Poprzednie częściPrzypadki Warncholia

Przypadki Warncholio część 8

Byłem w potrzasku i siedziałem ciągle na wiktoriańskim fotelu, gdy wtem usłyszałem odgłos otwieranego zamka w moich drzwiach! … To już chyba koniec… – pomyślałem.

Przez szparę w drzwiach zawiało purpurową tkaniną. Powiewała w podciśnieniu. To mógł być atłas. Job twoju mać, to koniec… Piti pity, będziesz zabity…

Strachałem się, aż do chwili, gdy usłyszałem głos MM.

- Brat? Radzisz sobie dobrze? Mogę wejść?

- Emem?

- To ja.

- Nie chcę, żebyś weszła. Skąd masz klucze?

- Dałeś mi je dwa lata temu, pamiętasz?

- Dlaczego jesteś zakrwawiona?

- To nie krew, to kolor mojej jedwabnej sukienki od prywatnego designera.

- Stylista idiota… On też jest w zmowie…

Wtedy MM prześlizgnęła się do mojego mieszkania na poddaszu tym swoim krokiem chybotliwym, acz pewnym. Popatrzyła na mnie całościowo i zwróciła szczególną uwagę na moje slipki i na mój zarost. No.. nie był zbyt imponujący… był, choć nigdy nie miałem go w nadmiarze… zaklęła do siebie - „ kurwa” – a ja pomyślałem „ no i wuj”.

- Musimy zacząć od początku – powiedziała do mnie zasiadając uważnie naprzeciwko mnie twarzą w twarz.

- Porypało cię?

- Warncholio? …

- Informowałem Cię błędnie… - wyartykułowałem.

- Brat, nie pierdol. Dzwoniłeś niemal codziennie. Zjadłeś moją zupę botwinkową. I co? Ciągle mówisz, że nic się nie stało? Znam Cię…

….

- Zaczniemy od początku! Właź pod prysznic! Zrobię ci kawę!

Zamknąłem się w łazience. Zdjąłem odzienie. Wymuskałem się pod prysznicem i zawinąłem się w białe prześcieradło, które akurat miałem pod ręką.

- Teraz mów – powiedziała podsuwając mi kawę pod nos.

- Trzymaj się ode mnie z daleka…

- Jak? Jesteś moim bratem.

- To zapomnij, że jestem.

- Jak?

- no tak.

- po co?

- po pstro. Pytaj i znikaj.

- Jesteś genialnym idiotą, czy to prawda?

- Nie wiem.

- Kim jest dla ciebie twoja ex-żona?

- Ta idiotka?

- Ona.

- Pozbyłem się jej w moich myślach.

- Ramzes?

- to zbok, który ma agencję detektywistyczną.

- co cię z nim łączy?

- nic.

- a naprawdę… Mów prawdę!

- karuzela.

- aha, to wiem… Kożuchów i te sprawy…

- zarył łbem w piasku.

- Cicho!!! Kowal?

- to rąbnięty z Rudy.

- Jagusia?

- Ona ma podwójną waginę. Jedną myśli, a drugą mnie zdradza.

- No tak. To częsty przypadek.

- Dentystka z Knurowa?

- Zakochałem się w niej.

- Dlaczego w stomatologu?

- Bo Pan Bóg kule miłości nosi!

- Warncholio, czy ciebie porypało?

- Nie.

- a ja myślę, że cię porypało i walnęło w łeb.

- ja też tak myślę… MM…

- A co ci wszyscy inni, o których mówiłeś?

- Jojo?

- Jojo.

Jojo to ja w zakonspirowanej postaci.

- Ale Jojo?...

- No jak, to ja!

- eM eM?

- Nie znam człowieka. I odmawiam odpowiedzi.

- Wancholio. Przecież to ja cię o to wszystko pytam.

- Już nie pytaj … I spojrzałem w górę z emocji w swoim greckim ubraniu.

Po tym wszystkim eMeM chciała zawinąć się do Hiszpanii. Ja miałem przywieźć sproszkowaną musztardę z Holandii, do Holandii, żeby zrobić sobie steka wołowego na maśle klarowanym z musztardą w proszku!!! Kurwa!!! Czy wy tego nie rozumiecie? Ale, ani MM nie pojechała do Hiszpanii, ani ja po musztardę. Po tej inteligentnej rozmowie i odprowadzeniu Siory za drzwi czas makabrycznie przyspieszył.

Ubrany w prześcieradło walnąłem się wyczerpany na sofę przed telewizorem. Utwierdziłem się w przekonaniu, że Morawiecki, Terlecki i Kaczyński oddali by połowę serca dla dorosłych dzieci z niesprawnością, a Mazurek, Kopczyńska i Pawłowicz oddałyby połowę serca dla matek opiekunek tych niepełnosprawnych. Tyle, że nie swoje połowy serc. Telefon zadzwonił w chwili, gdy oglądałem program typu survival z przełomu Dunajca pokazujący premierową Szydło u boku flisaków, która zdawała się mówić „ja kocham wszystkie matki i dzieci, nawet te chrome, a nawet te nienarodzone.”

No, ale telefon dzwonił…

- …. – odebrałem.

- Jojo?

- Co?

- Wiesz co się stało?

- A jak. Morawiecki sprowadzi cię do pionu za zbyt duże pensje w państwowym rynsztoku?

- Głupku. Musimy spotkać się natychmiast! Idioto.

- Gdzie, kurwa…

- U ciebie, lepiej się nie afiszować…

- A gdzie jesteś?

- Pod windą.

- Moją windą?

- A czyją debilu! Wchodzę?

- Co się stało? – wykrzyknąłem.

- rozmawiamy przez domofon, zdajesz sobie z tego sprawę? – powiedziała ściszając głos. - Ramzes… popełnił…samobójstwo!

- … przyjmij moje kondolencje… Ramzes! Wuwu, słuchaj uważnie … kod:123456789. Wysiądź na trzecim piętrze… kieruj się w prawo w stronę numeru 69, a jak zobaczę cię przez wziernik to otworzę drzwi po przeciwnej stronie tych drzwi…

Usiadła obok mnie na sofie na moim białym prześcieradle odsłaniając przy tym moje ciało. Po prostu dupą siadła jak niedźwiedzica! Próbowałem wyrwać jej spod dupy moje greckie odzienie, ale tylko częściowo mi się to udało.

- Ramzes popełnił samobójstwo.

- Jak to się stało? To był mój przyjaciel.

- Normalnie na skrzyżowaniu. Ramzes stanął na czerwonym świetle równolegle do zaniedbanej ciężarówki typu Kamaz. A ona na baku miała złogi i przeciekała. Ramzes palił papierosa i wyrzucił go przez okno. Jego volvo zaczęło ścigać się z kamazem o pierwszeństwo na zielonym. Niedopałek wybuchnął zanim dotarli do końca skrzyżowania. Wypierdoliło połowę ulicy wraz z Ramzesem.

- Bardzo mi przykro…

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania