Poprzednie częściZamaskowana Rozdział 1: Pomoc

Zamaskowana Rozdział 5: Oprowadzanie

-Halo! Diano!-Usłyszałam nagle. Był to głos Teo, który lekko mną potrząsnął, jakby chciał mnie obudzić. Czym zasnęła? Nie no, przecież to nie możliwe... Zasnąć sobie, tak o, na środku pokoju i to będąc całkowicie obudzona. No dobra, byłam niezwykle senna każdego dnia, ale nie poszłabym spać ta nagle, wbrew własnej woli.

-Matko! Czy nic ci nie jest, dziecko!?-Spytała mama Teo, klękając przy mnie. Czułam, że mam mokre policzki. Czyżbym płakała. Owszem, we wspomnieniach płakałam, ale czy ja aż tak bardzo wczułam się w nie, że zapomniałam o całym świecie? Nie wiem... Wszystko, co mnie otacza i dzieje się wokół mnie jest niezwykle skomplikowane. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzisiaj dzieje! Może to te nagłe sytuacje i zmiana otoczenia sprawiły, żem poczuła się deczko inaczej, niż zazwyczaj i ta nagła reakcja wywołała to wszystko... Nie wiem. Jest to bardzo dziwne...

-Nic mi chyba nie jest... -Rzekłam, podnosząc się z podłogi.

-Wyglądasz, jakby jednak dobrze nie było... -Powiedział Teo i pomógł mi wstać.

-A znowu mam coś z cerą?-Spytałam i spojrzałam na swoje ręce; były normalnego odcienia, pomarańczowe, jak zawsze.

-Nie... Po prostu w twojej odpowiedzi trochę żem się zgubił... -Zaśmiał się Teo.

-A ile spałam?-Zapytałam, gdyż bałam się, że mogłam tak leżeć przez kilka godzin, a nie minut. Teo uśmiechną się miło i machnął ręką, jakby chciał powiedzieć "nie martw się, to nic".

-Kilka sekund... -Odpowiedział jednak.-Może oprowadzę cię po domu. Chciałem powiedzieć, tak jak zwykle się mówi: "czuj się, jak u siebie", ale tobie raczej tego nie życzę.-Zaśmiał się, ale tak, jakby nie wiedział, czy powiedział coś zabawnego, czy raczej mnie tym zasmucił. Śmiałam się więc razem z nim, bom stwierdziła, że dodam mu też trochę odwagi. Nie bał się rozmawiać ze mną. Był całkowicie wyluzowany, w przeciwieństwie do mnie. Ja natomiast bardzo lubię prowadzić z nim dialogi, ale moje starania to zwyczajnie wyglądają, jak bardziej strach, niżeli przyjaźń. Nie potrafię z nim mówić tak, jak on. Jest to coś dla mnie niewykonalnego... Zajmuję przecież niższe stanowisko niż on. Jest zbyt piękny i ma tak dużo, że w życiu mi by nie przyszło do głowy być równą jemu. Na początku weszliśmy na schody. Zauważyłam, że trzymając lekko Teo za rękę, bez trudu je pokonuje. Może, gdybym szła sama, opierając się ledwo o poręcz ze ścierką w ręku, jak to zwykle bywało w domu, byłabym o wiele bardziej spowolniona. Teraz jednak szłam pewnie i tylko ciepłe spojrzenie Teo dawało mi znak, że toć to raj, w którym będąc zaznam nareszcie tego uczucia, jakie to ludzie nazywają szczęściem. Czułam, że to właśnie tutaj mogę zdjąć te wszystkie maski i wyjść z ów teatru tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Gdy byliśmy na górze, zgodnie ze ścianami rozciągała się podłoga piętra, natomiast w środku podłogi był kwadratowy duży otwór, dzięki któremu doskonale widać było cały parter. Podłoga odgrodzona była od niego złotą barierką tak, jak i schody. Wyglądało to, jakby dosłownie był to pałac. Na ścianach widniały obrazy, oprawione w złote ramki oraz długi rząd drzwi, rozciągający się przez całą długość piętra. Teo otworzył te, które stały teraz przed nami. Weszliśmy do niewielkiego pokoju, gdzie najwyraźniej była kuchnia, gdyż wszędzie rozciągały się półki i blaty kuchenne.-To jest kuchnia.-Powiedział Teo, jednak wiedział pewno, żem to zauważyła.-Idźmy więc dalej... -Rzekł i istotnie; wychodząc z pomieszczenia, przeszliśmy jeszcze przez drzwi obok. W środku pokoju znajdowała się łazienka. Była tam umywalka, nad którą lśniła piękna, złota szafka z lustrem. Koło niej stała wanna, a jeszcze dodatkowo kabina prysznicowa, no i oczywiście toaleta. Nie było specjalnie dużo do oglądania, więc szliśmy dalej. Kolejne drzwi prowadziły do pokoju z ogromnym, podwójnym łóżkiem, przy którym po obu stronach stały małe, ciemne, drewniane półeczki z jedną szufladą. Nie było nawet, co mówić. Byłam pewna, że to pokój rodziców Teo. Następny pokój to było duże pomieszczenie, w którym mieściły się stosy białych sześcianów z wypukłym, okrągłym otworem w środku i czarnymi przyciskami w prawym górnym rogu. Ów pudełka ułożone były w kolumnach po dwa i błyszczały się, jakby każde próbowało być jaśniejsze od drugiego.

-Co to za miejsce?-Spytałam. U mnie w domu nie było czegoś takiego. Nie chodziło mi tylko o pokój. Ogólnie nie wiedziałam, co to są za pudełka, stojące dookoła.

-To pralnia... Nie masz czegoś takiego u siebie?-Spytał Teo.

-Nie, a do czego są te pudełka?-Zapytałam niepewnie. Wiedziałam, że uzna mnie za nic niewiedzącą. Najwyraźniej jednak nie poruszył go fakt ten, a raczej zaniemówił, jak gdyby nigdy nikt się o coś takiego go nie spytał. A jednak mówić począł:

-No... Em... Znaczy... Nikt mnie jeszcze o coś takiego nie pytał. Jesteś w bogatym domu, ale twoi rodzice mieli również dużo pieniędzy. Nie masz pojęcia, czym jest pralka?-Spytał, ale nie niemiło, a tak jakby rozumiał mnie. Nigdy, odkąd rozpoczęłam z nim jakąkolwiek rozmowę, nigdy mi nie powiedział nic, będąc zły. Wyglądał na człowieka, który, jak anioł, spadł z nieba, by mi pomóc. Ja natomiast, nie wykorzystywałam tego, a cieszyłam się po prostu, że znalazłam istotę, która próbuje mnie zrozumieć i która potrafi, nie tylko powiedzieć, ale i pomyśleć coś miłego o mnie. Widać było, nawet jego myśli, po mimice oraz gestykulacji i zachowaniach. W każdym razie, szliśmy dalej. Widać, że Teo nie chciał już ze mną na ten temat rozmawiać, chyba po to, by mi więcej przykrości nie sprawiać. Mi nie było źle, ale najwyraźniej Teo myślał inaczej. Nie wszystkie myśli można zobaczyć od razu... Weszliśmy następnie do ogromnego pokoju, którego podłoga była wyłożona złotem, tak samo, jak i sufit. Ściany były błękitne, a na równoległej do tej z drzwiami widniało duże, oprawione w srebrną ramę okno, zza którego widać było nudne, szare miasto; budynki, chodniki, ulice i ludzi. W pokoju znajdowało się duże łóżko jednoosobowe z granatową pościelą w złote gwiazdy. Obok, pod oknem, stało biurko, na którym postawione były lampka nocna i kilka książek. Wiele z nich było o superbohaterach, ale nie było w tym nic dziwnego. Gdybym miała trochę więcej czasu, sama bym czytała takie. Kiedy byłam mała, pamiętam, moją ulubioną bohaterką była Supergirl. Uwielbiałam opowieści o niej i śniłam, że kiedyś to ja stanę się taką superdziewczyną, która strzela laserami do złoczyńców i dmuchając na ogień, sprawia, że strażacy bankrutują. Ech, marzenia... Te, które nigdy się nie spełniają... No cóż... Ale teraz widzę, że nawet bez supermocy mogę osiągnąć coś więcej niż sukcesy w walce; przyjaźń.

Średnia ocena: 1.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania