Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 22

Nadszedł w końcu długo wyczekiwany dzień. Wszyscy mieszkańcy osady zgromadzili się przed chałupą Zerny, aby wraz z nią udać się na zaślubiny. Kobieta wyszła przed dom; odziana w białą, zwiewną, koronkową suknię bez rękawów, sięgającą ziemi, wyglądała jak anioł. Rozpuszczone włosy falowały lekko, przytrzymywane delikatnym wiankiem z kolorowych kwiatów. Rozległy się gwizdy i wiwaty, każdy chciał podejść jak najbliżej, aby lepiej przyjrzeć się pannie młodej. Gdy wrzawa nieco opadła, ruszyli wolnym krokiem do centrum wioski. Merks z Sanyrą podążali zaraz za kobietą w bieli, a pozostali komentowali jej wygląd, niektóre kobiety buczały pod nosem, że trafiła z Kronem w dziesiątkę, lecz przez ich usta nie przemawiała zawiść, lecz podziw.

Kron chodził wokół drzewa – denerwował się coraz mocniej. Włożył czarne, obcisłe spodnie, biały podkoszulek i czarną marynarkę bez guzików. Włosy spiął w ciasny kucyk i ogolił się starannie.

W oddali było już widać tłum ludzi i białą pannę młodą na przodzie. Stresowała się i przez nieuwagę przydeptywała suknię, opóźniając przemarsz. Po paru wpadkach stanęła wreszcie obok ukochanego, który otworzył oczy ze zdziwienia na jej widok – z bliska była jeszcze piękniejsza.

– Ślicznie wyglądasz. – Kron przełknął ślinę.

– Ty też. – Oczy rozbłysły. Jeszcze nigdy nie widziała ukochanego w związanych włosach.

– Kochani moi – zabrał głos Morfus – zapraszam wszystkich bliżej. Zaczynamy.

Zaczęły się przepychanki i psioczenia. Dzieci kwękały znudzone długą bezczynnością, co jeszcze bardziej zagęszczało napiętą atmosferę. Gwar przybierał na sile, a posiłki stygły. Kron zbladł; nie tak to sobie wyobrażał. Nie przywykł do płaczu i lamentu. Na zamku dzieci posiadały guwernantkę, a rodzice mogli w spokoju oddawać się własnym pieleszom.

Zerna wyczuła, że ukochany niebawem wybuchnie, jeśli zamieszanie nie zostanie zażegnane. Nie myśląc długo, podeszła do blondynki w średnim wieku i szepnęła słówko na ucho. Kobieta skinęła głową i zaczęła nawoływać dzieci bliżej siebie.

Na chwilę zapanowała cisza – po czasie na powrót zaczęły się jęki i odgłosy niezadowolenia.

Kiedy pomiędzy mamami doszło do porozumienia, a oburzeni mężowie i ojcowie, przestali ubliżać żonom za nieupilnowanie pociech – nastała głusza.

Wszystkie latorośle zostały zaprowadzone do najdalej usytuowanego stolika i zamieniły marudzenie na ciamkanie – pozwolono im zacząć ucztę jeszcze przed zaślubinami, z czego były rade.

Kandydaci do ożenku mogli nareszcie odetchnąć – zwłaszcza ta męska połowa. Stanęli pod rozłożystym dębem, ozdobionym białymi, zwiewnymi wstążkami. Nad ich głowami rozpościerał się drewniany, ozdobiony różnokolorowymi kwiatami łuk, a pod stopami drewniany podest, przykryty czerwonym dywanikiem, przyprószonym płatkami białych róż. Wokół drzewa ustawiono białe krzesła i paręnaście stołów nakrytych różowymi płótnami – z ledwością utrzymywały ustawiony na nich ciężar.

Kiedy mieli zaczynać ten podniosły akt, pośród harmonii, uśmiechów i ciepłych westchnień gości, pojawił się dowódca, a wraz z nim kolejne opóźnienie.

– Władca wraz z Wyrocznią czekają przy granicy i chcą uczestniczyć w zaślubinach – oświadczył.

Wśród tłumu wezbrał strach i obawy związane z samym słowem Wyrocznia, a co dopiero jej widok na żywo.

Było już tak pięknie, a teraz dorośli robili więcej hałasu niż dzieci – niedoszli małżonkowie i ich najbliżsi również zrobili tęgie miny.

Goście zbili się w kupkę i paplali jak przekupki na targu. Nie chcieli demonicy i nie kryli obrzydzenia na samo wspomnienie o niej. Mężczyźni spluwali na ziemię, wymachiwali rękoma, a kobiety nie wiedziały, czy dopingować ukochanych, czy podejść do dzieci i zabrać nieświadome zagrożenia dziatki do chałup.

Kronem zatelepało – Zerna pochwyciła go za ramię i zacisnęła mocno palce. Nie chciała, aby wybuchł, bo fakt był taki, że trudno nad nim zapanować, kiedy straci kontrolę nad logicznym myśleniem. Odnalazła ostre spojrzenie ukochanego i czuła, jak napina mięśnie.

Na szczęście z wybawieniem przybyła Sanyra.

– Spokojnie, kochani! – przemówiła głośno. Nie mogła dopuścić do chaosu. – Nie zapominajcie, że obowiązuje nas Pakt Nietykalności. Jesteśmy na naszej ziemi i nie ma powodu do obaw… Skoro proszą, to nie mają złych zamiarów. Może po tylu latach obudziły się w nich jakieś odruchy człowieczeństwa – westchnęła i zaczerpnęła powietrza. – Decyzja powinna należeć do Krona, bo władca, to w końcu jego brat.

Wszystkie rozwścieczone i zalęknione spojrzenia spoczęły na Kronie. Merks podszedł bliżej rodziców, niemniej zaskoczony zaistniałą sytuacją.

– Co teraz, ojcze? – przemówił miękkim głosem.

– Nie wie… – mówienie przychodziło Kronowi z trudem. Podszedł do najbliższego stołu i powrócił z antałkiem wina w ręku; wyszarpnął czop i wziął parę haustów trunku. – Po raz pierwszy w życiu, nie wiem, co mam zrobić. Jestem kompletnie zaskoczony ich postawą. – Otarł brodę z wilgoci i postawił gąsiorek nieopodal drzewa.

– Ja bym się zgodził – powiedział Merks. – Może wuj zrozumiał, że źle robił przez te wszystkie lata.

– Niepokoi mnie nie on, lecz ona – wydukał przez zaciśnięte zęby. – Dlaczego zdecydowała się opuścić zamek, przybyć tutaj i to w dzień naszych zaślubin? – Kron zmarszczył brwi i wykrzywił usta.

– Obawiam się jej tak samo, jak ty, kochany, ale nie powinniśmy ich odprawiać – oznajmiła Zerna i wytarła spocone dłonie w biały materiał sukni.

Kron przewrócił oczyma i spojrzał na otaczających go ludzi. Nie był tutaj sam i musiał dobrze przemyśleć to, co zaraz powie dowódcy. Było cicho, co sprzyjało rozmyślaniom, ale też niepokoiło, bo nawet ci, co najgłośniej krzyczeli, zamilkli i znieruchomieli.

Zaczął dreptać w miejscu, analizując wszystkie „Za” i „Przeciw”. Ciekawość wygrała ze strachem i wyraził zgodę na dołączenie niespodziewanych gości na uroczystości, która jak do tej pory była wielkim pasmem niepowodzeń.

Powiedział coś jeszcze Hestionowi na ucho, po czym przemówił do tłumu:

– Mam nadzieję, że pomimo tego, iż udzieliłem zgody, aby Wyrocznia weszła na naszą ziemię, nie zrezygnujecie z uczty i dotrzymacie nam towarzystwa do samego rana.

Gapie mieli tęgie miny, ale nie protestowali. Nikt nie odszedł i nikt nie powiedział głośno tego, co miał na końcu języka. Pozostali w jednym miejscu; poza dziećmi, które zostały zaprowadzone do twierdzy Hestionów.

Jeśli Wyrocznia przybyła w pokojowym nastroju, miały za jakiś czas dołączyć do matek i zabawy.

Kiedy nieproszeni goście pojawili się na horyzoncie, tłum zaczął szeptać i zacierać ręce. Kron zdziwił się, że przybyli tylko we dwoje – bez obstawy – ale nie analizował dalej swojego spostrzeżenia. Nie miał na to zbytnio czasu, bo musiał podejść i powitać gości, którzy właśnie wysiedli z powozu.

– Witaj, bracie – zaczął Horn. – Mam nadzieje, że nie spóźniliśmy się zbytnio.

– Dopiero zaczynaliśmy, więc… – odburknął oschle.

– Na wstępie chciałbym cię przeprosić za wszystko, co przeze mnie wycierpiałeś ty, oraz twoi najbliżsi. Może nadejdzie taki dzień, kiedy wybaczysz mi moją głupotę i zacofanie.

Kron nie skomentował, spojrzał tylko na brata, nie okazując żadnych emocji.

– Ja… – zawahała się Wyrocznia. – Przepraszam, bo to w sumie przeze mnie wydarzyło się to, czego już nie cofniemy. Horn jest słaby i nie potrafił się mi przeciwstawić.

To było wydarzenie, na skalę sięgającą poza rewiry krainy. Wyrocznia użyła słowa, przepraszam i to w obecności tylu osób. Zarumieniła się nawet, patrząc na młodych i ich przyjaciół.

– Świetnie – dopowiedziała i ruszyła w stronę Morfusa; staruszek wybałuszył oczy i zbladł.

Ludzie odsuwali się instynktownie, robiąc przejście. Wpatrywali się w kobietę, rozdziawiając buzie; nie wiadomo, czy z podziwu, czy jednak ze strachu. Wyrocznia kroczyła dumnie, tworząc wokół siebie aurę tajemniczości – cała w błękicie, długie włosy uginały się podczas ruchu, a przez dziurki w zwiewnej sukience dostrzec można było jej jasną skórę.

Władca również zabłyszczał schludnym ubiorem. Zrzucił budzące postrach łachmany i zastąpił je beżowymi, dopasowanymi spodniami, oraz obcisłą, czarną bluzką – włosy pozostały rozczochrane, jak zwykle.

– Udzielę wam ślubu tak, jak przystało na kapłankę, która błogosławi członków rodu Wergsidów – oświadczyła Wyrocznia i zajęła miejsce starca, który odetchnął z ulgą, że jednak będzie na weselu cały i zdrowy.

Tłum zaczął szumieć, komentując wypowiedź. Kron z Zerną stwierdzili, że już chyba nic ich dzisiaj bardziej nie zaskoczy i podeszli do kobiety, stając na poprzednich miejscach.

Wyrocznia wygłaszała regułki, patrząc od czasu do czasu na młodych. Nastał moment założenia sygnetów.

– Ogłaszam was mężem i żoną. – Potwierdziła związek i zdjęła z palca dwa świecące pierścienie. Włożyła je do dłoni Krona, dodając: – Byłeś pierwszy, więc obrączki po rodzicach, należą się tobie.

Państwo młodzi nawet nie skomentowali tego gestu. Dzisiaj wszystko mogło się zdarzyć, najprawdziwszy dzień cudów.

Zaczęły się tańce i ucztowanie. Biesiadnicy rozluźnili się i nie reagowali już tak gwałtownie na obecność Wyroczni. Patrząc z boku, kobieta nie była zbytnio towarzyska. Przełamać lodu nie pomógł nawet przepych, który panował wśród wieśniaków – nasilał się przy każdej opróżnionej baryłce wina. Horn znał trochę wiejskie obyczaje i rozochocił ciało. Zaproponował Wyroczni ruszenie na parkiet – odesłała go z kwitkiem. Kiedy zaoferował taniec młodej wieśniaczce – zimne spojrzenie zamroziło jego mięśnie; odpuścił i zasiadł obok Wyroczni z nadąsaną miną.

Na dworze zapadł zmrok. Nikt nie garnął się, aby zagadać Wyrocznię – ludzie traktowali ją z dystansem – więc znudzona ciągłym siedzeniem, wstała od stołu z zamiarem powrotu do zamku. Podeszła do powozu, a następnie do młodych. Miała jeszcze coś dla gospodarzy.

– Prezent od nas – rzuciła i podała tajemniczy przedmiot Zernie. – Prosiłabym, abyście otworzyli go dopiero po weselu i zapoznali się z jego zawartością.

– Bez obawy, to nic złego – dodał Horn, stając u boku Wyroczni.

Podziękowali za ugoszczenie i odlecieli.

***

 

Po hucznej zabawie do samego rana, państwo młodzi wraz z resztą balowiczów porozchodzili się do swoich chatek. Oczy świeżo zaślubionych podążały w kierunku tajemniczego pudełka.

– Zróbcie to później – zaproponował Merks i osłonił dłonią twarz. Zmęczenie dawało o sobie znać.

– Masz rację, synu – odparł Kron. – Prawdę powiedziawszy, nie za bardzo wiem, co z tym fantem zrobić. – Spojrzał czule na żonę, następnie przeniósł wzrok na syna.

Merks ziewnął i skierował ciało do swojej izdebki. Nowożeńcy również opuścili salon i ruszyli do alkowy – pomimo braku sił, musieli jeszcze skonsumować małżeństwo.

Pod wieczór cała trójka zasiadła przy kuchennym stole – Zerna podała kolację i przycupnęła obok męża.

– Otwieramy? – zagadnął Merks i zawiesił wzrok na puzderku, stojącym w narożu stołu.

– No… nie wiem. – Kron ściągnął mięśnie twarzy na samą myśl o tej czynności.

– Może ja – zaproponował chłopak, pochwycił prezent i przysunął sobie pod nos; zrobił dwa głębokie wdechy i jednym szarpnięciem otworzył niespodziankę.

– To jakiś pierścień – odezwała się Zerna; cały czas trzymała kurczowo dłonie na piersi.

– To nie jakiś tam pierścień, to ostatnia część Trójkąta Mocy – poprawił ją mąż.

Wszystkie źrenice skupiły się na połyskującym w blasku świec artefakcie. Ich zdziwione miny, mówiły same za siebie.

– Dlaczego dobrowolnie oddała nam swoją własność? – zastanawiał się chłopiec. Szukał odpowiedzi w spojrzeniu ojca, ale nie dostrzegł niczego, poza znakami zapytania.

– Tutaj jest coś jeszcze. – Zerna wyjęła zrolowany kawałek kartki i podała mężowi. Kron rozwinął i zaczął czytać:

”DO KRONA I JEGO RODZINY”

 

„Na pewno jesteście zaskoczeni nie mniej niż ja, kiedy dowiedziałam się, że muszę go oddać. Wyrocznia, którą znacie z opowieści i z własnego doświadczenia, już praktycznie nie istnieje i zwraca się do was z ogromną prośbą. Moją wolą jest, aby Merks dokończył składanie Trójkąta Mocy i za jego pomocą, zdjął ze mnie resztę złej mocy, która we mnie pozostała. Chcę wreszcie cieszyć się urokami życia, co przez ten diabelny trójkąt nie było mi dane”.

"WYROCZNIA"

 

W pomieszczeniu zapanowała cisza – słychać było tylko szybkie bicia serc i przyspieszone oddechy. Byli tak zaszokowani wyznaniem, że nie potrafili nawet wypowiedzieć jednego, prostego słowa. Szok jednak szybko ustąpił miejsca logice.

– Uszczypnij mnie, kochana, bo chyba śnie – poprosił Kron. – To, co napisała, jest niedorzeczne.

– To całkiem prawdopodobne, tato. Sam fakt, że przybyła na ślub już daje dużo do myślenia – oznajmił Merks jednym tchem.

– Jakim cudem pozbyła się niszczycielskiej energii? – Kron zachodził w głowę, drapiąc się po brodzie. – Jak nie ma jej w niej, to, gdzie jest?

– Dobre pytanie – zauważyła Zerna i objęła syna, który ważył każde ich słowo. – Żeby to przypadkiem nie odbiło się na nas, a zwłaszcza na Merksie, który jest w epicentrum tych wszystkich wydarzeń.

– Wyrocznia nie tylko traci moc, ona oszalała, proponując coś takiego – warknął mężczyzna i wstał od stołu.

– Syn jest za młody, aby dawać mu tak nieznaną broń i jeszcze wymagać, że będzie umiał się nią posłużyć – oznajmiła kobieta uniesionym głosem.

Merks nadal milczał.

– Odeślijmy to i odmówmy – zaproponował Kron, schował list i zamknął wieczko pudełka. – Skoro Wyrocznia pożegnała demona, trójkąt nie będzie nam do niczego potrzebny.

– Będzie – odezwał się w końcu chłopiec, po raz pierwszy do dłuższego czasu. – Zło dojrzewa w kimś innym i trzeba będzie je zniszczyć.

– Niech sama to zrobi, a nie wysługuje się innymi – stwierdziła Zerna stanowczym tonem.

– Jak wy nic nie rozumiecie – rzucił Merks posępnym głosem. – Te przedmioty są w mojej głowie, mówią do mnie i sugerują, że to ja właśnie będę musiał to zrobić, rozumiecie? – westchnął. – Spójrzcie na medalion. Widzicie, jak mruga. Odkąd zawisnął na mojej szyi, wysyła mi wizje, lecz nie zrozumiałe i bardzo chaotyczne. Przy Wyroczni oszalał i poparzył pierś, lecz zachowałem to zajście dla siebie, nie chcąc wznosić alarmu. Wszyscy i tak już mamy dużo na głowach. – Zaczerpnął tchu. – W obecności dowódcy również szaleje. Zauważyliście, że noszę go pod ubraniem, aby nie było widać, co wyprawia?

– Zdejmij to – zasugerował Kron i podszedł do syna. – Wyrzuć albo spal.

– Myślisz, że nie próbowałem… wraca.

– Daj, ja spróbuję. – Kron pochwycił za medalion i zastygł bez ruchu.

Po jego ciele przelatywały laseczki czerwieni. Merks szybko rozwarł ojcu dłoń i wyszarpnął medalion – Kron odzyskał kontrolę nad ciałem.

– Nie rób tak nigdy więcej, rozumiesz? – upomniał ojca syn. – Buntuje się coraz częściej i kiedyś mogę nad nim nie zapanować.

Zerna objęła rozdygotanego męża. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i już wiedzieli, że skoro syn tak mówi, to zaiste tak jest i skoro artefakty nawiązały z nim połączenie, chcąc – nie chcąc, będzie musiał dobyć tej nieokiełznanej broni – chłopak nieraz udowodnił, że jest wyjątkowy.

– Dokonam tego, muszę… ale jeszcze nie wiem jak. – Wstał i powiedział na odchodne: – Odpiszcie, niech przybędzie za dwa dni.

Resztę wieczoru i pół nocy Merks wraz z Miru spędzili na przeglądaniu starych woluminów. Oprócz tego, co już wiedzieli, nie odkryli nic nowego. Chłopak zachodził w głowę, co z tym wszystkim wspólnego miała ta cała „Przepowiednia Trójkąta Mocy”? Nawet odczytać jej nie mogli, bo ktoś skrupulatnie pousuwał ze wszystkich ksiąg jej drugą połowę.

– Mam dość – odezwała się dziewczyna zaspanym głosem.

– Ja też – odparł. – To wszystko nie trzyma się kupy.

– Masz rację. – Miru oparła głowę na ramieniu chłopaka; on również przetarł zmęczone oczy.

Poddali się zmęczeniu – zasnęli.

***

 

– Dostałaś jakąś odpowiedź na ten swój tajemniczy list? – zapytał władca i zwrócił twarz w stronę palącego słońca.

– Tak – odpowiedziała beznamiętnie. Przysunęła dłoń bliżej ciała; nie lubiła, kiedy promienie zbyt długo dotykały jej skóry.

– To, o której ruszamy?

– Ty nie lecisz, zostajesz w zamku. To wyłącznie moja sprawa. – Wstała i odeszła, zanim Horn zaczął lamentować.

Kobieta postanowiła odwiedzić córkę.

– Cześć. Co robisz ciekawego? – spytała, po wejściu do komnaty.

– Miałam w nocy dziwny sen i postanowiłam narysować to, co w nim widziałam, spójrz.

Wyrocznia nie śpiesząc się, usiadła obok córki.

– Tutaj leży tata, a obok niego klęczy kobieta. Nie wiem kto to, bo nie widziałam twarzy. Na tym rysunku jakiś mężczyzna, ukryty za mgłą, obserwuje zamek z ukrycia. Najciekawszy jest ten. – Podała szkic kobiecie.

Wyrocznia rzuciła okiem i odłożyła malunek. Po chwili pochwyciła tę samą kartkę w palce i zawiesiła wzrok na jednym szczególe – przełknęła ślinkę.

– W twoim śnie wyglądało to identycznie jak tutaj, na tym obrazku?

– Tak – odpowiedziała Tacja. – Ten zakapturzony mężczyzna powtórzył parę razy: „ONA BĘDZIE MOJA”.

– Mogę wziąć sobie ten rysunek? – mówiła spokojnie, próbując ukryć zmieszanie przed córką.

– Oczywiście, jeśli chcesz – odpowiedziała i wróciła do rysowania.

– Jak naszkicujesz coś równie cudownego, to pokaż mi, dobrze? – dodała kobieta i wyszła pospiesznie z pomieszczenia.

Udała się pędem do swojego azylu i gdy tylko przekroczyła próg, podeszła do stołu i rozłożyła na nim szkic córki. Przedstawiał zakapturzonego mężczyznę w czarnej pelerynie, trzymającego na przedramieniu kukiełkę, zwisającą bezwładnie, głową w dół. Wyrocznia rozpoznała tę lalkę, była to jej ukochana szmacianka z dzieciństwa. Poza tym mężczyzna trzymał coś okrągłego i świecącego w dłoni, a w tle widniała duża szczelina, z której wydobywał się jasny blask.

– To nie może być przypadek. Czyżby to był on? Nie! Wyczułabym go – mówiła sama do siebie, analizując różne warianty. – Ten ktoś doskonale orientuje się we wszystkim, co się tutaj dzieje. Kto to może być?

Głowa jej pękała od natłoku myśli – zwinęła rysunek i zniknęła za kotarą.

***

 

Wyrocznia zeskoczyła ze skrzydłokorna, zanim jego rapcie dotknęły ziemi. Kron wybuchnął śmiechem na widok rozczochranego oblicza kobiety.

– W napadzie szału zniszczyłaś wszystkie powozy? – zadrwił. – W sukience na skrzydłokornie?

– Jest zwiewna i w niczym nie przeszkadza – odburknęła. – Jak Zerna do ciebie leciała, to włożyła portki?

– No… nie – odpowiedział i już więcej nie wracał do tego tematu.

Z Hestionami postanowił porozmawiać później. Jak śmiały puścić ją tutaj bez użycia uścisku niemocy?

– Potrzebuje waszej natychmiastowej pomocy – oznajmiła głośno i wyraźnie, aby nie musiała powtarzać.

– Tak, wiemy… czytaliśmy list – prychnął Kron.

– Tamto musi poczekać – odparła. – Potrzebuję dotrzeć do podziemnych skrzatów i będziecie mi w tym towarzyszyć – powiedziała tonem doniosłym, niedopuszczającym odmowy.

– Ty naprawdę zwariowałaś – roześmiał się Kron. – Nie jesteśmy na niczyje rozkazy.

– To niech młodzieniec odda mi medalion, wtedy pójdę sama. – Wyciągnęła dłoń.

– Co to, to nie! – oburzył się Kron i patrzył na kobietę spode łba. – Co ty sobie wyobrażasz?! Wpadasz tutaj jak królowa i wydajesz rozkazy?!

– Muszę jakoś przejść obok tych bestii, które zresztą sama stworzyłam. Artefakty, które posiadam, nie mają mocy medalionu, więc… Podejrzewałam, że mi go nie powierzycie, więc musicie iść ze mną.

– Po co w ogóle trzymacie te potwory? Obawiacie się czegoś? – spytał Kron z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

– Nie! – odfuknęła. – Mają obroże i są całkowicie nieszkodliwe. Parę osobników nie udało się złapać, więc sam rozumiesz…

– Masz przecież armię nie z tego świata. Nie potrafią zgładzić paru zwierzątek? – dopytywał Kron.

– Nie są odporni na ich jad – prychnęła i zawiesiła zimny wzrok na twarzy mężczyzny. – Próbowali, ale… skończyli żywot w męczarniach, jak zwykli śmiertelnicy.

– Puszczę parę Hestionów na waszą stronę i po problemie.

– Ani mi się waż!

– Oszaleję przez ciebie – fuknął Kron. Zaczął przeskakiwać z nogi na nogę i machać rękoma na oślep. – Wariatka!!! Wolałem, jak siedziałaś w swojej komnacie, przynajmniej nie zawracałaś głowy głupotami.

– Więc jak? – Wyrocznia zerknęła na Merksa, po czym zawiesiła rozbawione spojrzenie na Kronie, który chodził w kółko i psioczył pod nosem; wyglądał komicznie.

– Czemu jesteś taki poirytowany, kochanie? – zagadnęła Zerna, wystawiając głowę przez okno.

– Przez nią. – Wskazał ręką na Wyrocznię. – Doprowadza moje zmysły do szału, a najgorsze jest to, że nie umiem jej odmówić.

– Mamo! Krzyknął Merks. – Spakuj trochę jedzenia, bo czeka nas nieplanowana podróż do skrzatów.

– Do skrzatów? – zdziwiła się.

– Nie pytaj o nic, proszę – wtrącił Kron. – Raz to, za chwilę tamto. Zwariować można.

Merks zaprosił Wyrocznię na miętę, ale odmówiła; usiadła na kamieniu i czekała, aż mężczyźni do niej dołączą – towarzyszył jej dowódca, który cały czas lustrował jej osobę wzrokiem. Zerna szybko spakowała potrzebne rzeczy. Pożegnała ukochanych przy wejściu do chaty i machała na do widzenia, dopóki nie znikli jej z oczu.

Kron po przebyciu pewnego dystansu opanował nerwy i zaczął przywykać do władczego zachowania Wyroczni. Dowódca cały czas szedł blisko kobiety, jakby go do siebie przyciągała. Po pokonaniu lekkiego wzniesienia oczom podróżników ukazała się postać Morfusa – gwizdał i klaskał w rytm wydawanych dźwięków.

– Witajcie – powiedział i spojrzał na Wyrocznię. – Właśnie szedłem do was, aby na własne oczy zobaczyć Trójkąt Mocy w akcji.

– Witaj. Skąd taki wyśmienity humor? – spytał Kron.

– Mam gości – oświadczył. – Nie przywykłem do przepychu, więc opuściłem włości, ale tak dobrego obiadu, to ja u nikogo nie jadłem. – Uśmiechnął się i pogładził po brzuchu. – Gdzie podążacie tak obładowani?

– Do skrzatów – odpowiedział chłopak, kątem oka obserwując, jak ojciec na powrót wykrzywia wargi w grymasie niezadowolenia.

– Życzę powodzenia. – Wybuchnął głośnym śmiechem. – Bardzo ryzykowna wyprawa.

– Co cię tak śmieszy?! – ryknął podminowany Kron.

– Nie zastaniecie ich tam, dokąd się wybieracie. Szkoda waszego czasu i fatygi.

Podróżnicy spojrzeli na siebie, po czym powrócili wzrokiem na Morfusa.

– To, gdzie mamy ich szukać?! – Kron nie lubił zagadek. Irytacja narastała.

– Zalało biedactwa i na czas osuszenia podziemi zatrzymali się w mojej jaskini.

– Twoje słowa, to miód dla moich uszu – prychnął Kron. – Nie muszę iść taki szmat drogi, bo tej tutaj paniusi, wykiełkował jakiś durny pomysł pod tą bujną czupryną. – Kron odetchnął z ulgą.

– Tchórzliwy leń – dogryzła mu i posłała zimne spojrzenie.

– No… no… – Kron miotał się ze złości, nie potrafiąc ustać w miejscu.

– Zaprowadzisz mnie do nich, Morfusie? – Starzec przytaknął z aprobatą. – W takim przypadku nie będę już potrzebowała waszego towarzystwa – stwierdziła, piorunując Krona wzrokiem.

Mężczyzna był czerwieńszy na twarzy niż dojrzały pomidor.

– I bardzo dobrze – fuknął. – Żeby nie było, że zostawiam niewiastę bez opieki, dowódca będzie ci towarzyszył. – Odwrócił się na pięcie i czekał, aż syn pożegna towarzystwo. Po chwili objął go ramieniem i ruszyli przed siebie.

Merks nie wspomniał ojcu, że wcale nie musieli towarzyszyć Wyroczni – sam dowódca by wystarczył – ale chciał przy tej okazji poznać kobietę bliżej. Niestety, nastąpiła zmiana planów, co było mu lekko w niesmak.

Pozostała trójka ruszyła w przeciwnym kierunku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MKP 4 miesiące temu
    "Kron chodził wokół drzewa – denerwował się coraz mocniej." - niech im Bachus błogosławi a babki błogosławieństwa wyśpiewują

    "– Spokojnie, kochani! – przemówiła głośno. Nie mogła dopuścić do chaosu." - każdy ślub to chaos, dlatego ja wezmę go kameralnie - sam:) przebrany w białą kieckę.

    "Gapie mieli tęgie miny, ale nie protestowali." - darmowa wyżerka, co maja protestować.

    "Podziękowali za ugoszczenie i odlecieli." - co ona knuje?
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    W takim razie omijaj stare drzewa, bo nie wiadomo, kto z nich wyskoczy. :) Dobre... ha, ha. Peruka, kiecka... możesz założyć kieckę i gajer - pół na pół; będzie para. :))) Dzięki za komentarz.
  • MKP 4 miesiące temu
    "Chcę wreszcie cieszyć się urokami życia, co przez ten diabelny trójkąt nie było mi dane" - bardzo szczere wyznanie z jej strony i ja - na miejscu merksowej gromadki - bym sie zastanowił: na kogo to zło przejdzie?

    "Jak nie ma jej w niej, to, gdzie jest?" - good question

    Tak doczytałem i się zastanawiam Co pójdzie nie tak?
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Przewidujesz czarny scenariusz. :) Na pewno parę puzzli znajdzie swoje miejsce. ;)
  • MKP 4 miesiące temu
    Joan Tiger jestem czarno widzem - do tej pory napisałem tylko dwa relatywnie dobre zakończenia 🤣
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    MKP, to się jeszcze okaże.:)))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania