Silver Fangs-Rozdział 3 (opowieść o wilkołakach i wampirach)

— No dobrze, skoro moja córka poznała, że prócz służbowego zachowania, mam jeszcze swobodny to przejdźmy do konkretów. Streściłeś mi przez telefon większość faktów. Bardzo dobrze zrobiłeś, nie zatrzymując ich.

Jego pociecha już chciała zaprzeczyć, lecz ojciec pokazał jej, by milczała.

— Zanim otworzysz te swoje piękne po matce usta, wiem, co wyrabiałaś od początku roku, po twojej ostatniej akcji z tymi ćpunami obiecałem towarzyszom z Rady, że przypilnuję cię. Dzisiejsza sytuacja jest wyłącznie z twojej winy, kto wie, co by się stało, gdyby nie interwencja Wolfa. Nie chce słyszeć o żadnej zemście, inaczej wyśle cię na dwa miesiące do dziadka Vlada i babci Romanii, a tam tego swojego internetu i telewizji nie zobaczysz.

Na wspomnienie Transylwanii dziewczyna jęknęła, jeszcze tego brakowało, aby zawitała na to zadupie.

— Wygrałeś tato, nie będę przesadzać — Z irytacją wzniosła oczy ku górze.

— Mam nadzieję, dzięki ci Wolfie za posiłek, wino i mrożoną zapiekankę, będąc szlachcicem mam bardzo mało sposobności do spróbowania tego całego fast foodu. Sprawa narkotyków załatwię z moim bratem, powinien się temu przyjrzeć — Pożegnali się, wychodząc przez drzwi w szafie.

Znaleźli się w ciemnej uliczce, a szofer już na nich czekał, otworzył przed nimi samochód, poczekał, aż będą w środku i już jechali uliczkami miasta, którego nocne życie dopiero budziło się.

— Ojcze kim był ten człowiek? Rozmawialiście jak starzy przyjaciele.

— Człowiek? Dobre sobie. Niestety nie wiele ci mogę o nim opowiedzieć, ze względu na szacunek do niego. Jest starszy ode mnie, a jego życie sięga lat pierwszej Rady Starszych. Jest także śmiertelnie niebezpieczny, ale tylko, gdy dasz mu do tego powód i bardzo dobrze zna się na magii i ziołach.

— Wiesz, że te krótkie opisy, nie zaspokoiły mojej ciekawości, a wręcz ją obudziły?

— Przykro mi Angeliko, niestety nie umiem układać istnych poematów jak Homer czy Ezop. Ciesz się, że opuchlizna zeszła, inaczej musielibyśmy wszystko matce powiedzieć, nie potrzebnie by się zdenerwowała. Buzia na kłódkę i zasiądźmy do kolacji

Wielka mosiężna brama otwarła się przed autem, ujawniając długą drogę do oświetlonej przestronnej rezydencji w klasycznym stylu.

Następnego dnia spokojnie stawiła się w szkole, a przyjaciółce nakłamała, że miała sprawy rodzinne, dlatego nie mogły się spotkać wieczorem. Przez cały szkolny dzień zapomniała już o postaci woźnego, wracając do zwyczajnych spraw, czyli próbie przetrwania nudnych zajęć. Na lekcji magii, gdzie uczyli się o różnych klątwach, młoda wampirzyca niemal zasypiała, Elza szturchnęła ją łokciem.

— Zróbmy dzisiaj coś szalonego.

— Co proponujesz? — Ziewnęła po cichu Angelika.

— Może tak wyprawę na stary cmentarz? Ponoć tam chodzą młode pary, żeby w spokoju uprawiać seks. Ja najem się jakimś napalonym małolatem, a ty jego dziewczyną. Przecież się nikomu nie poskarżą, bo sami siebie wkopią. No chodź, obudzisz się z tego letargu, będzie to idealne zakończenie lekcji. — Sukkub aż zatrzęsła się z ekscytacji.

— Dobra, co mi tam. — Kiwnęła głową na znak zgody. Przećwiczyły dwie męczące lekcje wf i po prysznicu w szkolnej łazience skierowały się do swojego celu. Ich oczom ukazała się metalowa furta, skrzypiąca nawet przy małym ruchu. Kiedyś było to miejsce kultu i czci jakichś ofiar jednej z kolejnych wojen, teraz to tylko zapuszczone chwastami i pękniętymi nagrobkami rumowisko. Nie potrzebowały latarek, istoty takie, jak one bez problemu widziały w nocy.

— Elza, to nie wygląda na miejsce schadzek... — Z rozczarowaniem powiedziała wampirzyca, przechadzając się po jednej z alejek, z nudów czytała nazwiska na pomnikach.

— To dziwne, to miejsce powinno być pełne od feromonów. Hm... Ange, cofnij się powoli do wyjścia — Przyjaciółka nabrała powagi, a z jej rąk wysunęły się długie i ostre szpony.

— O co chodzi? — Nim zdążyła usłyszeć odpowiedź, jej koleżanka machnęła dłonią, a łysa głowa z podłużną paszczą pełną zębów, legła u ich stóp.

— Ghule... To wszystko wyjaśnia, wróćmy po cichu za bramę — szepnęła do swej wybawicielki. Ghule były istotami ślepymi, lecz idealnie słyszącymi, przeważnie zadowalały się martwymi ofiarami, jednak będące głodne całym stadem ruszały na wszystko, co się ruszało. Żywcem zjadały ofiary, dzięki swoim zębom i pazurom. Dziewczyny miały wielkie szanse, by wyjść z tego cało, załatwiły strażnika, a reszta nadal spała schowana pod ziemią. Powolnym krokiem skradały się, tam skąd przyszły, niemal odetchnęły z ulgą, dotykając bramy. Nagle głośny krzyk rozdarł ciszę nocy, trupojady obudziły się, mimo to nie zaatakowały, a wręcz zakopały się głębiej w swoich norach. Tak jakby zagrożenie nadchodzące z głębi cmentarza było gorszym niebezpieczeństwem od nich. Wszystko przycichło, zdawało się, że już po wszystkim, gdy wielka zielona głowa wbiła się zębiskami w ramie sukkuba, dziewczyna krzyknęła z bólu i strachu, Angie chwyciła za resztkę krzyża z pomnika i wbiła go w oko monstrum, które z okrzykiem mrożącym krew w żyłach puściło swą ofiarę. Nie czekając na dalsze rezultaty, wampirzyca chwyciła przyjaciółkę pod ramie i wyprowadziła ją na zewnątrz.

Rana nie wyglądała dobrze, ropiała, a skóra wokół niej zgniła, infekując dalej ciało, dziewczyna też była coraz to słabsza.

— Myśl Ange, myśl co robić? Do szpitala! Nie, nie, za daleko. Do domu? Nie udźwignę jej w formie nietoperza. Najbliżej jest szkoła, może tam kogoś znajdę. — Były to płonne nadzieję, zważywszy, że profesorowie dysponują teorią, a nie praktyką, jednakże innego wyjścia nie widziała. Sukkub robił się coraz to cięższy, kolejny pomysł o doprowadzeniu jej do biura dyrektora nie wypali. Z desperacją rozejrzała się dookoła, na drzwiach z napisem woźny doznała olśnienia, z trudnością dowlekła się do kantorka i zaczęła walić w drzwi. Po kilku minutach usłyszała zaspany głos.

— Idę, idę. Pali się, czy co? — Lekko się wychylił, zobaczył twarz jego niedawnego gościa i z rezygnacją spytał:

— Czego wielmożna panienka chce?

— Proszę, pomóż, moją przyjaciółkę ugryzł jakiś wielki zmutowany Ghul. — Z jej twarzy wyczytać można było desperacje i rozpacz, jednak wzmianka o ataku sprawiła, że bez pytań wpuścił je do środka. Pomógł usadzić ją na kanapie i oglądając jej ranę, zaczął przesłuchanie.

— Wielki, zielony i bardzo szybki?

— Nie wiem, czy zielony, ale pozostałe cechy się zgadzają. — Z paniką patrzyła na stan przyjaciółki.

— Jak to się stało, że stwór wyższej ewolucji i to z gatunków ścierwojadów znalazł się w centrum miasta? Weź pogrzebacz i nagrzej go w ogniu kominka. Musimy wypalić jad. — Instrukcja Wolfa, zmroziła wampirzyce.

— Wypalić, czyś ty oszalał?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania