Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 20

Przez kolejne dni Tacja doprowadzała Wyrocznię do białej gorączki. Władca ani razu nie odwiedził kobiet.

– Zostanę jeszcze z tobą – powiedziała lisica i wskoczyła kobiecie na kolana. – Wiesz… dziwnie widzę i słyszę.

– Za parę dni przywykniesz i przestaniesz zwracać na to uwagę. – Pogładziła córkę, która zwinęła ciało w kłębek i oparła pyszczek na łapkach.

– Wszystkie kolory są inne i wyłapuję najniższe dźwięki wydawane przez maleńkie żyjątka. Teraz akurat słyszę ojca, jak krzyczy na służbę.

– Nie tęsknisz za swoją dziewczęcą postacią? – spytała. – Nie dokuczają ci insekty i świadomość, że jak nie zaczniesz działać, nie pozbędziesz się ogona i uszu?

– Jeszcze nie. – Tacja podrapała łapką okolicę pyszczka. – Jak się znudzę, na pewno ciebie pierwszą o tym powiadomię. Wiem, że razem z ojcem chcielibyście, abym udowodniła wszystkim wokół, że nie jestem zepsuta do szpiku kości. Myślałam o tym ostatnio i powiem ci, że jeszcze długo poczekacie, zanim zakiełkuje w moim serduszku odrobina dobroci i współczucia.

Wyrocznia zachowała milczenie; pokręciła jedynie głową. Rozumiała córkę, bo była taka sama.

– Może poszłabyś na dwór? – zaproponowała kobieta z cichą nadzieją, że zostanie wreszcie sama.

Tacja przytaknęła, zeskoczyła na puchaty dywan i czmychnęła przez okno na dziedziniec.

Tymczasem władca, po popołudniowej kąpieli postanowił odwiedzić córkę. Zarzucił na plecy płaszcz i ruszył do komnaty Wyroczni. Po całym korytarzu rozbrzmiewał dźwięk jego podniesionego głosu – nie potrafił przejść obojętnie, bez skarcenia kogokolwiek.

Przeniknął przez drzwi i powiedział:

– Minął już tydzień, odkąd Tacja została zmieniona w zwierzę i nie zanosi się na to, aby chciała powrócić do ludzkiej postaci.

– W rzeczy samej. Przed chwilą oświadczyła, że dobrze jej tak, jak jest. – Wyrocznia zwróciła głowę w jego stronę i skrzyżowała ręce na piersi.

– Na zamku ta uparta dziewucha na pewno nie dokona niczego dobrego. Prędzej słońce spadnie i spali Zerytor. – Zrobił parę kroków i usiadł na krześle. – Tutaj dokoła jest samo zło. Żadnego punktu zaczepienia, aby jej cokolwiek podpowiedzieć, albo nakierować na konkretny cel. Zwierzęca postać pohamowała trochę jej krnąbrną naturę, ale do licha, jak długo jeszcze będę ojcem lisa?

– Co do warunków panujących po naszej stronie, jesteśmy zgodni, jednak jeśli chodzi o temperament Tacji, niestety, ale według mnie, nic nie uległo zmianie. – Wyrocznia nie poparła pana. Podeszła bliżej, odgarnęła włosy na drugie ramię i dodała: – Co zatem robimy?

Horn podrapał się po brodzie, niepewnym wzrokiem spojrzał na kobietę, po czym zaczerpnął tchu i wyrzucił z siebie:

– Tylko nie krzycz na mnie za to, co zaraz powiem, ale…

– Nie mam już nerwów – prychnęła – wszystkie wyssała ze mnie ta mała diablica. – Usiadła naprzeciwko.

– Musimy oddać córkę komuś po tamtej stronie muru, kto przykróci jej wybryki i poskromi zadziorny charakter.

Oczy Wyroczni pojaśniały. Było tak za każdym razem, kiedy podziwiała i doceniała czyjeś pomysły – niestety, zdarzało się to bardzo rzadko.

– Morfus…! – wykrzyknęła. – Niestety nie mamy im nic do zaoferowania, aby przystali na naszą propozycję.

– Dokładnie, a Kron jest zawzięty i bez czegoś, co go przekona, nie zaszczyci nas nawet swoją osobą – burknął z rezygnacją i zawiesił oczy na pierścieniu, który połyskiwał przed jego nosem.

– Zapomnij o tym. – Kobieta objęła dłońmi jego twarz; zorientowała się, o czym pomyślał. – Sygnetu nie oddam. Nawet o niego nie proś.

Nie powiedział nic – spuścił głowę i wlepił spojrzenie w podłogę.

– Napiszmy do nich – zaproponowała. – Zobaczymy, co odpiszą – W mgnieniu oka była już przy dziurawym stole. Wyjęła z szafki papier, czarne mazidło i ptasie pióro.

– Nie! – Władca stanął na równe nogi i obrał kierunek na przeciwległą ścianę.

Wisiała na niej mała gablotka, a w niej stara, pożółkła kartka zapisana w połowie z oberwanym dolnym rogiem – brakująca stronica przepowiedni Trójkąta Mocy.

Wyrocznia sięgnęła mały nożyk ze stołu, uniosła i ruszyła w jego kierunku. Wcisnęła przedmiot w dłoń władcy i spojrzała mu głęboko w oczy.

Zaskoczony, zastygł.

– Możesz mnie zabić od razu, na co czekać, aż zrobi to ktoś inny – powiedziała beznamiętnie, nakierowała dłoń pana na swoją pierś i docisnęła nóż do ubrania.

– Co ty robisz?

– Skoro planujesz oddać bratu przepowiednię, to tak, jakbyś mnie już uśmiercił.

– Przecież wiesz, że nigdy tego nie uczynię – Horn oswobodził rękę i wyrzucił nóż.

– Miałam co do tego pewne wątpliwości. – Odsunęła się, pochwyciła kartkę i nakreśliła kilka słów.

– Nigdy we mnie nie wątp, rozumiesz! – Podszedł, objął kobietę w pasie i pocałował w szyję. – Nigdy, pamiętaj o tym – dodał i zrobił dystans.

– Galarze, zanieś ten list do Morfusa – Pantera przejęła wiadomość i wyskoczyła przez okno.

– Gzie podziewa się nasza córka?

– Biega sobie. – Wyrocznia odłożyła wcześniej wyjęte rzeczy na miejsce. – Poznaje uroki bycia zwierzęciem.

– Zauważyłem, że spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu – przyznał, obserwując jej reakcję.

Nałożona maska nie przepuszczała emocji.

– Przebywa ze mną praktycznie na okrągło. Poprosiła nawet o miękką poduszkę do spania.

Była reakcja – grymas niezadowolenia.

Horn przewidział taką opcję. Wcisnął kobiecie Tację na chama, więc nic dziwnego, że była niezadowolona z jego decyzji.

– Do mnie również przychodzi i opowiada o swoich odkryciach.

Wyrocznia posłała mu dwuznaczne spojrzenie – wiedziała już, dlaczego ich nie odwiedzał.

Mężczyzna ośmielony, że go nie odtrąciła – bywało z tym różnie – skradł jej causa i wyszedł; cieszył buzię jak małe dziecko.

***

 

– List do ciebie – oznajmił Hestion i przekazał w drżące ręce.

Starzec podziękował, po czym odprawił stwora, usiadł na łóżku i powolnym ruchem otworzył zawiniątko.

Wytrzeszczył oczy i zaczął wodzić po czarnych literkach:

 

” DO MORFUSA, NAJSTARSZEGO W WIOSCE”

 

„Wiesz doskonale, jak wygląda sytuacja po naszej stronie i jakimi prawami się rządzimy. Chodzi ponownie o moją córkę. Kiedy wracaliśmy do domu po naszym ostatnim spotkaniu, przybrała zwierzęcą postać i tkwi w niej po dziś dzień.

Proszę, abyś objął ją opieką i nakierował buntowniczkę do zrobienia czegoś dobrego, aby na powrót stała się człowiekiem.

Nie mam nic w zamian do zaoferowania. Czekam na decyzje i jak najszybszą odpowiedź”.

HORN

 

– Kto by się spodziewał – wypowiedział dumnym głosem. – Dzisiaj już za późno, aby iść w gości, więc zastanowimy się nad tym jutro – postanowił.

Ziewał coraz częściej, więc nie przeciągając, poszedł na spoczynek.

Z samego rana udał się prosto do chaty Zerny – zastał kobietę krzątającą się po kuchni.

– Są chłopcy, bo mam do nich sprawę? – spytał, rozglądając się dookoła.

– Nie ma – odparła, patrząc na staruszka bacznym wzrokiem. – Wyruszyli na łowisko… muszą sobie dużo wyjaśnić i poprawić napięte relacje.

– Trudno. – Zrobił skwaszoną minę, bo zdawał sobie sprawę, że zakłóci sielankę. – Będę musiał im przeszkodzić. Mam naprawdę pilną sprawę – stwierdził i wyszedł.

Szedł pospiesznie wąską ścieżką wśród zieleni. Mijał drzewa i małe skupiska krzewów – przystawał od czasu do czasu i obejmował wzrokiem rozległy teren. Po przebyciu pewnego dystansu wkroczył na otwartą, piaszczystą przestrzeń, pośrodku której znajdowało się wielkie, niekształtne jezioro – odbijało promienie słońca w swojej niezmąconej tafli.

Morfus przymrużył oczy i po chwili szedł w stronę dwóch postaci, stojących nad wodą – zarzucali właśnie przynętę i dyskutowali nad tym, kto lepiej trzyma ostrugany kijek do połowu ryb. Kron napiął mięśnie i mocnym szarpnięciem wyciągnął z wody dużą, srebrną rybę – szamotała się na cienkiej lince. Odpiął ją i rzucił na piach, następnie nadział na ostry kawałek żelastwa robala i wrzucił do wody.

– Kto wygrywa? – zapytał starzec, podchodząc bliżej Merksa.

– Mam pięć, a tata dwie – rzucił chłopiec z satysfakcją w głosie.

– Na kolację wystarczy – zaśmiał się starzec i popatrzył na niezbyt udany połów; ryb w jeziorze nie brakowało. Zmarszczył czoło, uniósł brwi i postanowił przekazać to, z czym przybył.

Wręczył list Kronowi – nie obyło się od zdziwionego spojrzenia. Merks stanął obok ojca i zerkał przez jego lewe ramie.

Kron ściągnął rysy twarzy, poczerwieniał i już zamiarował podrzeć skrawek papieru, ale pohamował odruch ze względu na syna i, to jak Merks odebrał jego ostatni wybuch gniewu. Miał dość, że brat cały czas czegoś od nich chce, a syn mu w tym chętnie pomaga, jakby zapomniał, przez co przeszli przez te wszystkie lata – nie wypowiedział jednak na głos swoich przemyśleń.

Zamiast tego westchnął, zaczerpnął powietrza i spytał najdelikatniej, jak potrafił:

– Co robimy?

Zapanowała cisza – wszystkie mózgi pracowały i szukały sensownej odpowiedzi.

– Mam pomysł – rzekł chłopiec, przerywając milczenie. – Zróbmy mamie niespodziankę i poprośmy, aby Wyrocznia zmieniła zasady zaślubin i wyraziła zgodę na wasz ślub. – Spojrzał na ojca ciepłym wzrokiem.

Kron uniósł kąciki ust, przywarł do syna i poklepał po plecach – propozycja była balsamem dla jego uszu i serca.

– To byłaby najpiękniejsza nagroda w moim życiu.

Pomiędzy ojcem a synem przepłynęło mnóstwo emocji – słowa były zbędne.

– No to postanowione – oświadczył Morfus. – Pójdę odpisać na prośbę władcy, a wy uważajcie na siebie – dodał i ruszył w drogę powrotną; prosto do swojej jaskini.

***

 

W zamku panowała napięta atmosfera. Władca od dwóch dni chodził bez celu i złościł się na wszystko i wszystkich – cierpliwość nie była jego mocną stroną.

Krążył po komnacie i psioczył pod nosem.

– Jest, panie! – dobiegło do jego uszu; Midor wkroczył do pomieszczenia. – Jastrząb przyniósł wiadomość!

– Daj mi ją szybko – syknął, wyciągnął rękę i wyszarpnął przesyłkę z dłoni Midora.

Odwiązał szarą wstążkę i rozwinął rulon, wlepiając w kartkę rozbiegane oczy.

Wpatrywał się w treść listu – przeczytał wielokrotnie – i zastanawiał się, jak powiedzieć o wszystkim Wyroczni. Na pewno się wścieknie i na powrót oziębi stosunki pomiędzy nimi, jakby to była jego wina.

Zacisnął szczękę, skulił dłonie w pięści i po zrobieniu paru głębszych oddechów, postanowił obwieścić nietypową prośbę kobiecie.

Chwilę później był już w komnacie Wyroczni – siedziała na fotelu i patrzyła na ogień w kominku.

– Śpi? – spytał, zauważając córkę leżącą nieopodal na zydlu.

– Jak aniołek – odparła; nie oderwała ani na sekundę oczu od ognia. – Uwielbia tę poduszkę. Jednak, zanim znajdzie wygodną pozycję, nakręci się w kółko, że głowa mała.

– Jest odpowiedź i… – Przełknął nadmiar śliny. – Proszę, nie denerwuj się, kiedy już odkryjesz, co wymyślili. – Horn spojrzał na kobietę błagalnym wzrokiem.

Podał kartkę drżącą dłonią – doskonale zdawał sobie sprawę, że Wyrocznia nie lubiła być przypierana do ściany. Narzucanie innej woli, niż jej własna, zawsze niosło ze sobą nieciekawe skutki.

– Nie odzywaj się, dopóki nie skończę i w razie co, uciekaj – rzuciła stanowczym tonem, po czym pogłębiła umysł w lekturze.

Czytała, nie okazując niepokojących emocji. Twarz nie zdradzała żadnych grymasów. Odłożyła list na stole i wzdychając parokrotnie, przemówiła:

– To bardzo odważna i zaskakująca prośba – zaczęła delikatnym głosem. – Co mam teraz począć? Zgodzić się i zmienić zapis dotyczący zawierania małżeństw, czy odmówić i pogrążyć córkę w przekleństwie? Bez pomocy nie przejdzie przemiany zwrotnej.

– Zrób to, co podpowiada ci serce – zaproponował władca. Wypuścił nagromadzone powietrze z płuc i poluzował mięśnie; reakcja kobiety była dla niego nowością i nie ukrywał zaskoczenia na twarzy.

– Kiedy trójkąt został użyty po raz pierwszy od dnia rozdzielenia, odczułam coś dziwnego, jakby cząstka mnie umarła i powstała na nowo. Przy drugiej aktywacji, podczas rozmrażania Tacji, moje serce zakłuło, stanęło. Byłam przekonana, że to już koniec, kiedy zabiło na nowo, mocniejsze i cieplejsze. Bycie złą nie cieszy mnie już tak, jak wcześniej. Jakaś niewidzialna siła popycha moje myśli w dobrą stronę, oddalając od zła. Wcześniej, nie zgodziłabym się na te wszystkie absurdalne żądania, teraz… nawet mnie to cieszy.

– Co cię cieszy? – zapytał władca miękkim głosem.

Patrzył na kobietę i nie wierzył, że to ta sama, która jeszcze parę dni temu przytwierdziła go do ściany, grożąc utratą korony.

– Miłość i to, że mogę pozwolić sobie na więcej uczucia niż kiedykolwiek dotąd. Nie wiem, dlaczego, ale ucieszył mnie ten list, poczułam, że nie należy stawać miłości na drodze, lepiej odejść w cień i pozwolić się jej toczyć swoim torem.

Władca otworzył usta ze zdziwienia, nie dowierzał temu, co usłyszał. Zauważył, że zmieniła się ostatnio, ale nie spodziewał się, że aż tak.

– Na starość zaczynasz okazywać ludzkie odruchy – przyznał.

– Na to wygląda – zgodziła się z nim. – Powinieneś klaskać uszami, bo ciągle narzekałeś, że jestem zimniejsza od lodu, pływającego wokół Mroźnej Góry.

– Lubiłem cię taką, bo mogłem przewidzieć, w którą stronę skierujesz frustracje. Teraz mam kołowrotek w głowie i nie wiem, co jeszcze przede mną odkryjesz.

– Nie licz na wiele. – Zimny wzrok poleciał w stronę Horna. – Muszę przyswoić wszystkie nowości, począwszy od tego, że bycie dobrą, ściska za serce.

– W ogóle je masz? – wypalił; dopiero po wszystkim zrozumiał, że niepotrzebnie otworzył usta.

– W młodości, do czasu porażenia przez trójkąt, miałam – fuknęła i wstała. – Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu, ale jedno wiem na pewno. Napawało się wszystkim, co widziały oczy, lecz towarzyszące temu odczucia były inne, niż te, które rosną we mnie teraz.

– Brakuje mi ciebie sprzed kilkunastu lat. – Horn stanął po jej prawicy. – Imponowałaś mi władczością, lotnym umysłem. Teraz siedzisz w tych czterech ścianach i ślęczysz nad błyskotkami.

– Lubiłeś być poniżany i wykorzystywany? – Zerknęła na niego spode łba.

– Tak. Adrenalina dodawała skrzydeł. Kraina poszerzała granice, a teraz tkwimy w impasie. Rutyna… rutyna i nuda – burknął. – Czułem, że żyję, a teraz wegetuję, snując się jak cień po tym przybytku.

– Gdyby nie Aron i ten przeklęty Pakt Nietykalności… najprawdopodobniej i tak nie byłoby do tej pory nic do zdobywania.

– A inne planety?

– Musiałabym mieć zgodę Wirkusa na podbój innych królestw – oznajmiła beznamiętnie.

– Zapomniałem już nawet o jego istnieniu. – Horn wykrzywił usta i wzruszył ramionami; dreszcz przebiegł po całym ciele.

Czarownik „Ja” był już wystarczająco okrutny, co dopiero Wirkus, stwórca tego wszystkiego, co widoczne gołym okiem i poza jego zasięgiem.

– Zgadzam się na to, czego chce Morfus i z ogromną przyjemnością przygotuję odpowiedni zapis. – Zmieniła temat.

Odstąpiła od kominka i poszła w głąb komnaty. Miała smutną minę.

– Nie spodziewałem się tego, szczerze powiedziawszy, ale dziękuję.

Horn opuścił pomieszczenie – nieswojo czuł się w towarzystwie Wyroczni; zaskoczyła go jej otwartość. Wolał, kiedy zadawała mu ból, do którego przywykł, niż otwierała serce, które skruszało nie wiadomo kiedy.

Nie był to najdogodniejszy moment na zmianę oblicza – po drugiej stronie muru był jego rozgorączkowany brat i tajemniczy bratanek. Nigdy nie wiadomo, czego zapragną, zwłaszcza że posiadali dużo części z broni, będącej w stanie zabić Wyrocznię. Tak mu się przynajmniej wydawało i dopuszczenie do siebie tej myśli, napawało niepokojem.

***

 

Następnego dnia z rana, Horn udał się do Wyroczni po Tację i sporządzony dokument. Wraz z córką, Midorem i Norkiem wsiedli do powozu; strażnicy usytuowali się na jego zewnętrznych stronach. Wzlecieli w powietrze, niesieni przez wiatr i dwa skrzydłokorny. Przed południem wylądowali przed granicą, Norek otworzył przejście, a władca skrzyknął Hestiony.

– Do Morfusa – powiedział do jednego ze stworów, który jako pierwszy podszedł do przesmyku.

– Macie pozytywną odpowiedź na to, o co prosili?

– Tak. – Horn wyjął dokument i podał go Hestionowi, uważając, aby przypadkiem nie dotknąć jego kościstej dłoni.

– W porządku. Możecie ruszyć w dalszą drogę – oznajmił, oddał papier i zaczął wydawać rozkazy pozostałym współtowarzyszom, odnośnie do transportu.

Podróż minęła szybko i bez komplikacji – Tacja przespała całą. Horn z Wyrocznią uradzili, że nie wtajemniczą córki w przedsięwzięcie, bo obawiali się jej reakcji. Nikomu z mieszkańców zamku nie chciało się biegać za zbuntowanym lisem.

Wylądowali na polanie, nieopodal gór.

W oddali widać było osoby, lecące w ich stronę. Każde uderzenie skrzydeł zwierząt przybliżało władcę do spotkania ze znienawidzonym bratem; nie cieszyła go ta wizja, lecz innego wyjścia dla córki nie było.

Horn nakazał strażnikom pozostać w okolicy powozu. Norek i Midor stanęli po jego prawicy.

– Witajcie – rzekł Morfus, wyłaniając się z jaskini.

Przybyli skinęli głowami. Morfus zawiesił oczy na białym lisie, trzymanym przez Horna w ramionach; zwierzę zbudziło się waśnie ze snu i zaczęło rozglądać dokoła bystrym wzrokiem.

Władca wzmocnił uścisk, bo córka nie zamiarowała siedzieć grzecznie; ugryzła go w dłoń i podrapała po ramieniu.

– Gdzie mnie przywiozłeś! – warknęła. – Chcę wracać do domu.

– Uspokój się i przestań wiercić – odparł władca.

Merks, Kron i dowódca właśnie dolecieli na miejsce.

– Nie przeciągajmy tego – burknął Kron, zsiadł ze skrzydłokorna i podszedł do władcy. – Masz?

Patrzeli na siebie nienawistnym wzrokiem i robili groźne miny.

– Trzymaj. Jest tutaj wszystko, czego potrzebujesz, aby wziąć ślub. – Podał bratu dokument i dodał: – Gratuluję.

Krona zaskoczyły słowa brata, ale szybko się opamiętał i powrócił do studiowania zapisu – znał się na wymysłach Wyroczni, bo odkąd pamiętał, towarzyszył ojcu przy papierkowej robocie. Osobiście, przeczytał dużo książek z zamkowej biblioteki, więc jakąkolwiek pomyłkę, od razu by zauważył. Wszystko w nim krzyczało ze szczęścia, ale nie okazał tego – stwarzał pozory obojętności.

– Znów te czerwone kapturki? – Tacji prawie udało się wyswobodzić z uwięzi. Horn w ostatniej chwili pochwycił córkę za puchaty ogon i przydusił do piersi.

– Przestań! – ryknął; Tacja nadal walczyła o wolność.

Medalion na piersi Merksa zaświecił białym światłem, po czym wzniósł się w powietrze; chłopiec podszedł do wuja.

– Nie dotykaj – syknął na bratanka.

– Spokojnie, wuju. – Merks ujął artefakt w dłoń. – On właśnie od tego jest. – Spojrzał na wisior, zdjął z szyi i zamierzał przyłożyć do miotającej ciałem dziewczyny.

– Nie! – Horn odstąpił; nie ufał chłopakowi, a tym bardziej temu czemuś, co rozbłysło właśnie na czerwono.

– Uspokoję ją – oznajmił Merks.

Na twarzy władcy widniało zawahanie się, z drugiej strony miał dość pobudzonej córki.

Postanowi zaufać i dopuścić bratanka do Tacji.

Kiedy medalion dotknął futerka lisicy, na moment znieruchomiała, wlepiając wybałuszone oczka w jego blask. Czerwone niteczki tańczyły na puchatym okryciu i wpełzały pod gęste włosie. Spotulniała i schowała pazurki.

Horn przełknął ślinę. Czuł, jak ciało córki się rozluźnia, a ona sama chowa pyszczek pod jego pachą i zasypia.

Medalion zgasł i zawisnął na powrót na szyi Merksa.

Horn chciał podziękować, ale brat wyprzedził go, mówiąc:

– Nie jestem jeszcze królem, a już ustanowiłem nowe prawo – oznajmił z przekąsem.

– Nigdy nim nie będziesz – odburknął władca.

Bracia skrzyżowali spojrzenia. Żaden nie miał zamiaru odpuścić – pokazywanie niewidocznej siły było u nich na porządku dziennym. Całe dzieciństwo i okres dojrzewania ze sobą walczyli, bez używania słów.

Merks przyglądał się wszystkiemu spod ściągniętych brwi – nie lubił, kiedy ojciec zionął nienawiścią.

– Daj mi ją. – Morfus przerwał ciszę. Podszedł do Horna i przejął Tację; wziął lisicę w taki sposób, aby nie mogła go podrapać, ani uciec. – Zaopiekuje się nią najlepiej, jak potrafię. Kiedy dojdzie do przemiany, poinformuję cię o tym – przyznał. – Przy okazji przytemperuje trochę jej charakter i nauczę cieszyć się małymi rzeczami.

Lisica otworzyła oczy – nie walczyła; była spokojna i wodziła wzrokiem za głównym Hestionem.

Nieoczekiwanie, do starca trzymającego dziewczynę, podszedł dowódca. Wpatrywał się w puchate zwierzę ciekawskim wzrokiem.

– Co się dzieje? – zaniepokoił się Merks.

– Nie wiem… to stworzenie nakazało mi do siebie podejść – oznajmił Hestion, patrząc lisowi prosto w oczy.

Wiem, kim jesteś, a ty wyczuwasz we mnie to, co starałeś się zniszczyć, usłyszał wrogi tembr głosu w swojej głowie, po czym spuścił oczy.

– Dowódco, o co chodzi? – spytał Merks; nie ukrywał zainteresowania owym wydarzeniem.

– Nic, paniczu. Komunikacja po przemianie – skłamał, bijąc się z myślami.

Władca podziękował i szybko zrozumiał, że rozmowa dobiegła końca – Kron z synem dosiadali właśnie skrzydłokorny.

– Gdyby nie fakt, że posiadam jeszcze ludzkie odczucia, nigdy nie przyjąłbym twojej rozpieszczonej córki na tę stronę Zerytora – wycedził Kron, po czym wraz z synem wzlecieli w powietrze.

Morfus również opuścił zgromadzonych.

Hestiony zadbały, aby władca i jego świta dotarli bezpiecznie do muru.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MKP 4 miesiące temu
    "– Za parę dni przywykniesz i przestaniesz zwracać na to uwagę. – Pogładziła córkę, która zwinęła ciało w kłębek i oparła pyszczek na łapkach." - mam wrażenie, że w tej formie lisa jest mniej irytująca z charakteru:)

    "powiem ci, że jeszcze długo poczekacie, zanim zakiełkuje w moim serduszku odrobina dobroci i współczucia." - A jednak nie jest mniej irytująca.

    "– Musimy oddać córkę komuś po tamtej stronie muru, kto przykróci jej wybryki i poskromi zadziorny charakter" - generalnie chcą ją sprzedać komuś, żeby odsapnąć:)

    "– Skoro planujesz oddać bratu przepowiednię, to tak, jakbyś mnie już uśmiercił." - wiedźma dryg do dramatyzmu ma:)

    – List do ciebie - zaznaczam
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Tacja idzie w objęcia diabła, ale są momenty, że odbiega zachowaniem od swojego wcześniejszego nastawienia. ;). Fakt - zabić nieśmiertelną jakimś tam nożykiem. Nawet, jakby się władca odważył, to życzę powodzenia. Dzięki za komentarz. :))
  • MKP 4 miesiące temu
    "DO MORFUSA, NAJSTARSZEGO W WIOSCE” - nie ma to jak na wstępie pocisnąć komuś od starych:)

    "– Na kolację wystarczy – zaśmiał się starzec i popatrzył na niezbyt udany połów – ryb w jeziorze nie brakowało. Zmarszczył czoło, uniósł brwi i postanowił przekazać to, z czym przybył." - coś tu nie zagrało. Nie wiem co jest atrybucją a co wypowiedzią

    "– Nie odzywaj się, dopóki nie skończę i w razie co, uciekaj" - i nawet se wyrocznia żarcikiem sypnie:) Zaczynam ją lubić

    "– Na starość zaczynasz okazywać ludzkie odruchy – przyznał" - potrafi sypnąć komplementem:)

    – Znów te czerwone kapturki? – smerfy i Papa Morfus

    "– Nic, paniczu. Komunikacja po przemianie – skłamał, bijąc się z myślami." - hmm... intrygujące.
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Dzięki za komentarz. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania