Zamaskowana Rozdział 1: Pomoc
Do opowieści zainspirowała mnie rozmowa z MartynąM i Sandrą. Nie jest ona, od razu mówię, prawdziwa, choć pragnęłam napisać to narracją w osobie pierwszej. Zachęciły mnie do tego opowiadania Sandry. Pozdrawiam:)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Znowu oglądasz te wiadomości. No ile można!-Narzekam, wchodząc do salonu z zaspanymi oczami, a ojciec zamiast spojrzeć na mnie, gapi się w ten telewizor! To właśnie telewizor obudził mnie z błogiego snu. Jam dla niego córką, a może tylko dzieckiem. Azaliż doszłam do wniosku, że nie będę sobie tym głowy zaprzątać, bo i po co i że pójdę do kuchni coś zjeść, bo strasznie się głodna zrobiłam. Podeszłam więc do lodówki i ujrzałam okrutną, żółtą karteczkę. Wiedziałam, co ona oznacza. Nawet czytać nie musiałam. Zawsze mama rano, wychodząc do pracy zostawia kartkę z nakazanymi obowiązkami, a to, żebyśmy posprzątali, ewentualnie pościerali kurze, azaliż, żebyśmy zabawili się w robienie obiadu, a to, a tamto... Ojciec zawsze zostawiał mnie z tym sam. Nie da się tak żyć.-Tato, może ty dzisiaj pójdziesz do sklepu, please!-Rzekłam do ojca. Nie spojrzał w moją stronę, ale się odezwał.
-Czy ty naprawdę nigdy nie możesz pomóc w czymś w tym domu!?-Krzyknął. W rzeczywistości, ja byłam jedyną osobą, która cokolwiek tu robiła. Musiałam sprzątać, gotować, prać i robić rzeczy, które należą zwykle do matek. Nie bolałoby to aż tak, gdyby ktokolwiek tą pracę doceniał, chociaż jedna osoba! Nie daje już rady! Rozumiem, że mam już 14 lat i że powinnam zacząć żyć normalnie, jak dorośli, ale jeżeli jestem ich córką, to oczekuję, że chociaż pomagać mi będą. Robię tak dużo! Czuję się, jak służąca! Czy to ze mną jest coś nie tak? A może powinnam porozmawiać z rodzicami? Nie, za bardzo się ich boję. Gdybym choć słówko pisnęła komuś, byliby tak źli, że żyć by mi nie dali! Dlatego też nie mam przyjaciół; od razu wyczuwają nieszczerość. Rodzice nie kupują mi nic. Sama muszę zarabiać na jedzenie i picie. Nawet wieczorem lampy nie włączam, bo za prąd też płacić muszę. Oni, co prawda dają mi pieniądze za robienie tych wszystkich "obowiązków", które w rzeczywistości są zwykłym wykorzystywaniem mnie. Dostaję 5 zł dziennie za zrobienie wszystkiego idealnie. To całkiem mało, żeby móc się utrzymać. Dorabiam więc, to w Żabce, to jako kelnerka w restauracji, a jeszcze dodatkowo, jako dostawca pizzy. Nie wyrabiam się. Na szczęście udało mi się ustalić, że będę pracować o różnych porach i po szkole. W ów szkole jestem najgorszą uczennicą w klasie. Zarywam noce na zakuwaniu do sprawdzianów i kartkówek, gdyż w dzień nie mam na to czasu. Ciągle praca! Czuję się strasznie obciążona, ale nic nie mogę z tym zrobić.-No idźże już do tego sklepu!-Krzyczy ponownie tata, a ja posłusznie kiwam głową.
-Ja... już... Już... idę... -Wyjąkałam i wyszłam z domu, zabierając ze sobą zarobione 100 zł przez prawie trzy tygodnie. Nie płakałam, jeszcze. Bałam się, że ktoś by mnie zobaczył, a rodzice dowiedzieliby się. Zawsze się ich bałam. No może od czasu, kiedy u nich zamieszkałam. Dawniej to mieszkałam u mojej prawdziwej matki i ojca, ale ci zginęli. Poszłam więc do sierocińca. Tam miałam przynajmniej, z kim rozmawiać i chociaż każdy zdawał się myśleć o sobie, byliśmy, jak rodzina, która, gdy było źle, wspierała się nawzajem. Gdy weszłam do Supermarketu poszłam w stronę działu z jedzeniem. Kupiłam koszyk warzyw, jajka, mleko oraz inne picia. Starczyło mi na więcej niż sądziłam. Gdy zapłaciłam za wszystko, włożyłam zakupy do reklamówek i poczęłam wracać do domu.-A jeśli kupiłam złe rzeczy? Jeśli coś zapomniałam zabrać?-Martwiłam się. Rodzice byli wymagający i nie myśleli o moich staraniach w ogóle. Nie potrafię z nimi rozmawiać. Wtem jakaś dziwna rzecz sprawiła, że stało się coś niespodziewanego. Położyłam torby na chodniku, a z oczu zaczęły lać się łzy.-Boję się?-Zastanawiałam się.-Nie, przecież to nie jest straszne. Co mi jest?-Spytałam samej siebie. Nagle upadłam na kolana. Nie czułam się z tym dobrze. Na środku chodnika klęczałam i zakrywałam twarz rękami. Nie wiedziałam, czemu tak się dzieje. W pewnej chwili uczułam, że ktoś lekko gładzi moją rękę. Zadrżałam ze strachu i odskoczyłam tak mocno, że upadłam na plecy aż. Przed sobą ujrzałam twarz życzliwą i dobrotliwą, taką, jakiej to rodzice, w stosunku do mnie, nigdy by nie pochwalili. Twarz była pomarańczowa, uśmiechnięta, ale nie drwiąco ani ironicznie, jak to rodzice się uśmiechali do mnie, a tak normalnie, miło i miłosiernie. Klęczał to przede mną chłopak, o chyba moim wieku. Jego oczy miały błękitny kolor, głęboki i błyszczący, a włosy były ciemnobrązowe i grube, w przeciwieństwie do chłopaka. Nie był chudy; był całkiem szczupły, ale widać było na nim siłę w postaci mięśni. Na szczęście nie były one jakieś strasznie duże, dzięki czemu poczułam się pewniej. Wyciągnął do mnie dłoń i spytał:
-Nic ci nie jest?-Ja powoli pochwyciłam jego dłoń, a ten pomógł mi wstać.-Nogi masz, jak z waty. Wszystko okej?-Dopytywał, patrząc na mnie i moje ugięte w pół nogi. Podtrzymał mnie więc, pewno, bo myślał, że upadnę.
-Ni-nic mi ni-nie j-je-jest.-Wyjąkałam przerażona. Był to nieznany mi człowiek, więc naturalnie, miałam prawo się go bać. Czułam się nieco nieswojo. Ubrania miał schludne; idealnie biała bluzka i granatowe jeansy oraz błyszczące, czarne buty, a za to stałam ledwo przed nim, oparta o jego ramię z osłabienia, odziana w przykrótką bluzeczkę, chyba dla dziesięciolatki i spodenki, sięgające do kolan. Moje buty były z najgorszego, zdartego już materiału, ale widać, że nie zwróciło to, na szczęście, uwagi chłopaka. Spojrzał na mnie z troską i spytał:
-Czyś cała? Czemóż pobladłaś i dlaczegoś osłabiona?-Rzeczywiście, czułam, że sił mi brak, aby stać, a ręce miałam białe, jak pergamin.
-Ja... nie wiem.-Rzekłam w odpowiedzi, a ten wskazał na ławkę obok i zaproponował, żebyśmy tam poszli. Wziął obie torby moje z zakupami i pomógł mi się dostać na ławkę. Tam usiadłam, a on-obok mnie. Położył reklamówki na ławce i powiedział:
-Może mógłbym coś dla ciebie zrobić, abyś się poczuła lepiej?-Ja na te słowa przeraziłam się. Wiedziałam, że sam fakt, że przebywam z obcym rodziców by już tak rozzłościł, że życie jej powinno być niemiłe.
-Nie!-Zawołałam i podniosłam głowę energicznie, lecz ta wydała mi się tak ciężka, że nie mogłam jej trzymać wysoko dłużej niż sekundę. Opadła więc na dłoń chłopaka, który podłożył ją tam, bym najpewniej nie uderzyła się.
-Skąd ta gwałtowna reakcja?-Spytał chłopak.
-Moi rodzice... nie darują mi!-Rzekłam płaczliwie.-Już dawno powinnam być w domu. Jak się spóźnię to biada mi.
-Na pewno, gdy im powiesz, co się stało, zrozumieją. Pójdę z tobą, jeśli chcesz?
-Nie! W żadnym razie ze mną nie idź!-Zawołałam ponownie.
-Rozumiem, w końcu jestem ci obcy. Nazywam się Teo.-Rzekł chłopak.
-Nie o to chodzi. Ufam ci, ale moi rodzice...-Teo przerwał mi nagle:
-Co oni do ciebie mają!?-Wykrzyknął sfrustrowany. Wiedziałam jednak, że to nie na mnie jest zły, a na moich rodziców.
-Nie zrozumiesz, a z resztą nie powinnam ci o nich mówić.-Rzekłam ostatecznie i chciałam wstać, lecz ten zatrzymał mnie ruchem ręki. Nie był to rodzaj rozkazu, a miłej troski o mnie. Dobrze mi się wtedy zrobiło na sercu.
-Przed chwilą zasłabłaś. Nie powinnaś się na razie ruszać, dopóki się nie pokoloruje twoja skóra. Na razie jesteś blada i słaba. W ogóle cała strasznie żeś chuda. Widać, że masz pieniądze na wyżywienie, więc czemu jest tak?-Spytał Teo. Wiedziałam o tym, żem chuda, więc nie byłam zła. Raczej strach zobaczył w moich oczach, bo mój wzrok odbijał się w jego oku, niczym na tafli jeziora.-Powinnaś się napić lub chociaż coś zjeść. To ci pomoże.-Rzekł chłopak i już chciał dać mi coś z mojej torebki, gdy ja zawołałam:
-Nie! Nie mogę nic ruszać z tych rzeczy! To... to dla rodziców.-Westchnęłam.
-Znowu oni... -Rzekł załamany najwyraźniej Teo.-Jeśli wszystko to to dla twoich rodziców, to co dla ciebie jest przeznaczone?
-Nic.-Odpowiedziałam szybko i krótko mu, a ten zdziwiony spytał:
-Nic? Nic nie jesz!? Toć powinnaś już w ten czas polec, jeśliś przez równo, jak zakładam, lat 12 nie jadła.-Nie zgadł mojego wieku, więc poprawiłam:
-Mam 14 lat, a na imię mam Diana.
-Ja tyle samo.-Powiedział obojętny najwidoczniej na ten fakt Teo.-Czy myślisz, że mogłaś osłabnąć ze strachu przed powrotem do domu?-Spytał dociekliwie.
-Nie.-Rzekłam krótko i stanowczo.-Ni-nie s-sądzę.-Jąkałam się. Było to wyraźnie słychać, a mi wcale ten fakt się nie podobał.
-Musisz jednak coś wypić. Twoi rodzice nie mogą ci takich rzeczy robić.-Rzekł również stanowczo Teo i wyciągnął, mimo moich próśb z reklamówki butelkę wody i podał mi do rąk.-Nalegam.-Powiedział z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Czułam, jakbym znała go od dawna. Nie wydał mi się kompletnie obcy. Był miły, dobry, życzliwy i co najważniejsze; starał się zrozumieć moje myśli.
Komentarze (39)
Treściowo nie ma nic do oceny. Wstęp do dłuższego opowiadania. Inspiracja podana w pierwszym zdaniu, a i z bez tego widoczna. Tylko jaki sens jest odnosić się do tej historii z Sandrą? Pozdrawiam :)
"Nie da się tak żyć.-Tato, może ty dzisiaj pójdziesz do sklepu, please!-Rzekłam do ojca. Nie spojrzał w moją stronę, ale się odezwał".
Chodzi mi o tego typu rzeczy. Przyklejone myślniki do znaków interpunkcyjnych.
Jeśli idzie o tekst - będę czytał. Życzę Ci powodzenia w pisaniu i oby wyszło jak najlepiej. :)
Nie, nie wygląda dorośle. Słowa nie robią wrażenia dorosłości, kiedy zaraz zdania, zachowania bohaterów i dialogi trącą infantylnością. I nie, nie dodaje uroku do tekstu. Zła stylizacja jest fatalną sprawą.
To fakty, a nie moje zdanie.
Argument z publikacjami? Słabo. Masz błąd praktycznie w każdym zdaniu, ale jak chcesz sobie żyć z tymi błędami, proszę bardzo.
Spoko, miłego pisania tandety.
Pewnie tak. I przeważnie mam rację.
Parę osób napiszę, że piszesz super i myślisz, że piszesz super? To na wattpadzie sami nobliści literatury publikują. Śmieszne.
Miłe słowa nie poprawią ci warsztatu.
Uważasz moje komentarze za hejterskie albo nadmiernie krytyczne? W takim razie nie widziałaś prawdziwie ostrych komentarzy. Twój tekst można zrównać z błotem bardzo łatwo, bo ma wiele braków. Zamiast szukać pochwał, lepiej skupić się na poprawkach, a skoro wiesz, że coś jest błędem, ale dalej to robisz, to... cóż, nie zrozumiem tego.
Mam publikacje, krytykę porządną dostałem więcej razy, niż ty widziałaś komentarzy pod swoimi tekstami. Piszesz dla fabuły? Marne wytłumaczenie. Czy musisz wszystko umieć? Nie, tylko po co piszesz fatalnie 138 tekstów, zamiast usiąść i napisać dobrze 5? Poznać zasady i zacząć je stosować jest lepiej niż pisać bez przerwy.
Matko i córko!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania