Poprzednie częściBezstratne cz. I.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bezstratne cz. XIII.

XII. EKSTYRPATOR

 

Lasek Dańcowski — wypalony do gołej ziemi. Swąd, od którego przechodzą ciarki.

Kacper, Natalia i Weronika śmiejący się w najlepsze z niedomacochy, przyszywanej cioci, która stoi jak wryta, bawi się w żonę Lota (poliżesz, Piotr? Czysta sól!).

Która zbaraniała do reszty.

Początkowo pytam ostrożnie, co się stało, ktoś może filmował? Ile było zastępów? Pewnie dużo, zjechały się straże z połowy powiatu…

To tylko potęguje drwiny, w oczach dzieciaków widzę, że patrzą na mnie, jak na pierwszą naiwną, kretynkę, co wzięła udział w grze, której zasad nie rozumie, nie włada językiem szulera, ani nie może się porozumieć z przeciwnikami, Tylko patrzeć, jak zostanie oszwabiona (byłaby nawet, gdyby zjadła zęby, straciła pół życia grając w to-to), przepuści majątek, oszczędności życia — swojego i przodków do ósmego pokolenia. Biednej naiwniaczce zdawało się, że potrafi kontrolować przebieg partii, piąte przez dziesiąte łapie, o co chodzi w rzeczywistości…

Znowu zostanie zrobiona na szaro. Bez mydła.

Piotr, spokojnym głosem, tonem lektora filmów przyrodniczych mówi, że nie było żadnego pożaru, to, czego byłam świadkiem i co mnie tak diabelnie przeraziło zaszło naprawdę. Pewna przestrzeń, autonomia — jak ją nazywa — pewien skrawek INNOTY (co to, kurwa, za słowo?) powiększa się, staje coraz wyraźniejszy. Zaczyna dominować nad naszym realem.

Czy to przejście, korytarz między światami? Absolutnie nie, raczej… zbawienna pustka, wędrujący haj, latający trip, kawałek niebios. Święte miejsce bitników, hippiesów, każdego, komu nieobce są kontakty z psychodelikami.

Że to przychodzi po ludzi, jak tylko kogoś upatrzy — nie ma odwrotu — musi porwać, zawłaszczyć. Można uciekać, szukać ratunku, nawet na drugim końcu świata — tylko po co? To byłaby skrajna głupota, barykadowanie się przed pracownikami loterii, którzy przychodzą nam do domu, by oznajmić z uśmiechem, że wygraliśmy główną nagrodę, sto milionów bitcoinów.

Że mam się poddać tej energii, nawet, jeśli nigdy nie brałam udziału w żadnej loterii, a rynek kryptowalut to dla mnie czarna magia.

Że nieprzyjęcia prezentu, daru, jak zwał, tak zwał, żałowałabym później do końca życia. Więcej: to uczucie zmarnowanej szansy, losu, który nie tyle mógł, ale chciał się odmienić, sam się napraszał, ta gorycz przeniosłaby się na Marka i jego przyszłe dzieci; odtrącenie autonomii rzutowałoby na wszystkie pokolenia, którym przekazano by tę historię.

— Od mojego syna ty się odpierdol! — warczę sina ze złości.

No i wychodzi, że jednak znam się na ludziach: chce, bydlak, powtórki z rozrywki, raz mu się wyrwałam, to teraz planuje zwiększyć dawkę narkotyku, w prawie zakamuflowany, właściwie półjawny sposób zaprasza mnie na orgietkę. Do, kurwa, chmury! Ilu aniołków tam będzie?! Chce mnie stręczyć, szmaciarz — i prawie się z tym nie kryje…

Jeszcze ta groźba, że jak się nie zgodzę — i ja pożałuję I MAREK!

...gangus, może tylko zwykły bandzior, Jezu, czemu wcześniej nie zauważyłam…

Zamiast serca mam pulsujący, świeżo spadły meteoryt. Parzy. Dostaję ataku astmy na tle nerwowym i dusznicy bolesnej naraz.

Chcę uciekać i rzucić się na tego potwora, wydrapać mu ślepia. Umrzeć z przetrąconym krzyżem, bo przecież położyłby mnie jedną ręką.

Chcę wymordować jego bachory, które są wtajemniczone, pewnie nie raz były świadkami dantejskich scen, jakie się tu… nikt mi nie wmówi, że nie brały udziału… Tatuś-tyran kazał, więc nie było wyjścia… Teraz pewnie są na tyle przyzwyczajone, że — o — rechoczą ze mnie, cnotki (jeszcze!) niewydymki (grupowo!).Gdzie ja trafiłam, do jakiej rodzinki Addamsów? Ojciec — gwałci z kolegami dzieci, a te mają frajdę, jakby zabrał je do Disneylandu, albo na największy rollercoaster świata…

Psychopatia, jak widać, przenosi się drogą kropelkową, płciową i przez tresurę; koleś zaraża spaczeństwem, hoduje nowych świrów… by miał kto po nim przejąć biznes…?

Skrajny przykład syndromu sztokholmskiego: współpraca z oprawcą, pomocnictwo. Co później, jak dorosną? Będą mu wyszukiwać… ofia…

Mam hipermdłości, choć ostatni raz jadłam w niepamiętnych czasach czuję, jak przepełniony żołądek podchodzi mi do gardła.

Uciekać… Tylko spokojnie, bez gwałtownych ruchów, wyzwisk, by nie rozdrażnić zdeformowanych (psychicznie) potworów rodem z cyklu filmów Wrong turn.

Uśmiecham się, wiem, że wymuszenie, ale inaczej po prostu się nie da. Drżę na całym ciele i nie jest to wina przeziębienia, które po tegonocnej eskapadzie przerodzi się w regularne zapalenie oskrzeli.

Myślę co u Marka i mamy, jak bardzo egoistyczna, niedobra byłam, nie chciało mi się nawet rozpalać w piecu (zimny wychów: nastolatek to już nie maleńkie dziecko, nic by się nie stało, jakby pomógł chorej matce i napalił, to nic trudnego, żadna filozofia; ale skoro nie chciało — robiliśmy sobie na złość i siedzieliśmy w zimnie, szkoda, że najbardziej na tych naszych szczeniackich wojenkach cierpiała niczemu nie winna babcia; Jezu — naprawdę zmieniłam się w potwora, żeńską wersję Piotra).

Iść na policję… Dokończyć zamówionego sznurzaka… praca… w ogóle straciłam do niej serce, chęci, zapał… dzierga się coś — nie coś, by z głodu nie zdechnąć, robi te quasi-peerelowskie makatki, kilimy, sowy, koty, ryby z powrozu, szpagatu, jakiegokolwiek sznura… Ale po pierwsze — z chałupniczej dłubaniny — gówno, nie zarobek, ledwie starcza na pokrycie kosztów materiałów, z drugiej…

Kot, którego wyplatam, trochę przypomina Fabiana. Ten sam przenikliwy, dziki wzrok, cwaniacka, długowąsa mordeńka…

Skupiam się na kocurze, czepiam myśli o nim i, ciągle głupio uśmiechnięta, kieruję się, bo idę to nieodpowiednie określenie, w stronę micry. Obserwuje mnie dzika bestia, w każdej chwili gotowa rzucić się z pięściami. I wciągnąć w głąb „chmurki”, gdzie będą już czekać archanielęta o świetlistych, długich do ziemi kutasach.

Żeby jak najszybciej wymiksować się z tego podwórza, potem — związku, wrócić na jakiś czas do potulnego Krzyśka, pobyć z pluszowym misiem-kastratem do czasu znalezienia kogoś nor…

Co ja pieprzę? Chciejstwo. Nie ma już normalnych facetów, kogo nie spotkam — skażony, jakby jego ulubioną potrawą była zupa ze sromotników, w dodatku — zbieranych w przyczarnobylskiej zonie.

Faceci skończyli się na Kill’em all, pozostały wymoczki, albo psychopaci, mydłki, lub kolesie w stylu Kajetana Poznańskiego. Jak nie aseksualista, to Hannibal Lecter. Nikogo pośrodku. Za jakie grze…

Drżącymi rękami, OBURĄCZ, przekręcam kluczyk. W horrorze micra zrobiłaby mi teraz świństwo i odmówiła posłuszeństwa, padłby zapłon, akumulator, rozrusznik, albo sto pięćdziesiąt innych rzeczy.

Zaskoczył. Zapalił. Pracuje, silniczysko. Wrzucam wsteczny.

Z ciągle przyklejonym uśmiechem macham stojącemu pod domem Piotrowi. Ciągle nie dałam mu, nawet wymijającej odpowiedzi, czy się zgadzam na gang-bang w chmurze, pardon — alienac… autochtonii… jak on to nazywał?

 

***

 

Ciągle wali, stara suka. Mareczku i Mareczku, weź rozpal i weź rozpal, przecież wiesz, jak mi ciężko wstawać.

Kurwa… TAKI sen przerwać…

Już był w ogródku, już witał się z czarnowłosą, głupią gąską, której może nawet nie trzeba by szczególnie bajerować, poszłaby sama z siebie. Wyglądała na taką, co — jeśli jeszcze nie próbowała — na pewno polubiłaby ten sport. Balet połączony z walką w octagonie. Piruety. Niebranie jeńców.

Nachylała się nad nim, nie, by pocałować, na to było jeszcze o wiele za wcześnie.

Chciała szepnąć kilka miłych słów, że jej się podoba, taki męski jest, dojrzały, kręcą ją takie budrysy. Skurwysynki (ciekawe, czy w realu używa takich słów, czy jest na nie za grzeczna, zbyt dobrze ułożona, mała, ciaśniutka suczeczka).

— Zarrrrrraz! — mruczy Mareczek zaciskając powieki. Rzęsy to sieci. No chodź, daj się złowić, chociaż na parę chwil… — próbuje myśleć. Wychodzi gorzej, niż średnio.

Wzwód poranny, aż do bólu. Szczękościsk. Nakrycie się z głową pod siną, jak wszystko w dynksowym domu babci, kołdrą.

Wszechdreszcze. Wszechnaprężenie. Kłopoty ze zsunięciem napletka z żołędzi.

Ciekawe, jakie ma TAM włoski? Przecież chyba nie goli, nosi dumna, że jej wyrosły. Że przeistacza się w kobietę, powoli staje się dojrzała.

Ma zniewalające oczy. Kocie. Gdyby była ruda — przypominałaby, to głupie, ale tak jest — Fabiana, kocura Wod-kana, nowego gacha matki…

Oczy, które się skrzą. Czarodziejskie, dwie szklane kule (da się z nich wyczytać przyszłość?).

Zapach jej badziewnych perfum „for teens”. Owocowość. Twardy, blaszany guzik dżinsów.

Nie oponuje, nie odtrąca jego ręki, czarnulka.

Serca obojgu walą jak młoty.

Majteczki, kolorowe.

No uklęknij, Marek, na co czekasz? Nie jesteś już dzieckiem. Wstydzisz się? Ty, taki dorosły, prawie, chłop? Przecież wiesz, że nie ma czego.

Całuj je. Tkanina jest przesiąknięta potem. Czymś więcej. Weź głęboki wdech. Zaciągnij się. Badaj. Jest w tobie zwierzę mające wyjątkowo czuły węch. Rozbudź je, przerwij sen zimowy. Niech wyjdzie z gawry. Poczuje.

Ten zapach to powrót do krainy… baśni? Szczęścia? Bez przesady, nie popadajmy w megalomanię.

Do krainy zabawek. Myślisz o mówiącej lalce, za ścianą krzyczy ktoś na tę chwilę kompletnie ci obcy.

Dziewczynka gładzi cię po włosach plastikową rączką. Dreszcz, aż do przesady. Za głęboki, zbyt odczuwalny w środku. Prąd raniący narządy wewnętrzne, kości. Infratartak, który cię przemieli na worek gorących i wilgotnych trocin.

Czarnulka zaczyna mruczeć jak kot. Otwierasz oczy.

Paskudna, skażona fantazja. Brrr, aż ciarki przeszły. Trzeba wstać, rozpalić w cholernym piecu, bo stara nie da żyć, zajęczy nas oboje na amen.

Musowo dźwignąć się, odkryć niebiesiwo. Rozchodzić ciebie, wzwód. Przypowszednieć na parę godzin. Do wieczora. Wtedy znowu — seans spirytystyczny, pamięciówa. Odtwarzanie portretu, centymetr po centymetrze.

Dopowiadanie szczegółów, których się nie widziało.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (33)

  • betti 01.09.2019
    Przeczytałam. Ale nie wiem, jakie ona miała omamy i o co chodziło, a ciekawa jestem jak diabli...
  • Florian Konrad 01.09.2019
    przeczytaj poprzednie części hje, hje, hje
  • betti 01.09.2019
    Czytałam.
  • Florian Konrad 01.09.2019
    i...? wizją natalii był lecący lej, co pożarł, spalił lasek :) jak odczucia, odbiór?
  • betti 01.09.2019
    Florian to wiem, ale skąd się wzięły te omamy?
  • JamCi 01.09.2019
    :-) dzień dobry. :-)
  • JamCi 01.09.2019
    Nie sposób się nudzić.
  • Florian Konrad 01.09.2019
    dzień dobry :) no nie sposób :)
  • JamCi 01.09.2019
    Florian Konrad no i dobrze, ciekawa, dynamiczna ta część :-)
  • Florian Konrad 01.09.2019
    dziękuję w imieniu części :)
  • zingara 01.09.2019
    Coś mi to przypomina
  • Florian Konrad 01.09.2019
    co?
  • Florian Konrad 01.09.2019
    oby nic złego :)
  • zingara 01.09.2019
    Nic złego, mam swoje przemyślenia i tyle
  • Florian Konrad 01.09.2019
    okej
  • Wrotycz 01.09.2019
    INNOTA - ciekawe:)
    Erotyczne sny... dawno nie napomykałam o naturalizmie w Twoim pisaniu, czas przypomnieć.
    Aż się boję, co będzie dalej.
    5!
  • Florian Konrad 01.09.2019
    dziękuję. nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy - jako rzeką w kościele :) właśnie piszę część dalszą... OGŁOSZENIE PARAFIALNE- NASTĘPNA WKLEJKA - BĘDZIE CO NAJMNIEJ POJUTRZE.
  • Florian Konrad 01.09.2019
    . i będzie dużą wklejką :) czekajcie, KOCHANI. KOCHAM WAS.
  • Wrotycz 01.09.2019
    :))))
    Nie gadaj, tylko pisz!
  • Florian Konrad 01.09.2019
    piszę.. naturalizm - tak. obleśności - nie przewiduję.
  • Florian Konrad 01.09.2019
    mam na fejsie nową fotkę. zobacz, proszę :))))))) selfie :)))
  • Florian Konrad 01.09.2019
    ecce homo
  • zingara 01.09.2019
    Florian Konrad nie poznaję Ciebie
  • Florian Konrad 01.09.2019
    na fotce?
  • zingara 01.09.2019
    Nie o fotkę chodzi...
  • Florian Konrad 01.09.2019
    /=o to co piszę, czy jak się zachowuję?
  • zingara 01.09.2019
    Florian Konrad nieważne.
  • Florian Konrad 01.09.2019
    możesz na priv na fejsie?
  • zingara 01.09.2019
    Florian Konrad Nie będę Ciebie zaśmiecać priv wiadomościami
  • Florian Konrad 01.09.2019
    no wiesz????????? masz doła, czy co???? depresję? czy po prostu mnie znienawidziłaś?
  • zingara 02.09.2019
    Florian Konrad - oszakaleś? O tekście pisałam nie o Tobie. Kiedyś pisałeś z pazurem, ostatnio poobcinaleś i nie dorastają
  • Florian Konrad 02.09.2019
    a, jak o tekście, to przepraszam. z pazurem...teraz może i przyłagodniałem, ale to chwilowe. chamskiego i obleśnego klimatu nie będzie, z góry zaznaczam
  • Wrotycz 01.09.2019
    Oto poeta:) Zajrzałam. A może wstawisz je na Opowi? Fajne jest. Takie uśmiechnięte. No i widać palce pisarza.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania