Poprzednie częściBursztynowa stodoła część 1

Bursztynowa stodoła część 3

Internauci komentujący telewizyjny przekaz na żywo zarzucili mi po mojej wypowiedzi, że nie jestem prawdziwym rolnikiem tylko doradcą parlamentarzysty unijnego zasiadającego w komisji do spraw rolnictwa. Pragnąc odeprzeć ten niedorzeczny zarzut podałem z pamięci numery telefonów oraz listę adresów internetowych wszystkich moich adwersarzy i oponentów z rodzinnej wioski, którzy potwierdzą moje pochodzenie przynajmniej trzy pokolenia wstecz oraz wskażą czym się zajmuje codziennie w swoim niewielkim, jak na dzisiejsze czasy piętnastohektarowym gospodarstwie rolnym. Jednocześnie zastrzegłem, że świadomie w poprzednim zdaniu użyłem synonimów, lecz moim zdaniem występują między nimi niewielkie jednak różnice.

Następnie z premedytacją strzeliłem sobie w stopę i zaprzepaściłem sukces, jaki odniosłem pierwszym wrażeniem. Wbrew idei programu i własnemu interesowi zapewnienia sobie na przyszłość powabnej partnerki, nie zapomniałem wspomnieć o ciężkiej pracy żon rolników. Kobiety na roli harują od wczesnych do późnych godzin, przez siedem dni w tygodniu, pomimo nagromadzenia w gospodarstwach w ostatnim półwieczu sprzętu. Szczególnie ciężka praca jest w tych obejściach, w których kontynuuje się tradycyjny model wiejskiego domu. Dlatego, że odwiecznym obowiązkiem wiejskiej kobiety jest wychowywania dzieci, dbanie o dom, zwłaszcza pranie, gotowanie, pieczenie, szykowania posiłków wszystkim domownikom. Samowystarczalność w ostatnim czasie przeszła do lamusa, więc zmuszone zostały do zrobienia sprawunków w wielopowierzchniowych sklepach oddalonych często o kilkanaście kilometrów od domu. Kiedy wykonają prace domowe, albo w trakcie odrabiania lekcji z dziećmi, dokonują też innych czynności polegających na dojeniu krów i obrządzaniu dobytku. Dochodzi jeszcze praca w ogrodzie i sadzie. Jako świadomy młody rolnik doskonale zdaję sobie sprawę z ważnej roli jaką spełnia wiejska gospodyni. Z jej obciążenia fizycznego i psychicznego wynikającego z braku wsparcia o ile nie ma się licznej rodziny oraz odpowiedzialności jakie na swoje barki bierze każda młoda kobieta decydująca się na zostanie żoną prawdziwego rolnika. Nadmiar obowiązków dla jednej osoby i praca ponad siły, dość szybko niszczą zdrowie i urodę mieszkanek wsi. Dlatego nie dziwię się, że odchodzi się od modelu prowadzenia niewielkich gospodarstw, prawie samowystarczalnych i przestawia się je na produkcję masową polegającą na wysokim nawożeniu z wykorzystywaniem różnorodnych oprysków. Prowadząc takie rolnictwo zwiększa się wielokrotnie dochody kosztem wyjałowienia ziemi z mikroelementów i pozbywania konsumentów w pokarmie substancji odżywczych, tak bardzo potrzebnych każdemu z nas do zdrowego, długiego życia. Rolnicy którzy przestawili się na produkcję wysoko wydajną, często mieszkają w miastach z dala od swojej ziemi. Żony ich dzięki unijnym dotacjom nie muszą rozliczać się z każdej złotówki i przeważnie posiadają spory kapitał do inwestowania. Dlatego w dość dużym procencie prowadzą własne firmy, albo zajmują się pracą zarobkową nie mającą niczego wspólnego z rolnictwem i często nie wiedzą gdzie znajdują się pola do nich należące. Taki model rodziny nie przekazuje dzieciom miłości do ziemi i niczym nie różni się od zwykłego robotnika, który uczuciowo nie jest związany z tym, co mu zapewnia utrzymanie, a zakład pracy traktuje jako zło konieczne i marzy o szybkim przejściu na emeryturę.

Pytania do uczestników, ze wskazaniem na mnie padały w niesamowitej ilości, ponieważ z całej tej zbieraniny w studio byłem najprzystojniejszy, albo najbardziej wyszczekany. Prowadząca program dostawała je dość mocno zweryfikowane, lecz pomimo dość krótkiego czasu antenowego, zebrał się na jej niewielkim stoliku spory stosik.

- Dlaczego jest pan samotny, skoro młodość, uroda, intelekt, sposób wysławiania w pana przypadku jest na najwyższym poziomie? – zapytała redaktorka.

Pytanie było tak odmienne od wszystkich jakie mi dotychczas zadawano, lecz miałem nadzieję w tym momencie, że zapamiętam je do końca życia i wielokrotnie będę przywoływał je z pamięci, jeżeli ktoś nazwie minie głupkiem, albo niedorozwojem. Powstrzymałem ogarniającą mnie radość i uśmiechnąłem się dość smutno. Odczekałem chwilę potęgując napięcie i odrzekłem.

- Dlatego, że nie chcę kłamać i z tego powodu nie jestem w stanie patrząc kobiecie w oczy powiedzieć – jesteś moją księżniczką, obsypię ciebie kosztownościami, a ty będziesz żyła niczym królowa, a mi wystarczy, jak będziesz pachnieć.

- Czyli Antoni zawsze mówi prawdę – powiedziała prowadząca do pierwszej kamery tonem podobnym do jakiego używa się podczas spaceru w parku – o cholera wdepnęłam w psie gówno.

- Proszę państwa – zwróciłem się bezpośrednio do telewidzów – doskonale zdaję sobie sprawę, że wartości takie, jak prawdomówność, szlachetność w dzisiejszym naszym społeczeństwie mają znikomą wartość, albo żadnej. Jednak w moim przypadku są najważniejszym czynnikiem, który odróżnia człowieka od świni.

Mogłem pozwolić sobie na szczerość, ponieważ pod wpływem chemikaliów jakie zaoferował mi barman do picia, było w nich coś co pozwoliło mi na spojrzenie szerzej na życie, niż na czubek własnego nosa. Kiedy indziej i u kogoś wychowanego na produktach wysoko przetworzonych taka mieszanka chemikaliów mogła konsumenta wyprawić w iście ekspresowym tempie w kolejkę do bramy piotrowej. Jednak organizm chłopa wykarmionego na niezdrowej, według współczesnych standardów żywności, ochronił żołądek i energię rozwolnienia skierował do łba.

Łącza telefoniczne, internetowe rozgrzały się prawie do białości i rozbudowany system kontaktu z telewidzami po przeciążeniu uległ awarii. Zwolennicy programu i jego przeciwnicy nie pozostali bierni, tylko spotęgowali oglądalność zachęcając wcześniej niezainteresowanych do przełączenia kanału i przejścia na ich stronę. Przyjaciel reżyser, prawie stale podczas mojej przemowy trzymał kciuk jednej ręki do góry, a drugą zachęcał do dalszego mówienia. Gorąco w studio spowodowało, że dziwna gorzałka przemawiała przeze mnie, przyspieszając pracę neuronów w mózgu do prędkości nadświetlnej. Nagle przez jeden wieczór awansowałem do panteonu polskich cele brytów, gdzie zająłem od samego początku ugruntowane wysokie miejsce. Jednak nie wykorzystałem swojej szansy, ponieważ przez dłuższy czas nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie poszedłem za ciosem i zaprzepaściłem sporo intratnych kontraktów za występy w kilkunastu kampaniach reklamowych.

W studio telewizji publicznej stało się to, co miało się stać, czas antenowy dobiegł końca, podobnie jak mój występ. Niczego swoim gadulstwem w tym czasie nie zyskałem, a zwłaszcza przydziału atrakcyjnej babeczki nie było. Jedynym pocieszeniem dla mnie było, że ponoć sam prezes telewizji publicznej gratulował mi przez dyrektorkę kanału wspaniałego występu, tylko tego nie pamiętam. Marna pociecha i rozwianie smutków przyszło z niespodziewanej strony, czyli od mojego przyjaciela reżysera, z tym odcinkiem pożegnał się z piętnastym sezonem „Rolnik szuka żony”. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział – chłop płakał ze szczęścia – nie uwierzyłbym. Jednak ten nie tylko płakał, to jeszcze wycałował mnie i kolejny raz nazwał prawdziwym przyjacielem i jego dobroczyńcą. Swój ból wykrzyczał – jestem w końcu wolny. Przyznam się szczerze jego euforii nie rozumiałem, lecz nie zamierzałem jej kwestionować, skoro jest tak mało powodów do szczęścia.

Nowo poznany prawdziwy przyjaciel, prawie siłą zaciągnął mnie do swojego domu, a moje obawy o pozostawiony na kawałku łąki odziedziczony po ojcu traktorek, rozwiał wysyłając do ochrony pracowników faceta gwiazdora telewizyjnego z płaską czupryną. Mechanizmów niezabierania czyjejś własności w mieście stołecznym Warszawa nie znałem, lecz przyjąłem za pewnik - na przykładzie dbałości o własność prywatną przedwojennych nieżyjących właścicieli kamienic – że wszystkie służby miejskie działają w interesie posiadaczy. Niestety nie zdawałem sobie sprawy z własnej nieświadomości, lecz impreza u mojego przyjaciela trwała w najlepsze. Właśnie tam poznałem Samantę. Jednak następnego dnia dobrze po południu gdy mnie łeb napierdalał niczym dzwony kościelne, przez prawdziwą gorzałę stawianą przez reżysera, powiedziała ona leząc obok mnie – jestem twoja Hanuś i mnie wygrałeś.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 29.09.2019
    Niesamowite jak przez jedno wejście antenowe można zostać celebrytą. W tej kwestii bohater był niezastąpiony, ale też nie trzymał ręki na pulsie, bo obudził się z nią w nocniku.

    Miłego dnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania