zemsty. Myśląc o tym, szatynka uśmiechnęła się. Wyobrażała sobie różne formy cierpienia sułtana i jego ulubionej sułtanki. Dawało jej to ogromną radość.

Popatrzyła przed siebie. Ku jej zdziwieniu stała obok sułtanka Gizem.

Zielonooka popatrzyła na rudowłosą spod byka.

- Nareszcie spotkała cię zasłużona kara - syknęła niebieskooka, patrząc na nią z góry.

Szatynka podniosła wzrok, łypiąc na swą towarzyszkę wielkimi oczyma. W tej chwili nikt ani nic nie było w stanie zakłócić jej humoru. Mimo, że pozornie straciła wszystko, tego dnia czuła się jak zwyciężczyni. Była zadowolona, z tego że wreszcie dostrzegła to, czego dostrzec nigdy nie umiała.

- Ty również nie raz byłaś karana, nie byłaś bez winy, zawsze będziesz winna, tak samo jak ja, w tym pałacu każdy walczy o swoje, ty powinnaś najlepiej się na tym znać, jesteś mym wzorem, nie zdziw się, jeśli w przyszłości zrobię to samo co ty - szepnęła jej do ucha. Gizem otworzyła lekko usta.

Kątem oka ujrzała rozpromienioną twarz szatynki. Patrzyła w jej zielone oczy, o nieco szatańskim wyrazie. Czytała bardzo wiele z tego spojrzenia. Było jak piorun i dawało czysty znak - zabiję was.

Gizem nie mogła wydusić ani jednego słowa. Była w zbyt wielkim szoku.

Zielonooka posłała jej jedno pogardliwe spojrzenie i natychmiast zniknęła za rogiem z szybkością błyskawicy.

Rudowłosa stała, cały czas patrząc przed siebie. Czuła, że szatynka z pewnością szykuje jakąś zemstę. Przymrużyła delikatnie oczy, starając się uspokoić. Na próżno. Miała wrażenie, że za chwilę się przewróci. Teraz dopiero dotarło do niej co tak naprawdę może knuć kobieta, którą ma za wroga. Nie potrafiła o tym zapomnieć. Bez namysłu ruszyła w stronę długiego, dość ciemnego korytarza. To była jej ostatnia szansa.

*****************

Tymczasem Faize spacerowała po targu, oglądając różne, piękne kosztowności. Towarzyszyła jej Fidan. Szatynka obserwowała uważnie swą panią. Tak naprawdę myślała o tym, co teraz się z nią stanie. Zastanawiała się w jaki sposób będzie przekazywać wiadomości sułtance Nuriye. Przez to wszystko zapomniała zupełnie o truciźnie, którą miała podawać brunetce. W jaki sposób sułtanka będzie jej teraz takową dostarczać?.

Była tak zamyślona, że prawie wpadła w przechodzącą kobietę.

- Fidan, co się z tobą dzieje? Dobrze się czujesz? - usłyszała nagle dość ciepły, dobrze jej znany głos.

Uśmiechnęła się sztucznie do stojącej obok kobiety.

- Wszystko w porządku, pani - odparła pospiesznie, przyglądając się brunetce.

Ta jednak jej nie słuchała. Patrzyła przed siebie jak zaczarowana. Jej wesoła mina w momencie przemieniła się w smutek.

Wpatrywała się w przechodzących ludzi, którzy prawie deptali zwinięty kłębek, postrzępionych materiałów.

Z początku myślała, że to poprostu jakiś bezużyteczna suknia, którą ktoś wyrzucił na ulicę, lecz po chwili dotarło do niej jak bardzo się myli. Ujrzała chudą i posiniaczoną nie ludzko bladą rękę. Przeszył ją dreszcz. Ten obraz wydawał jej się tak bardzo smutny i żałosny. Czuła jak ściska jej się serce. Jeszcze bardziej dotknął ją ten widok, gdy ujrzała dwie młode kobiety głośno drwiące z nieszczęsnego człowieka. Brunetka nie wytrzymała i bez namysłu podbiegła do leżącej na ziemi postaci. Ryknęła głośno w stronę tych bezczelnych dziewczyn, podnosząc ich ofiarę.

Postać ta spojrzała swej wybawczyni w oczy. Była to pomarszczona, bardzo wychudzona kobieta. Faize patrzyła na kościstą twarz kobiety, która wywołała w niej jeszcze większy gniew.

Najchętniej wykrzyczałaby wszystko tym bezwstydnym smarkulom, lecz w tej chwili musiała się opanować.

Otuliła prawie nagie ramiona kobiety, cały czas ją podpierając. Ku jej zdziwieniu siwowłosa uśmiechnęła się do niej.

- Niech ci to Bóg wynagrodzi, sułtanko Faize, niebawem dostaniesz swoją największą i najcudowniejszą nagrodę, wszystko można ocalić, wystarczy tylko rozejrzeć się wokół i dostrzec przyczynę - powiedziała chrypliwym głosem, dotykając swą zimną dłonią przedramienia brunetki. Anbare patrzyła na nią cały czas niedowierzając w to co słyszy. Nie zbiło to jednak z tropu jej rozmówczyni.

- Wystarczy tylko dowiedzieć się prawdy o tym co nas otacza, poznać prawdziwe oblicza osób, które zdaje się, że znamy, ten klucz otwiera bramy do szczęścia - dodała kobieta, dotykając delikatnie brzucha brunetki.

- Dość tego! Co ty sobie wyobrażasz?! Ty bezwstydna stara wiedźmo! Jak śmiesz dotykać sułtanki! - szepnęła Fidan z całej siły zaciskając palce na skrawku łachmanów kobiety. Staruszka zgarbiła się niczym wściekły kot, patrząc w stronę szatynki.

- Fidan! - syknęła An, posyłając swej służącej wściekłe spojrzenie.

Szatynka spojrzała na swą panią niepewnie.

- Chodź, jesteś napewno bardzo zmęczona, później opowiesz mi wszystko, i nie mów tak głośno wokół jest pełno ludzi, Fidan, zabieramy ją ze sobą, nie pozwolę, aby cierpiała z zimna i głodu na ulicy - zwróciła się do swych towarzyszek.

Fidan popatrzyła ze złością w ich stronę.

Wiedziała, że nie powstrzyma sułtanki.

I miała rację. Nowa postać wydawała się jej bardzo interesująca...

**************

Po kilku minutach wszystkie trzy były już na miejscu. Dla Faize była to zadziwiająco ciężka podróż.

Ciągle przypominała sobie ten poranek, którego wyjechała jej największa rywalka. Wszystkie te słowa cały czas były w jej pamięci. Westchnęła ciężko wysiadając z powozu.

Przez te dni działo się tak wiele. Jeszcze nigdy nie czuła smutku, radości, szczęścia, miłości i niepokoju na raz.

Bardzo ją to męczyło. Posłała spojrzenie siwowłosej i zachęciła ją do tego, aby wysiadła z powozu.

Kobieta popatrzyła na nią swymi blado-niebieskimi oczyma.

Brunetce zdawało się, że są prawie białe i pokryte jakąś jasną powłoką.

- Dobrze się czujesz? - zapytała, łapiąc jej dłoń.

- Nic mi nie jest, moje dziecko - szepnęła głucho kobieta.

Anbare posłała jej delikatny uśmiech.

Ruszyły w stronę pałacu. Młoda sułtanka owinęła się mocniej futrami, które miała na sobie. Wiał silny, jesienny wiatr, mocny i przenikliwy.

Młoda sułtanka poczuła ulgę, wchodząc do cieplejszego pomieszczenia.

Rozejrzała się wokół, szukając wzrokiem Firial lub Selima. W końcu spotkała niskiego mężczyznę, który ukłonił się przed nią z uśmiechem.

- Faize Sultan - powiedział, spoglądając na nową towarzyszkę swej pani. Anbare zauważyła jego zdziwienie.

- Zajmij się nią, masz ją nakarmić i przygotować jej jakieś ciepłe ubrania - dodała brunetka, nie wyjaśniając niczego Selimowi.

- Jak ci na imię? - zapytała po chwili kobietę.

- Höse - odparła.

- Znajdź jej jakieś miejsce do spania... a już wiem, każ Firuze spakować swoje rzeczy od dziś jej miejsce będzie należeć do Höse - dodała brunetka. Selim zaniemówił. Był bardzo zszokowany tym co usłyszał.

- Pani, spełnię każdą twoją prośbę, ale czym zawiniła Firuze? Co chcesz z nią zrobić? - spytał z przerażeniem. An przewróciła oczami.

- Zawsze widzisz świat w czarnych barwach, od dziś Firuze będzie mieszkać w mojej komnacie - powiedziała rzucając ostatnie spojrzenie Selimowi. Odwróciła się, aby odejść. Bardzo stęskniła się za swoimi dziećmi. Z uśmiechem szła w stronę swej komnaty.

Tak dawno ich nie widziała. Kochała ich ponad wszystko. Była w stanie oddać za nich życie. Otworzyła drzwi, spoglądając na mały tapczanik. Ku jej zdziwieniu siedziała na nim niezbyt pożądana osoba. An zmierzyła ją od "stóp do głów". Piękne buty, granatowo- złota idealna suknia. Perłowa kolia, oraz białe kolczyki, ogromna srebrna korona i rudy warkocz przełożony wpół przez ramię. Osoba ta trzymała na kolanach Humę i małą Almas. Wokół otaczały ją wszystkie sułtańskie dzieci. Osman oraz Rana, która trzymała na rękach Sulejmana.

- Pięknie rosną, Faize - powiedziała Gizem, patrząc na stojącą przed nią kobietę.

Anbare zmarszczyła brwi. Gizem była ostatnią osobą, którą chciała w tej chwili widzieć. Sułtanka ucałowała w czoło Sulejmana i pogładziła po głowie Osmana.

- Moja śliczna wnuczko, zabierz stąd swoje rodzeństwo, muszę porozmawiać z mamą - zwróciła się do Rany. Brunetka wręcz osłupiała słysząc te słowa. Czego może chcieć jej wróg?. Wbiła srogie spojrzenie w rudowłosą. Kiedy dzieci wyszły przybliżyła się bardziej do niebieskookiej. Patrzyła jej w oczy.

- Czego chcesz? - burknęła.

Rudowłosa spojrzała na nią.

- Zostałyśmy same na polu bitwy, nie ma już ani Gulnihal, ani Kamerşah... ale mamy wspólnego wroga - szepnęła jej do ucha Gizem.

Brunetka zmarszczyła wymownie brew, patrząc pytająco w stronę rudowłosej.

- Obie doskonale wiemy, że lepiej jest działać razem, Nuriye jest nieobliczalna! - dodała niebieskooka. Anbare nie wierzyła w to co słyszy. Zamarła.

Czuła napływające emocje. Wiedziała, że za chwilę wybuchnie, uwalniając gniew i rozpacz.

- Zaraz, zaraz uporządkujmy, chcesz się pogodzić, chcesz przepraszać, chcesz, abym poszła twoją drogą? - zapytała.

- Anbare! Zrozum! Nuriye chce zemsty, ona jest zdolna do wszystkiego! Zlekceważenie jej może doprowadzić do tragedii, nie mamy wyjścia! - zawołała rudowłosa. Faize oddychała szybko.

Czuła jak wrze w niej krew. Wszystkie zabliźnione rany otworzyły się, potwornie piekąc. Przypomniały jej się te przepłakane noce, w których zdawało jej się, że umiera. Przypomniały jej się te dni, w których z żalu i rozgoryczenia zaciskała palce na pięknych pościelach, wciąż dręczona duchami przeszłości. Jak bardzo musiała się wtedy wyprzeć siebie...

- Śmiesz po tym wszystkim, prosić mnie o wybaczenie? Wiesz ile przez ciebie wycierpiałam? Urządziłaś mi piekło na ziemi! Przez ciebie ginęli wszyscy, których pokochałam! Wiesz ile razy miałam na rękach krew, ludzi których zabiłaś! Jak mogłabym zapomnieć! - wrzeszczała, ledwo łapiąc oddech.

- Przejrzyj w końcu na oczy! Beze mnie nic nie zdziałasz, nie zdołasz zwyciężyć, Nuriye jest przebiegła, co zrobisz gdy zechce zabić Bajezyda? - odpowiedziała niebieskooka.

- Nigdy ci nie wybaczę i nigdy nie ulegnę twojemu planowi, zwyciężę po raz kolejny a wszystkich moich wrogów zmiotę z powierzchni ziemi, łącznie z tobą sułtanko Gizem, nigdy ci nie zaufam! - dodała An.

- Przemyśl to jeszcze, zobaczysz, że będziesz żałować swojej decyzji - dodała, wychodząc. Brunetka ścisnęła pięści spoglądając w stronę znikającej postaci. Uniosła dumnie głowę, cały czas patrząc przed siebie.

Wiedziała, że postąpiła najbardziej stosownie. Gizem zasiała jednak w jej sercu podejrzenie, którego w żaden sposób nie mogła zgasić...

*****************

Był późny wieczór. Fidan spacerowała po korytarzu, obserwując niewolnice. Obiecała Selimowi, że przypilnuje, aby dobrze wykonały swe obowiązki. Bardzo podobała jej się ta rola. Lubiła wywyższać się i pokazywać swe wielkie stanowisko, jednak w tej chwili myślała o czym innym. Najważniejsze było zdobycie trucizny, której teraz było brak. Usunęła się lekko, chcąc udać się do drzwi. Na szczęście wszystkie dziewczęta kończyły już pracę i pomału szykowały się do snu. Szatynce udało się. W momencie udała się na dziedziniec. Stała tam dobrze znana jej osoba. Odebrała od niej flakonik.

- Nie zmarnuj ani kropli, to najmocniejsza dawka, to będzie koniec sułtanki Faize - powiedział zakapturzony człowiek. Fidan schowała flakonik pod suknię. Nagle usłyszała szelest. Odwróciła się zwinnie, wyciągając nóż.

- Kim jesteś! - wrzasnęła.

Z zarośli wyłoniła się wychudzona kobieta o pomarszczonej twarzy.

- A kim tak naprawdę jesteś ty, Fidan Hatun? Dla kogo pracujesz? Chcesz zabić sułtankę? - powiedziała Höse.

Szatynka popatrzyła na nią wściekle. Bez namysłu rzuciła się na szyję biednej staruszce...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zozole 15.10.2016
    Ojej! I teraz wszystko będzie dobrze! Bo złapią Fidan. Hose będzie wierna An. ^^ 5 Czekam
  • Tina12 15.10.2016
    Oby Fidan jak najszybciej została ukarana. A An znów będzie szczęśliwa.
    5 i czekam na cd.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania