Silver Fangs-Rozdział 10

Leon odpoczywał po niedawnej inicjacji, jego wampirzy organizm szybko wracał do normy.

— I co młody, jak samopoczucie? — Wolf rzucił mu puszkę napoju gazowanego.

— Bywało lepiej — Otworzył i wziął łyka.

— No to zbieraj się, twoja siostrzyczka narobiła nam niezłego bajzlu. — Otworzył szafę i wyjął parę drobiazgów.

— Angie? Co znów wykombinowała? Ta dziewczyna jest nieznośna, jak nie poluję na biednych ćpunów, to straszy niewinne staruszki... Jak bardzo trzeba się martwić? — Wyrzucił pustą puszkę do kosza i z rezygnacją popatrzył na swojego mentora. Do czego jeszcze posunie się ta rozpieszczona małolata? Rodzice są dla niej zbyt dobrzy, powinna teraz siedzieć w jakieś wojskowej szkole.

— Ona? Tylko przyzwała golema, który teraz straszy na budowie. — rzucił lekko Wolf, tak jakby to było nic wielkiego.

— Co zrobiła?! Powiedz mi Silver, jak trudne jest przyzwanie tego czegoś?

— Poprawne zawiera dwa kroki, pierwszy to magiczny krąg i sprawienie, by przybył do naszego świata, a drugi to nadanie mu odpowiedniej cechy w języku hebrajskim, na przykład mądrość. Dzięki temu golem jest w pełni funkcjonalny i nam oddany. Angelika popełniła błąd laika, nie przechodząc do kroku drugiego. I mamy klops gotowy, według moich informacji korzystała z książek, jednak ich autorzy są lepszymi twórcami fikcji, niż prawdy. Z drugiej strony mogłem przewidzieć, co zrobi... No nic, zbieramy się młody, pomożesz mi. Użyjemy zaklęcia natychmiastowego lotu, doprowadzi nas w pobliże, choć możesz poczuć lekki dyskomfort, będąc sterowanym przez magię. — Nie czekając na odpowiedź, wyszedł na swoje podwórko i gdy Leon zbliżył się, rozłożył włócznie na całą jej długość.

Uderzył trzonkiem o ziemie, wzbijając tumany kurzu, po czym zaintonował zaklęcie:

— Niebiański wichrze porwij nas w twe objęcia, doprowadź tam, gdzie chcemy!

Młody Schwester poczuł, jak unosi się w powietrzu i zastyga w powietrzu, po czym niczym pocisk poszybował w wybranym przez mistrza kierunku. Nie wiedział, czy mentor też leci, pęd był tak silny, że uniemożliwił spokojną obserwację, nawet przez wampira. Nie minęło dziesięć minut, a zaczął zwalniać, ziemia zbliżała się tak szybko, czy zdąży wyhamować? Ku jego zdziwieniu z delikatnością zaczął opadać w dół. Wolf, widząc jego minę, zaczął się śmiać.

— Podróżując tak po raz pierwszy, miałem identyczny wyraz twarzy. Powiem ci to samo, co wtedy powiedział mi mój mistrz, dobry mag potrafi umiejętnie skonstruować zaklęcie, by nie zrobiło mu żadnej krzywdy. Jednak sam nie korzystaj z tego zaklęcia, wiatr jest niesfornym żywiołem, łatwo wpadającym w gniew. A teraz zobaczmy naszego łobuza. — Naprzeciwko tam, gdzie wylądowali, stał opuszczony plac budowy, po którym walały się porzucone jaskrawe kaski i resztki zdemolowanego sprzętu. Leon ostrożnie stąpał, obserwując każdy kąt, w przeciwieństwie do Wolfa, który spokojnym krokiem udał się w upatrzone przez siebie miejsce.

— Mistrzu, nie boisz się? — szepnął skupiony na otoczeniu wampir.

— Strach? Jest moim towarzyszem od lat, na całe szczęście wyszkolenie i doświadczenie to jego starsi bracia.

W tym momencie wyskakuję ogromna gliniana łapa, którą delikatnym okrężnym ruchem odbija swoją włócznią. Wściekły golem ukazuję się w swojej pełnej postaci, lecz zamiast zaatakować, stoi, wpatrując się, jak zahipnotyzowany w złote oczy Wolfa. Woźny podchodzi do wielkoluda i składając broń, wskoczył na niego. Delikatnie dotknął jego czoła, szepcząc:

— Uwolnienie. – Momentalnie stworzenie zaczyna wsiąkać w ziemie, a wokół niej pojawił się magiczny okrąg.

— Mogę wiedzieć mentorze, co takiego zrobiłeś? Myślałem, że mamy go zlikwidować.

— Nic z tego Leonie, zabijanie to ostateczność, niestety tego nie uczą was w Egzekutorach. Panienko, która siedzisz w krzakach, zapraszam do mnie, inaczej będę musiał użyć siły. Mam waszej dwójce coś do powiedzenia. — Mężczyzna wskazał na ukrytą w zaroślach Angelikę, obserwującą rozgrywającą się scenerie, dziewczyna zdezorientowana podeszła do brata i Silvera, nie wiedziała, czego oczekiwać. Mag podszedł do tej dwójki i zdzielił katem dłoni w głowy.

— Najpierw słowo do ciebie panienko, magia to nie zabawka. Każde użyte zaklęcie niesie ze sobą możliwość śmierci, czy to adepta, czy osoby trzeciej. Ciesz się, że tym razem trafiło na nieszkodliwego golema, ducha ziemi, ta istota służy do drobnych zadań, sama w sobie nie jest zabójcza. Co do ciebie mój uczniu... Czyż nie mówiłem, byś ukrywał swoje prawdziwe zamiary? Jeśli wróg cię zlekceważy, tak jak mnie golem przed chwilą, masz o wiele większe szanse na wygranie. Tak więc macie jedynkę z zajęć, ale też byłem kiedyś laikiem.

— To Leon jest twoim uczniem? Jak to? To ja chciałam, byś mnie uczył, a ty? — Kawałek papieru zalepił jej usta, a Wolf spokojnie zapalił starą fajkę.

— Po pierwsze moja droga nie krzycz, to nie targ. Po drugie nie dałaś mi skończyć, z powodu tego incydentu nie mogę cię tak zostawić, jesteś zbyt nieodpowiedzialna. Wasza dwójka pójdzie teraz za mną, czeka nas długa droga do Niemiec. — Wyciągnął z rękawa zwinięty rysunek papierowej sowy, szepnął coś, a papirus zamienił się w żywe zwierzę. Poszybowało gdzieś, niosąc w szponach wiadomość.

— By zrobić z was moich pełnoprawnych pomocników, musimy udać się do źródła, skąd łowcy pochodzą. Spakujcie się w niezbędne przedmioty, Leon pomożesz twoje siostrze, nie jedziemy na wycieczkę, tylko na trening, więc tysięczna para butów nie będzie potrzebna. Widzimy się jutro rano na lotnisku Hithrow, wasz ojciec i dyrektor zostali poinformowani o tym. Mam nadzieję, że nie pożałujecie tego, że mnie spotkaliście, Levi może spokojnie zostać w moim mieszkaniu, nic jej tam nie grozi. Do jutra dzieciaki, muszę załatwić parę rzeczy. — Wyciągnął z kieszeni płaszcza woreczek z proszkiem i rozsypując go nad głową, zniknął.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania