Poprzednie częściCztery Moce - Rozdział I

Cztery moce - Rozdział X

Rozdział X

Dziewczyna obudziła się z pięknego, aczkolwiek krótkiego snu. Było około 7:30. Już chciała wstawać do szkoły, kiedy przypomniała sobie wszystkie zdarzenia. Pomalutku wstała i rozprostowała wszystkie kości. Bolały ją ramiona i nogi, lecz nie spostrzegła złamana. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Drzwi o dziwo były otwarte. Lili wyszła z małej ciasnej klitki i jej oczom ukazał się długi hol z dużym czarnym dywanem. Nagle po drugiej stronie dostrzegła ruch. Szybko wskoczyła z powrotem do swojego pokoju. Zajrzała do dziurki od klucza. Po korytarzy chodziła jasnowłosa dziewczyna w czerwonym szlafroku z dużą, brzydką szramą na policzku. Lili prędko odskoczyła od drzwi bowiem ujrzała oczy które patrzyły się jakby wprost na nią. Usiadła na kanapie i czekała na przyjście Jamesa, albo Maxa. Po okołu 15 minutach zjawił się Max ubrany w jeansy i niebieską koszulkę.

- Dzień dobry, dobrze się spało?

- Tak, można tak powiedzieć.

- Pewnie jesteś głodna, chodź ze mną do kuchni. Tam już pewnie coś czeka. - Max gestem wskazała drzwi.

- OK, tylko jeszcze może skoczę do łazienki? Zaprowadziłbyś mnie? - Lili spojrzała z ufnością w błękitne oczy chłopaka.

- Tak jasne, ruszajmy. - Dziewczyna wyszła z siedemnastolatkiem. Przeszli prawie do końca holu, gdy Max się zatrzymał i wskazał przedostatnie drzwi po lewej stronie.

- Idź, zaczekam na Ciebie. Tylko się pospiesz też nic nie jadłem. - Po czym obdarował Lilkę szerokim uśmiechem. Dziewczyna weszła do środka i omal nie padła z wrażenia. Łazienka miała prysznic, wannę dwuosobową i kilkanaście różnokolorowych ręczników.Wykąpała się i doprowadziła do porządku. Wymacała wszystkie kieszenie, ale stwierdziła ze smutkiem, że zgubiła telefon. Wyszła odświeżona jeszcze z lekko mokrymi blond włosami. Pokiwała głową, że jest gotowa i ruszyli do dalszej drogi. Po kilku zakrętach i schodach znaleźli się w jadalnio-kuchni. Lili na szczęście zauważyła przy piecyku tylko Jamesa. Chłopak lekko zdziwiony przywitał się z nią i wyszedł. Została sama z Maxem.

- To co chcesz na śniadanko? Pełen wybór. - Max wskazał lodówkę, piecyk i kuchenkę.

- Hmm może płatki z mlekiem.

- Jakie?

- A jakie są?

- Muesli, czekoladowe, kukurydziane...

- Daj mi czekoladowe. - Dziewczyna uśmiechnęła się i patrzyła jak chłopak przygotowuje dwie porcje. Po niepełnych trzech minutach jedli śniadanie na przeciwko siebie przy bufecie.

- Max...

- Hmnnn? - odpowiedział z pełną buzią.

- Wiesz wczoraj mi obiecałeś, że opowiesz mi trochę o was... - Nastolatek najpierw zmarszczył brwi lecz potem uśmiechnął się pełną gębą.

- Tak pamiętam. A więc od czego by zacząć. Znasz Lealia? - Lili pokiwała głową.

- Tak, mama coś mi o nich opowiadała.

- Okej to dobrze. My stanowimy bardzo małą ich populację. Zmiennokształtni rodzą się raz na kilka pokoleń. Jak nasza nazwa mówi umiemy przemieniać się w bardzo różne rzeczy, oraz jak nieliczni potrafimy wymazać komuś pamięć. - Lili słuchała tego zapartym tchem.

- A mógłbyś zmienić się dla mnie w coś, prrrrrroszę. - Zrobiła słodkie oczy i nagle zobaczyła przed sobą małego szarego kocurka. Uśmiechnęła się i zobaczyła przed sobą znów Maxa.

- Wyglądasz uroczo jak się śmiejesz. - Szesnastolatka zrobiła się czerwona jak pomidor i ujrzała rozbawienie w oczach chłopaka.

- Dziękuję - wymamrotała

- Tak naprawdę to wszystko to co powinnaś o nas wiedzieć. Mamy jeszcze parę sztuczek w zanadrzu, ale jeszcze ci ich nie zdradzę. Może przeszłabyś się ze mną przejść?

- Tak chętnie. - Po czym obydwoje wyszli z jadalni. Przeszli parę zakrętów i znaleźli się na dworze. Dzień był pochmurny jakby zbierało się na deszcz, ale Max wziął za rękę Lilkę i poprowadził przez mały lasek obok domu. Dziewczyna zgubiła orientację, ale wierzyła w przewodnika. Po chwili ujrzała polanę a na niej koc, mały torcik i koszyk piknikowy. Zmieszała się, lecz podeszła razem z Maxem.

- Wszystkiego najlepszego! - No tak, zapomniała o swoich własnych urodzinach.

- Dziękuję! Nie wierzę to wszystko przygotowałeś sam?

- No z lekką pomocą Jamesa i piekarza... - Akurat zza drzew po drugiej stronie wyłonił się James z blondi, którą dziś widziała Lili.

- Hej! Hepi Bersdej tu ju! - Chłopak podszedł z dziewczyną.

- Cześć, jestem Patricia, a ty? - Lili za wszelką cenę nie patrzyła na szramę na policzku.

- Cześć, jestem Lili. - Po czym dziewczyny krótko uścisnęły sobie dłonie. Po 2 godzinach wszyscy rozmawiali i wybuchali głośnym śmiechem. Szesnastolatka czuła, że zyskała nową przyjaciółkę. Nagle przypomniała sobie o rodzinie i lekko zmarkotniała jej mina. Postanowiła, że zapyta później Maxa. Na razie cieszyła się chwilą.

- No to chyba powinniśmy wracać zaraz pora obiadowa. - Odezwała się Patricia

- Naprawdę jest tak późno? - zdziwił się James.

- Nooo jest już 16. Lili może chcesz poznać paru naszych znajomych? - Blondi jak okazało się jej przezwisko spojrzała na nią

- Chętnie... - odpowiedziała.

- No to w drogę. - Wszyscy ruszyli z miejsc przeszli przez lasek i znaleźli się znowu przed posiadłością. Max złapał za dłoń dziewczyny.

- To jak gotowa żeby poznać nasz i wkroczyć w nasz świat?

- Tak... - Po chwili cała czwórka szła ramię w ramię do jadalni śmiejąc się i szturchając. Lili spojrzała przez lekko uchylone drzwi. "Będę odważna!" Przyrzekła sobie i wkroczyła z nową grupką znajomych.

Następne częściCztery moce - Rozdział XI

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania