Poprzednie częściDawno, dawno temu.... Rozdział 1

Dawno, dawno temu.... Rozdział 4

Jechałam już z 3 godziny. Zbliżała się godzina 18 i zaczynało się powoli robić ciemno. Powoli zbliżałam się do tego przeklętego miasteczka, w którym są wszyscy moi przyjaciele. Tak, Zła Królowa także była moją przyjaciółką. Wykorzystała moje zaufanie i ukradła moje zaklęcie. Nigdy jej tego nie wybaczę. Wjeżdżałam właśnie do lasu i poczułam dreszcze na całym ciele. To bardzo dobry znak. Jestem już blisko. Zatrzymałam motor na uboczu pobliżu skał. Zwykły śmiertelnik widzi skały, a ja widzę drogę z tabliczką "Storybrooke zaprasza!". Ta, jasne. Podeszłam do mojej walizki i wyciągnęłam athame. Dłonie mnie strasznie piekły, gdy zbliżałam się do bariery ochronnej. Zaczęłam szukać Trójzębu i pioruna na tej barierze. To było moje jedyne przejście do nich.

Regina nigdy się nie nauczy chować ważnych rzeczy. I to najważniejszych. Otóż te znaki były idealnie na środku bariery. Po środku drogi. Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam z niedowierzeniem głową. Ułatwia mi pracę i to bardzo. Nacięłam dłonie i przyłożyłam dłonie do tych znaków. Strasznie piekło, ale taki ból się teraz opłaca i to bardzo. Po sekundzie widziałam błękitne i złote przebłyski rozchodząc się po barierze. Ściągnęłam dłonie z bariery i za pomocą telekinezy przywołałam do siebie motor. Wsiadłam na niego i pojechałam dalej. Znaki od przyjaciół bogów przestały piec i przeniosły się na nadgarstki na swoje dawne miejsce. Zrobienie ich piorunem i Trójzębem było nieprzyjemne, ale w ten sposób się komunikowaliśmy.

Jechałam dalej lasem i obserwowałam uważnie drogę. Jest spokojnie, ale to nie potrwa długo. Kiedy ominęłam ostatnie drzewa, to się przeraziłam. Z pięknej krainy zrobiła małe miasteczko. Zmniejszyłam prędkość i patrzyłam uważnie na domy i mieszkańców. Tutaj każdy zapomniał kim naprawdę jest. Zapomniał o swoich korzeniach, rodzinie i przyjaciołach. To jest koszmar. Prawdziwa Mroczna Klątwa.

Zajechałam pod bar "U babunii", ściągnęłam kask i weszłam pewnym krokiem do środka. Siedziało tu parę osób. Podnieśli na mnie zaciekawieni oczy. Pewnie myślą, że jestem turystką lub skądś mnie kojarzą. Usiadłam przy barze i zaczęłam sprawdzać menu. Kątem oka patrzyłam na innych . Był tu Czerwony Kapturek, jej babcia i paru innych . Podeszła do mnie przyjaciółka ubrana w skąpą spódniczkę i bluzkę pokazującą stanik. Fuj, to chore.

- Dzień dobry, co mogę dla pani podać? - spytała z uśmiechem.

- Dzień dobry, poproszę kawę z czekoladą i zbożowe - rzekłam z uśmiechem.

- Już się robi - już się odwracała, by dać zamówienie babci, ale odwróciła się do mnie zainteresowana - Czy pani jest nowa w miasteczku?

- Tak, zgadza się. Przyjechałam przed chwilą. Zostanę tu na parę miesięcy - wyjaśniłam.

- To super - przyznała - Moja babcia prowadzi hotel, więc możesz się za chwilę zameldować. Jak masz na imię?

-Patricia A ty?

- Ruby. To co, zameldujesz się tam? - spytała zalewając kawę.

- Nie. Mam tu znajomego, który załatwił mi dom - odparłam biorąc od niej ciastko i kawę - Dziękuję.

- Smacznego - powiedziała z uśmiechem idąc do innych klientów.

Upiłam łyka kawy i zaczęłam się zastanawiać, od czego tutaj zacząć. Jest tu dużo rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu. Wyciągnęłam z mojej torby kartkę i długopis. Zapisałam na niej pracę, rozmowę z Reginą zaczęłam skubać ciastko. Każdy na mnie ukradkiem zerkał na co nie zwracałam uwagi, chociaż w duchu się cieszyłam, że chociaż mnie skądś kojarzą. Otworzyły się drzwi od baru i usłyszałam głos Henry'ego.

- Musimy obmyślić plan wzięcia książki, w której wszystko jest zapisane. Wasze przygody, przyjaźnie, rodziny...Wszystko.

- Henry...To jest baśń. Przykro mi, ale to twoja wyobraźnia - powiedziałam spokojnie Emma siadając koło mnie - O, jednak przyjechałaś?

- Tak. Chciałam odwiedzić to miasteczko. - przyznałam upijając łyka kawy - Jak tam w szkole, Henry?

- Może być. Dzisiaj było coś innego, a nie tylko robienie karmników - odparł - Rozmawiałaś z moją matką?

- Jeszcze nie. Ale chętnie wymienię z nią pewne uprzejmości - odparłam chowając kartkę do kurtki.

Emma spojrzała na mnie zainteresowana. Wzruszyłam ramionami i wzięłam gazetkę z lady.

- Regina boi się jej. Wie, że ona ma większą moc od niej i zdejmie tę klątwę - wyjaśnił Henry.

Ruby do nas podeszła i podała ich zamówienia.

- Właśnie. Masz fajny motor. Będę mogła się nim kiedyś przejechać?- spytała z nadzieją.

- A masz prawo jazdy na motor?

- Nie - przyznała załamana - A chociaż na zakupy? Widzę, że masz gust.

- Jasne. Chętnie kupię parę ciuchów, bo przyjechałam tylko z jedną walizką.

- Biedactwo

Zachichotałam i poszła do magazynu.

- Patricio, widziałem Reginę, która coś szukała w lesie. Podejrzewam, że szukała twoich zwierząt i komnaty, gdzie trzymasz wszystkie swoje zaklęcia.

- Sama nie wiem, gdzie są - przyznałam kończąc kawę i ciastko.

Zapłaciłam nowej/starej znajomej i zbierałam się do wyjścia.

- Wiecie, gdzie znajduje się właściciel tego miasteczka? - spytałam zainteresowana, chociaż skierowanie skierowałam do Henry'ego.

Miał już odpowiedzieć, ale ktoś wszedł do środka. To była Regina. Spojrzałam na nią z delikatnym uśmiechem i dużymi iskierkami w oczach. Ona za to patrzyła się na mnie strasznie przerażona. To był najmilszy widok w tej chwili. Szybko się zreflektowała i powiedziała do swojego przyszywanego syna.

- Henry, musisz wracać do domu odrobić lekcje.

- Za chwilkę, tylko skończę czekoladę - powiedział.

Chrząknęłam znacząco i spojrzała na mnie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.

- Pani to pewnie Regina Mills?

Kiwnęłam niepewnie głową, na co kontynuowałam.

- Dzisiaj przyjechał do mnie pański przyszywany syn, Henry. Powiedział mi bardzo ciekawą historię tego miasteczka. Ja, jako ciekawa osoba przyjechałam. To miasteczko jest..... - na chwilę się zamyśliłam pstrykając palcami pokazując nadgarstki ze znakami - Ciekawe i magiczne w pewnym stopniu. Zatrzymam się tu na parę miesięcy, jeżeli pani to nie przeszkadza.

Chwilę milczała i trawiła moje słowa. Kiedy pstrykałam pokazywałam delikatne iskry, które ona tylko widziała. Czułam ciężką atmosferę w tym barze, ba każdy się na nas patrzył zainteresowany i ze strachem.

- Nie, nie przeszkadza mi to. Może pani zostać tu, ile pani chce - odparła po chwili milczenia.

- To wspaniale - przyznałam z uśmiechem robiąc duży krok do przodu.

Na moją uciechę cofnęła się.

- Miło mi panią wreszcie poznać - dodałam wyciągając do niej dłoń.

Bardzo się wahała patrząc na nią. Czekałam na jej kolejny ruch. Zacisnęła zęby i podała mi dłoń. Przez ten dotyk przekazywałam jej wszystko: znalezienie w lesie jako niemowlę, dorastanie, rysunki, hobby....I także moją wściekłość na nią. Szybko wzięła dłoń i równie szybko powiedziała.

- Henry, wychodzimy.

Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam trącając ją ramieniem. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że mama napisała do mnie chyba z 15 wiadomości. Już miałam odpisywać, kiedy Henry wyszedł z baru.

- Mama rozmawia jeszcze z mamą. Szukasz.... Rumpelsztyka? - spytał zaciekawiony.

- Tak, zgadza się. Niech zgadnę....właściciel?

Kiwnął głową, że tak.

- Jest też właścicielem lombardu i hotelu.

Zaśmiałam się szczerze.

- Tak, to w jego stylu - przyznałam - Gdzie jest jego sklep? Kiedyś coś mi obiecał i czekałam na to 19 lat.

- Jest na końcu tamtej uliczki. Mieszka na przeciwko mojej babci Śnieżki. W tym świecie to Mary i jest moją nauczycielką.

- Dziękuję ci, Henry. Przyda mi się twoja wiedza i wsparcie w tym miasteczku. Tylko na tobie mogę polegać w tym momencie. I czasami na Mrocznym, chociaż z nim nigdy nic nie wiadomo. - powiedziałam szczerze - Jutro możemy się spotkać i opowiesz mi swój plan, dobrze?

- Dobrze. Bez ciebie nie damy rady - odparł - Do zobaczenia.

- Do jutra, Henry.

Przeszłam na drugą stronę uliczki i szukałam jego lombardu. Henry bardzo mi przypomina mojego synka, Rolanda. Również ciekawy, pomocny, troskliwy. I delikatny rozrabiaka po tatusiu. Jak za nimi tęsknię. Za miłością, wsparciem... Ale już nie długo. Mój wzrok zatrzymał się na dużym sklepie, gdzie pisze "Rumpelsztyk". Właśnie zamykał sklep, kiedy do niego podeszłam. Patrzył się na mnie zaciekawiony.

- Równe 19?

- Równiutkie, Mroczny - przyznałam - Strasznie długo się zasiedzieliśmy, nie uważasz?

- Trochę - odparł otwierając znowu sklep - Zapraszam, Strażniczko.

I w ten sposób zaczynałam swoją przygodę od początku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania