Poprzednie częściStrażniczka nieumarłych / 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Strażniczka nieumarłych / 13

– Gdzie zniknąłeś? – Marmo wykrzywił usta i wystawił kły. – Już wszystko przygotowane do uśpienia.

Był zły, czego nie starał się ukryć. Quint słynął z tego, że wyszukiwał odległe zakamarki i spędzał w nich dużo czasu. Lubił, jak w samotności i otaczającej go ciszy, myśli pobudzały mózg i nasuwały niejednoznaczne zagadnienia i wyszukane odpowiedzi. Teraz, odkąd zawisła nad nim ogromna odpowiedzialność, nawet szkolenie siewców zeszło na drugi plan. Unikał wszystkiego i wszystkich, próbując odnaleźć się na nowo.

Kiedy ojciec zamknie oczy, a serce stanie, nie będzie odwrotu, a nawet jakby musiał powstać, nie zregenerowawszy sił, skutki tego byłyby dla młodego wampira opłakane. Zresztą już były. Na samo wspomnienie Werkmuna i tego, co robił takim, jak on, dostawał dreszczy. Akilla był zły, ale tamten…

– Rozmawiałem z Aminą – przyznał. – Nie przewidziała dla mnie niczego niepokojącego, jednak jej słowa mnie nie uspokoiły. Ostatnimi czasy jej wizje były mało trafne. Czas pomyśleć nad zmianą wyroczni.

– Skoro tak uważasz – wydobył starzec cierpkim głosem. – Po uroczystości, wydam odpowiednie komendy. Twojemu ojcu również proponowałem owo rozwiązanie, ale nie chciał słuchać. Tak teraz myślę, że tym posunięciem chciał sprawdzić, jakie zmiany zajdą, kiedy będzie spał. Po przebudzeniu na pewno oceni wszystko trzeźwym okiem i albo wpadnie w złość, albo pochwali.

Główny wampir nie przepadał za zmianami i odkąd objął dowodzenie, wszystko funkcjonowało tak, jak za panowania jego zamordowanego ojca. Był naocznym świadkiem, jak Werkmun wyssał z niego krew. Dogorywające ciało wessał i od tamtej pory jest nie tylko bogiem, ale i tworem nie do pokonania.

– Idziemy. – Quint stwarzał pozory opanowanego, jednak w środku cały chodził.

Marmo wyczuł strach, jaki mu towarzyszył. Otoczył go ramieniem, ale nie z chłodu. Doskonale rozumiał, co czuje, bo kiedyś sam był w podobnej sytuacji. Kiedy władca wyznaczył go na przewodniczącego rady, targały nim mieszane uczucia. Niewywiązanie się z oczekiwań najstarszego, to jak potwarz dla jego osoby. Akilla był stanowczy i rządził twardą ręką. Nie faworyzował nikogo i wszystkich traktował na równi.

– Junda wrócił – rzucił starzec.

– Gdzie był?

Młody wampir nabrał powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Nie lubił wuja.

– Twierdzi, że dotrzymywał towarzystwa Harmi. – Uśmiechnął się sztywno.

Quint był pewien, że to kłamstwo, ponieważ:

Po pierwsze, Harmi od dawna nie przyjmowała gości; zamknęła się w katakumbach i pilnowała grobowca przodków.

Po drugie, nikt nie mógł tam wejść bez zgody Akilli.

– Czego on szukał w podziemiach? Mam złe przeczucia i nadal twierdzę, że to całe usypianie to zły pomysł. Nie teraz, kiedy tyle się dzieje. Junda coś kręci. Jeśli zechce mnie obalić i zająć moje miejsce, co wtedy? Nikt nie stanie mu naprzeciw i nie zbudzi ojca.

– Nie ma za sobą tylu sprzymierzeńców, aby się na to porwać. Zresztą, nic tym nie osiągnie. Ród będzie trwał, a czysta krew nie wyschnie. Jest jeszcze Kirlu i twoja siostra. Ta pierwsza po przebudzeniu może opuścić twierdzę, bo nie wiadomo, jakie zmiany w niej zaszły po ugryzieniu przez Smirta. Za to Suqi jest waleczna, jak ty i powiem otwarcie, dopóki jeszcze mogę; mniej bojaźliwa i bardziej zaradna w czynach i słowach.

Quint nie skomentował przytyku. Przełknął wielką gulę zatykającą gardło i delikatnie westchnął, po czym zapytał zachrypniętym, niskim głosem:

– Poradzę sobie?

– Masz za sobą niemal wszystkich, nie licząc paru niezdecydowanych i kilku twardo popierających Jundę, ale oni nie podniosą buntu. Dobrze ich znam. Z reguły dużo gadają, rzadko wprowadzając słowa w czyny.

– Moje myśli od jakiegoś czasu krążą wokół Demofa – przyznał Quint, będąc z każdym krokiem bliżej tego, co unosiło włosy u nasady. – Słyszałem, że uwięził Smirta.

– Zwiadowcy mają za długie języki – fuknął Marmo, a chłopak zmarszczył czoło. – Trzeba im przypomnieć, co to ból, to przestaną klepać na prawo i lewo. Ta wiadomość nie była na razie przeznaczona dla twoich uszu. Miałem ci to oznajmić po uśpieniu Akilli, abyś nie pisał czarnych scenariuszy, które już przez ciebie przemawiają.

– Nic na to nie poradzę. Tak już mam – burknął i przystanął przed ceglanymi, krętymi schodami.

Zaczęli schodzić, a przytwierdzone do ściany pochodnie, oświetlały strome stopnie. Zapanowała cisza. Jedynie echo dawało o sobie znać i wciskało w szczeliny równomierne odgłosy kroków. Po zejściu ich oczom ukazał się ciasny, ciemny przedsionek, na którego końcu widniały drewniane wrota, ochlapane czerwonym barwnikiem.

Marmo zapukał i spojrzał na zestresowanego chłopaka spode łba.

– Nie możesz tam wejść w takim stanie. Starszyzna od razu wyczuje to, co nieudolnie kamuflujesz. Zbierz na szybko myśli, wypnij pierś i odgoń czarne cienie. Strach to zguba, a siła to przyszłość.

Quint przytaknął i zaczął poruszać rękoma – próbował strzepać stres. Nie chciał narobić sobie wstydu; zwłaszcza przed ojcem. Zbyt ciężko pracował na jego uznanie, udowadniając, że on też może.

Ciężkie, grube drzwi stanęły otworem. Quint zaczerpnął powietrza i z uniesioną głową, podążył za przyjacielem. Wzrok miał zimny, ciało wyeksponowane, a twarz kamienną. Dużo go kosztowało, aby wygląd nie skupiał na sobie wzroku. Wszyscy tam zgromadzeni: cała rada, Junda – klon ojca – i jego siostra bliźniaczka, otaksowali go pobieżnie, po czym skupili spojrzenia na stojącym nieopodal kamiennego grobowca Akilli. Do nozdrzy młodego wampira doleciał swąd stęchlizny i wilgoci. Piach, który miał pod stopami, był mokry, jakby go ktoś spryskał wodą.

Pomieszczenie pogrążone w półmroku wywoływało lęk, a zachlapane tym samym pigmentem co wrota ściany, nie uspakajały. Krzyczały wręcz i przypominały o rzezi, jakiej dokonano na ojcu i matce nestora rodu, którzy leżeli teraz pod ciężkimi, kamiennymi płytami. Trzy trumny skrywały wysuszone ciała przodków, dwoje z nich już nigdy nie powróci do żywych.

– Ojcze. – Wampir ugiął karku i podszedł do niego pewnym, kontrolowanym krokiem. – Gotowy na wyprawę w zaświaty?

– Tak – oznajmił i podszedł do kwatery. – Wszystkie rozporządzenia przekazałem Marmo, więc zaraz po obrzędzie, wysłuchaj, co ma ci do przekazania. Jednak zanim zamknę oczy, muszę zrobić coś jeszcze.

Podrapał palcami po brodzie, skulił dłonie w pięści i skinął na Astusa.

Wampir opuścił pomieszczenie, a pozostali zerkali na siebie pytającym wzrokiem. Quint skupił uwagę na Jundzie – był lekko zestresowany albo to tylko wyobraźnia płatała mu figle. Pozostali również sprawiali takie wrażenie. Spokój, który chłopak pozorował, zaczynał ulatywać, ustępując miejsca obawom, zwłaszcza że nestor rodu lubił zaskakiwać. Wodził bystrym wzrokiem po wszystkich, doszukując się… Właśnie czego?

[…] sprawiedliwości, zdrajców.

Akilla nie przeciągając dłużej, zaczął:

– Nie spałbym spokojnie, gdybym… – głos był matowy, gardłowy. – Wczoraj zawezwałem córkę wyroczni, która utwierdziła mnie w tym, co od dawna podejrzewałem.

Objął chłopaka i zawiesił wzrok na bracie; przenosił ciężar ciała z nogi na nogę i drapał paznokciami po zarośniętej szczęce, po czym spuścił oczy, przygarbił plecy i napiął mięśnie. Nakrył ramiona peleryną i skrzyżował ręce na piersi. Pozostali patrzeli na niego z zainteresowaniem.

Do pomieszczenia wrócił Astus, podszedł do pana i wcisnął mu w dłoń czarne zawiniątko. Delikatny szum i oburkiwania rozproszyły ciszę.

– Nie możesz! – uniósł głos Gmint i stanął przed skruszałym Jundą. – Ta praktyka została zakazana.

– Przywracam ją i wróć na miejsce.

Gmint obnażył zęby, syknął, zerknął kątem oka na przyjaciela, zacisnął pięści i ani drgnął.

– Musimy zagłosować. – Powiódł wzrokiem po pozostałych z rady. Wszyscy mieli zadowolone miny.

Wiedział, że sprawa jest przegrana, ale zasady, to zasady. Odwlekał to, co nieuniknione.

– Marmo, załatw to. Nie mogę odmówić prawa wyboru – oświadczył stanowczym tonem i usiadł na pokrywie trumny.

– Nie będę pytał każdego, tylko ci, co są „za”, unieście rękę do góry.

Poza Jundy i Gminta wszystkie poszybowały nad głowy, nawet te, które nie musiały: Suqi i Akilla. Quint nie zareagował.

***

 

– Podejdź bracie – nakazał najstarszy wampir.

Wstał i rozwinął zawiniątko. Na dłoni spoczywał mały, złoty sygnet, ozdobiony niebieskimi szkiełkami.

Junda nie usłuchał – nadal tkwił w miejscu. Jego wzrok był rozbiegany. Wąskie usta mocno zaciśnięte, siwe brwi zmarszczone, a długie pasma blond włosów nachodziły na ostre rysy twarzy. Zapewne myślał o ucieczce, ale to tak, jakby wpaść do mrowiska i nie zostać przez jego właścicieli naznaczonym. Pergaminowa twarz okazywała stan ducha, nierówny, wzburzony oddech trwogę, a drżące dłonie niemoc.

Pozostali cofnęli się i szeroko otwartymi oczyma obserwowali, jak Junda uparcie tkwi w miejscu. Coś uległo zmianie – pomimo spuszczonej głowy, można było zauważyć, że wystawił kły, niezadowolony z takiego obrotu spraw. Napiął mięśnie, zacisnął pięści i wodził wzrokiem po piachu.

– Junda! – zagrzmiał Akilla ile sił w płucach. – Nie masz wyboru!

– Mam…! – nie dokończył, wzniósł głowę, czerwone źrenice zalśniły furią.

Zrobił zryw i ruszył na przygotowanego na taką ewentualność brata, który uskoczył, pochwycił napastnika za gardło i zacisnął palce na krtani. Ciało wzleciało w powietrze i zostało rzucone na pobliską ścianę. Akilla w mgnieniu oka był przy nim i napierał kolanami na plecy. Junda charczał, wymachiwał rękoma, próbując dosięgnąć oprawcy. Odrywał ciało od powierzchni, jednak to wszystko na nic. Został potraktowany kłami. Krew ściekała kącikami ust, a nestor rodu nieustannie wysysał krew, mrucząc przy tym wielce zadowolony.

Wierzgający pod nim Junda zaprzestał, ciało sflaczało, a ręce opadły – wygrany wstał i oblizał wargi. Przykucnął, założył sygnet na chłodny palec i wyszczerzył czerwone zęby.

– Ograniczaj! – zagrzmiał i powrócił na poprzednią pozycję z prędkością błyskawicy.

Akilla był nie do pokonania i tylko desperaci do niego startowali. Niby bracia – jednak różnica mocy pomiędzy nimi była kolosalna.

Junda był ledwie żywy. Pojękiwał i pełznął na plecach w stronę wyjścia. Próbował zdjąć pierścień, ale tamten już zdążył przeniknąć przez cienką skórę i przywrzeć do mięśni. Gmint podbiegł i pomógł przyjacielowi usiąść. Wściekłość, jaka widniała w oczach obojgu, była niemym przekazem oburzenia.

Akilla skinął na Limika; natychmiast pochwycił Gminta za fraki i odciągnął od ukaranego. Stawiał opór i zgrzytał zębami, jednak na nic więcej sobie nie pozwolił. Chciał żyć.

– Już nigdy więcej nie opuścisz twierdzy. Źle wybrałeś sprzymierzeńca – rzucił najstarszy i spiorunował pokonanego wzrokiem. Nie wiadomo kiedy, na powrót był przy nim, a mocny cios zadany pięścią wylądował na pergaminowej twarzy.

Zapach nienawiści wisiał w powietrzu. Upokorzenie tylko wzmacniało Junda. Był zawzięty, hardy i jakże przebiegły. Czy pierścień oznaczał jego koniec?

– Sygnet złagodzi twoje zapały i odczujesz jego działanie na własnej krwi. Nie mogę sprawić, byś zdechł, ale mogę uczynić, abyś już nikomu więcej nie zagroził.

– Nie bądź tego taki pewien – syknął upodlony i splunął pod stopy brata.

Junda odczuwał nienawiść całym sobą. Gdyby nie głupi błąd z przeszłości, teraz by rządził, a nie chodził pod czyjeś dyktando. Był młody, naiwny i zaufał nie temu, co trzeba. Przyjaciel – nie używał już tego słowa – z dzieciństwa, powiernik i największe wsparcie, poszedł do jego ojca i wyłożył na stół wszystkie marzenia, wizje i plany. Co w nich było? Władza, nienawiść i zamysł uśmiercenia brata. Skutki donosu były opłakane. Stracił widoki na tron, a ojciec odwrócił od niego twarz – nie wygnał, nie uśmiercił, ale za każdym razem, kiedy miał okazję, poniżał i drwił. Akilla był faworyzowany i tak samo, jak ojciec z czasem zaczął bratem pomiatać.

– Pominga! – zawołał i kopnął Junga w okolice żeber; zgiął ciało i jęknął. Cierpiący nie odwrócił jednak rozwścieczonego wzroku od brata, który pławił się w euforii.

Do pomieszczenia wszedł ogr – śmierdzący olbrzym z klapiastymi uszami i dwoma zębami nachodzącymi na górną wargę.

– Do Amini z nim! – nakazał.

Stwór pochwycił Junda za ramiona, przerzucił przez ramię i trzęsąc tłustym cielskiem, ruszył w stronę drzwi.

– Pożałujesz tego! Zdejmę jarzmo i zabiję! – wykrzykiwał, próbując uciec z objęć ohydnego, pomarszczonego, oblepionego potem sługi. – Nie cofniesz tego, co już ruszyło!

Ogr przeciągnął owłosioną ręką po kulfoniastym nosie i walnął wierzgającego wampira pałką w głowę – przestał psioczyć, zamilkł.

Jedynie spojrzenie spod ściągniętych brwi sugerowało, że najchętniej by coś dodał, ale uderzenia pałki mu uwłaczały. Pupil Ahtyla był nadzwyczaj wredny, a rękę miał ciężką.

Drzwi trzasnęły, po zdrajcy pozostał wyłącznie zapach. Nie można było odgadnąć, jak to wpłynęło na nestora, bo osłonięta materiałem twarz, nie zdradzała emocji. Oczy były zimne, usta leniwe.

– Dlaczego został ukarany? – Gmint pragnął poznać odpowiedź.

Zawsze był ciekawski i często wścibiał nos tam, gdzie nie powinien. Wiedział również, że uzyska odpowiedź. Najstarszego obowiązywały wewnętrzne zasady.

– Nie wiesz? – prychnął. – Bronisz, nie mając pojęcia, czym zawinił? Myślałem, że jesteś mądrzejszy, ale pozory często dają mylne wyobrażenia.

Gmint skruszał i zmalał w oczach – wszystkich. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc spuścił głowę i patrzył na własne buty. Akilla już zdążył opanować wzburzenie i nic nie zapowiadało kolejnego napadu szału.

– Spiskował z Demofem – rzucił oschle, po czym usiadł na obrzeżach trumny.

Wśród zebranych zaczęły tańczyć szepty i nieukrywane zaskoczenie. Każdy coś tam podejrzewał, ale potwierdzenie tego, to już niepuste, niesione z ust do ust słowa, lecz zapowiedź nadejścia złych czasów.

Pomiędzy Demofem, a Akillą był konflikt nie do rozwiązania. Dla obu utrzymanie czystej krwi było kluczowe, a przerzedzanie jej – marnotrawstwem. Córka wampira dopuściła się tego karygodnego czynu, pałając uczuciem do syna wroga. Zaraz po odkryciu przez ojca prawdy, została zgładzona, a kochanek skończył na dnie wąwozu, co znów wywołało wściekłość Demofa. Poprzysiągł zemstę. Demony miały być demonami, a wampiry wampirami. Skrzyżowanie genów było czymś nie do pomyślenia. Zbyt wiele krwi przelano, zbyt wielu bliskich zamordowano, a jar, jaki na skutek tego powstał, był nie do pokonania.

– Przepraszam, panie. – Gmint padł na kolana.

– Wstań i wyjdź – burknął. – Nie zasłużyłeś, aby tutaj być.

Pospiesznie wykonał nakaz, nie oglądając się za siebie.

– Ukorzenie, ukorzeniem, ale twoje myśli nadal są brudne – burknął pod nosem. – Zgładzić! Wolę, aby rada była niekompletna, niż naszpikowana zdrajcami!

Przewodniczący rady przytaknął i stanął pomiędzy panem a jego synem. Nastał czas, aby król zasnął.

Pochwycił Quinta pod ramię i pociągnął w stronę kamiennego stolika stojącego w samym centrum. Akilla w międzyczasie wszedł do trumny i ułożył wygodnie ciało.

– Poczekaj tutaj, przyprowadzę wyrocznię. – Marmo zniknął za ciemnym materiałem.

Pozostali podeszli i zacisnęli palce na kamiennym sarkofagu, mierząc najstarszego tęsknym wzrokiem. Wampir miał zamknięte oczy, dłonie zaplecione na piersi, oraz kły zahaczone o wargę. Pomimo iż wyglądał na rozluźnionego, w rzeczywistości wcale taki nie był. Układał w głowie wszystkie wydarzenia, aby syn nie miał problemów z ich odczytaniem. Chaotyczność, jaka panowała obecnie w jego mózgu, na nic się zda nowemu przywódcy.

Materiał zafalował – Marmo na powrót stanął obok poddenerwowanego chłopaka i chrząknął. Quint spojrzał na niego, ale jego wzrok szybko zmienił pole obserwacji.

Zza płótna wyszła zjawa i omiotła wszystko wielkim, niebieskim okiem tkwiącym na trójkątnej twarzy pozbawionej nosa i ust. Skóra mocno naciągnięta, głowa osłonięta dopasowanym kapturem, a na szczycie dwa skrzyżowane, złote kręgi. Gołe stopy nie dotykały ziemi, a biała jak mleko, powystrzępiana i mająca długi, wstęgowy tren peleryna, oblepiała wysokie, kościste ciało. Rąk brak, za to spod szaty, na wysokości brzucha prześwitywała owalna dziura.

Quint słyszał, że to właśnie przez nią nawiązuje kontakt i odbiera wizje. Nie mówiła. Wypalała na podłożu starodawne znaki służące za odpowiedzi. Młody wampir do tej pory nie opanował tego języka, więc miał kolejny powód do zmartwień.

Marmo, jakby odczytał myśli chłopaka i wyszeptał do ucha:

– Pomogę, spokojnie.

Wyrocznia przystanęła przy kamieniu, w którym leżał Akilla i pochyliła plecy – zarys kręgosłupa uwidaczniał każdą kostkę przez cienki materiał. Pokręciła głową na boki, odganiając zgromadzonych – odeszli.

Wpełzła do głębokiej trumny, oddzieliła tren od szaty, przywarła do niego, dopasowała ciało, po czym znikła. Porzucony materiał wzleciał, nakrył wierzch sarkofagu, a zgromadzeni naciągnęli szyje, aby cokolwiek dostrzec. Niestety był gęsty i nie przepuszczał ciekawskich spojrzeń.

Kiedy okrycie na trumnie zaczęło nasiąkać czerwienią, Quint zacisnął palce na ramieniu Marmo. Pozostali zagryzali wargi, pocierali dłońmi i całymi sobą patrzeli, jak kolor robi się coraz intensywniejszy. Panowała głusza. Nawet oddechy były wstrzymywane.

Chłopak nie zdążył przełknąć nagromadzonej w buzi śliny, gdy tren wzleciał i opadł tuż przed sarkofagiem. Wszyscy stanęli na palcach i czekali. Ich oczy połyskiwały, a kąciki ust drżały z podniecenia. Quint z siostrą po raz pierwszy uczestniczyli w usypianiu, więc ich ciekawość malowała różnoraką mimikę.

Wyrocznia wyskoczyła z trumny i wylądowała miękko na trenie. Szata ociekała krwią – nie kapała. Sopelki wisiały i oscylowały, wydając ciche wibracje.

Akilla wysechł – przypominał mumię.

– Limik, załóż pokrywę – poprosił Marmo.

Jeden mocny chwyt, szarpnięcie, wycelowanie i kamienne wieko zasłoniło oblicze nestora. Wampir powrócił na miejsce. Wyrocznia zrobiła zwrot, uroniła brązową, gęstą flegmę i ruszyła wolno w stronę Quinta. Maź zasklepiła przestrzenie w trumnie, a spłoszony, trzymany za ręce chłopak czekał na przyjęcie daru.

Czerwona postać weszła w niego – wydał głośny ryk i zacisnął usta. Pomimo tego, że został zapoznany z przebiegiem obrzędu, nie był w stanie powstrzymać odruchów obronnych: szarpał się, przebierał nogami. Trzymający byli silni, nie uwolnił ciała, dopóki poświata nie wyszła. Dużo czerwieni znikło z szaty, ustępując miejsca bieli.

Jakiś czas temu ojciec wszedł duszą w jego ciało, chcąc mieć pewność, że syn ma dobre intencje i nie robi dobrej miny do złej gry. Przeszedł próbę – nadal oddycha.

Quint został puszczony – padł na kolana, zwinął ciało w kłębek i głośno pojękiwał. Pochwycił za głowę i walczył ze spazmami, które nim miotały.

Wyrocznia podeszła do ściany, a wszystkie obecne w pomieszczeniu osoby nie odrywały od niej wzroku. Z oka wystrzelił niebieski promień, wielki kamień spadł na piach, odsłaniając zaciemnioną niszę. Wyskoczył z niej srebrny, owalny przedmiot i przywarł do brzucha poświaty. Wszystka krew, którą nasiąkła szata, spłynęła do dziury, a stamtąd do bogato zdobionego, starymi symbolami pojemnika. Po zapełnieniu powrócił do niszy, kamień zasłonił otwór, a poświata zniknęła za materiałem osłaniającym coś, czego tutaj zgromadzeni – poza Marmo – nie mogli zobaczyć.

Quint przestał drżeć, wzniósł głowę i otworzył oczy. W wewnętrznych kącikach widniały niebieskie kulki, które naszły na źrenice, zmieniając ich kolor na zielony. Wyglądał inaczej. Biła od niego potęga.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • il cuore miesiąc temu
    /Zwilżyła usta i zastygła bezruchu. – Jest/ – gdyby /w bezruchu/ – to owszem

    /Nie poznawała sama siebie./ – lub, samą siebie
    /był Midyn. – Posmutniała i westchnęła. – Nigdy nie przywiązywała wagi do tego, co gdzieś tam/ – zbędne półpauzy, pewnie chciałaś jakoś podkreślić?
    /Wiedziałam, że odstaję od reszty i tam po prostu nie pasuje, ale/ – pasuję

    /więc nie postrzegaj tego, jak cię odbieram kategoriami:/ – a może /jakimi cię odbieram/?

    /pobyt w klasztorze był zaplanowany, a ojciec wyrazili zgodę/ – celowo – wyrazili?
    /z Midynem zdołaliśmy umknąć, ale nie daleko./ – niedaleko
    cul8r
  • Joan Tiger miesiąc temu
    /był Midyn. – Posmutniała i westchnęła. – Nigdy nie przywiązywała wagi do tego, co gdzieś tam/ – zbędne półpauzy, pewnie chciałaś jakoś podkreślić? - Nie. Półpauza została po modyfikacji. Umknęła mi.
    Ojciec wyraził / wyrazili zgodę - ha, ha, liczba mnoga mi wyszła. :)
    Niedaleko - nigdy tego nie zapamiętam; cały czas mam w głowie, że piszemy osobno. :)
    Dzięki za przeczytanie i wskazanie baboli. Pozdrawiam. :)
  • droga_we_mgle miesiąc temu
    Dostałam dużo odpowiedzi, których potrzebowałam (zwł dotyczących głównej bohaterki), ale znowu w formie "wykładu do czytelnika", przez co lektura była dla mnie dość męcząca. Wypowiedzi postaci - o nich samych czy choćby Rewinta o plemieniu w którym M. się wychowała - brzmią jakby dostali na zadanie domowe opracowanie swoich życiorysów/portretów psychologicznych i omówienie zwyczajów plemienia Hidumn i teraz je przed kimś odczytywali.

    Najbardziej naturalnie (czyli najlepiej) wypadły moim zdaniem wspomnienia R. o jego miłości i późniejszej przemianie pod wpływem zdrady. No i fajnie się dowiedzieć, o co chodzi z klasztorem, bo wyobrażałam sobie raczej uduchowionych braci/zakonnice, a tu mamy wojowników :)

    Pozdrawiam
  • Joan Tiger miesiąc temu
    Widzisz, dla mnie ta forma jest na porządku dziennym, a inaczej nie umiem. Każdy odbiera tekst pod swoim kątem. Dla mnie osobiście, jak na próby stworzenia czegokolwiek bez znacznego talentu, ujdzie w tłoku. Lepiej już nie będzie. Brak tego czegoś, więc dalej będzie podobnie. Dzięki za komentarz. :) Pozdrawiam i udanego weekendu. ;)
  • Joan Tiger miesiąc temu
    Mogłabym to dać w narrację, ale czy to coś zmieni?
  • droga_we_mgle miesiąc temu
    Joan Tiger ✔w porządku. Z talentem czy bez, nie wszystko da się zmienić tak od ręki. Sama zauważam, że kiedyś pisałam kompletnie inaczej niż teraz, a nie robię tego "regularnie" znowu aż tak długo.
    A to, że udaje Ci się lawirować w dosyć rozbudowanym świecie, gdzie każdy ma jakąś swoją intrygę i próbuje ją forsować, to też prawda. No i nie każdy będzie na punkcie takiego sposobu opowiadania historii aż tak czuły, jak ja.

    Uznam, że wyraziłam swoją opinię na ten temat i w dalszych częściach przyczepię się do czegoś innego😉
  • Joan Tiger miesiąc temu
    droga_we_mgle, spoko. Każda sugestia mile widziana. :) Coś pomyślę nad tą techniką wykładu i wywalę z dialogów to, co powinno być poza nim.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania