Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 24

Władca był wściekły. Minęły cztery dni, odkąd Wyrocznia udała się do wioski i jak do tej pory, nie było od niej żadnych wieści. Od wczorajszego wieczoru, nosił się z zamiarem, aby wysłać Galara na przeszpiegi; jak na złość kot przepadł jak kamień w wodę. Od kilkunastu minut krążył po komnacie – nie potrafił zagrzać miejsca na dłużej. Był podminowany, zalękniony i odchodził od zmysłów, dlaczego kobieta milczy?

Westchnął, nabrał powietrza do płuc i postanowił – po raz trzeci dzisiejszego dnia – odwiedzić córkę. Szedł zamaszystym krokiem ze spuszczoną głową. Chyba po raz pierwszy, odkąd objął tron, nie nakrzyczał na nikogo, krocząc korytarzem.

– Co robisz? – spytał, przekroczywszy próg pomieszczenia; skierował nogi w stronę łóżka.

– Rysuję – roześmiała się. – Wyrocznia umarła, że przesiadujesz tu na okrągło od paru dni?

– Nie, wyjechała. – Usiadł i spojrzał na córkę smutnym wzrokiem.

– No i wszystko jasne – fuknęła. – Pewnie się nudzisz? – dodała niemiłym tonem.

– Korzystam z okazji i spędzam z tobą czas, abyś później nie wypominała mi, że o tobie zapomniałem. Wiesz doskonale, że za dużo rozrywki to na zamku nie ma i może nawet się nudzę, ale nie umniejsza to faktu, że lubię do ciebie przychodzić.

– Mówisz tak tylko po to, aby mnie udobruchać – stwierdziła beznamiętnie. – Jak diablica powróci, zapomnisz, aby idąc do niej, skręcić i wejść do mojej komnaty.

– Nigdy o tobie nie zapomniałem i nie zapomnę! Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?

Przypomniał sobie, jak wczoraj leżąc w łóżku, jego myśli krążyły wokół tego, że wolał córkę pod postacią lisa – była mniej irytująca.

– Zasłużyłeś sobie – odburknęła. – Nawet Norek zauważył, że poza nią, nie masz dla nikogo czasu.

– Nie przesadzaj – usprawiedliwiał się, chociaż wiedział, że córka ma racje.

Odkąd Wyrocznia na powrót otworzyła przed nim drzwi do swojej alkowy, nie myślał racjonalnie. Był tak szczęśliwy, że zapominał o wszystkim innym.

– Pójdę do Taurona – oznajmiła z przekąsem. – On w przeciwieństwie do ciebie, zawsze ma czas.

Unikała wzroku ojca, aby wpędzić go w poczucie winy. Nie przywiązywała wagi do tego, że oziębłość, którą mu okazywała, raniła bardziej niż słowa, które wypowiadała z sarkazmem.

Wstała, pochwyciła kartki i czarny węglik, po czym wydęła usta i opuściła komnatę, zostawiając ojca samego, aby miał nad czym rozmyślać.

Horn nie wrócił do siebie. Poszedł wprost do komnaty Wyroczni, aby posiedzieć w ciszy i spokoju – tam nikt nie zaglądał, chyba że musiał.

W środku panowały ciemności. Wszystkie okna zasłonięto storami, więc namacał świecę wiszącą nieopodal wyjścia i odpalił; dwie obok kominka również. Usiadł na ulubionym fotelu kobiety i pogrążył mózg w zadumie.

Nie zdążył nawet wypowiedzieć w myślach jej imienia, kiedy usłyszał dość głośny rumor za kotarą.

– Galar, to ty kotku? – spytał, ale nie usłyszał odpowiedzi.

Znieruchomiał za to, widząc zakapturzoną postać w pelerynie, wyłaniającą się zza parawanu.

– Kim jesteś i co zrobiłeś z Wyrocznią? – zapytał stanowczym tonem.

Bał się i miał mieszane uczucia odnośnie do tajemniczego przybysza.

– Nic jej nie jest. Żyje i przebywa obecnie u moich przyjaciół – odparł niskim głosem i usiadł na krześle.

– Nie wierzę ci. Ona nie poszłaby do obcych z własnej woli – przyznał władca donośniejszym tonem.

– Z własnej nie… ale z woli ojca już tak – oświadczył przybysz i ściągnął kaptur. – Musimy porozmawiać i nierób takiej głupiej miny. Wyglądasz jak przestraszone dziecko.

– Czarownik „Ja” – stwierdził i przestał odczuwać lęk. – Bratanek podołał zadaniu?

– Tak, to dzielny chłopak, ale nie przyszedłem tutaj po to, aby o nim rozmawiać – chrząknął. – Zawitałem na Zerytora, dla dobra córki i wnuczki. Gdy tak się głębiej zastanowię, to dla ciebie chyba też.

– Dlaczego nie wróciła razem z tobą? – Horn miał dziwne przeczucia, a obecność „Ja”, utwierdzała go tylko w domysłach.

– Nie byłaby tu bezpieczna, zwłaszcza teraz, kiedy wyzbyła się mocy.

– Mówiłem, aby im nie ufała! – Wstał, kipiąc ze złości. – Osłabili i uwięzili. Teraz przyjdą po mnie i obalą.

– Słyszysz siebie? – oznajmił czarownik. – Gadasz głupoty… jak zwykle zresztą. Nie raz zachodziłem w głowę, co córka w tobie zobaczyła. Tylko oni są w stanie nam pomóc i zawrócić błędne koło.

Hron zaniemówił. Spuścił głowę – chciał ukryć zażenowanie, jakie wykwitło na jego twarzy po słowach czarownika.

– A co ze mną i Tacją?

– Zostaniecie tutaj – oświadczył i spojrzał na Horna spode łba. – Nie wiem, w jakim stopniu jesteś wtajemniczony, ale całe zło Trójkąta Mocy przeszło na Tację i rośnie w siłę. Chcesz, aby kraina na powrót ociekała krwią? Nie zapominaj, że poza tą, którą obecnie rządzisz, są tutaj inne i chociaż nie posiadają króla, egzystują i wątpię, aby chciały pozostawać pod czyimś naciskiem. Gdyby nie to, że zawróciłeś Wyroczni w głowie, wątpię, aby poprzestała na tym, co teraz nas otacza i żaden Pakt Nietykalności by jej w tym nie przeszkodził – zaczerpnął tchu. – Wystarczyłoby, aby poprosiła Wirkusa o poszerzenie zakresu działań i resztę możesz sobie sam dopowiedzieć. Oceany kryją więcej, niż to, co zapisano w księgach, a czego zapragnie twoja córka, kiedy zrozumie, jakie pokłady mocy w sobie nosi, możemy tylko domniemać.

W tym samym czasie Tacja, po krótkiej przejażdżce, wracała do swojej komnaty. Krocząc powoli wyludnionym korytarzem, usłyszała uniesiony głos ojca w komnacie Wyroczni. Podbiegła pod drzwi i przyłożyła do nich ucho – wejście nie było pilnowane, więc mogła.

– Musimy ją zamknąć – rzucił czarownik przez zaciśnięte zęby.

– Jak to? – Horn nie wierzył w to, co usłyszał. – Mam powtórzyć twój błąd?! – Zmierzył przybysza złowrogim spojrzeniem.

– Nie mamy wyjścia – fuknął. – Nie wiadomo, kiedy: może za moment, jutro, albo za miesiąc stanie się potworem, trudnym do powstrzymania w dążeniu do zagłady.

– Jest Wirkus.

– Przebywa obecnie w najdalej oddalonych rewirach kosmosu i wróci w okolice Zerytora nie szybciej niż za czterdzieści pełnych cykli księżyca.

– Masz rację, a trójkąt?

– Nie jestem przekonany, czy chłopak podoła. Jest w nim za dużo zwątpienia w to, co potrafi. Nie dorósł emocjonalnie do tego, czego od niego wymagamy.

– Jesteś jeszcze ty – oznajmił Horn. – Wyjmij z niej tę energię.

– Gdybym tylko mógł powrócić do pierwotnej postaci, zrobiłbym to z przyjemnością, ale jak zapewne wiesz, nie mogę opuścić ciała, w którym zamknął mnie Wirkus.

– Wyrocznia nie może pomóc! Usunęła się na bok i umyła ręce! Jest przecież jej matką i twoją córką! – ryknął władca.

– Jest przy nadziei i nie może narażać się na niebezpieczeństwo. – Wstał; Horn również.

– Co?!

Drzwi do komnaty zaparowały. Tacja wkroczyła do pomieszczenia z tęgą miną. Widać było, że emanuje wściekłością, pomieszaną z niedowierzaniem.

– Czy ja dobrze słyszałam?! – głos miała ostry. – Ta wredna kobieta jest moją matką?!

Mężczyźni spojrzeli na nią osłupieni. Żaden z nich nie pomyślał, że może podsłuchiwać. Czarownik skupiony na wyjaśnianiu Hornowi „Co” i „Jak” zapomniał rzucić zaklęcie tłumiące głos.

– Taka jest prawda i nic na to nie poradzisz – stwierdził władca.

– Dlaczego nie raczyliście mi o tym powiedzieć, tylko ukrywaliście to przede mną, przez te wszystkie lata?! – huknęła. – Ten tam wie o wszystkim, więc może on mnie oświeci? – Rzuciła w stronę czarownika lodowate spojrzenie.

„Ja” milczał.

– Nie wiem, tak jakoś było lepiej, dla nas i dla ciebie, abyś myślała, że twoją matką była zwykła śmiertelniczka – zaczął Horn. – Wyrocznia nie nadawała się do macierzyństwa… sama wiesz, jaka jest, więc odpowiedz sobie na resztę pytań, które zamierzasz nam tu zaraz wykrzyczeć.

Tacja wydęła usta, skuliła dłonie w pięści, ale nie wykrztusiła z siebie ani słowa – usiadła na łóżku i spuściła głowę.

Poddała się szybko, co było do niej niepodobne – brak lamentu oznaczał ciszę przed burzą. Horn znał ją dobrze i zaczynał rozumieć czarownika i jego obawy o przyszłość Zerytora.

– Tego bym się nigdy nie spodziewała – przemówiła miękkim głosem. – Teraz już wiem, dlaczego jestem do niej taka podobna. Zawsze mnie do niej ciągnęło, chociaż za nią nie przepadałam, bo zabierała mi twoją miłość.

Horn chciał odpowiedzieć na zarzut córki, ale czarownik go powstrzymał. Zacisnął palce na jego bicepsie i pokręcił przecząco głową. Musieli uważać na to, co mówią, aby nie wywołać u dziewczyny wybuchu furii.

– Myślałem, że gorzej to przyjmiesz – przemówił Horn spokojnym tonem. – Zaskoczyłaś mnie. – Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.

– Będę miała rodzeństwo? – Spojrzała na ojca; była opanowana i nawet uniosła lekko kąciki ust.

– Tak, kochanie.

– Kogo chcecie zamknąć? – Wstała nagle, jakby ją olśniło. – Ja ciebie znam. Ty jesteś… ty chcesz…

– Ciebie – rzucił siwy mężczyzna z przekąsem.

W oczach dziewczyny malował się strach. Ruszyła w stronę drzwi; chciała zbiec, ale nie zdążyła. Czarownik skierował rękę w jej stronę i poraził niebieskim światłem z sygnetu. Jęknęła i upadła tuż przed wyjściem. Przekręciła głowę, spojrzała na ojca i wybełkotała:

– Dlaczego?

Zasnęła.

Władca wziął bezwładne ciało córki na ręce i zaniósł do jej komnaty. Do oczu napłynęły mu łzy, kiedy kładł ją na łóżku, ale wiedział, że to dla ich wspólnego dobra. W tym samym czasie „Ja” wyrwał z dużego kwiatu parę łodyżek i podszedł do okna. Przy użyciu palców, przekształcił pędy w stalowe pręty i mocnym pchnięciem, wcisnął twory w okienną ramę – powstała niesymetryczna krata.

– Nie może opuścić tego miejsca, dopóki nie zdejmiemy z niej uroku – powiedział i powiódł wzrokiem dookoła; szukał wyrw i ukrytych przejść.

Wnętrze wyglądało na mocne i szczelne. Objął władcę ramieniem i skierowali się w stronę wyjścia. Po drodze czarownik zerwał jeszcze parę winorośli. Po przekroczeniu progu i zamknięciu drzwi uformował kratę podobną do tej w oknie i zamknął na cztery masywne skoble. Nie zapomniał, aby pozostawić wąski przesmyk, przez który strażnicy będą podawać Tacji posiłki.

– Postaw straże i na zewnątrz pod oknem również – nakazał głosem nieznoszącym sprzeciwu i ruszył szybkim krokiem w głąb korytarza.

Władca został sam.

– Najgorsze przede mną – burknął.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka go piekło.

***

 

– Dowódca wrócił? – zagadnął Merks, wchodząc do kuchni. Usiadł przy stole i sięgnął po bułeczkę z makiem.

– Jeszcze nie, synku – odpowiedziała Zerna i nalała sobie mięty do kubka. – Ojciec wrócił niedawno z wioski, zjadł i siedzi na podwórku. Jest wściekły, bo dowódca miał towarzyszyć Wyroczni w podróży do jaskini Morfusa i wrócić. Jego nieobecność maluje w jego psychice czarne scenariusze.

Chłopak wsadził ostatni kęs do buzi i dołączył do ojca. Wypatrywali sobie oczy, a główny Hestion zaszedł ich od tyłu – podskoczyli ze strachu.

– Jak mamy się teraz do ciebie zwracać, panie – szepnął Kron i pochylił przed nim głowę. Złość złością, jednak miał przed sobą nie byle kogo.

– Tak, jak do tej pory – powiedział. – Idąc do was, zauważyłem kogoś za skałami. Jak mnie wzrok nie zmylił, była to nasza tajemnicza postać. Zresztą powałęsałem się trochę po okolicy i natrafiłem na nieznajomego parę razy. Jest bystry i nie będzie łatwo go schwytać; wiem, bo próbowałem.

– Przynajmniej wiem, dlaczego cię tak długo nie było – przyznał Kron.

– Są sprawy, o których wiem tylko ja. Mam również obowiązki, które muszę sprawować jako czarownik.

Mag spojrzał na Krona spod ściągniętych brwi – Kronowi zrobiło się gorąco; już o nic nie pytał.

– Daleko stąd? – zapytał chłopak.

– Bardzo blisko i to mnie martwi – westchnął i podrapał palcami po brodzie. – Musimy gdzieś ukryć wszystkie części trójkąta, aby nie wpadły w niepowołane ręce.

– Rozmawiałem niedawno z twoimi ludźmi i ci, których spytałem o naszą czarną zjawę, jednogłośnie odpowiadali, że nie widzieli w okolicy nikogo, kogo by nie znali – przyznał Kron.

– Mnie też to zastanawia. – Dowódca zrobił poważną minę; wyglądał, jakby nad czymś rozmyślał. – Na pewno używa jakiegoś zaklęcia ochronnego, dlatego Hestiony go nie widzą.

– Przydałoby się pójść do Morfusa i opowiedzieć o wszystkim, co zaszło – zaproponował chłopak. – Wyrocznia może chcieć wiedzieć, jak się sprawy mają na zamku i w ogóle.

– Załatwię to – oświadczył Hestion. – Dobrze, że jesteśmy we trójkę, bo jest sprawa, którą musimy przedyskutować.

Streścił wszystkie wydarzenia: rozmowę z córką o zdaniu pierścienia, wniknięciu złej mocy z trójkąta w Tację, planach, jakie wraz z Wyrocznią uradzili i wszystko zakończył dość odważnym pytaniem:

– Pomożesz nam? – Słowa skierował bezpośrednio do Merksa.

Chłopak spojrzał na ojca; jego oczy błagały, aby odmówił. Merks nie umiał odpowiedzieć dowódcy, bo na ten moment, był totalnie zaskoczony złożoną propozycją.

– Z ogromnym szacunkiem do twojej osoby, panie, ale nie jestem zadowolony z tego, aby syn narażał życie dla waszych zachcianek. On doskonale wie, co o tym wszystkim sądzę, ale zaakceptuję każdą decyzję, jaką podejmie i wesprę na tyle, ile będę umiał. Nie jest już małym chłopcem i doskonale wiem, że ma w sobie coś, co stawia go ponad nami. Może i ponad tobą, panie, też.

– Tutaj chodzi o dobro ogółu, nie tylko o moje widzimisię – dopowiedział Hestion; wyczuwał negatywny odbiór wypowiedzianych niedawno słów.

– Najchętniej wysłałbym was wszystkich, razem z zamkiem na najdalej oddaloną planetę, która ocalała przed Wirkusem, ale już raz próbowałem zabronić synowi udziału w waszych gierkach i o mało nie zaprzepaściłem tego, czego jeszcze nawet nie zdążyłem nawiązać, odkąd go poznałem.

Merks położył rękę na obojczyku ojca i zacisnął palce. Ich spojrzenia się skrzyżowały i chyba po raz pierwszy, odnaleźli to, czego im brakowało – porozumienie i zaufanie.

– Nie oczekuje odpowiedzi od razu. – Dowódca wiedział, że musi przystopować, inaczej straci szansę na przekabacenie chłopaka. – Jak na razie, Tacja jest nieszkodliwa i nie szybko opuści mury komnaty.

– Już przy próbie rozmrożenia Tacji, wiedziałeś, że drzemią w niej moce Wyroczni – odezwał się chłopak.

– Tak – przyznał Hestion.

– Dziewczyna wie, kim jesteś, nieprawdaż?

– Nie mam co do tego pewności. Pod postacią lisa sprawiała wrażenie, jakby mnie rozpoznała, ale raczej to odkrycie nie pozostanie w jej pamięci.

– Oby, bo jak to wyjdzie, ty jako pierwszy odczujesz skutki tego, czym twój syn nasycił Trójkąt Mocy – stwierdził Merks.

– Boisz się? – spytał Kron i objął syna.

– Tak, ojcze i nie wiem, czy podołam – burknął. – Tacja przesiąkła wszystkim, co trójkąt ma do zaoferowania. Wyrocznia miała w sobie znikome pokłady mocy, ale to, co poczułem, kiedy energia wracała do artefaktu, nie było przyjemne i przejęło całkowicie kontrolę nad moim ciałem.

– Nie wszystko – wtrącił Hestion. – Nie zapominaj, że część złej energii zamknąłeś w trójkącie.

– Myślisz, że ta broń cię zabije? – Spojrzenie Krona było nasycone ciepłem i współczuciem. Syn stał nad przepaścią i miał do podjęcia może najważniejszą decyzję w swoim dotychczasowym życiu.

– Tak – głos mu się załamał. – Pamiętasz, jak mówiłem, że trójkąt wymaga ode mnie, że go naprawię? – Kron skinął głową. – Medalion nie daje mi spokoju od dłuższego czasu i coraz częściej rozmyślam nad tym, czy przypadkiem jestem jego godzien?

– Chodzi ci o zmiany kolorytu?

– Tak, ojcze – westchnął i zawiesił wzrok na dowódcy, po czym powiedział mu prosto w twarz: – Potrzebuję paru dni, aby to przetrawić i przygotować psychicznie na ewentualną zgodę. Kiedy podejmę decyzję, pierwszy się o tym dowiesz.

Zamilkł, spuścił głowę i odszedł. Kron z dowódcą również opuścili miejsce spotkania i powrócili do swoich obowiązków.

***

Merks poszedł do pani Kajko i zaprosił Miru na spacer – musiał z kimś porozmawiać i przedyskutować wszystkie targające nim wątpliwości.

Udali się kawałek za wioskę, rozścielili koc i usiedli bardzo blisko siebie.

– Dawno mnie nie odwiedzałeś – stwierdziła i oparła głowę na ramieniu chłopaka.

– Przepraszam. – Odnalazł jej rękę i skrzyżował palce. – Tak dużo się działo, że nie miałem czasu.

Opowiedział w skrócie o wydarzeniach z ostatnich paru dni.

– Co teraz? – zapytała. Nieustannie wpatrywała się w jego profil i czuła, jak napina mięśnie.

– Nie wiem – odburknął. – Mam pewne obawy, ale nie dlatego, że „Ja” i mieszkańcy zamku wymagają ode mnie niemożliwego… martwi mnie brak porozumienia z tym. – Objął medalion oburącz i przysunął do brody. – Emanuje złą energią.

Za pobliskim drzewem na ziemi kładł się czarny cień, ale zakochani nie byli tego świadomi.

– Nikt nie może zmusić cię do wypełnienia Przepowiedni Trójkąta Mocy. Nie powinieneś ulegać temu, co mówią inni.

– Wiem. – Oparł głowę na głowie dziewczyny. – Teraz jest dobrze, ale może powrócić to, o czym opowiadali mieszkańcy. Tacja jest wredną dziewuchą, a pod wpływem tego, co przejęła od Wyroczni, może nas zniszczyć.

– Chroni nas pakt – powiedziała; sama nie do końca wierzyła w swoje słowa.

– Pakt Nietykalności to dokument Wyroczni. Nie możemy przewidzieć, jak wobec niego zachowa się Tacja. Nie wiem co mam robić Miru – westchnął. – Jest jeszcze ta tajemnicza postać, która nie wiadomo skąd jest i czego tutaj szuka?

– Co czułeś, kiedy używałeś trójkąta?

– Bałem się. – Zacisnął mocniej przestrzenie pomiędzy złączonymi palcami. – Jednak ta z pozoru niebezpieczna broń, wypełniała moje wnętrze pozytywną energią, taką kojącą. W głowie słyszałem szepty oraz coś, co nie pasowało do tej całej relaksującej oprawki. Mniej więcej w połowie ściągania złej mocy z Wyroczni, przeszedł mnie silny prąd i sprawił, że wszystkie mięśnie zapłonęły i zabolały, jakby mi je ktoś wykręcał. Wtedy usłyszałem wyraźny przekaz: „Czasami za dużo nie oznacza, że dobrze”. Nie rozumiem tego do dziś.

– To jakaś zagadka albo podpowiedź odnośnie do tego, o czym nie wiesz – przyznała, zastanawiając się intensywnie nad znaczeniem tych nieokreślonych słów.

– Masz rację. To samo pomyślałem i dlatego boje się zaryzykować.

– Masz mądrą dziewczynę – dobiegło zza drzewa.

Wyłoniła się zza niego postać, o której ostatnio wszyscy tak ochoczo rozmawiali. Nie sposób było dostrzec rysy, bo oprócz obszernego kaptura rzucającego cień, miała jeszcze ciemną maskę – materiał dokładnie zszyty i dopasowany do kształtu twarzy.

Merks odruchowo objął Miru – była wystraszona. Był zaskoczony tak nagłym wtargnięciem obcego w ich konwersację.

– Brak komunikacji z medalionem? – prychnął nieznajomy i wsparł plecy o drzewo. – Wiesz dlaczego? Odpowiedź jest prosta. – Zrobił dwa kroki w przód, a Merks spiął ciało. Czuł lęk przed tajemniczą postacią. – Masz w sobie krew największego wroga osoby, która stworzyła ten piękny przedmiot. – Ciemne oczy przeszywały nastolatków na wskroś.

– Czarownika ‘’Ja’’. – Merks szybko skojarzył fakty.

– Zgadza się. Czyniąc to, nie przewidział, że zamiast pomagać, jego dar będzie szkodził z czasem.

– Czego chcesz i po co mi to wszystko mówisz?

– Chcę ci pomóc. Mnie również zależy, aby cała moc powróciła do trójkąta. Ten cudowny artefakt i wszystko, co z nim związane należy do Stwórcy i tylko do niego.

– Nie oddam ci trójkąta, jeśli po to przyszedłeś! – zirytował się. Wstał i pociągnął Miru za sobą; przywarła do niego i wtuliła głowę w szyję.

– Oddasz, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili jest dla mnie bezużyteczny – prychnął ironicznie przybysz i skrócił dzielący ich dystans.

– Uruchom się! – Merks krzyknął do medalionu; panika mąciła lotny umysł.

– Nie zadziała w mojej obecności – oświadczył nieznajomy i rozciągnął nieosłonięte materiałem usta w szerokim uśmiechu.

– Kim ty jesteś?!

– Twoim wybawieniem albo najgorszym koszmarem. Wybór należy do ciebie.

Mężczyzna zrobił parę kroków w tył i zniknął za pniem drzewa. Merks szukał go wzrokiem, lecz nie odnalazł; rozpłynął się w powietrzu. Powiało chłodem, a słońce, które do niedawna przygrzewało w całej okazałości, zasłoniła maleńka chmurka.

Postać w czarnej pelerynie wyrosła jak spod ziemi za plecami chłopaka. Merks wyczuł czyjąś obecność i zwrócił ciało w tył. Spanikowany, nie przewidział, że nieznajomemu właśnie o to chodziło – wykonując zwrot, odsunął od siebie Miru. Zamaskowana istota pochwyciła dziewczynę za ramiona, odciągnęła od chłopaka i pociągnęła w stronę pobliskich skał.

Całe zajście trwało krócej niż zaczerpnięcie tchu.

– Zostaw ją! – krzyknął Merks, kiedy zrozumiał, co właśnie zaszło.

Chciał ruszyć i wyrwać ukochaną z rąk nieznajomego – nie mógł się ruszyć, a medalion świecił na różowo i lewitował w okolicy jego brody.

– Kiedy wykonam zadanie, zwrócę ją całą i zdrową! – wykrzyknął obcy, gdzieś zza skał.

– Miru! – głos uwiązł Merksowi w gardle.

Odpowiedziało mu milczenie.

***

 

Chłopak dość długo toczył wewnętrzną walkę z wisiorem, który w końcu zgasł i przywrócił mu kontrolę nad ciałem. Piętnaście minut później był już przed twierdzą i nawoływał dowódcę.

– Coś się stało? – Główny Hestion wyszedł mu naprzeciw. – Wyglądasz, jakby goniło cię stado wygłodniałych pum.

– Postać w czerni porwała Miru – wydusił, sapiąc ze zmęczenia.

– Zaraz wydam rozkazy do poszukiwań, zaczekaj chwilę, paniczu. – Wbiegł do twierdzy.

Wrócił po chwili. Za nim wyszło parę Hestionów – ruszyli parami w różnych kierunkach.

– Powiadomią pozostałych – oznajmił dowódca. – Znajdziemy ją.

– Wiem już, dlaczego medalion nie współpracuje. – Merks zawiesił wzrok na Hestionie. – Przez ciebie, a dokładniej, przez twoją krew.

Dowódca wytrzeszczył oczy – wiedział o tym tylko on sam. Ktoś poznał jego tajemnicę, na pewno wie także, że przebywa na tej planecie.

– Musisz pozbyć się tego przekleństwa z moich żył – oznajmił podniesionym głosem.

– Spróbuje, ale nie wiem, czy da się cofnąć nieśmiertelność. – Dowódca zrozumiał swój błąd i wyglądał na zmartwionego.

– Musisz. Nie wskóram wiele w zaistniałych okolicznościach. Medalion mnie zniszczy, a pozbyć się go już nie jestem w stanie, rozumiesz?

– Tak. – Hestion przełknął ślinkę.

– Kiedy dałeś mi swoją krew?

– Podczas przekazywania twojej matce Noża Przenosin.

– To ty ją wtedy odwiedziłeś – stwierdził Merks. – Jest coś jeszcze, o czym nie wiem?

– Nie. – Stwór był poddenerwowany. – Daj mi parę dni, postaram się cofnąć to, co uczyniłem – dodał i zniknął w twierdzy.

Merks usiadł i wsparł plecy o zimną, ceglaną ścianę. Nakrył twarz dłońmi i wsparł na podciągniętych kolanach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 4 miesiące temu
    "Wiesz doskonale, że za dużo rozrywki to na zamku nie ma" - jesteś władcą! gdzie Biesiady, gdzie fiesty, zabawy, pokazy!??

    "– Ciebie – rzucił siwy mężczyzna z przekąsem." - to chyba źle, ze jej powiedział...
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Wyrocznia by mu głowę urwała, jakby zorganizował bal.:))) Dobrze, że powiedział, bo przynajmniej Tację zatkało. Dzięki za komentarz. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania