Poprzednie częściBezstratne cz. I.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bezstratne cz. XI.

XI. PRZYJDŹ, GDY BĘDZIESZ JUŻ CAŁKIEM MARTWY

 

Nieba nachodzą na siebie, wgryzają jedno w drugie. To świetliste i surowe, czystsze i miększe, bo wyprane w Perwollu zastępuje bezkresną czerń, brud na brudzie. Toń w toni. Przełamują się dwie czasze, globusy trykają się, nie — jeden, mocniejszy, daje drugiemu z główki, uderza z byka i rozbija słabeusza (co mi się roi, do jasnej cholery?!).

Fantasmagoryzmy gwiazd, zawiłe trajektorie komet i spadłych proroctw, utrąconych mitów i objawień, w które przestali wierzyć najwięksi nawet naiwniacy, ścieżki popiołu pozostałe po zrzuconych konstelacjach, gwiazdach zerwanych z gałęzi przez dzień, z szypułkami.

Przewrócona, czarna choinka zostaje oblana błyszczącą farbą. Kurczy się z sykiem, zawstydzona, zanika, topi się, jakby była potraktowana kwasem.

I krew w tym jest, rozwodniona co prawda, ale ciągle z wyraźnym posmakiem rdzy.

Poranek, który z całą zajadłością, młodzieńczą butą, szczeniackim, nieopierzonym, bezczelnym uporem nastaje, jest jak poubojowe ścieki, tak samo romantyczny. Do rzeki wypuszczono kilka hektolitrów płynnego syfu z rzeźni. Drugie tyle — na nieboskłon.

Krew z niezagojonego języka mojego kata.

Drzewa dźwigające się do pionu po parogodzinnej drzemce, krzaczory budzące się z płytkiego snu. Czarna trawa, która przestaje być kosmatym, litym kamieniem, skałą pochłaniającą wzrok, gdy się na nia patrzy.

Ponadto — pogubione gdzieś wiewiórki i ptaki, owady i reszta małej zwierzyny. Jej spłoszone oddechy — tu, tam, pod zwałami liści. Wszędzie i nigdzie. Życie ukryte, zakamuflowane, obrosłe pancerzem, upodobnione do kory, asfaltu, bądź zrośnięte z nim nierozwerwalnie. Życie zamienione ze strachu w zastygłą, buitumiczną masę, kasztana, który nigdy nie pęknie.

Lato przeciąga się leniwie i nie może uwierzyć, że jest już prawie martwe, przedjesienne.

Ja — nie mogę nawet głębiej odetchnąć.

Uderzenie było zbyt silne (gruchnięcie na szosę — tym bardziej!), by obeszło się bez dramatu, tragedii, hekatomby.

Pani Jasia pewnie n-ty raz pielgrzymuje na dawne włości, lisek z wyjedzonymi oczami próbuje mi się przyśnić na jawie, przymajaczyć. Myślę o nieszczęsnym wypracowaniu, to chyba obsesja. Dopisuję nowe zdania, choć nie umiem stwierdzić, na jaki NIE było temat.

Diabelny tekst-widmo, szkolny Latający Holender, UFO, które pojawiło się na bezchmurnym niebie. Niechciany prezent. Niespodziewany nalot kardynałów-siepaczy z hiszpańskiego Oficjum.

Kobiety w moim życiu. Temat właściwie niezaistniały.

Mężczyźni — tym bardziej.

Jestem nietowarzyski. Ze wszystkich typów ludzi najbardziej nie znoszę młodych chłopaków, ściślej: ich cwaniactwa i arogancji, wywyższania się, prób udowodnienia przed sobą i otoczeniem, że są lepsi, przez to swoje zaburaczone chamstwo ode mnie. Ich pokazywania kto tu rządzi, wybijania mi naprężonym kutasem zębów, okładania nim po głowie.

Dresów, chuliganów, złodziei, całej tej hałastry podludzi z marginesu chyba nikt nie cierpi (no, chyba, że kolesie z jednej bandy), więc ich pominę.

Gdy idzie taki bezczelniak ze swoją dupą, bo przecież zamuł nie nazwie dziewczyny z szacunkiem — niby od niechcenia odwracam wzrok, by się nie przypieprzył, że co się gapię. Choć się nie gapię. Bo jestem aseks, a gdybym nawet nie był — nie startowałbym do wywłoki, która wcześniej była z takim… takim… To jak donaszanie butów po kimś chorym na grzybicę stóp, majtek po dziadku, który nie trzymał moczu.

Jestem poza światem rytuałów godowych, zanęceń, całego cyrku podchodów, zastawiania sie jak myśliwy na (często -grubego) zwierza, prób poderwania kogoś na Tinderze, albo — o zgrozo — płatnych stronach z anonsami…

Ogłaszać się? Ja pier… mona tak nisko upaść, by wystawiać siebie niemalże na sprzedaż, jak lanosa z instalacją LPG, mitsubishi colta z dziewięćdziesiątego szóstego? W głowie się nie mieści, że istnieje tak dziki i desperacki głód drugiej osoby, ktory pcha starych kawalerów na te E-darlingi, Sympatie.pl…

Nie, jestem z poprzedniej epoki, urodziła mnie Bona Sforza, albo Dobrawa… Moi rodzice byli bezpłodni i oziębli, nie dotknęłi się nigdy, nawet przez ubranie. Odziedziczyłem po nich aseksualizm.

Dawać do netu, do gazety ogłoszenie, że kogoś poznam? Jeszcze z dołączonym zdjęciem?

W życiu… Zresztą — po co? To już melodia przeszłości, miałem kogoś tam, okazało się, że jestem niekompatybilny, niezwiązkowy… I dobra, trudno. Teraz będzie trzeba szukać pielęgniarki… dochodzącej… albo Opieka przydzieli… Kręgosłup pewnie poszedł w driebiezgi., nie ma co marzyć, że do końca tego roku, jeśli w ogóle, stanę na nogi…

Leżę i jestem dogorywany przez siłę wyższą. Mężczyzna, który mnie potrącił, niewiele starszy ode mnie duch, blady jak papier czerpany i wyczerpany do cna, bibułoskóry, nieślubny syn Drakuli i cierpiącej na białaczkę wampirzycy, kredowogęby, łysiejący okularnik, tylko raz nachylił się nade mną, wykazał choćby odrobinę zainteresowania nieszczęśnikiem, którego pierdolnął. Który odbił się od maski kii ceed, poszybował pod niebiosa i spadł jak zestrzelony omlet-satelita, z plaskiem.

Upewniwszy się, że oddycham, rozpoczął pan bękart Nosferatu, obdzwaniać, kogo popadnie. Symfonia grozy wygrywana na smartfonie: 112 nie odpowiada, to bezpośrednio na pogotowie. Znalazł — łże — potrąconego, żyje, ale prosiłby o przyjazd karetki, sam boi się ruszać, bo jeszcze gdzie nieprofesjonalnie dotknie i pogorszy stan, wiadomo, co tam jest zgruchotane? Będzie chciał obrócić na lewy bok — i niechcący zabije, bo żebra wejdą biedakowi w płuca… Kontaktu słownego z rannym — brak.

Teraz Beata, słuchaj — wypadek miałem… Wbiegł przed maskę jakiś wariat z rowerem… nie wjechał, niósł go na plecach, pijany czub z koncertu, pank z Lady pank, no pewnie, że po dopalaczach…

Nic nie pobite, zderzak, szyba przednia… a W NIM? Pojęcia nie mam, nie będę osłuchiwać, opukiwać, leży, nawet nie jęczy, patrzy w niebo, ale przytomny. Może nawet nie wie, co się stało… Odjechałbym, ale to przecież człowiek, nawet taka szmata…

Nie trzęsie mną ze złości, gdy słyszę takie bzdury zawiesinowatego. Za bardzo jestem obolały.

Wyszedł rozdygotany z auta, wielki, humanoidalny kluch, zobaczył, że nikogo nie zabił, to teraz zgrywa ciul wie, kogo…

Bełkocz, bełkocz, obolałym językiem, którego przegryzłeś niemal na wylot podczas wczorajszego ataku padaczki, wmawiaj sobie, że spuchł ci tylko od wódki i piwa, masz reakcję alergiczną na gołdę i browar…

Przypomnij sobie, jak niecałe dwa miesiące temu, na kacu wyplułeś kawał żylastego nabłonko-mięsa. Już zawsze będziesz mieć w tym miejscu dziurę. Zrozum — odgryzłeś wtedy, idioto, kawałek języka! Wczoraj — poprawiłeś, cholerny autokanibalu.

Ataków epileptycznych się nie pamięta? Ty zaraz nie będziesz jarzył, jak się nazywasz, odpijesz rozum. Niewiele ci brakuje do zostania pacjentem zamkniętego oddziału odwykowego.

(Spytacie — skąd mam informacje odnośnie zupełnie obcego mi kolesia, stałem się połączeniem narratora pierwszo- i trzecioosobowego? Znikąd, zaraz skończy się pan wszechwiedzący, zapomnę wszystko, co tu bredziłem, choć to szczera prawda, olśnienie minie, wystygnie, skończy się wraz z krótkotrwałym szokiem).

Odwodniony nawija teraz z mężczyzną, bratem, albo kumplem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • betti 30.08.2019
    Mam trochę nieprzyjemne wrażenie, że PL jakoś mało ludzi szanuje. Ten taki, ten owaki. Każdemu łatkę, niefajnie się to czyta. Stuknął gość, zatrzymał się, szuka pomocy, wiadomo, że i dla niego to szok...
  • Florian Konrad 30.08.2019
    florian Oczywiście - słusznie. tak jest. ale pisze to Florian Konrad, a to znaczy, że... od szanowania są potulne babunie z siwymi włosami związanymi w kok, nie mój peel, Krzysiek hahahaha... to kolejna jego cecha - aroganckie właśnie przypinanie łatek. choć nie opieram na tym całej jego osobowości, gdybym tak zrobił - wyszłaby mi postać komiczna, w sam raz do czegoś jajcarskiego.
  • betti 30.08.2019
    Florian Konrad mnie się zawsze wydawało, że od szanowania są ludzie, bez względu na kolor skóry czy włosów, ale można chyba i tak jak Twój bohater, wyśmiać wszystko, co się rusza.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    bohater to bohater, w literaturze bywali gorsi -np pedofil Lolity...
  • betti 30.08.2019
    Florian Konrad to tylko moje zdanie, nie zawracaj sobie głowy.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    nie zawracać sobie głowy? zawracam, ale... to tylko bohater, może być mega okrutny, albo.... mega wkurwiający :)
  • betti 30.08.2019
    Florian Konrad mi działa na nerwy, taki pępek świata. Co on sobie myśli, kim jest, żeby tak z góry wszystkich? Prawda?
  • Florian Konrad 30.08.2019
    ...ale w tym wypadku, niestety- ma rację :) spoko, poluzuję mu troczki przy kalesonach, coby jaj nie cisnęły, spuści trochę z tonu. TROCHĘ.
  • betti 30.08.2019
    Florian Konrad rację, to i ja bym znalazła, bo ledwie wyszedł z tego rowu i znowu buum, faktycznie szlag może trafić, no ale niechby zrąbał gościa, żeby szybciej tę erkę wzywał, bo czas ucieka, a ten sobie gaworzy przez telefon.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    siedzę na werandzie i piszę kolejną część. dziś w nocy, ale najpewniej jutro - będzie erka :)
  • Florian Konrad 30.08.2019
    powieści stuknęło już 60 stron. a akcja dopiero się rozkręca
  • betti 30.08.2019
    Florian Konrad pisz, co prawda zaglądam Ci przez ramię, ale postaram się być cicho...
  • Florian Konrad 30.08.2019
    betti ależ wszelkie uwagi - jak najbardziej - wskazane!
  • JamCi 30.08.2019
    Kontrast przepięknego początku miłości do świata, natury i zaraz po nim braku miłości i pogardy do ludzi bardzo dobry. Ten początek bajeczny. Cudowny. Zwykle Twoje czytam raz. Ale do tego kawałka, to ja se wrócę.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    dziękuję za czytanie i powroty :)
  • Wrotycz 30.08.2019
    Tchnie to wszystko taką naturalnością, afabularnością czyli zero powieściowych reguł, samo (Boże, wybacz wytarty kolokwializm) życie filtrowane, podawane... i tu dodatkowy poziom. Warstwy narracyjne - relacja między 3-cio i 1-wszoosobowym bytem:) Super!
    Tytuł... to jeszcze podkreśla.
    Świetny fragment. 5!
    Nie będę już nigdy marudzić, że punkt obserwacji niewertykalny :)
  • Florian Konrad 30.08.2019
    dziękuję, piszę codziennie fragment i wklejam. idę w stu procentach na żywioł
  • Zdzisław B. 30.08.2019
    Faktycznie, widać, że piszesz i rzucasz "na żywca". W zapisie trochę literówek, połknięć i drobnych błędów interpunkcyjnych. To nie jest problem, zawsze można poprawić.
    Co do oceny - masz swój styl. Nie moje klimaty i nie moje ulubione gatunki, więc trudno mnie ocenić, ale coś w tym jest.
    "Moi rodzice byli bezpłodni" - in vitro czy adopcja? ;)

    PS. *chałastry - hałastry.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    dziękuję. piszę dość szybko, ale żeby kuźwa ort??? to mi się nie zdarzało pierwej... już poprawiam
  • Zdzisław B. 30.08.2019
    Florian Konrad Jedyny, stuprocentowy sposób uniknięcia błędów to... niepisanie. Kto coś robi, ten popełnia czasem błędy; ważne aby z nich się uczyć. Też rzadko, ale czasem popełnię... i wtedy już zapamiętuję lepiej właściwą pisownię.
  • Florian Konrad 30.08.2019
    Zdzisław B. - ależ pisałem to na werandzie, podczas przerw w koszeniu trawy. zmachany byłem, zasapany - pewnie stąd błąd, którego nie robię...
  • zingara 30.08.2019
    Ogień gasi ogień a wiatr rozwiewa popiół
  • Florian Konrad 30.08.2019
    a powieść płonie, jak ogień. coraz mocniej. niespopielona.
  • zingara 30.08.2019
    Florian Konrad i dobrze.czekam
  • Florian Konrad 30.08.2019
    właśnie siedzę i piszę nowy fragment.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania