W parku część 4
Cezar zdefiniował mój ruch, jako zamierzony gest w kierunku jej pani, zareagował w sposób profesjonalny, stemplując moją łydkę, co dla mnie nie było powodem do oklasków. Dzięki temu, że już zdążyłem poznać Ankę, dał mi tylko ostrzeżenie, delikatnie przekonując bym się ustatkował, ale i tak to odczułem, mogłem więc powiedzieć jak Stuhr w „Kingsajz” –„ Dziabnął mnie”.
--Ja pier…uuu….no to piękny relaks mi wyszedł, popołudnie jak w bajce, lunapark, Disneyland, to pikuś przy tym, no szaleństwo, jeszcze „ Piękni i młodzi” niech zaśpiewają „Ona jest taka cudowna” a orgazm murowany.
Chodziłem tak parę kroków w przód i tył, nie z bólu, ale bardziej ze stresu, wiedziałem , że skutki urazu nie mogą być tak drastyczne jak moje zachowanie, ale bałem się podciągnąć nogawkę, by się o tym przekonać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pies bardziej jest skołowany tym co ja wyprawiam, niż swoim zachowaniem, co skłoniło mnie do klapnięcia na ławce. Anka po wydaniu polecenia, by Cezar został na swoim miejscu, podeszła z lekką nieśmiałością, by usiąść na skraju ławeczki.
--Bardzo mi przykro, ale takie gesty w obecności psa, zawsze stwarzają problem, to u nich odruch bezwarunkowy, musiałeś wiedzieć.
--Dzięki, no od razu mi lepiej, przeszło jak ręką odjąć, powinnaś pomyśleć o pracy jako terapeutka, masz wprost wrodzone predyspozycje.
Przysunęła się bliżej, a po struchlałej Ani zostało wspomnienie.
--Może żle sformułowałam zdanie, ale ty nie musisz na mnie naskakiwać, powinieneś poskromić swoje gesty, a będzie ci służyć świeże powietrze.
Siedzieliśmy tak łapiąc odpowiednie tętno, by po chwili już normalnie nawiązać konwersację.
--Daj zobaczę, może trzeba to opatrzeć.
--Będę żył, jak widziałaś potrafię się poruszać, tak więc..
Przerwała mi, podnosząc dłoń bym dał spokój, jednocześnie bez mej uprzedniej aprobaty sięgnęła drugą , by odsłonić miejsce które było w obecnym czasie mym newralgicznym.
--Dobra, dobra, te wasze męskie ego może chwilę poczekać.
Nie powiem, żeby nie była sprawna w tym co robiła, przez moment oparła sobie lewą rękę na mym udzie, co wprawiło mnie z zakłopotanie, zauważyłem, że ma piękne palce, smukłe, a ta czerwień paznokci, aż chciałem wziąć i przytulić do policzka.
--Eeee, takiego rabanu narobiłeś, jakby cię rżnęli na żywca, a tu ukłucie jak po komarze. Dobrze moja babcia mówi, że całe szczęście, że wy nie rodzicie, bo by z wami cesarkę już w połowie ciąży musiał przeprowadzać, a porodu to połowa by nie przeżyła.
Pies jej mnie uwalił, mogę dostać jakiejś rzeżączki, czy kij wie czego, a ta jeszcze mi ciśnienie podnosi, że to pikuś, no ma tupet, żeby gorzej nie powiedzieć, ale nie będę robił scen, niech jej będzie.
--Mówiłem, że to nic szczególnego, przemyję, opatrzę i będzie za kilka dni tylko drobna blizna.
Usiadła z powrotem obok, zasłoniła usta dłonią i zaczęła się śmiać.
--Ale wiesz co? Przypomniało mi się… ha.ha ha..jak tak mówiłeś ..haha..lunapark…ona jest taka …haha..cudowna…wyobraziłam sobie…jak skaczesz do tych rytmów..haha…z tą noooogą..
Odwróciłem głowę, bo jej śmiech mnie prowokował do wtórowania jej, a ja chciałem zachować powagę.
--W takich ekstremalnych sytuacjach mówi się dziwne rzeczy, więc nie wyciągaj pochopnych wniosków.
--Taaa, haha…a świstak siedzi i zawija w te sreberka…..haha.
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem, tak intensywnym, że musiałem się odchylić do tyłu, o Ance nie wspomnę, bo ona to się rozłożyła na ławce, jakiś facet przejechał obok rowerem, był troszeczkę zdegustowany.
--Wiesz co Aniu …haha…..idz w …..cholerę.
Jak się trochę uspokoiliśmy to Anka przecierając wierzchem dłoni kąciki oczu, zapytała mnie o poprzednie zdanie.
--Chciałeś powiedzieć …”idż w pizdu” to prawidłowa wersja co?
--Ważne co powiedziałem, to tak było spontanicznie, …ale się dobrze zachowałem.
--Właśnie, że jest ważne, chcę by między nami było tak jak w tej chwili, a nie jak przedtem, jakieś uniki, bo mogę go urazić. Wal śmiało, jak cię coś u mnie wnerwia.
Leżała tak na ławce, a ja zauważyłem, że odsłoniło jej się ramiączko od biustonosza, a tuż niżej prawego ucha ma pieprzyk, chciałem go dotknąć, poprawić kosmyk włosów, i poczuć zapach jej szamponu.
--Wiesz, tak to ja mogę sięzwracać do kolegi a nie do kobiety.
--Przestań! Nie wal ściemy, wiesz jak ja się wyrażam, zresztą to już nagminne taka nowa konwencja, dziś ze sceny muzycznej krzyczą – „jak się bawicie, jesteście zaaajeee…
--No tak, jakbyś psa tak 80 lat temu wyprowadzała, to pewnie nie byłoby możliwa taka konwersacja, bo i przyzwoitka by chodziła za tobą.
--No i tak leżeć na ławce bym nie mogła, a jakie bym łaszki nosiła, całe szczęście, że takie czasy nam przyszło przeżyć. Gdyby nie Cezar, to bym Cię nie spotkała, to może przeznaczenie?
--To teraz pojechałaś…ooouu..pani Anno ja panią proszę.
Nastała cisza, po chwili Anka wyciągnęła ręce.
--Pomóż mi się dźwignąć.
Uczyniłem to o co prosiła, a ona poprawiła sobie bluzeczkę, ramiączko ku mej rozpaczy znalazło się pod materiałem, a co gorsza Anka wstała by się pożegnać.
Komentarze (36)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania