Poprzednie częściZamaskowana Rozdział 1: Pomoc

Zamaskowana Rozdział 8: Bieda czy sprawiedliwość

Niestety, czas był wracać do domu. Chociaż w sumie, czy na pewno "niestety"? Mogę spełnić każde swoje życzenie, więc zacznę od opowiedzenia wszystkiego moim rodzicom.

-Zatrzymaj sobie wszystko, co kupiłam. Ja mam tego już dużo.-Rzekłam, nie z dumą, a miło i dobrotliwie. W końcu wszystko, czego potrzebuję mam w tym spreju.

-No dobrze, skoro to cię uszczęśliwi.-Powiedział, w ogóle nie próbując się postawić Teo. Oboje zeszliśmy na dół do sali głównej. Rodzice Teo znów wyszli z jednych z sześciu dolnych drzwi i podeszli do mnie.

-Więc tego chciałaś!-Wykrzyknął ojciec Teo.-Przyszłaś tu tylko po sprej życzeń! Wszystko to było po to, by oszołomić naszego syna!

-Nie, tato, nie!-Teo zaczął tłumaczyć wszystko ojcu.-Sam jej go dałem.

-Czyli my mamy teraz zgnić tu w pałacach, które i tak zostaną nam odebrane!?-Wykrzyknął ponownie ojciec Teo. Ja wysunęłam sprej przed siebie w stronę nich wszystkich i rzekłam:

-Moim pierwszym życzeniem jest, aby cała ta rodzina żyła razem przez całe życie w miłości i dobroci. Niech nic ich nie rozdzieli.-Po czym psiknęłam sprejem przed siebie. Po chwili cała rodzina objęła się w uścisku, a ojciec Teo powiedział:

-Nawet, gdy bieda nas dopadnie, szczęśliwi będziemy, że mamy siebie nawzajem.-Teo uśmiechnął się z wdzięcznością do mnie.

-Dziękuję ci! Naprawdę... -Rzekł. Byłam szczęśliwa, gdym to usłyszała. Wiedziałam jednak, że muszę wracać do domu, więc, chwytając za klamkę drzwi wejściowych, odwróciłam się w stronę Teo i wyszeptałam:

-Dziękuję... Nigdy ci tego nie zapomnę... -Po czym ten pomachał mi na pożegnanie, a ja otworzyłam drzwi i wyszłam, zamykając drzwi za sobą. Szłam ulicami przez kilka minut, aż w końcu dotarłam do domu. Moim oczom ukazywały się po drodze ulotki, porozwieszane tu i ówdzie ZAGINĘŁA CÓRKA. Napisany był numer telefonu do rodziców i moje zdjęcie. Czyżby moi rodzice mnie szukali? Czyżbym ich jednak obchodziła? Nie... Pewnie szukają służącej... Teraz już się ich nie bałam. Szłam prosto, jak strona z pewną miną i zaciskając w dłoni sprej życzeń. Była to moja jedyna broń przed nimi. Gdy podeszłam do drzwi domu, usłyszałam ciche, przytłumione szlochy. Nasłuchiwałam więc, czy też czegoś nie powiedzą o mnie miłego. Może jednak żałują swoich błędów?

-No i kto nam teraz będzie gotował obiady?-Spytał ojciec mój, a matka dopowiedziała:

-A któż posprząta dom? Straciliśmy najlepszą córkę na świecie! Wszystko dla nas robiła!-Brzmiało to trochę, jakby rzeczywiście żałowali. Weszłam więc do domu i ujrzałam w salonie matkę i ojca, którzy teraz podbiegli do mnie i objęli mnie w uścisku.

-Och jesteś, jak dobrze! Gdzie byłaś!?-Pytała mama. Widać, że nie była skruszona, a bardziej zła. To sprawiło, że odepchnęłam ją i ojca lekko, acz stanowczo.

-Nie chcę was! Dziękuję wam za dom, pieniądze i ubrania, na które w sumie sama musiałam zarabiać u własnych rodziców ciężką pracą, lecz nie chcę już się męczyć! Zbyt długo mnie wykorzystywaliście.

-Ależ my cię naprawdę kochamy... -Zaczęła matka z udawaną dobrocią w głosie.

-Teraz to mnie chcecie, bo w waszym życiu brakuje służącej, a nie córki! Nie chcę tak! Po prostu nie! Nie chcę wiecznie ukrywać się za tą maską i mówić, że wszystko jest okej. Macie pieniądze, to się cieszcie, bo wielu z ludzi tego nie ma. Chociaż, w sumie, czemu nie pomyślałam o tym.-I mówiąc to wyciągnęłam ku rodzicom sprej życzeń.

-Co to jest?-Spytała zainteresowana matka.

-Sprej życzeń.-Odparłam szybko.-Dzięki niemu mogę zażyczyć sobie wszystkiego. Sprawię, że staniecie przed prawdziwym wyzwaniem. Używacie swoich luksusów w nieodpowiedni sposób, a niektórym bardzo by się takie luksusy przydały. Spotka was kara za to i tym razem to ja będę karać was, a nie wy mnie!-Mówiąc to, mimo próśb rodziców, psiknęłam w nich sprejem i pomyślałam sobie, aby spotkała ich najgorsza kara na świecie, czyli bieda. Po chwili dym ze spreju zaczął się zagęszczać i wędrować po wszystkich zakamarkach domu. Wybiegłam szybko z niego i odeszłam na parę metrów, by i mnie nie spotkała kara. Gdy mgła opadła, moim oczom ukazała się sterta kartonu i innych śmieci, a pośrodku, na trawię, siedzieli moi rodzice. Ich ubrania były podarte i brudne, a włosy; potargane. Z jednej strony cieszyłam się, że nareszcie ujrzą, czym jest prawdziwe nieszczęście, a jednak coś sprawiało, że byłam smutna. W końcu uczyniłam im coś, co sama przechodziłam. Ale czy to było sprawiedliwe? Czy sprawiedliwe jest odpłacanie się ogniem za ogień? Raczej nie... Ale czy powinnam teraz ich odczarować? A może coś pomiędzy... Psiknęłam więc ponownie na nich sprejem i po chwili w miejscu śmieci ujawnił się dom, niezbyt bogaty, zwykły, przeciętny domek, w środku umeblowany też niezbyt ładnie, ale tak, żeby dało się tam wieść przyzwoite życie. Moi rodzice ubrani byli teraz w stare, schludne ubrania, a i wyglądali ładniej. Ci, z początku, chcieli zacząć krzyczeć na mnie "Jak ty mogłaś!", czy coś w tym rodzaju, ale pewno stwierdzili, że okazałam im miłosierdzie, dając im dom, bo myśleli, że w poprzedniej formie zostaną na zawsze. Mieli szczęście, że jestem sprawiedliwa. Nie mogłam im dać wszystkiego, ale połowę tak. Uznałam, że tak będzie najlepiej. Ci objęli mnie w uścisku, a ja ich również.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania